– Na pewno jest więcej takich, którzy grają w czołowych klubach. Grają – to jest słowo kluczowe. Pamiętam ten moment, kiedy zaczynałem pracę z kadrą. To był 2002 rok, a ja powołałem wtedy piętnastu chłopaków z polskiej ligi. I wszyscy się cieszyli. Fajnie, Janas daje szanse graczom z ekstraklasy. Tylko, że po pół roku siedmiu wyjechał za granicę, za chwilę kolejnych siedmiu i od tego czasu ciężko jest mówić, że polskie kluby budują coś stabilnego. Dzisiaj już nawet dzieciaków sprzedają, jak przyjdzie pierwsza przyzwoita oferta – mówi w rozmowie z Przeglądem Sportowym Paweł Janas, były selekcjoner reprezentacji Polski.
FAKT
Mecz z Niemcami coraz bliżej, a przed nami starcie Polaków z najlepszym bramkarzem świata.
W klubie ostatniego gola puścił pod koniec sierpnia. Na mundialu zachwycał nie tylko grą przed polem karnym, ale również niesamowitym refleksem na linii. I chociaż jest najlepszym bramkarzem świata, to można go jednak pokonać. Manuel Neuer (28 l.) zwłaszcza w meczach z niżej notowanymi rywalami często traci gole. Jest więc szansa dla napastników biało-czerwonych. Bo skoro Neuera w drużynie narodowej pokonali już piłkarze ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Azerbejdżanu czy Kazachstanu, to powinni być w stanie dokonać tego również zawodnicy Adama Nawałki (57 l.). Neuer rozegrał w reprezentacji Niemiec 54 mecze i w ponad połowie tracił gole. Zdarzały mu się nawet koszmarne występy, a jego największymi prześladowcami są Szwedzi, którzy w eliminacjach mistrzostw świata 2014 w dwóch spotkaniach pokonali go aż 7 razy. Z żadną inną drużyną nie ma tak fatalnego bilansu. Jednak statystyki to jedno, a wydarzenia na boisku to zupełnie inna sprawa. – Neuer często traci gole, gdy reprezentacja już wysoko prowadzi. Obrońcy są rozluźnieni, myślami już przy następnym spotkaniu i dlatego rywal może wówczas się pokazać. Bardzo często jedynym zawodnikiem kadry Loewa, który do samego końca chce grać na maksimum możliwości, jest właśnie Manuel – powiedział o bramkarzu Bayernu Monachium jego słynny poprzednik w klubie i w kadrze Oliver Kahn (45 l.).
Obok na temat piłki m.in. wypowiada się… Dariusz Michalczewski. W skrócie, mówi, że:
a) na piłce specjalnie się nie zna…
b) … ale wie, jak silni są Niemcy…
c) … a jak słabi Polacy
Tyle to wie każdy, panie Darku. Nie zamierzamy też cytować tekstu, który nawiązuje do naszych reprezentacji innych dyscyplin, które pokonały w tym roku Niemców.
Trochę o historii, czyli potyczki Polaków przeciwko mistrzom.
Przeciwko zwycięzcom mundiali graliśmy 11 razy. Gole strzelało w nich dziewięciu Polaków. Wśród nich obecny (Zbigniew Boniek, 58 l.) i poprzedni prezes PZPN (Grzegorz Lato, 64 l.) oraz agent Roberta Lewandowskiego 26 l.) Cezary Kucharski (42 l.). I najważniejsze: do tej pory tylko raz w całej historii futbolu zdarzyło się, by w Polsce zagrali aktualni mistrzowie globu. I akurat wtedy przegrali Włosi (0:1), w 1985 roku po kapitalnym golu Dariusza Dziekanowskiego (52 l.). Poza tym wygrywaliśmy z Brazylią (1:0) podczas finałów mistrzostw świata w 1974 roku i w Buenos Aires z Argentyną (2:1) siedem lat później. – Czyli najwyższy czas na powtórkę z historii i gola dziesiątego Polaka w meczu z najbardziej prestiżowym rywalem? Bo że się da, to już pokazaliśmy – mówi Antoni Piechniczek (72 l.), który przeszedł do historii polskiej piłki jako selekcjoner drużyny poskramiającej mistrzów aż dwukrotnie (w meczach z Włochami i Argentyną).
