Zawisza-Wisła. Fajny, naprawdę fajny mecz. Były emocje, bramki, zwroty akcji, praktycznie wszystko co potrzebne, by uznać to dziewięćdziesiąt minut piątkowego wieczoru za fajnie spędzony czas. W hurraoptymistycznych ocenach tego spotkania warto jednak pamiętać o jednym szczególe, który wyraża się w zwrocie: jak na polskie warunki. W przeciwnym razie można narazić się na śmieszność. Przykład? Maciej Murawski, który dziś ewidentnie stracił kontakt z bazą. Po raz kolejny.
Na wiele rzeczy u komentatorów potrafimy przymknąć oko. Kilka źle ocenionych sytuacji? Stres i emocje na pewno robią swoje. Kto występował kiedyś na żywo, doskonale zdaje sobie sprawę, że o palnięcie głupoty jest równie łatwo, jak o spotkanie tirówki na wylotówce z Warszawy. Jednak – do diaska – dzisiejszego popisu MM nie tłumaczy nic.
Kto oglądał mecz, doskonale wie, o czym mówimy. Tym, co nie widzieli już wyjaśniamy: w pierwszych minutach, gdy Wisła bardzo korzystnie wyglądała na tle przedostatniej drużyny Ekstraklasy, Murawski zdążył:
a) pokusić się o sąd, że zaledwie kilka drużyn w Primera Division gra w ataku pozycyjnym lepiej od Wisły
b) porównać zespół Franciszka Smudy do drużyny Arsenalu Londyn
Dodajmy, że Murawskiemu często zdarza się komentować mecze La Liga, jako ekspert w studiu często wypowiada się o Premier League. Teoretycznie powinien być więc z tymi ligami na bieżąco. Mamy jednak wrażenie, że teoria nijak ma się do praktyki. Nikomu, absolutnie nikomu, kto uważa się za eksperta, powyższe teorie nie powinny przyjść do głowy.
Naprawdę wielką sztuką w opowiadaniu o polskiej piłce jest używanie hiperboli. Trzeba to robić z głową. Sami nie stronimy od tego środka stylistycznego, ale zawsze – szczególnie przy tych najbardziej karkołomnych próbach – apelujemy o to, byście mieli wzgląd na zachowanie odpowiednich proporcji. Dlaczego o to wspominamy? Ano dlatego, że zapewne wiele osób, właśnie w ten sposób będzie Murawskiego bronić: „a on celowo wyolbrzymiał po to, by coś pokazać”.
Gówno prawda. Po prostu pieprzył dyrdymały.
Właśnie dlatego jedno lipne porównanie, poprawił drugim. On naprawdę wierzył, że Wisła Kraków bez problemu rozklepywałaby obronę – przykładowo – Elche, a Semira Stilicia, Rafała Boguskiego i Macieja Jankowskiego można zrównać z Ozilem, Cazorlą i Ramseyem.
Nie pamiętamy, czy ktoś Murawskiego nominował do Ice Bucket Challenge, więc zrobimy to my. Kubeł zimnej wody, jak najbardziej wskazany.
Fot. FotoPyk