Reklama

Radosław Osuch: Przez bojkot coś tracę? Jakieś śmieszne pieniądze

redakcja

Autor:redakcja

06 września 2014, 13:18 • 16 min czytania 0 komentarzy

– I co mam odpowiedzieć? No, jest jakaś wojna, ale tylko się z niej śmiejemy, bo klub jakoś funkcjonuje. Mam ich przepraszać, żebym miał na stadionie tysiąc więcej oprychów? O fajną rzecz zapytał mnie Felipe, asystent Paixao. „Powiedz mi, dlaczego twarze tych ludzi są takie sad and empty?”. Mnie tych dzieci po prostu szkoda. Chodzą w dresach, kapturach, wezmą butelkę z piwem, jakąś tabletę i na tym kończy się ich rozrywka. Bydgoszcz jest strasznie biedna. Z osiemnastu większych miast zajmuje bodaj siedemnaste miejsce pod względem przychodu na mieszkańca i bezrobocia. Potem przyjdzie facet, który chce coś zrobić, a oni – bo coś im nie pasuje – i tak muszą to rozwalić – opowiada w długim wywiadzie Radosław Osuch.

Radosław Osuch: Przez bojkot coś tracę? Jakieś śmieszne pieniądze

Dlaczego Rumak?

Piotrek Rutkowski powiedział, że warsztatowo to najlepszy trener, jakiego mieli. Potwierdziło kilku piłkarzy Lecha i Kamil Drygas.

Wiesz, jaką Drygas ma ksywę?

Wiem. „Mariusz”. Tutaj ją zresztą dostał, bo Rumak go odsunął. Ale myślę, że „Drygi” nie będzie miał z tym problemu. Już wszystko sobie z Mariuszem wyjaśnili, a takie sytuacje zdarzają się w każdym klubie. Kilkunastu zawsze będzie się dąsało, że nie grają. Jeśli sam zwolniłem 53 piłkarzy, to logiczne, że nie każdy jest szczęśliwy. Myślałem też o zatrudnieniu Macieja Skorży, ale on był już dogadany z Lechem, a Rumak – chyba się zgodzicie – nie zrobił z Lechem aż tak złych wyników.

Reklama

Wicemistrzostwa to żaden sukces. Wisła i Śląsk się rozpadły, a inne kluby się nie liczą.

Ale Legia istnieje od lat, a zdarzały się sezony, kiedy Lubin finiszował przed Bełchatowem, no i daleko przed Legią. Różnie bywa. Rumak stawiał na młodych chłopaków, grał pod presją kiboli i naprawdę nie miał łatwo. Który trener wystawiłby 17-letniego Kownackiego?

Też mieliście niedawno duży talent, Huberta Adamczyka.

16 lat. Dziecko. Teraz w rocznikach 96 i 97 pojawiło się kilku ciekawych chłopaków i powoli wdrażamy ich do drużyny. Widzicie… Legię stać, by kupić kogokolwiek, a kogo kupi Lech? Legia odjechała im o lata świetlne. Długo zestawiano ze sobą te kluby, ale dziś to dwie zupełnie inne marki. Nawet nie ma co porównywać. Legia to klub z innego poziomu. Jeździłem po różnych europejskich klubach, jak Arsenal, Celtic czy Porto i tam od razu po wejściu czuć, że to wyjątkowa firma i tej marki nie da się zmierzyć. Legia też to ma. Odjechała budżetem o prawie 50 procent – to oznacza przepaść i dalsze porównania nie mają sensu.

Ale to głównie dlatego, że Mariusz Rumak nie potrafił awansować do fazy grupowej Ligi Europy, a Legia już tak. Za ostatni udział w fazie grupowej, gdzie notorycznie dostawała w łeb, wyciągnęła 20 milionów złotych.

Nie, nie aż tyle. Łącznie ok. 15,5 miliona. Popatrzmy na inne liczby – na samych lożach – nie licząc tych wszystkich silverów – zarobili 14 milionów, więc z czym mam konkurować, jeśli u mnie bilet na supervip kosztuje 200 złotych, a sprzedam ich ledwie kilka? O czym my mówimy? Legia to inny świat. Różnica dziesięciu poziomów w budżecie. Mam się ścigać pieszo z samochodem?

