Reklama

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, dziś wracamy głodni

redakcja

Autor:redakcja

14 października 2014, 23:48 • 3 min czytania 0 komentarzy

Gdyby ktoś zapytał nas przed eliminacjami, czy siedem punktów w trzech pierwszych meczach jest w ogóle do zrobienia, odpowiedzielibyśmy, że równie prawdopodobny jest gol Sebastiana Mili w starciu z Niemcami. Dziś mamy upragnione siedem, ale po dziewięćdziesięciu minutach spotkania ze Szkocją pozostaje ogromny niedosyt. Balonik może nie roztrzaskał sie z hukiem, ale spuszczono z niego sporo powietrza. Godzina przeraźliwego katowania oczu, 30 minut dobrej gry, sporo fajnych akcji, ale koniec końców: remis, który chluby nam nie przynosi.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, dziś wracamy głodni

Gorsza jest jednak świadomość, że nadal nie potrafimy grać w piłkę. Nadal w meczach z zespołami o porównywalnym potencjale popełniamy te same błędy, z dość głupim oczekiwaniem na możliwość kontrataku na czele. Pomysł na rozmontowanie rywali, niezależnie czy gramy z mistrzami świata, czy dość drewnianymi Szkotami? Szybkie akcje po odebraniu piłki. Skonstruować coś samemu? Jak, skoro ani Krychowiak, ani Mączyński nie potrafią w żaden sposób uruchomić skrzydłowych, pociągnąć drużyny do przodu, przejąć piłki od defensorów i przekazać do wychodzących na pozycję graczy ofensywnych.

Nie potrafimy tego, nie mamy na to żadnej koncepcji, pozostaje jedynie dość smutne liczenie na indywidualny błysk/indywidualny błąd.

Oczywiście potem na boisku pojawia się wygrzebany ze Śląska, do niedawna zmagający się z nadwagą Sebastian Mila i nagle okazuje się, że można. Że da się uruchomić skrzydłowych, że da się przejść rywala w środku i dobrze dograć do napastników, że da się zwyczajnie grać w piłkę. Smutne, że nie grał od początku? Bardziej smutne, że nie mamy na to miejsce kogoś grającego w Bayernie, Borussii, albo chociaż Sevilli.

Tym bardziej, że nie można też przesadzać w drugą stronę i sugerować, że tylko kreowanie jest naszym problemem. Wyciąganie Glika przez napastników Szkocji i stwarzanie dużej dziury w środku, spore problemy ze skrzydłowymi oraz kryciem przy stałych fragmentach gry, momentami nawet proste błędy techniczne – to wszystko nie jest wina braku Pirlo w środku, ale wszystkich ogniw naszego składu.

Reklama

Oczywiście, obraz będzie zaciemniony fantastycznym zrywem w końcówce, tą akcją Mili, gdy związał dwóch graczy Szkocji, jednego nawet przedziurawił i zagrał kapitalną prostopadłą piłkę. Będzie zaciemniony tą determinacją, wyjściem na remis i w gruncie rzeczy kolejnym dowodem, że Polska zaczyna tworzyć ekipę, a nie grupkę chłopaków, którym ktoś kazał zagrać razem. Nie dajmy się jednak zwariować.

Straciliśmy dwa punkty na swoim obiekcie w meczu ze Szkocją, w barwach której największą gwiazdą jest Naismith, bramkarz wygląda bardziej elektrycznie, niż gra nogami Miśkiewicza z Wisły, a jeden z obrońców prędzej zagra z krzyżaka, niż swoją słabszą nogą. Nadal jest nieźle. Nadal nie ma co płakać. Nadal jednak trzeba się domagać więcej. Chociaż powtórzenia tych ostatnich trzydziestu minut w kolejnych meczach i oszczędzenia nam wcześniejszego godzinnego seansu “Polska bije głową w mur”.

Były momenty. Był słupek po świetnej akcji, był strzał “Lewego”, był gol Milika. Teraz trzeba z tego zrobić normę i może zwycięstwo z Niemcami nie pójdzie na marne.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...