„Fornalik po 11 miesiącach przerywa milczenie” – nie ma co, zapowiadało się dosyć ciekawie. Nie żeby Smutny Waldemar był aż tak interesującym rozmówcą. Gdzie tam, żadnej nadziei. Ale mimo wszystko byliśmy jednak ciekawi, co były selekcjoner kadry ma do powiedzenia po tak kompromitujących eliminacjach, jakie stały się przecież jego udziałem. Czasu na autorefleksję, przemyślenie błędów i wyciągnięcie wniosków miał bardzo dużo – tytułowe 11 miesięcy. Można się było więc łudzić, że doczekamy odpowiedzi… Jeśli nie gotowej, to chociaż podjęcia próby odpowiedzi na jedno krótkie pytanie: dlaczego? Dlaczego potrafiliśmy ograć tylko San Marino (dwa razy) i Mołdawię (raz), a rozgrywki grupowe skończyliśmy oglądając plecy Czarnogóry, Ukrainy i Anglii? Co zawiodło? Jakie błędy zostały popełnione? Konkrety! Detale!
O czym my w ogóle mówimy? A no o wywiadzie, jakiego po miesiącach medialnego milczenia Waldemar Fornalik udzielił witrynie internetowej Telewizji Polskiej (sport.tvp.pl). Trudno napisać, że czujemy niedosyt. NIE DOWIEDZIELIŚMY SIĘ ABSOLUTNIE NICZEGO. Zdaje nam się, że choćby autor sam, bez udziału Fornalika, ten wywiad napisał sobie w domowych pieleszach, bylibyśmy po nim mądrzejsi niż po tych kilkudziesięciu pytaniach faktycznie zadanych. W zasadzie… Wszystko było dobrze rozegrane.
Tylko ten wynik- sorry, tak bywa. Choć i z tym „sorry” to tak nie do końca, bo przecież Fornalik dokonał gruntownej selekcji, która zaprocentuje w trwających eliminacjach. Osiągnął „mniejszy cel” na całej linii nawalając ten zasadniczy, na który wszyscy liczyli. Tak, ten fragment to jest po prostu perełka…
– Na pewno każdy, gdy spojrzy na swoją pracę z perspektywy czasu, dokonałby pewnych zmian. Natomiast mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że czas mojej pracy nie był czasem straconym dla polskiej reprezentacji. Dokonaliśmy gruntownej selekcji w trakcie eliminacji mistrzostw świata, przy jednoczesnej walce o awans. Ta praca na pewno zaprocentuje w rozpoczynających się eliminacjach.
Już był jeden taki – nazywał się Smuda – co to przekonywał, że jego praca nie była czasem straconym. Ba, był bliski tego, by stwierdzić, że przekazuje swojemu następcy gotową drużynę. Jak nic – typowa SELEKCJONERIOZA. Dziedziczna choroba dosięgająca każdego wybrańca narodu. Sielankowa atmosfera, własny świat, w którym wszystko idzie zgodnie z planem, nawet jeśli w rzeczywistości się wali. A każdy podjęty krok i każda decyzja mają sens i przesuwają nas do przodu w kierunku sukcesów.
Fornalikowe bla, bla, bla nie ma w tym wywiadzie końca.
– Oczekiwania to jedno, a realia co innego. Oczywiście mogliśmy uzbierać więcej punktów, ale to była trudna grupa…
– Jeśli my nie wyszliśmy jeszcze z szatni z Ukrainą, a już przegrywaliśmy 0:2, to na tym poziomie jest to wielki cios…
– Nie szukałbym problemów personalnych, co innego gdybyśmy tylko wyszli i czekali co się wydarzy. Ale chcieliśmy grać w piłkę, po prostu nie wyszło…
– Czułem się na siłach, żeby pracować dalej. W ostatnich dwóch meczach graliśmy z Ukrainą i Anglią, mieliśmy sytuacje, gdyby udało się nie przegrać, odbiór eliminacji byłby całkowicie inny.
Późna pora, szkoda dalej wchodzić w szczegóły. Ale gdybyśmy ostatnie dwa lata spędzili w śpiączce, a po przebudzeniu ktoś dałby nam do przeczytania tę rozmowę, naprawdę pomyślelibyśmy, że Polska w eliminacjach do mundialu była o krok od awansu. Że jedyna rzecz, której zabrakło to szczęście. Usiedliśmy do stołu, ale po prostu karta nam nie podpasowała, może zabrakło odrobiny czasu.