Reklama

Ciężko się też ścigać, prowadząc wojnę z kibicami.

Teraz wszyscy mówią, że kibice wrócili na Wisłę, a pamiętajcie, że u mnie po awansie na mecz przyszło siedem tysięcy. Za czasów kiboli – kiedy jeszcze wygrywaliśmy – miałem średnią 5700. Potem zaliczyliśmy katastrofalną wiosnę i frekwencja spadła do 4000. Najważniejszym wyznacznikiem są jednak karnety, których wtedy sprzedałem rekordowo 1804 na rundę, a teraz 617. Straciłem 1200 ultrasów. To żadna liczba.

Ile kosztuje karnet?

200 złotych, co oznacza, że odpadło mi 240 tysięcy. Ale za to – teraz nie płacę już żadnych kar, ochrona mnie mniej kosztuje. A wiecie, ile straciłem na całym bojkocie? Może z 600 tysięcy. Żadne pieniądze. W ogóle tego nie odczułem. Dużo większym problemem jest cała otoczka i sprzedawanie wizerunku klubu na zewnątrz. To znacząco ucierpiało.

Domyślamy się, że skoro przejąłeś klub, to jako właściciel chciałeś być szanowany i czuć z tego dumę.

Tak, ale też nie przesadzajmy. Na ulicy podchodzą do mnie dziesiątki ludzi, którzy mnie szanują. Nie zależy mi na szacunku jakichś osób, które – jako grupa społeczna – niczym pozytywnym się nie wyróżniają.

Ale radość z bycia prezesem ci zepsuli.

Oczywiście. Ale to i tak najmniejszy problem, bo nie przychodzą na stadion i mam święty spokój. Mogę tracić te 20 tysięcy złotych z meczu. Przeżyję. Gdybym z dwunastu tysięcy spadł na dwa, wtedy mógłbym rozpaczać. Gorszy – powtarzam – jest ten stosunek sponsorów. Tutaj mogę stracić milion złotych, bo kto wie – może bym trafił trzy firmy po 300 tysięcy złotych rocznie dla klubu? Ale chyba nie, bo nigdy się takie firmy nie trafiły… Na wielką frekwencję i tak nie mógłbym liczyć. Bydgoszcz to we wszystkich klasyfikacjach jedno z najbiedniejszych dużych miast w Polsce. Ludzie nie mają pieniędzy, ale wiem, że żyją tym klubem i oglądają mecze w NC+. W Anglii – czytałem ostatnio – pogonienie zadymiarzy i przywrócenie normalnych kibiców zajęło kilka lat.

Wykluczasz pójście na ustępstwa i rozejm?

Nie powiem, że wykluczam, ale nie uważam, bym to ja miał wykonywać w tym kierunku jakieś ruchy. Oni rozpoczęli wojnę, nie ja. Nie mam sobie nic do zarzucenia.

Gdyby powiedzieli: „oddaj nam te stoiska z kiełbaskami i koszulkami?”.

To niech sobie biorą. Ile tego sprzedadzą? Zresztą tu wcale nie chodzi o stoiska. Kiedy w szczycie przychodziło pięć tysięcy ludzi, mogli sprzedać co najwyżej 800 kiełbasek. Ile zarobisz na jednej? Maksymalnie pięć złotych, co łącznie daje cztery tysiące. Co to za biznes? Żaden. Zero. Mnie nie interesują biznesy za cztery tysiące złotych.

Dla ciebie żaden, dla nich może być odczuwalny.

Oczywiście, dlatego jeśli ktoś ci to daje, powinieneś go szanować. Więcej zarabiali natomiast na na wyjazdach, kartach kibica i nowych ubraniach. Kupowali bluzy z Chin po dziesięć złotych, a sprzedawali po 60. Ale powtarzam: to żadne pieniądze. W ogóle tego nie odczuliśmy.

 Czyli – podsumowując – sam żadnych ruchów pojednawczych nie wykonasz.

