Reklama

Groteskowo w Bułgarii, senny hit, Szczęsny… jak to Szczęsny

redakcja

Autor:redakcja

01 października 2014, 23:06 • 5 min czytania 0 komentarzy

Nie bójmy się tego określenia – najciekawiej było dziś w Sofii, gdzie Łudogorec Razgard podejmował Real Madryt. Real, który rzucił do boju prawie cały pierwszy garnitur, z Cristiano Ronaldo, Garethem Balem i Luką Modriciem na czele. Spodziewaliśmy się meczu, z którego skrót spokojnie poradziłby sobie na stronach pornograficznych w kategorii hardcore, zamiast tego jednak, już po sześciu minutach… Bułgarzy zdobyli gola.

Groteskowo w Bułgarii, senny hit, Szczęsny… jak to Szczęsny

Sensacja? Niespodzianka? Absurd? Cóż, okazało się, że to tak naprawdę preludium do jednego z najdziwniejszych spotkań ostatnich dni. Chwilę później bowiem Cristiano Ronaldo nie wykorzystał rzutu karnego, a Łudogorec zamiast zabarykadować się we własnym polu karnym, wyprowadził nawet kilka całkiem rozsądnych ataków. Generalnie w pierwszej połowie, ku uciesze wszystkich fanów piłkarskich kopciuszków i zmartwieniu wszystkich miłośników obrońców tytułu – cios za cios. Real zdobywa prawidłowego gola, sędzia odgwizduje spalonego. Chwilę później w polu karnym nurkuje CR7 – kolejna jedenastka, tym razem pewnie wykonana przez samego poszkodowanego upadającego, ale i śliczny strzał Marcelinho, ale i minimalny spalony, po którym piłka ląduje w siatce „Królewskich”.

Do przerwy? Psia krew, niemożliwe, 1:1! Szybkie rozmyślania, dlaczego drogą Łudogorca nie kroczy dziś Legia, albo Lech i druga połowa w której znów swoje szanse mieli zarówno goście (dość mocno forowani przez sędziego), jak i gospodarze.

Statystyki mówią wszystko – w strzałach 18:10 dla Realu, w celnych – 8:4. Przewaga – jasne. Duże słowa uznania dla Stojanowa, który wielokrotnie ratował kolegów, słowa uznania dla jednego z obrońców, który wybił piłkę z linii bramkowej – oczywiście. Ale czy to był pogrom, którego oczekiwaliśmy? Ba, czy to w ogóle był mecz, w którym sprawiedliwe byłoby wyższe zwycięstwo Realu?

A przecież dodajmy jeszcze, że drugi gol dla „Królewskich” padł po najbardziej kuriozalnej interwencji zawodnika defensywnego od ciosu karate Wojciecha Małeckiego w meczu z Jagą. Otóż przy dograniu gości jeden z bułgarskich obrońców mógł:

Reklama

– wybić piłkę
– próbować zablokować strzał
– główkować na rzut rożny
– zaparzyć herbatę

Wybrał jednak fikołka z próbą stania na głowie. Benzema – wprawdzie nieco zaskoczony, ale jednak – zdołał opanować zdumienie i wtłoczyć piłkę do bramki.

Podsumowanie? 2:1 dla Realu, po meczu, który oglądaliśmy z niekłamaną przyjemnością. Uwielbiamy piłkarskie jaja, absurdy, groteskowe zagrania i scenariusze, tutaj zaś – było tego mniej więcej 80 minut. Zła wiadomość? Uraz Cristiano Ronaldo. Mamy nadzieję, że to nic poważnego, bo początek sezonu w jego wykonaniu to naprawdę duża klasa.

*

Kompletnie nie mogą odnaleźć się po przerwie reprezentacyjnej piłkarze Liverpoolu. Wystarczyło, że pojechali na kadrę, wrócili i… 0:1 z Aston Villą i 1:1 z Evertonem u siebie, a 1:3 na wyjeździe z West Ham, do tego wygrana w Pucharze Ligi dopiero po długiej wymianie jedenastek. Z kolei w Champions League szczęśliwe męczarnie z Łudogorcem, natomiast dziś – wyjazdowa porażka z FC Basel.