I jeszcze jeden materiał, tym razem ligowy – ciekawe losy Veljko Nikitovicia z Łęcznej. Fragment rozmowy.
Dlaczego wyjechał pan z Serbii?
– Mając 19 lat, pokłóciłem się z prezesem klubu Mladoz. Płacił mi jak chciał. Miałem umowę na 1000 marek miesięcznie, a dostawałem 100-200. Na koniec miesiąca bywało, że stwierdzał: w tym meczu zagrałeś słabo, w tym też, teraz ty wisisz mi 500 marek. To był mafioso, umowy z nim nie były nic warte. Każdy miał ten problem, ale ja nie pozwoliłem się oszukiwać. Na koniec sezonu powiedziałem, że chcę dostać swoje sześć tysięcy marek. Myślałem: trochę dam rodzicom, zaproszę kolegów na imprezę, w Belgradzie zawsze jest gdzie się zabawić. I wtedy usłyszałem, że to ja jestem mu winien sześć tysięcy, więc jesteśmy kwita. Wkurzyłem się, powiedziałem, że już u niego nie zagram. I słowa dotrzymałem.
GAZETA WYBORCZA
Z dotarciem do treści w Rzeczpospolitej mamy pewne problemy, dlatego spoglądamy od razu w Wyborczą… Niemców spróbujemy powstrzymać dużym dzieckiem w środku pola. Ciekawy tekst o Tomaszu Jodłowcu.
Tomasz Jodłowiec zagrał w reprezentacji 32 razy, ale nigdy nie był pewniakiem. Sobotni mecz z mistrzami świata w eliminacjach Euro 2016 będzie dla niego największym wyzwaniem. – Piłkarz o psychice dziecka. Gdy źle zacznie mecz, traci koncentrację albo pewność siebie i przepada – mówił jego był trener. – W 2008 r. miał podpisać kontrakt z Napoli. Przez trzy dni codziennie koledzy odwozili go na lotnisko, ale za każdym razem wymyślał jakiś powód, żeby zostać w Polsce. Po czterech dniach wróciłem z Włoch, gdzie na niego czekałem. Wiedziałem, że nic z tego nie będzie. To fajny facet, ale duże dziecko – wspomina Radosław Osuch, były agent. – Próbowaliśmy do niego dotrzeć, ale nie było łatwo. Brał piłkę i jechał z nią do przodu, łamał wiele schematów boiskowych i nie potrafił się zdyscyplinować. Ale on uważał, że pomaga drużynie, że robi dobrze – wspomina Marcin Baszczyński, były piłkarz Polonii. Kiedyś wychodził z budynku klubowego, udając, że rozmawia przez telefon, aby uniknąć dziennikarzy. Pech chciał, że gdy trzymał słuchawkę przy uchu, ktoś do niego zadzwonił… Tomasz Jodłowiec. Wielki, muskularny facet, który na boisku zamienia się w zabójcę i w sobotnim spotkaniu z Niemcami ma zostać wrzucony w sam środek pola bitwy, by powstrzymywać mistrzów świata.
A obok Wołowski rozmawia z Cionkiem. Nic specjalnego, ale mamy świadomość, że w tym okresie nie jest łatwo o dobre wywiady z kadrowiczami.
To jakie szanse na Polska, 70. drużyna w rankingu FIFA?
– Niemcy są faworytem, ale życie byłoby smutne bez marzeń. Dlatego pozwólcie nam marzyć o zwycięstwie w sobotę. Może kibice zechcą się do nas przyłączyć, a może uda się nam ich zarazić optymizmem. Bez tego nie ma nic, nie ma nadziei. Czyli w ogóle nie ma jutra. Choć urodziłem się w Kurytybie, wiem, jakie są podteksty rywalizacji Polaków z Niemcami. Opowiadała mi o tym rodzina w Brazylii, słyszałem o nich, mieszkając w Polsce. Wiem, że reprezentacja Polski nigdy z Niemcami nie wygrała, nawet w swoich najlepszych czasach. Mimo to marzyć, że stanie się to wreszcie w sobotę i ja wezmę w tym udział, nikt mi nie zakaże. Oczywiście wiemy, że punkt byłby ze złota.