Absolutnie. Dla mnie ta sytuacja jest bardzo dobra.

 Chyba trochę czarujesz.

Gdybym miał wykonać jakiś ruch, to zrobiłbym to setki razy. Wykonałem? Nie.

 Pytanie, czy jedynym ruchem, który oni zaakceptują, nie jest twoje odejście.

Być może.

 Jest frajdą prowadzić taki klub?

Byłoby dużą frajdą, gdybyśmy wygrywali mecze. To jest największy problem. Z ostatnich szesnastu spotkań przegraliśmy dwanaście – ciężko to pojąć. Kryminał. Szesnaście meczów to cała runda, więc dwanaście oznacza spadek z ligi. Całe szczęście, że weszliśmy do ósemki, bo kto wie, gdzie byśmy skończyli po dzieleniu punktów, skoro w rundzie finałowej przegraliśmy pięć na siedem meczów. Mnie spadek z szóstego miejsca na ósme kosztował 1,4 miliona złotych. Podstawowa różnica między pozycjami to 250 tysięcy, ale do tego dochodzą kolejne liczby, o czym – rzecz jasna – uświadomiłem piłkarzy. To jest więc dla mnie problem finansowy: forma zawodników. Zajęliby szóste miejsce, a przecież mogli, i miałbym 1,4 miliona więcej!

 Wiesz, jakie idzie przesłanie w Polsce? Powszechnie mówi się, że – zwalniając Tarasiewicza i sprowadzając zagraniczny szrot – rozwaliłeś klub.

„Rozwaliłem” klub, który sam stworzyłem. Wziąłem drugoligową drużynę bez zawodnika, awansowałem do Ekstraklasy i zdobyłem Puchar Polski. Pamiętajcie, że nie prowadzimy klubu na normalnych zasadach. Działamy w warunkach wojny. Poza tym nic jeszcze nie rozwaliliśmy, bo liga jest bardzo długa. Za „Tarasia” też mieliśmy trzy punkty po sześciu meczach. Jestem spokojny i wierzę, że stać nas na awans do ósemki. Wynik sportowy nie zależy jednak ode mnie.

 A nie jest tak, że z pierwszym zagranicznym zaciągiem trafiłeś w stu procentach, a z drugim w ogóle?

Drugi zaciąg był trochę inny. Joshuę i Samuela ściągnął za grosze trener, który pracował z nimi w Farense. Tarasiewicz prosił o Lewczuka i Dudka, więc mu ich sprowadziłem i teraz Rumakowi powiedziałem to samo: „chcesz dwóch zawodników, to powiedz”. Zostali nam kontuzjowany Mica i Wagner, który ma olbrzymi potencjał i – jeśli się przyzwyczai – może być lepszy od Luisa Carlosa. Do tego dochodzi napastnik Porcellis, który przez ostatnie trzy lata strzelił 51 bramek, ale nie przebił się w Sportingu Braga, którego snajper pojechał nawet na mistrzostwa świata. Dziś jednak dowiedziałem się, że może mieć zerwane więzadła, co oznaczałoby pół roku z głowy. Koszmar. Jest jeszcze Grzesiek Sandomierski, który ma potencjał, ale przez ostatnie lata nie bronił, więc brakuje mu pewności siebie, natomiast Argyriou też długo pauzował z powodu kontuzji. Ale powiem wam, co nas przede wszystkim rozłożyło na łopatki. Europejskie puchary.

 Niby dlaczego?

Wiecie co było moją siłą rok temu? Że znam ten rynek. Dlatego spokojnie czekałem aż zbliży się zamknięcie okna transferowego. Pod koniec sierpnia piłkarze, którzy wcześniej chcieli ode mnie 12 tysięcy euro, nagle zgadzali się grać za 5 tysięcy. Wiedziałem, kogo sytuacji przydusi i spokojnie czekałem. A teraz tak się nie dało. Zaczynają się puchary, trener mówi: – Mam 13 zawodników na treningach, tak się nie da pracować! I miał rację. Dlatego musiałem mu sprowadzać ludzi na miarę naszych możliwości finansowych. Ale możliwości się zmieniają. Na dobrego piłkarza może nie być cię stać w lipcu, ale stać cię w sierpniu. Teraz musielibyśmy już mieć zawodników w lipcu… Ściągamy takich piłkarzy, na jakich nas stać, a przy tym jesteśmy bardzo dobrze zorganizowani. Byliśmy jedynym klubem z zyskiem za ubiegły sezon – 560 tysięcy złotych. Za sprawy sportowe odpowiada trener, a zespół – za co płacimy teraz cenę – został źle przygotowany.

