Reklama

Przed hitem: Nie boimy się, nie przestraszmy się, nie pękamy…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

20 września 2014, 10:23 • 12 min czytania 0 komentarzy

– To będzie pierwszy poważny test Legii w tym sezonie. Mistrz jedzie do Krakowa 
na spotkanie z Wisłą, 
która jako jedyna jeszcze 
w lidze nie przegrała. Chyba mało kto się spodziewał, że to Wisła będzie najpoważniejszym kandydatem do rywalizacji z Legią o tytuł. A w tej chwili tak to właśnie wygląda – czytamy dziś w Rzeczpospolitej. Ale o hicie Ekstraklasy znajdziecie materiały w każdej sobotniej gazecie. Jak co dzień, za wyjątkiem niedzieli, zapraszamy na nasz przegląd najciekawszych artykułów w piłkarskiej prasie. Zaglądamy dziś do sześciu różnych tytułów.

Przed hitem: Nie boimy się, nie przestraszmy się, nie pękamy…

FAKT

Na początek wczytujemy się w sobotni Fakt. Wszystko co piłkarskie mieści się na dwóch stronach.

Image and video hosting by TinyPic

Jeśli chodzi o wczorajsze mecze, na temat obu napisano niewiele ciekawego. Cytujemy malutki fragment zatytułowany “Robak pogrążył Machado“. Pogoń wygrała po raz pierwszy od sześciu meczów, z kolei Lechia wciąż gra skandalicznie. Trener Machado pod koniec meczu nerwowo spoglądał na zegarek. Czyżby czuł, że jego czas w Gdańsku dobiega końca?

Reklama

I tyle. Z kolei piłkarze Wisły deklarują, że nie boją się Legii. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak często ten wątek będzie się w dalszej części prasówki przewijał…

– Legia jest mistrzem Polski i to ona jest faworytem – uważa Brożek. – A to, że jesteśmy wyżej w tabeli wynika z faktu, że oni pogubili trochę punktów, gdyż kilka spotkań grali w rezerwowym składzie. My jednak znamy swoją wartość. Po ostatnich zwycięstwach odniesionych w dobrym stylu czujemy się podbudowani psychicznie. Szanujemy Legię, ale się jej absolutnie nie boimy. Będziemy grać, jak równy z równym – zapowiada snajper Białej Gwiazdy. Rok temu, gdy Wisła, również przy komplecie publiczności, gościła Legię, to właśnie gol strzelony przez Pawła Brożka zapewnił jej wygraną (1:0).

Mateusz Borek odpowiada na pytania czytelników. Jedno z nich dotyczy sprawy Polanskiego.

Wiem, że niektórzy krytykują trenera i mówią, że niepotrzebnie płaszczy się przed zawodnikiem, który i tak nie chce grać w naszej kadrze. Ale z tego, co wiem, to Polanski z chęcią założyłby biało-czerwoną koszulkę. Nie uważam, żeby Nawałka się przed piłkarzem Hoffenheim płaszczył. Selekcjoner po prostu podjął próbę wyjaśnienia nieporozumień. Do trenera nie można mieć pretensji. On ze swojej strony zrobił wszystko, by Poalnski do kadry wrócił. Pierwszy wyciągnął rękę, zadzwonił, umówił się na spotkanie, a to na pewno dla niego nie było łatwe. Przecież piłkarz Hoffenheim kilka miesięcy temu dość ostro skrytykował selekcjonera, padły mocne słowa, których nie dało się już cofnąć. Nawałka jednak schował dumę do kieszeni, odrzucił personalne animozje i próbował się z nim dogadać.

Cóż, sami oceńcie tę opinię. Nasze zdanie już znacie.

RZECZPOSPOLITA

Reklama

Kiełbasa w dół – zaczynamy wymownym tytułem tekstu, którego bohaterem jest Janusz Wójcik.