Przed chwilą widział pan na własne oczy Niemców, jak rozbijali Brazylię 7:1 w półfinale mundialu. Nie studzi to trochę pańskiego optymizmu?
– Na mundial pojechałem do Brazylii, ten mecz oglądałem w Kurytybie. Usiedliśmy przed telewizorem z rodziną i sąsiadami z wiarą w zwycięstwo “Canarinhos”. A potem pamiętam tylko czarną dziurę, jak całe 200 mln ludzi w Brazylii. Można gdybać, co by było, gdyby zdrowy był Neymar, może obrona nie rozpadłaby się jak domek z kart, gdyby grał Thiago Silva? Dziś to bez znaczenia. To było futbolowe kuriozum, najokropniejsza data w dziejach brazylijskiej piłki. Minie sto lat i nikt nie zgłębi, co tak naprawdę się stało na Mineirao.
SUPER EXPRESS
Co dziś w Superaku? Tabloid zamieszcza rozmowę z jednym ze swoich standardowych bywalców – Łukaszem Podolskim. Poldi nie będzie cieszył się z gola przeciwko Polakom.
Niektórzy polscy kibice wierzą, że pokonamy w końcu Niemców, ale są też tacy, którzy boją się, że zrobicie z Polską to, co z Brazylią, czyli 7:1. Jakie masz przeczucia?
– Nie sądzę, aby tak wysoki wynik był do powtórzenia. Polska to dobry zespół, na swoim terenie zawsze jest groźna. To właśnie Polska jest naszym głównym rywalem w walce o pierwsze miejsce. A ta grupa wcale nie jest łatwa. Skoro zdobyliśmy mistrzostwo świata, to teraz ludzie myślą, że każdy mecz będziemy wygrywać po 7:1, a na Euro 2016 awansujemy spacerkiem. Ale tak się nie da. Już pierwszy mecz ze Szkocją, wygrany tylko 2:1, pokazał, że będzie ciężko. Teraz trudne starcie z Polską, a w środę z Irlandią. 5-6 lat temu przed meczami z tymi rywalami mocni dopisywali sobie trzy punkty, ale czasy się zmieniają. Teraz wszystko trzeba wyszarpać.
Na Euro 2008 strzeliłeś Polsce dwa gole, ale nie okazywałeś radości. Gdybyś zagrał i trafił w sobotę, to…
– Zachowam się tak samo. Nie będzie radości. Owszem, czasem w takich chwilach emocje biorą górę, ale zrobię wszystko, żeby je opanować. Nie będę biegł do kibiców, zdejmował koszulki, prowokował. Nic z tych rzeczy. Za bardzo szanuję Polskę.
Piłkarze pograli w golfa, ale wybaczcie – jakoś nas ten temat nie przekonuje. Przerzucamy stronę i mamy tekst o Krychowiaku. Ciekawy tytuł: Wyłóż 120 baniek – możesz mieć superpiłkarza i piękną fankę.
Grzegorz Krychowiak (24 l.) ma być jednym z liderów reprezentacji Polski w sobotnim meczu z Niemcami. Jeśli pokaże się z dobrej strony, to jego rynkowa wartość jeszcze bardziej wzrośnie. Pomocnik FC Sevilla robi furorę w Hiszpanii i w niedalekiej przyszłości może zostać bohaterem wielkiego transferu. Jak ustaliliśmy, oficjalna cena za Polaka to 30 milionów euro, a więc ponad 120 mln złotych! Tyle trzeba zapłacić, by mieć go w swojej drużynie, a jego piękną partnerkę Celię Jaunat – na trybunach. Choć w polskiej kadrze zagrał już 20 spotkań, to w żadnym za bardzo nie błyszczał. Kibice wierzą, że wielka chwila “Krychy” nadejdzie właśnie w meczu z Niemcami. Nadzieje wydają się uzasadnione, bo wychowanek Orła Mrzeżyno robi furorę w Hiszpanii. Tamtejszym dziennikarzom brakuje już pomysłów na wymyślanie nowych pseudonimów dla Polaka. Najpierw był “piłkarz totalny”, potem “polski czołg”, następnie “tytan z Nervion”, a ostatnio “lokomotywa Sevilli”.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Taką okładkę serwuje nam dziś PS.