 Wina Paixao?

Nie tylko. Porządny, rzetelny chłop. Nie przyjechał tu odcinać kuponów. Przesiadywał w klubie z asystentami do pierwszej w nocy, analizował, sprawdzał, oglądał, ale widocznie musiał w którymś momencie pójść w złym kierunku. Za sprawy sportowe odpowiada jednak trener, a ja za organizację. I doprowadziłem do tego, że nie dokładam do klubu ani złotówki.

 Żaden biznes nie polega na tym, żeby do niego dokładać.

Dokładnie. Ale nie jestem też w stanie na nim dużo zarobić.

 Dopóki kogoś nie sprzedasz.

Bez spektakularnych transferów to niemożliwe. Ale tak, mógłbym sprzedać lub pooddawać wszystkich zawodników, cały sezon grać juniorami, którym płaciłbym grosze. Spadłbym z ligi, ale zgarnąłbym z praw telewizyjnych kilka milionów złotych, no i to, co wcześniej z transferów. Jednym ruchem mógłbym zgarnąć duże pieniądze, wyjechać do Hiszpanii i się bawić w życie. Normalny człowiek – przy takim traktowaniu – tak by postąpił… Największy stres miałem zaś w I lidze, bo gdybym w drugim roku nie awansował, to już bym nie miał z czego dokładać. Pieniądze z miasta by nie wystarczyły. Mógłbym wtedy płacić po pięć tysięcy i zapomnieć o awansie. Wiesz, ilu znajomych mi sugeruje, bym zostawił ten klub w IV lidze, żeby się nawzajem lali i czekali kolejne dwadzieścia lat na poważną piłkę? Dwustu kumpli-biznesmenów mówi wprost: „po co się szarpiesz? Odbierz pieniądze z ligi, graj juniorami, a po sezonie wyjmij kolejną kasę”. Tylko człowiek kieruje się miłością do piłki…

… i poczuciem wstydu.

Ile fabryk wartych setki milionów poszło w tym kraju za złotówkę i kto o tym za rok pamięta? Jakie poczucie wstydu? Kto w tym kraju ma poczucie wstydu? Ile razy pisali, że splajtowaliśmy i mamy trzy miliony długu? Te wszystkie artykuły… Zawsze kończą się stwierdzeniem „prawda wyjdzie na jaw”. Od miesięcy czekam, aż „prawda wyjdzie na jaw” i jakoś nie wychodzi. Pytaliście Wójcickiego, czy zalegam mu choćby złotówkę? Inne kluby nie płacą premii przez lata, a ja powiedziałem: do 15 sierpnia jesteśmy rozliczeni za poprzedni sezon. Czternastego zrobiłem ostatnie przelewy, 1,5 miliona premii. To wszystko pokazuje też, że można zarabiać na klubie. Gdybym miał 16 milionów budżetu, to cztery bym zarabiał. Problem jednak w tym, że piłka to taka lafirynda, że jak już masz ten budżet, to wydajesz coraz więcej. Temu dasz więcej, tam weźmiesz niby lepszego, chociaż on wcale nie jest lepszy, i tak to się kręci. Paixao żąda tylko, bym spłacił mu rok.

Nie ubodły cię te jego deklaracje w portugalskiej prasie?

Ale co on takiego powiedział? Miał sporo racji.

 Czasem kluby wykorzystują takie sytuacje przy rozwiązaniu kontraktu.

