Zbigniew Boniek z Janem Tomaszewskim lobbują w świecie polityki o zmiany w ustawie, które miałyby zapewnić szerszy dostęp do zawodu trenera. Przekonują, że obowiązek posiadania średniego wykształcenia, wbrew intencji, blokuje tenże dostęp wielu byłym, znaczącym (chociaż to pojęcie dość nieostre) zawodnikom. Takim, którzy całkowicie poświęcili się grze w piłkę i machnęli ręką na naukę. Jak uczy historia, tam gdzie mowa o jakiejkolwiek deregulacji, tam muszą być emocje, więc i przeciwnicy. Cezary Kucharski, jak czytam dziś na łamach Przeglądu Sportowego, twierdzi, że Boniek z Tomaszewskim domagają się obniżenia standardów i jest to kosmiczne nieporozumienie. Jerzy Engel z kolei w swoim stylu – jako że zawsze chce być bardzo ważny – dziwi się, że pomysłu nie konsultowano ze Stowarzyszeniem Trenerów.
Tak się składa – do dziś się zresztą dziwię – że studiowałem kiedyś prawo i to co udało mi się z tej przygody wywnioskować – tak najbardziej kolokwialnie i bez wydumanych zwrotów mówiąc – to że prawo, poza swoją zasadniczą, represyjno – prewencyjną funkcją, powinno stać na straży NORMALNOŚCI. A jak wskazują przykłady Roberta Warzychy czy Tomasza Hajty, kwestia dostępu do zawodu trenera byłych tzw, wybitnych zawodników poza ramy normalności dawno się wymknęła. Dlatego, moim skromnym zdaniem, pierwsze co należy zrobić to UKRÓCIĆ FIKCJĘ. Wszechobecną fikcję, w pierwszej kolejności.
Czy odstępstwo od wymogu posiadania matury może tutaj pomóc? Tak uważam. I żeby było jasne: gdyby ktokolwiek chciał byłym piłkarzom skrócić i ułatwić drogę mieszając w systemie licencyjnym, poprzez przymykanie oka na kolejne kursy, dawać licencje „na gębę”, tylko za zasługi, byłbym zbulwersowany. Wobec braku matury jakoś być nie umiem. Zgadzam się tu z Robertem Warzychą, który mówi: – Przyjeżdżając do Polski nie miałem zamiaru zaczynać żadnej rewolucji, wywracać systemu, który tutaj funkcjonuje, bo on jest potrzebny. Już w grudniu, przed objęciem Górnika, zgłaszałem chęć rozpoczęcia kursu. Chciałem przejść całą drogę i dopiero później wyszło, że przez brak matury zapisać się nie mogę.
Zacząłem od fikcji, więc tego się będę trzymał. Nie ma co się łudzić, że jeśli ktoś przez 35 – 40 lat piłkarskiego życia nie zrobił matury, a teraz nawet jakimś cudem zrobi, to da mu ona cokolwiek prócz papierka. Nie bądźmy naiwni. Po prostu. Trzeba podejść do tego pragmatycznie i patrzeć co się dzieje dookoła – jakie legendy krążą w środowisku o drodze po wykształcenie u trenera X czy działacza Y. Pójdzie taki do liceum zaocznego, właściwie to pojawi się dwa razy – raz złożyć papiery i drugi, żeby odebrać dyplom i na tym skończy się nauka. Formalizm bez żadnego przełożenia na rzeczywistość, co po casusie Warzychy akurat widać świetnie. Rozmawiałem z nim już parę razy, o ile na początku miałem wątpliwości czy władze Górnika dobrze wiedzą kogo zatrudniają, tak teraz mam wrażenie, że ten facet całkiem dobrze wie o co w tej robocie chodzi. Ale nie oszukujmy się – jego obecna praca w Polsce to jest ciągła szopka – z robieniem szkoły średniej włącznie. Zapisał się do liceum zaocznego, nawet nie na Śląsku, tylko (tak przynajmniej podejrzewam), tam gdzie da się to zrobić szybko i w miarę bezboleśnie. Proces „nauki” zakończy wiosną i uzyska dzięki temu niepełne wykształcenie średnie. Bez matury, bo jak go ktoś zapewnił, to wystarczy do rozpoczęcia kursu trenerskiego. Taka to edukacja.
Czego się nauczy? Będzie mądrzejszy? Będzie większa szansa, że poprzez ten papierek nie zaszkodzi swoim zawodnikom, że nie zrobi komuś krzywdy? Bzdura. I kolejna fikcja.
Warzycha, jak tylko zrobiła się afera, przekonywał mnie, że kiedyś takie były czasy, inna rzeczywistość, trzeba było pracować i zarabiać, później szybko potoczyła się kariera i ja w jakimś stopniu to kupuję. Nie sądzę by w przypadku takich ludzi akurat brak matury był dyskwalifikujący (zwłaszcza, że mieliśmy już kiedyś selekcjonera bez matury, a nawet prezydenta bez magisterium – to tak na marginesie). Niech Stefan Majewski już więcej nie straszy, że przyjdzie na trening i nagle powie „sprawdzam”. Niech ci tak zwani byli wybitni zawodnicy RZETELNIE robią kursy licencyjne, tego nie wolno im odpuszczać. Niech się więcej już nie słyszy jak to jeden wykładowca prowadzi zajęcia, a za oknem kandydat na trenera z drugim wykładowcą gra w tenisa – bo chodzi tylko o to, żeby się pojawił. Tego niech ktoś lepiej dopilnuje, a nigdy nie powiem słowa, jak Kucharski, o obniżaniu standardów, bo one już od dawna leżą.
PAWEŁ MUZYKA