Tekst główny w gazecie to: Polska recepta na mistrzów świata. Ma to zapewne związek z tym, co cytowaliśmy z Faktu, ale tutaj znacznie większy materiał.
Pytanie za sto punktów: który mecz z udziałem reprezentacji Polski oglądało najwięcej kibiców z trybun? Nie, nie chodzi o żaden Stadion Śląski ani inne Wembley. Otóż efektowny rekord został ustanowiony w czerwcu 1966 roku i z pewnością już nigdy nie zostanie pobity. Biało-czerwoni zagrali wtedy na słynnej Maracanie z Brazylią. Mecz z ówczesnymi mistrzami świata, dla których była to próba generalna przed wyprawą na mundial do Anglii, przyciągnął 130 tysięcy ludzi! – Pamiętam, że lokalne media na drugi dzień podawały różne liczby. Ktoś nawet napisał, że było 170 tysięcy kibiców. W każdym razie tłum był nieprzebrany, morze ludzkich głów, wrażenie niesamowite. No i to uczucie, że gramy w świątyni futbolu przeciwko drużynie, która na dwóch poprzednich mundialach zdobywała mistrzostwo, a wśród nich są takie gwiazdy jak Garrincha czy Pele – wspomina Stanisław Oślizło, wówczas kapitan drużyny. Trzy dni wcześniej Polacy też zagrali z Brazylią, ale bez kilku czołowych graczy. Był to jednak pierwszy w historii mecz naszej narodowej drużyny przeciwko aktualnym mistrzom świata. W Belo Horizonte przegraliśmy 1:4. Na Maracanie też byli lepsi gospodarze, ale wygrali tylko 2:1. – Zasłużyli na zwycięstwo bez dwóch zdań. Oszołomiła nas cała otoczka. Przed meczem spiker wywoływał każdego Brazylijczyka na środek boiska i dostawał on owacje od kibiców – opowiada Oślizło, któremu przypadła wyjątkowa rola – w czasie gry musiał mieć oko na Pelego. – Akurat on gola nie strzelił i to już był mój sukces. Zdarzyło się, że twardo z nim powalczyłem i skasowałem jego akcję i wtedy ten wielki mistrz z uznaniem poklepał mnie po ramieniu. Poczułem się, jakby ktoś wręczył mi jakiś ważny order – przyznaje były piłkarz Górnika.
Adam Nawałka wciąż szuka kolejnych pomysłów. Tym razem Jędrzejczyk ma zagrać na lewej obronie.
Obrońca Krasnodaru może zagrać w sobotę w wyjściowym składzie, na lewej obronie. Tak przynajmniej wynikało ze środowego, zamkniętego dla mediów, treningu kadry na stadionie Polonii przy Konwiktorskiej. Z reguły jeśli ktoś dostanie od selekcjonera w jego trakcie meczową koszulkę, potem wychodzi w podstawowej jedenastce. A jeszcze we wtorek, w Międzylesiu, jako podstawowy lewy obrońca kadry biegał Jakub Wawrzyniak, który grał w pierwszym meczu el. ME 2016 z Gibraltarem. Jędrzejczyk był wówczas rezerwowym. – Gdyby się okazało, że Kuba, który ostatnio był kontuzjowany, nie jest zdolny do gry przeciwko Niemcom, może mógłby go zastąpić Artur Jędrzejczyk? – zastanawiał się wiceprezes PZPN Marek Koźmiński. Prawonożnemu obrońcy FK Krasnodar pomysł bardzo się spodobał. – Fajnie, gdyby pojawiła się taka opcja – mówi nam w środę przed treningiem 27-letni piłkarz. – Bywało, że w rosyjskim klubie grałem na tej pozycji nie tylko w sparingach. W poprzednim sezonie, kiedy pełniłem rolę środkowego obrońcy, trener ustawiał mnie bliżej lewej strony. Najczęściej gram jednak na prawej obronie. Tak jest w całym tym sezonie. Ale lewa noga nie służy mi tylko do podpierania przy wsiadaniu do tramwaju. Nie mam problemu, jeśli trzeba nią kopnąć piłkę w pole karne. Bywa, że na prawym skrzydle robię zakos do środka i wtedy dorzucam lewą nogą.
Mamy rozmowę z Pawłem Janasem o polskim futbolu, i nie tylko.
