Runda w rundę wracają do Ekstraklasy pokonani przez zachód (wschód, południe, za mocnych lig był wiele) Polacy. Bardzo często ich powrót okazuje się widowiskiem smutnym. Oto piłkarz, którego pamiętasz z zamiatania rywalami, teraz sam jest tym zamiatanym. Oto gość, który porywał tłumy, teraz porywa się na kopanie ławek rezerwowych. Każdy z was bez trudu znajdzie jakiś przykład gościa, z którego powrotem wiązaliście wielkie nadzieje, a który okazał się odpadem. Odcinał kupony i jechał na nazwisku.
Dlatego warto docenić to, co robi Marcin Robak, który wciąga tę ligę nosem, przeżuwa i wypluwa. Każdy wracający z saksów Polak we wszystkich wywiadach opowiada, jak to wiele dał mu wyjazd zagraniczny, ale bardzo rzadko faktycznie tę naukę widać. Robak jednak jest przykładem piłkarza, który faktycznie zyskał w Turcji, nawet suche statystyki nie pozostawiają wątpliwości. Marcin przed wyjazdem: 77 spotkań, 26 goli. Po powrocie: 54 mecze, 30 goli. Jest różnica? Ano jest. W naszych ligowych warunkach, w których tak brakuje skutecznych napastników, to naprawdę ktoś robiący różnicę.
Być może przyczyną fakt, że bardzo mocną stroną Robaka jest ustawianie się. To nie piłka szuka go w polu karnym, tylko on ciężko pracuje na to, by zawsze znaleźć się w dogodnej pozycji. Gdzie po prostu warto podać. Jasne, jest silny, świetnie gra głową, ma wykończenie, ale to właśnie ta cecha w dużej mierze odróżnia go od innych. Gwarantuje ona regularność. W Turcji, lidze silniejszej, jest jeszcze mniej miejsca do grania, więc w naturalny sposób Robak mógł rozwinąć swoją najsilniejszą stronę.
Fot.FotoPyK