Oj, czeka nas w Niemczech spora burza. Schalke, które nie mogło zrobić dziś sztycha, remisuje z Bayernem w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach. Połowa zawodników z Monachium mogła jednocześnie sygnalizować zagranie ręką, mogła wykłócać się z sędziami, ale decyzji już nie zmielili – i tak Hoewedes w zamieszaniu podbramkowym, z najbliższej odległości, zdobył bramkę ręką na wagę punktu.
Aż chciałoby się napisać: nie umieli strzelić gola nogą, to musieli strzelić ręką. Gospodarze właściwie w każdym ataku odbijali się od ściany, chociaż tych ataków przeprowadzali bardzo niewiele. Co chwila obrońcy Bayernu byli szybsi, silniejsi, sprytniejsi. Obrona, dziś dyrygowana przez debiutującego Xabiego Alonso, nie popełniała właściwie błędów. Jeden, i to poważny, popełnił tylko Manuel Neuer – wybiegł daleko przed pole karne, zostawiając pustą bramkę, i fatalnie zagrał prosto pod nogi znajdującego się niedaleko rywala. Nie wykorzystało jednak tej okazji Schalke, a przez cały mecz stworzyło ich sobie niewiele.
Sam mecz dobrze zaczął się dla Bayernu. Niezwykle aktywny był Robert Lewandowski: współpracować chcieli z nim partnerzy, on chciał współpracować z nimi. Polak strzelał po niezłym podaniu od Lahma, dobrze obsłużył Muellera, a po świetnej wymianie z Sebastianem Rode sam trafił do siatki.
Podopieczni Guardioli przed przerwą mieli jeszcze kilka okazji, ale raczej osiedli na laurach – kontrolowali wydarzenia na boisku, uspokoili grę, nie atakowali już agresywnie, jakby byli przekonani, że Schalke im nie zagrozi (w sumie słusznie). Czy byli przesadnie asekuracyjni? Być może. Piłkarze Jensa Kellera, o którego zwolnieniu co chwila się mówili, potrafili to wyczuć: podchodzili wyżej i wyżej. Ale o golu Hoewedesa, który dał im remis, jeszcze będzie głośno.