Jeszcze wczoraj w naszym ogromnym tekście (KLIK!) na temat stosunków serbsko-albańskich pisaliśmy: „Bardziej prawdopodobne wydaje się przerwanie meczu przez kibiców, niż zwycięstwo gości”. Wieczorem wszystko było już jasne – choć profilaktycznie nie wpuszczono na stadion fanatyków z Albanii, choć odgórnie ustalono, że na obiekcie w Belgradzie zakazane są flagi zespołu gości – wszystko znów skończyło się gigantyczną zadymą i przerwanym meczem.
Tło opowieści znajdziecie w linkowanym wyżej tekście, ale w skrócie: od setek lat Albania żyje z Serbią mniej więcej tak, jak Batman z Jokerem, albo Stefan Niesiołowski z logiką. Czasem to tylko uszczypliwości i uprzykrzanie życia, czasem krwawe wojny z pogromami ludności cywilnej włącznie. Niektóre spory to kwestia trudnej przeszłości obu państw, inne to wciąż aktualne, wciąż niesłychanie gorące walki ostatnich kilkunastu, a nawet kilku lat. Na przełomie wieków makabryczna wojna o Kosowo, zakończona bombardowaniem Belgradu, zamachami terrorystycznymi Armii Wyzwolenia Kosowa i czystkami etnicznymi organizowanymi przez Serbów. Sześć lat temu – ogłoszenie niepodległości przez Kosowo i kolejna runda walk, tym razem politycznych.
Zawsze po przeciwnych stronach barykady, zawsze z innymi sojusznikami, zawsze z aspiracjami do miana lokalnego mocarstwa, i pretensjami do tych samych terenów. Stosunki Albanii z Serbią to definicja bałkańskiego kotła, w którym wystarczy iskra, by znów wszyscy wzięli się za łby.
Wczoraj iskra była… niesłychanie oryginalna. Jak wiadomo, mecz „podwyższonego ryzyka”, przy którym derby Krakowa to przyjacielskie spotkanie przy kawie, miał się odbyć bez udziału kibiców Albanii oraz ze stanowczym odcięciem całego stadionu od polityki. Żadnych flag! – zadecydowali wspólnie UEFA oraz związki z obu państw. W Belgradzie jedynymi Albańczykami mieli być zawodnicy, w rewanżowym spotkaniu sytuacja miała być podobna. Profilaktycznie postanowiono absolutnie zminimalizować ryzyko prowokacji. Niestety, stadion Partizana nie posiada zamykanego dachu…
Nad murawą tuż przed przerwą pojawił się… dron. Latający samolocik z podwieszoną flagą „Wielkiej Albanii”, czy „Etnicznej Albanii”, czyli delikatnie podrasowana wizja Albanii rozciągającej się od Kosowa przez Dolinę Preszewa, aż grecki południowy Epir. Coś jak graficzne przedstawienia zamysłu imperialnej Rosji, w której panowanie Moskwy rozciągałoby się jeszcze daleko za Warszawę. Nietrudno zgadnąć reakcję Polaków na podobną prowokację, a przecież przy Serbach wyglądamy na opanowanych i zimnokrwistych „ludzi północy”. Gdy tylko flaga pojawiła się nad stadionem, na trybunach zapanował totalny chaos.
Ciekawsze i zapewne bardziej istotne dla UEFA było jednak to, co działo się wówczas na murawie. Flagę z samolociku zerwał bowiem Stefan Mitrović, którego… zaatakowali albańscy zawodnicy, pragnący odbić flagę. W tych z kolei wjechali… serbscy kibice, także z udziałem sprzętu w postaci krzesełka. Ciekawsze obrazki? Kapitan Albańczyków okładający pięściami jednego z fanatyków, którzy wpadli na murawę, zdezorientowany Mitrović, któremu „zwinięto” flagę oraz kompletna dezorientacja, przede wszystkim wśród piłkarzy z Serbii, którzy nie do końca wiedzieli jak zachować się wobec bójki serbskich kibiców z albańskimi zawodnikami.
Gdy na murawie zaczęło się pojawiać coraz więcej kibiców, Albańczycy (prawdopodobnie razem z flagą) uciekli do tunelu, naturalnie obrzucani wszystkim, co wpadło w ręce rozwścieczonym Serbom. Wymowny był gest Kolarova, który osłaniał rywala w drodze do tunelu uciszając jednocześnie swoich rodaków, choć chwilę wcześniej Albańczyk skopał stojące mu na drodze krzesełko.
Sędzia nie miał zbyt dużego wyboru i zakończył mecz.
Pierwsze relacje z pola bitwy były naprawdę oszałamiające. Według niepotwierdzonych informacji samolotem miał sterować siedzący na loży VIP… brat premiera Albanii. Fotografie, które obiegły świat, z albańskimi piłkarzami, którzy zachowali się w tej sytuacji jak prawdziwi kibice (odbili flagę, podnieśli rękawice rzuconą przez serbskich chuliganów i stanęli z nimi do walki) także mają wpływ na ocenę całej sytuacji. Albańczycy nie mają wątpliwości – dopuszczenie do zagrożenia zdrowia zawodników to ogromny błąd organizatora, który godny jest kary walkowera. Serbowie ripostują – wszystko zaczęło się od drona oraz dzikiej reakcji albańskich zawodników, gdy flaga trafiła w ręce Mitrovicia. UEFA odpowiada – analizujemy sytuację, chcemy poznać pełen obraz zdarzeń.
Co dalej? Wszystko w rękach UEFA. To znaczy: wszystko dotyczące wyniku wczorajszego spotkania. Rewanż w Albanii będzie bowiem kolejnym meczem poza wszelką kontrolą. My z kolei przeczuwamy, że do grona państw, które nie mogą trafić na siebie w oficjalnych meczach UEFA (jak Azerbejdżan z Armenią, czy Hiszpania z Gibraltarem) niedługo dołączy Serbia z Albanią. Dziwne, że tak późno. Jak pokazał wczorajszy wieczór – za późno.