Reklama

I wiecie, co? W tym, że podopieczni Brendana Rodgers przegrali w Szwajcarii, nie ma przypadku. Liverpool jest w dołku, co potwierdziło się właśnie przed kilkoma minutami. Anglicy grali piach, nie mieli pomysłu na dochodzenie do sytuacji, a jak już im się to udało – Marković pudłował lub był blokowany, a Balotelli walił prosto w bramkarza lub kompletnie nie tam, gdzie powinien. Oczywiście, o ile nie dał się złapać na pozycji spalonej… O, albo taki Sterling: już miał przed sobą tylko golkipera rywali, wystarczyło jakoś zmieścić piłkę, ale przyjął tak, jak nie przyjmuje się nawet w polskiej lidze. Nie, to nawet nie był Ślusarski w najgorszym wydaniu.

No i obrona. Nie, nie powiemy, że Szwajcarzy wjeżdżali w nią jak w masło. Wystarczy, że Anglicy w defensywie rozpuścili się raz – przy rzucie rożnym, kiedy Skrtel przegrał główkę, a sytuację ratował kapitalną interwencją Mignolet, tylko że krycie Strellera odpuścił kompletnie Lovren. 1:0. Czterdzieści minut przed końcem gospodarze mogli się delikatnie cofnąć, czekać na kontry i patrzeć, jak Liverpool nieumiejętnie stara się kombinować. Rodgers wpuścił jeszcze drugiego napastnika, ale na nic się to już zdało.

*

Jeśli w futbolu najbardziej cenicie grę wszerz boiska, dzisiaj obejrzeliście prawdziwy spektakl. Jeśli nic nie wywołuje w was większych emocji, niż gra przerywana faulem co dwadzieścia sekund, to pewnie podczas transmisji z Vicente Calderon doświadczyliście palpitacji serca. Cóż to było dla was za widowisko! Jeśli jednak jesteście zupełnie normalni, to zmarnowaliście dwie godziny życia. Tym bardziej, że na innych boiskach w tym czasie działo się naprawdę sporo.

Szkoda, bo przecież na papierze ten mecz zapowiadał się bodaj najlepiej ze wszystkich. Było nie było grał mistrz Hiszpanii z mistrzem Włoch! A potem piłkarska katastrofa. Juventus klepiący piłkę z pomysłem tylko do środkowego koła. Atletico odpowiadające kontrą raz na pół godziny. Garść statystyk zmiażdży ten mecz do końca: Bianconeri, 64% posiadania piłki, zero celnych strzałów. Czterdzieści dziewięć fauli obejrzeliśmy z obu stron, a tylko dwa uderzenia w bramkę. Nieprawdopodobna kupa.

Ale gol padł. Wpisał się w nastrój meczowy, bo był typowym szczurem, kandydatem do najbrzydszego trafienia kolejki. Co nie znaczy jednak, że nie ma istotnego wymiaru. Po pierwsze, wszystkie drużyny w grupie mają po trzy punkty, gra zaczyna się od nowa. Remis u siebie stawiałby Atletico jednak w mocno niekomfortowej sytuacji. Po drugie, padła passa Buffona, który nie stracił bramki w barwach Juve od kwietnia (licząc gry o stawkę). To łącznie przełożyło się na ponad dziesięć godzin bez sięgania do własnej siatki. Gigi mocno musiał się odzwyczaić, ale kto wie, czy za chwilę znowu nie będzie okazji przypomnieć sobie tego i owego. Już w ten weekend do Turynu przyjedzie Roma.

*

Przejrzeliśmy też jak spisali się Polacy. W skrócie:

– Typowy Szczęsny jest typowy. Czerwona kartka. Arsenal wygrał 4:1, jedynego gola stracił z karnego, po faulu naszego rodaka.

– Piszczek z asystą. Borussia wygrała na wyjeździe 3:0 z Anderlechtem.

– W Lidze Mistrzów zadebiutował Cibicki. Od razu z asystą, Malmoe puknęło 2:0 Olympiakos.

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...