Czytałem tłumaczenie, ale poważnych zarzutów tam nie spotkałem. Powiedział, że nie dostał piłkarzy na czas, ale przecież nie jesteśmy Realem, który zaklepie sobie wszystko w kwietniu. Mogliśmy ściągnąć zawodników później, ale zależało mi na pucharach. A przecież mogłem postąpić, jak przed rokiem, gdy czekałem do ostatnich dni sierpnia. Teraz lepsi znów chcieli 150 tysięcy euro rocznie, trener miał siedmiu kontuzjowanych i potrzebował nowych, więc musieliśmy sięgnąć na niższą półkę. Gdybyśmy poczekali i odpuścili pierwszych pięć kolejek, na pewno dostarczyłbym na dłuższą metę wyższą jakość. Nie mieliśmy jednak ciśnienia na ligę. Chcieliśmy się nie ośmieszyć w pucharach. Wstydu nie przynieśliśmy, ale jakieś konsekwencje ponosimy. Dziś powiedziałbym trenerowi, że czekamy na lepsze okazje, ale teraz mamy 32 zawodników na kontraktach. Ilu miałem przed rokiem? 26. Człowiek uczy się tego wszystkiego. Wiecie, co jest najgorsze w prowadzeniu klubu? Jeśli masz sukces, to za niego płacisz. Nie zagwarantujesz sobie stabilności, jak w normalnej firmie, gdzie po sukcesie przez dłuższy czas spijasz śmietankę.

Pojawiają się kłopoty nowego rodzaju.

Kompletnie nowego! I przez to nasze kluby tak wyglądają, że prawie każdy – nie licząc kilku wyjątków – ma długi lub opóźnienia. Wiecie, kto mógłby prowadzić klub w Polsce? Multimilioner, który zarabia 100 milionów, a dziesięć włoży w piłkę. Wtedy OK. Nikt jednak nie wspomni, że dostajemy skandalicznie niskie pieniądze za transmisje. Skandalicznie! To pierwszy dramat polskiej piłki. Prezes Nancy, jednego z najgorszych klubów we Francji – gdzie Canal+ sprzedaje prawie tyle samo dekoderów, a abonament jest porównywalny – dostał za transmisje 22,5 miliona euro. U nas szesnasty otrzymuje 5,2 miliona złotych, czyli 1,3 miliona euro. Dlaczego my przyjmujemy bańkę, a tamci dwadzieścia?

 Ludzie z Ekstraklasy tego nie rozumieją?

W ogóle. Co Wandzel i Biszof mieli wspólnego z klubami? 1,8 miliona euro za szóste miejsce to żadne pieniądze. Potem piszecie, że Polacy ośmieszyli się w pucharach z Francuzami, ale dajcie mi 30 milionów z praw telewizyjnych, to zobaczycie, jaki zbuduję klub! Ekstraklasa bierze pieniądze od dwóch sponsorów, sama przeżera na obsługę 12 milionów, a ja nie mogę się doprosić informacji o szczegółowych kosztach. Mówię: przecież jestem w sześciu procentach właścicielem waszej spółki! Nie mogę wiedzieć, ile zarabia mój prezes? Jako poważny współwłaściciel? Tajemnica? Potem po tych moich aferach wyszło, że Biszof zarabia 80 tysięcy miesięcznie. Jakim prawem?

 Ściągnęli menedżera z przeszłością, więc musieli mu zagwarantować poważną pensję.

I kogo on znalazł?

 Pieniądze dla klubów poszły w górę.

A wiesz dlaczego? Bo – nikt o tym nie mówi – na mocy wynegocjowanej przed czterema laty umowy wzrost liczby abonamentów miał oznaczać podniesienie o 20 procent. Dlaczego liczba wzrosła? Bo połączył się Canal+ z N. Szczycą się, że podnieśli nam pieniądze, a to było w umowie parę lat wcześniej!

 Jako prezes klubu będziesz się starał o wprowadzenie jakichś zmian?

Flota samochodowa Ekstraklasy SA kosztuje rocznie 200 tysięcy złotych. Do tego 600 tysięcy dla Ernst&Young za zrobienie tych analiz. No, fajna książeczka. Ale po co mi ona?! 600 tysięcy za raport, żeby dziennikarze sobie popatrzyli. No ludzie, kluby zdychają, nie mają pieniędzy, oglądają każdą złotówkę, a Ekstraklasa SA – na której funkcjonowanie zrzucają się kluby – wydaje 200 tysięcy na samochody i 600 tysięcy na kolorową książeczkę od Ernst&Young. To się w głowie nie mieści.

