Sebastian Boenisch do trwającej od kilkunastu dni narodowej dyskusji, dlaczego Nawałka pomija go przy powołaniach, dorzucił wczoraj bardzo istotny argument. W meczu z Werderem potwierdził, że ma jedną drobną wadę: nie umie bronić. Sęk w tym, że jest obrońcą.
W ubiegłym tygodniu Przegląd Sportowy zastanawiał się, jak to jest, że piłkarz z regularnymi występami w Bundeslidze, który znów gra w Lidze Mistrzów, nie ma miejsca w kadrze. Chwilę potem Tomasz Hajto na łamach Super Expressu dopominał się dla niego powołania, a Polska The Times po starcie sezonu dzwoniła z tym pytaniem do Jerzego Engela. Na Twitterze Piotr Koźmiński zauważa u wielu „polowanie na błędy Boenischa”, a Mateusz Borek wymownie pisze, że ten znów wychodzi w pierwszym składzie.
Cóż, pewnie najłatwiej byłoby całą tę dyskusje sprowadzić do jakże stanowczej i diagnozy Engela – „skoro sztab zdecydował, żeby nie powoływać Boenischa, to znaczy, że Sebastian po prostu nie pasuje do koncepcji trenera” – ale spróbujmy się odrobinę mocniej wysilić…
Fakty nie pozostawiają wątpliwości: Boenisch od ponad sezonu ma pewne miejsce w składzie prowadzącego w Niemczech Bayeru, a od początku 2013 roku rozegrał ponad 50 spotkań. Przez ten czas wychodził od początku trzy razy na Bayern, trzy na Borussię Dortmund, w podstawie zaczynał też na Old Trafford. Już w poprzednim sezonie liznął trochę gry w Lidze Mistrzów i teraz sporo liźnie. Jeśli żartowaliśmy wcześniej, że Boenisch gra, bo ma papiery na Hyypię, to chyba musiałby przejąć agencję detektywistyczną, by mieć je również na Lewandowskiego (Saschę, trenera tymczasowego) i Rogera Schmidta. Ale on rywalizację wygrał – i u pierwszego, i u drugiego, i u trzeciego. Jeśli ostatnio mówiło się, że na lewej obronie nie ma żadnej konkurencji, to teraz już ma: sprowadzonego z Brazylii za 6,5 miliona euro Wendella.
Z drugiej jednak strony, taki klub jak Bayer nie zwykł kupować piłkarzy za takie pieniądze docelowych rezerwowych. Jakby szukali kogoś jedynie na ławkę, to pewnie poszukaliby wśród piłkarzy z kartą na ręku, jak niegdyś Boenischa.
I takie ciągłe wątpliwości, niepewność, rozdarcie, dwie strony medalu idealnie właśnie oddają klimat panujący wokół tego gościa. Widziałem cztery z jego pięciu występów w tym sezonie i sam byłem jednym z tych, którzy początkowo go chwalili. Dobry mecz z Kopenhagą, jeszcze lepszy z Dortmundem i jedenastka kolejki, do tego jedynie drobne błędy w defensywie i porządna robota z przodu. Można było mówić o efekcie pracy z nowym trenerem, pełnym przepracowanym okresie przygotowawczym bez kontuzji, no i uzasadnionej wygranej rywalizacji z Wendellem.
A potem przychodzi mecz z Herthą – w poprzedniej kolejce – kiedy na konto Boenischa spadają dwa gole. Albo mecz z Werderem, kiedy obciążają go już trzy gole. Przy pierwszym spóźnił się z powrotem, faulował niemalże na czerwoną, zaliczając do tego pusty przebieg, i wreszcie nie zablokował strzału. Przy drugim popełnił błąd w środku pola i zaczął wracać NIESWOJĄ stroną boiska (patrz: poniższa grafika), zostawiając kompletnie odkryty własny sektor. Przy trzecim – tutaj udział miał najmniejszy – nie zablokował dośrodkowania ze skrzydła. Piłkarski kryminał typowego Seby. Niestety, nie po raz pierwszy.
Tylko, że Bayer na takie zachowanie Boenischa czasem może sobie pozwolić – on jak zawali z tyłu raz czy drugi, to najpewniej odegra się z przodu. Zresztą, zespoły grające bardzo ofensywnie mniej odczuwają ten defensywny kryminał. Bayer na dwa stracone z Herthą gole odpowiada czterema strzelonymi, a na trzy stracone z Werderem – trzema strzelonymi. Może i dostał w lidze pięć bramek, ale sam załadował dziewięć. I to robi różnicę. Nie ma chyba sensu pisać, jak na dwa/trzy stracone gole odpowiada obecna reprezentacja…
Inna kwestia, czy Nawałka może sobie pozwalać na aż tak śmiałe ignorowanie Boenischa. Nie wstawić go do składu to jedno, a nie powołać przez tak długi czas – drugie. Wiemy, że nie podoba mu się jego postawa w defensywie, ale pozostaje pytanie: czyja w takim razie mu się podoba ? Wawrzyniaka, który w Rosji gra co drugi mecz? Sadloka, który formę przez ostatnie trzy lata skrócił do ośmiu występów w lidze? No bo co, Kosznika?
Cokolwiek dalej się wydarzy, scenariusz będzie ten sam. Jak gra Wawrzyniak, to każdy dopytuje: a dlaczego nie Boenisch? Jak gra Boenisch, to każdy odpowiada: już lepszy byłby Wawrzyniak. Czyli płyta stara i mocno już zdarta, puszczana przynajmniej od Euro. Za moment mija rok kadencji Nawałki, a nie widać, żeby cokolwiek własnego do tej płyty dograł…
PIOTR TOMASIK