Polska korupcja futbolowa ma twarz Janusza Wójcika. Wydawało się, że wszyscy to rozumieją, tym bardziej że przed sądem we Wrocławiu były selekcjoner reprezentacji sam się przyznał i poddał karze. Infamii to jednak nie spowodowało. Wójcik w telewizyjnym wywiadzie w stacji Orange Sport twierdzi, że był co najwyżej pionkiem w puszczonej już dawno w ruch machinie przekupstwa, że wszyscy dobrze wiedzieli, jakie prawa rządzą polską piłką, i on wcale nie musiał płacić za ustawianie meczów, bo one ustawiały się same. Wystarczyło zadzwonić. To jest tak cyniczna linia obrony, że ręce opadają. Trudno uwierzyć, że można być aż tak zepsutym. To ludzie tacy jak Wójcik – przed nim, razem z nim i po nim – znieprawili polski futbol.

Wisła – lider wbrew rozsądkowi. Ale czy zatrzyma Legię?

To będzie pierwszy poważny test Legii w tym sezonie. Mistrz jedzie do Krakowa 
na spotkanie z Wisłą, 
która jako jedyna jeszcze 
w lidze nie przegrała. Chyba mało kto się spodziewał, że to Wisła będzie najpoważniejszym kandydatem do rywalizacji z Legią o tytuł. A w tej chwili tak to właśnie wygląda. Tradycyjnie wskazywano na Lecha Poznań, co odważniejsi z nadzieją patrzyli w kierunku Lechii Gdańsk, która działa na rynku transferowym z takim rozmachem, jakiego nie powstydziłby się w czasach największego Bizancjum Józef Wojciechowski. Lech jednak ma ewidentne problemy z wejściem na obroty. Silnik poznańskiej lokomotywy zaciął się, a niedawno zatrudniony Maciej Skorża jest już trzecim w tym sezonie fachowcem, który próbuje go wyregulować. Lech traci osiem punktów do lidera, a pierwszy mecz pod wodzą Skorży zakończył porażką 0:1 z Jagiellonią Białystok.

Niespodziewanie całość uzupełnia tekst o Ronaldinho, którego gwiazda już chyba zgasła.

Ronaldinh był gwiazdą reprezentacji Brazylii i Barcelony. Dziś gra w meksykańskim Querétaro, a to dowód, że jego gwiazda gaśnie, choć on nie chce się z tym pogodzić. Gdyby przedstawić jego karierę w trzech filmowych ujęciach, wystarczyłoby pokazać słynnego gola strzelonego „za kołnierz” angielskiemu bramkarzowi Davidowi Seamanowi podczas mundialu 2002, owację na stojąco kibiców Realu Madryt na Santiago Bernabeu po efektownej wygranej Barcelony oraz taneczne wygibasy w rytm samby, które Brazylijczyk lubił serwować kibicom po finezyjnie strzelonych golach. Ronaldinho był i wciąż jest wirtuozem piłki. Ale jego pozycja i popularność wykraczały daleko poza sportową rywalizację, bo nigdy nie ukrywał, że kocha życie niczym nastolatek wyjeżdżający z rodzinnego domu na studia. Właśnie słabość do uciech życia była jednym z głównych powodów, dla których od 2008 r. Ronaldinho zaczął się rozmieniać na drobne. Stało się tak, gdy miał zaledwie 28 lat.

GAZETA WYBORCZA

Hit w Ekstraklasie, czyli kto tak naprawdę kogo się boi?