 Będziesz robił rewoltę?

Tam każdy jest tak powiązany, że boi się odezwać, a ja nie jestem od nikogo zależny. Będę walczył o wszystkie kluby.

 A w Bydgoszczy nie ma presji, żeby miasto odebrało ci klub?

Nie, ludzie chcą piłki, a 2,85 miliona to bardzo rozsądne pieniądze. W Gliwicach dają na Piast 5,5 miliona oficjalnie i sześć od miejskich spółek. Ja od miejskich spółek nie mam złotówki. Jest różnica? Dla Bydgoszczy to kropla w morzu, żadne makabryczne pieniądze. Kibolom w II lidze dali 5,2 miliona, a teraz za połowę kwoty mają ekstraklasę. Moja korzyść polega w dużej mierze na tym, że dostałem stadion za darmo, czyli zagwarantowałem sobie bańkę oszczędności, bo gdybym musiał płacić pięć dych za mecz, to byłoby gorzej.

 Ogólnie masz tutaj porządną infrastrukturę. 

Tak, wszystko w jednym miejscu, fajny hotel, stadion lekkoatletyczny, na którym nawet grywała reprezentacja z Grecją i Finlandią. Dopiero po jego remoncie powstała masa nowoczesnych obiektów, inne kluby poszły do przodu pod względem infrastruktury i dziś to raczej ligowy dół, ale dziwię się, że – po tym, jak państwo zainwestowało w stadiony – nasza piłka wciąż tak kuleje. Kluby są zbyt biedne. Mnie, właścicielowi klubu, wstyd jest za granicą mówić, że mam trzy miliony budżetu. Z kim konkurować? A kto by przychodził na stadion w Bydgoszczy, gdyby nie nasze mecze? Jak ostatnio zorganizowali mistrzostwa Polski w lekkiej atletyce, to – przysięgam wam – nie sprzedali ani jednego biletu! Pojawiło się jedynie ze 150 zaproszonych gości. A potem ludzie – czytając, że miasto daje sześć milionów na stadion – sądzą, że kasa trafia do Osucha, bo gra tam tylko Zawisza. No, kino! Do tej słynnej salki z monitoringiem nawet nie mam wejścia, bo jeden klucz ma policja, a drugi CWZS. Monitoring znika nie wiadomo gdzie. Kto ukradł? Oczywiście Osuch! Jeszcze lepsza sprawa – na sześć minut przed ekscesami serwer po raz pierwszy w historii zepsuł się i przestał nagrywać. Nagle wszystko zostało wykasowane, ale nie mam na to wpływu, bo – tłumaczę – stadion do mnie nie należy. My – kupując ten klub – naprawdę nie kupiliśmy nic. Nie mieliśmy ani zawodników, bo wszystkich musiałem wywalić, a ani biura, ani ziemie, ani stadion nie są moje. Kupiliśmy nazwę i plac w I lidze. Wszystko. Dla porównania – w takiej Flocie obiecywali mi 1,5 hektara ziemi nad morzem od prezydenta miasta, a tutaj? Czteroletnia umowa na stadion, która za rok wygasa. Sam sobie to wynegocjowałem za symboliczną złotówkę, ale teraz te warunki mogą się zmienić. Nie wiadomo przecież nawet, kto zostanie prezydentem.

 Sam widzisz, że cały ten klimat zepsuł ci frajdę z prowadzenia klubu, skoro musisz o tym wszystkim przypominać.

To nie jest kwestia przypominania, bo cokolwiek zrobisz, to jeśli nie masz wyniku – jesteś zerem.