Mam wrażenie, że dziś reprezentacja Polski nie potrafi awansować na mundial, mimo zdecydowanie lepszych piłkarzy.
– Na pewno jest więcej takich, którzy grają w czołowych klubach. Grają – to jest słowo kluczowe. Pamiętam ten moment, kiedy zaczynałem pracę z kadrą. To był 2002 rok, a ja powołałem wtedy piętnastu chłopaków z polskiej ligi. I wszyscy się cieszyli. Fajnie, Janas daje szanse graczom z ekstraklasy. Tylko, że po pół roku siedmiu wyjechał za granicę, za chwilę kolejnych siedmiu i od tego czasu ciężko jest mówić, że polskie kluby budują coś stabilnego. Dzisiaj już nawet dzieciaków sprzedają, jak przyjdzie pierwsza przyzwoita oferta.
To błąd?
– Nie rozumiem tego. Chłopakom łatwo jest wmówić, że tam będą większe pieniądze, lepsze warunki. I oni jadą, tylko po pewnym czasie okazuje się, że jednak nie będą tam grać. Weźmy takiego Zielińskiego. Był w Udinese, a teraz go gdzieś tam wypożyczają po małych klubikach. Wyjechał Furman do Tuluzy i nie gra. Po kilku latach wszyscy ci chłopcy wracają ze zwieszoną głową do Polski, a jest już za późno, by znów mogli wejść na równie wysoki poziom. A teraz zobaczcie Lewandowskiego. Chwilę wytrzymał, pograł i pojechał do Niemiec już jako doświadczony napastnik. Gdyby wszyscy szli za jego przykładem, nasza piłka byłaby dziś dużo wyżej.
Spójrzmy na to, jak wygląda nowe rozdanie młodzieżówki.
Zespół Marcina Dorny gra z Włochami w ramach Turnieju Czterech Narodów, na otwarcie nowego stadionu w Lublinie. Ten mecz to początek walki o miejsce w kadrze na młodzieżowe mistrzostwa Europy w… 2017 roku. Istnieje duża szansa, że ten turniej odbędzie się w Polsce, a Arena Lublin zostanie jednym ze stadionów, na których rozgrywane będą mecze. Niestety nie wszyscy zawodnicy powołani przez Marcina Dornę będą mogli zagrać z Italią i w poniedziałek ze Szwajcarią. Na zgrupowaniu stawiło się 20 piłkarzy. Nie przyjechali kontuzjowani Paweł Cibicki (Malmö FF), Igor Łasicki (Gubbio Calcio) i Sebastian Mrowca (Wehen Wiesbaden). Nie ma także Mateusza Miazgi. Stoper New York Red Bulls, tak samo jak we wrześniu, dostał powołanie do dwóch reprezentacji jednocześnie. I znów wybrał USA. Czy już na stałe? Nieoficjalnie wiemy, że skusiła go perspektywa gry Amerykanów na igrzyskach olimpijskich w 2016 roku. Polska nie ma już szans na kwalifikację. – Trochę ucieknę od tego pytania. Do tematu Miazgi wrócimy po zakończeniu zgrupowania – mówi PS Dorna. Po przegranych eliminacjach do przyszłorocznych ME (a w konsekwencji także IO), prowadzona przez niego kadra oparta na zawodnikach z roczników 1992-93 zakończyła żywot. Trzon kolejnej stanowią ci urodzeni w latach 1994-95 (część grała już ze starszymi kolegami). Od lata selekcjonerem tego zespołu jest również Dorna, ale we wrześniowych me ze Szwajcarią u siebie (1:1) i Włochami na wyjeździe (3:1) drużynę prowadził duet Mariusz Stępiński i Maciej Stolarczyk, bo terminy kolidowały ze zgrupowaniem kadry U-21 przed feralnym meczem z Grecją (1:3).
Tematy ligowe:
– Celeban może zostać najskuteczniejszym obrońcą w historii Śląska
– Tarasiewicz nie trafił z transferami w Koronie
– Hajto blisko Miedzi Legnica
– Fornalik już pracuje z Ruchem
– dłuższa wersja wywiadu z Nikitoviciem
– felietony Iwana i Mielcarskiego
No, jest dziś co poczytać. Oczywiście, wszystkiego zacytować nie możemy. Skupiliśmy się na kadrze.