Jeszcze dwa lata temu po wpisaniu jego nazwiska w Google, dowiadywaliśmy się, że rośnie „polski Terry”, z kolei gdy na testach w Liverpoolu jego grę zobaczył Steven Gerrard, postanowił wręczyć młodemu Polakowi swoją koszulkę. Ale od tamtej pory minęło już trochę czasu, a los – głównie permanentne kłopoty zdrowotne – nie był dla Gracjana Horoszkiewicza szczególnie łaskawy. Na początku lata podpisał kontrakt z Cracovią, by wczoraj go… rozwiązać. Nie minęło nawet 90 dni.
Kiedy Horoszkiewicz związał się z Pasami, byliśmy ciekawi, co zostało z tego gościa, który w 2012 roku doprowadził reprezentację Polski do lat 17 do podium na mistrzostwach Europy. Hertha, Hertha, Hertha – dudniło w uszach. Dochodziły do nas głosy, że nasz rodak w Berlinie piłkarsko radził sobie całkiem nieźle, natomiast w końcu go odpalono, ponieważ częściej się leczył niż grał i trenował. Jako że mieli przynajmniej kilku takich jak on, za to z końskim zdrowiem, najlepiej było się pożegnać. W końcu kłopoty z plecami to nie jest coś, co leczy się w dwa tygodnie.
Później byliśmy wręcz przekonani, że 19-latek z Berlina przeprowadzi się do Krakowa. W końcu zanim podjął decyzję o wyjeździe na Zachód, terminował w akademii Zagłębia Lubin – między innymi razem z Piotrem Zielińskim czy Igorem Łasickim – a pierwszy zespół prowadził wówczas Franz Smuda, szkoleniowiec Gracjanem zachwycony. To uczucie, jeśli wierzyć ludziom z otoczenia, nie wygasło. I mimo że kandydat na piłkarza rzeczywiście do Grodu Kraka trafił, to jednak tak się złożyło, że na przeciwną stronę Błoń – do Cracovii. Próbowaliśmy ten fakt tłumaczyć następująco: widocznie uznał, że tam prędzej pogra.
No, tyle że w Ekstraklasie – w pierwszych siedmiu kolejkach – nie wystąpił przez ani minutę. ZERO. Przy Rymaniaku, Żytce, Marciniaku, Jaroszyńskim oraz Mikuliciu. Mało tego, Robert Podoliński jeszcze na początku sierpnia zasugerował mu, że dla jego rozwoju najlepszym rozwiązaniem byłoby wypożyczenie do pierwszoligowych Tychów. Tamci szukali stopera, on grania – więc zdawałoby się, że wilk syty i owca cała. Ale entuzjazmu trenera nie podzielił ani sam zawodnik, ani jego menedżer. Stąd decyzja o tym, aby czym prędzej pakować mandżur i uciekać. Gdziekolwiek, byle do Ekstraklasy.
Gdyby przyłożyć ucho, dochodzą głosy, że Gracjana widzi w Podbeskidziu Leszek Ojrzyński, a Murapol, sponsor „Górali” po transferze Macieja Korzyma, obiecał dodatkowego obrońcę. Cóż, tego transferu nie przesądzamy, potraktujcie to w kategoriach ciekawostki przyrodniczej. Jako bezrobotnego, nie obowiązuje go okienko transferowe, dlatego będzie mógł podpisać kontrakt z nowym pracodawcą, kiedy tylko znajdzie się chętny. Aktualnie przebywa wraz z reprezentacją do lat 20 na zgrupowaniu, gdzie chociaż potrenuje z grupą.
Puenta? Smutna, jakżeby inaczej. Te czasy, gdy z każdej strony chwalili i podrzucali, minęły – zdaje się – bezpowrotnie. Być może technicznie wciąż jest niezły, lecz u nas w cenie bardziej przygotowanie fizyczne, zwłaszcza że to obrońca. Stosunkowo niedawno miał 16 lat i zaliczano go do najzdolniejszych stoperów w Europie. Dziś pewnie dałby wiele, żeby ostatecznie wylądować w Bielsku…