 Ale zdajesz sobie sprawę, że – by taka wojna z kibicami miała sens – musi ona trwać z pięć-sześć lat. Jeśli ktoś wymięknie…

I co mam odpowiedzieć? No, jest jakaś wojna, ale tylko się z niej śmiejemy, bo klub jakoś funkcjonuje. Mam ich przepraszać, żebym miał na stadionie tysiąc więcej oprychów? O fajną rzecz zapytał mnie Felipe, asystent Paixao. „Powiedz mi, dlaczego twarze tych ludzi są takie sad and empty?”. Mnie tych dzieci po prostu szkoda. Chodzą w dresach, kapturach, wezmą butelkę z piwem, jakąś tabletę i na tym kończy się ich rozrywka. Bydgoszcz jest strasznie biedna. Z osiemnastu większych miast zajmuje bodaj siedemnaste miejsce pod względem przychodu na mieszkańca i bezrobocia. Potem przyjdzie facet, który chce coś zrobić, a oni – bo coś im nie pasuje – i tak muszą to rozwalić. Mieszkanie w kamienicy niedaleko centrum dostaniecie od 1800 złotych za metr – to chyba o czymś świadczy. Prawie za darmo. W Poznaniu ciężko jest zejść poniżej pięciu, w Warszawie – przypuszczam – jest jeszcze drożej. Żużel też upadł tu z biedy. Najbardziej jednak zniechęca brak wyniku sportowego, a ten cały gigantyczny kryzys trwa już pół roku. Jeśli weźmiecie tabelę z samej rundy wiosennej, najgorsze drużyny to Zagłębie, Widzew, Zawisza, Górnik i Jaga. W życiu bym nie powiedział, że zakończy się to taką sportową ruiną, ale z drugiej strony kontuzje złapali Goulon, Vasco i przede wszystkim Masłowski, który złapał kontuzję podczas naszego ostatniego wygranego meczu.

 Bez przesady. Nie zaliczał asysty albo gola co mecz.

Ale ciągnął tę grę do przodu i miał udział w 42 procent akcji bramkowych Zawiszy. Po prostu brał piłę i jechał. Wyjmij z Jagiellonii Quintanę i będzie dramat, a nam wypadła tamta trójka, Kaczmarek, Nawotczyński i wyjechał Lewczuk.

 Ale trenera – naszym zdaniem – zwolniłeś, gdy powoli zaczynało się układać.

Dlaczego?

 Zagrali dobre połówki z Lechią i Piastem. Spokojnie mogli te mecze wygrać.

Ale było 0:2 i 0:3.

 Piast był twoim zdaniem lepszy?

Ale ile mam zaliczyć porażek z rzędu? Piast w sześciu meczach strzelił dwie bramki, a nam w siódmej kolejce trzy. Za zero punktów w pierwszych pięciu kolejkach powinienem zrobić tu rzeźnię, bo klub został doprowadzony do ruiny, za co teraz muszę zapłacić. Rozliczajmy też zawodników. Sam im powiedziałem: „skoro przegraliście tyle meczów, to może nie trenerzy są winni, tylko wy? Może nie nadajecie się do ekstraklasy?”. Wszystko zamazało zdobycie Pucharu Polski, ale przed finałem dostaliśmy 0:3 od Ruchu. Nie można zagłaskiwać piłkarzy. Jeżeli masz brzydką babę, to nie powiesz jej, że jest najpiękniejsza, bo w to uwierzy i jeszcze w pewnym momencie cię zostawi albo zacznie wymagać trzy razy większych nakładów finansowych. No, kino!

Rozmawiali KRZYSZTOF STANOWSKI i TOMASZ ĆWIĄKAŁA



Fot. FotoPyK

Najnowsze

Weszło

Lekkoatletyka

Gdzie leży limit ludzkiego organizmu? „Ktoś przebiegnie maraton w godzinę i 55 minut”

Jakub Radomski
8
Gdzie leży limit ludzkiego organizmu? „Ktoś przebiegnie maraton w godzinę i 55 minut”
Piłka nożna

Bilety za stówkę, brak stadionu i dobra akademia. Lechia Zielona Góra, jej problemy i sukcesy

Szymon Janczyk
20
Bilety za stówkę, brak stadionu i dobra akademia. Lechia Zielona Góra, jej problemy i sukcesy

Komentarze

0 komentarzy

Loading...