Image and video hosting by TinyPic

– To krakowianie muszą się bać nas, a nie my ich – uważają piłkarze z Warszawy. Ale trener Franciszek Smuda stworzył zespół, który w tym sezonie jeszcze nie przegrał. Jeszcze dwa miesiące temu nic nie zapowiadało, że mecz tych drużyn będzie hitem jesieni. Wisła brała piłkarzy po przejściach, a księgowi zachodzili w głowę, jak poradzić sobie z kolejnymi niezapłaconymi rachunkami. Mistrzowie Polski wydawali pieniądze i wzmacniali się przed walką o Champions League. Przepaść między prowadzącą w ekstraklasie Wisłą a drugą Legią (traci do krakowian dwa punkty) widać w zeszłorocznych przychodach. Klub z Warszawy osiągnął 114 mln zł, z Krakowa – niespełna 31… – Legia dominuje w ekstraklasie, każdy marzy, by ją ograć. Ale muszą się uchować dwa-trzy zespoły, które będą z nią konkurowały i starały się podstawić jej nogę. Wisła chce być jednym z nich – mówi trener Smuda. Dariusz Dziekanowski, były napastnik Legii: – Na pewno Smuda obawia się Legii, ale też trochę kokietuje. Już w poprzednim sezonie udowodnił, że z drużyną Henninga Berga potrafi sobie radzić. To dobry motywator, który w prostych słowach wpływa na piłkarzy i to przynosi efekty. Wystarczy przypomnieć marcowy mecz na Łazienkowskiej, gdzie z wyniku 0:2 po przerwie jego Wisła zdołała doprowadzić do remisu. I to grając w dziesiątkę. W ekstraklasie wydrążona kryzysem finansowym Wisła na razie prezentuje się lepiej od Legii. Choć piłkarze z Krakowa ciągle czekają na zaległe wypłaty, to w lidze grają tak, jakby mieli premie od każdego nieprzegranego meczu. Są jedyną niepokonaną drużyną ekstraklasy. Na co dzień wyglądają tak, jakby byli przekonani, że problemy klubu się skończą, a ich zaległości zostaną uregulowane. – Mamy zgraną paczkę i walczymy jeden za drugiego. Do tego gramy efektownie, fajnie dla oka i czerpiemy z tego przyjemność. Mecz z Legią będzie jednak sprawdzianem, czy zasługujemy na lidera. W tej chwili wydaje się, że tak, bo gramy równo i nie przegrywamy. Teraz trzeba to jednak potwierdzić, a z kim to najlepiej zrobić, jak nie z Legią? – mówi obrońca Maciej Sadlok.

SUPER EXPRESS

Kiedy już pominiemy mocno rozbudowane tematy siatkarskie, zostaje nam… jedna strona o piłce. A tak naprawdę to jeden tekst – Radović chce przerwać passę Wisły.

Image and video hosting by TinyPic

Który z tych 15 goli w europejskich pucharach jest dla ciebie najważniejszy?
– Mam sentyment do bramki strzelonej Rapidowi w Bukareszcie (1:0) w 2011 roku. To było ładne uderzenie głową i dało nam awans z grupy w Lidze Europy. Fajnie wyszły też dwa gole w pierwszym spotkaniu ze Spartakiem Moskwa (2:2).

Przed meczem z Lokeren Jakub Kosecki wyznał, że Legia celuje w finał Ligi Europy. Wygrana z Belgami to początek marszu do zwycięstwa w tych rozgrywkach czy też deklarację “Kosy” należy odbierać jako dobry dowcip?
– Mamy coś do udowodnienia. Tamten sezon w LE był kompletnie do bani. Chcemy pokazać, że czegoś nas nauczył. Głównego celu, czyli awansu do Ligi Mistrzów, już nie osiągniemy, ale każdy mecz w Lidze Europy to okazja, żeby pokazać, że jesteśmy na tyle mocni, by grać w elicie. Grupa jest ciekawa, myślę, że razem z Trabzonsporem awansujemy dalej.

Wszędzie tylko: Radović strzela, Radović najlepszy, sezon życia Radovica… Od tych pochwał nie kręci ci się w głowie?
– Bez przesady. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że cały czas jestem tym samym starym “Rado”. W domu mnie wychowano, że zawsze trzeba być dobrym człowiekiem. Poza tym za dużo w piłce przeżyłem, za bardzo dostałem w d…, by teraz zachłysnąć się pochwałami.

SPORT

Okładka nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem.

Image and video hosting by TinyPic

Przerzucamy strony traktujące o siatkówce i dochodzimy do sterty relacji i zapowiedzi Ekstraklasy. Co jako tako nadaje się do przeczytania? Przed meczem Podbeskidzia z Górnikiem czuć zapach remisu

Cieszy mnie, że na naszym terenie mogą być rozgrywane mecze, które decydują o kształcie czołówki tabeli ekstraklasy – zaciera ręce Jan Żurek. Realną stawką dzisiejszej konfrontacji pod Klimczokiem, w której Podbeskidzie podejmie Górnika, jest miejsce na podium ekstraklasy – na ten moment oczywiści. Zajmuje je na razie ekipa z Zabrza, ale jeśli przegra mecze, będzie musiała ustąpić miejsca właśnie Podbeskidziu. Do tej pory zabrzanie zawsze jeździli do Bielska-Białej jak po swoje. Wygrywali tam w I lidze, a także dwa razy w ekstraklasie. Za każdym razem – dość pewnie. Teraz jednak z racji prezentowanej przez „górali” formy – wcale nie będą faworytami.

Image and video hosting by TinyPic

Osyra z Piasta zapowiada grę o pierwszą ósemkę. Cytujemy jednak fragment o nim samym.

Jarosław Kaszowski powiedział, że z każdym meczem widać jak rośnie pana pewność siebie. Ma rację?
– Wydaje mi się, że tak i tej pewności siebie jest więcej, przede wszystkim dlatego, że gram. To pomaga każdemu zawodnikowi. Druga sprawa, że wygrywamy, więc cała drużyna gra pewniej. Wszystko idzie w dobrym kierunku.

Dużo wysiłku i ciężkiej pracy kosztowało pana przekonanie do siebie trenera?
– Trzeba mocno pracować i ciężko trenować aby trener dał szansę, trzeba sobie na to ciężko zapracować. Pierwszy raz stanąłem przed taką szansą regularnej gry w całej moje karierze. Gra w Piaście to mój pierwszy poważny sprawdzian.

Borecki, prezes Podbeskidzia, jest mocno zbulwersowany karą dla klubu.

W środę Podbeskidzie Bielsko-Biała zostało ukarane finansowo przez Komisję Ligi za – zdaniem komisji – zaniedbania organizacyjne podczas meczu z Legią Warszawa. Chodzi o rzucenie przez kibiców serpentyn na boisko. Nastąpiło to w momencie, kiedy górale strzelili jedną z bramek. Wysokość kary to 5 tysięcy złotych. – To skandal, niedorzeczność i kompletny absurd! – nie ukrywa wzburzenia decyzją Komisji Ligi, Wojciech Borecki, prezes bielskiego klubu. – Nie jestem w stanie zrozumieć kary za rzucenie kilku papierków. Stadion w Bielsku-Białej należy do najbezpieczniejszych w ekstraklasie. Nigdy nie było żadnych nieprzyjemnych incydentów – sternik górali nie może pogodzić się z takim wyrokiem. – Obejrzałem wszystko bardzo dokładnie na wideo. Przerwa w meczu trwała dokładnie… 26 sekund! Była to tzw. przerwa techniczna, którą podczas meczów stosuje się np. podczas dokonywania zmian. W uzasadnieniu kary przeczytałem, że została ona nałożona na podstawie… materiału wideo. Jest to argumentacja absurdalna. Delegat PZPN nie miał do tej sytuacji żadnych zastrzeżeń i jej nie opisał. Chciałbym spytać, co dzieje się z następnie z pieniędzmi, które mamy zapłacić? Być może dostaliśmy karę za to, że graliśmy i wygraliśmy z Legią… – zastanawia się głośno prezes Podbeskidzia.

Image and video hosting by TinyPic

I na koniec mamy jeszcze tekst, który traktuje o Ruchu jako drużynie problemowej. Tym problemem są tracone gole w końcówkach meczu. Odpuszczamy ten materiał.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Pierwsze strony w PS dedykowane są oczywiście siatkarzom.

Image and video hosting by TinyPic

Dalej: Odstrzał lisów – pisze Krzysztof Stanowski.

Wracamy do normalności, czyli do tego, że dla Polski grają Polacy, a nie ludzie, którzy po polsku mówić nie potrafią lub tacy, dla których był to kraj drugiego wyboru (i opowiadali, że w meczu Niemcy – Polska kibicowaliby Niemcom). Wprawdzie jest jeszcze możliwe powołanie Sebastiana Boenischa, ale traktuję to jako ostatnią fazę agonii tego całego chorego konceptu. Obraniaka już nie ma, bo się obraził na wszystkich, Polanskiego nie ma, bo się obraził na Nawałkę, a Perquisa nie ma, bo pewnie akurat stoi w kolejce do lekarza (niewykluczone, że stoi w niej na kogoś obrażony). Dzisiaj warto w kilku słowach podsumować, co osiągnęliśmy, idąc na zgniłe kompromisy. (…) Mam żal do Adama Nawałki, że w ogóle wpadł na pomysł negocjowania z Polanskim. W dość ostrych słowach wyraziłem to we wtorkowym felietonie na portalu Weszło. Chciałem w kadrze takiego Nawałkę, jakim był on w Górniku Zabrze. Ostrego, wymagającego, niepozwalającego wchodzić sobie na głowę. Liczyłem, że przeniesie to wszystko do reprezentacji, ale gdy pojechał do Polanskiego, stracił w moich oczach. Bo to nie selekcjoner powinien wyciągać rękę w kierunku piłkarza, który go publicznie obrażał. To piłkarz powinien wpierw sam przeprosić i w niepewności czekać, czy zostanie mu wybaczone. W przeciwnym razie mamy do czynienia z zachwianiem hierarchii. Moim zdaniem znacznie zdrowsze dla całej grupy byłoby wyznaczenie klarownych granic, których przekraczać nie wolno. Nawałka miał okazję, by udowodnić, że potrafi być stanowczy, ale ją zmarnował. I tak, znam powiedzenie, że mądry głupszemu ustępuje.

Oho, kolejny tytuł z cyklu: nie boimy się, nie przestraszmy się, nie pękamy… Paweł Brożek.

Pokonywał pan kilku bramkarzy Legii. Którego z nich ceni pan najwyżej?
– Najlepszy był Janek Mucha. Popełniał mało błędów, bronił bardzo efektywnie, a nie tylko efektownie, jak niektórzy. Nie przypominam sobie jakiś jego spektakularnych wpadek. Szanuję go bardzo za umiejętności, ale jako człowiek był też zawsze w porządku. Dušan Kuciak również ma bardzo dobre mecze, na pewno wybronił Legii kilka ważnych spotkań. Teraz mówi się, że ma słabszy okres, ale on wciąż jest świetnym golkiperem.

(…)

Czy pańska obecna forma jest już optymalna?
– Patrząc przez pryzmat mojej gry z Pogonią Szczecin, można powiedzieć, że było blisko tego maksimum, ale już w ostatnim meczu z Zawiszą był taki okres, że byłem doskonale kryty i nie mogłem rozwinąć skrzydeł.

Z perspektywy czasu, jakie były przyczyny pańskiej wiosennej zapaści?
– Zimowe zgrupowanie w Turcji był dla mnie pierwszym od trzech lat, które przepracowałem w całości. W poprzednich klubach nie było takich przygotowań i dlatego wolniej niż inni adaptowałem się do obciążeń, jakie tam mieliśmy. Teraz, po letnich treningach, czułem się już dużo lepiej. Wiosną nie tylko nie strzelałem goli, ale w ogóle nie dochodziłem do żadnych sytuacji. W niedawnym meczu z Lechem zmarnowałem cztery znakomite okazje, ale mimo to moja gra wyglądała o niebo lepiej niż wiosną. Wtedy próbowałem radzić sobie też na własną rękę. Jeździłem na Śląsk na indywidualne treningi do Leszka Dyji. Moim problemem nie był brak wytrzymałości, ale nie mogłem odzyskać szybkości, byłem wolniejszy od obrońców. Poprawiłem to i już pod koniec sezonu zacząłem zdobywać bramki.

Image and video hosting by TinyPic

Szukamy dalej ciekawych tekstów i… to by chyba było na tyle. Zerknijmy może jeszcze, ale raczej w sposób nieco trochę wymuszony, na materiał z I ligi: Dźwigała gra o posadę.

Ten mecz będzie najważniejszy w dotychczasowej trenerskiej karierze Dariusza Dźwigały. – Wiem, że niezbyt fortunne jest uzależnianie utrzymania posady przez trenera od wyniku jednego spotkania, bo może przecież o tym zdecydować przypadek, ale z drugiej strony już dziewiąta kolejka, a nasz zespół nie wygrał jeszcze u siebie i jest na dnie tabeli – mówi prezes klubu Wojciech Pertkiewicz, który zatrudniał Dźwigałę w Gdyni. – Nie kryję, że czara goryczy się przelewa, a mocno kapie z niej na pewno. Nasze cele musiały zostać przedefiniowane. W tej chwili musimy jak najszybciej wydostać się ze strefy spadkowej. Wierzę, że tak będzie i w sobotę zgarniemy trzy punkty. A na kolejne spotkanie do Płocka pojedziemy w niezmienionym składzie trenerskim – dodaje prezes.

Fot.FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...