Tuż przed zamknięciem okna transferowego, niemalże rzutem na taśmę Patryk Wolański podejmuje najważniejszą w dotychczasowej karierze decyzję – obiera mało popularny w Polsce kierunek i przenosi się do Danii. Midtjylland, lider tamtejszej ligi, zapłaci za niego 150 tysięcy euro.
Ostatnie kilkanaście miesięcy to dla Wolańskiego prawdziwe szaleństwo. Dopiero co Widzew chciał się go pozbyć, bo u Radosława Mroczkowskiego popadł przez swoje zachowanie w niełaskę – trener mocno go temperował, zakazywał chłopakowi gry nawet w rezerwach. W późniejszym wywiadzie dla Weszło (TUTAJ) mówił: „Stwierdziłem wtedy, że to chyba nie ma już sensu, że to koniec kariery”. Wolańskiego uratowała jednak zmiana szkoleniowca, który wyciągnął go z rezerw, i przyjście Artura Skowronka, który odważnie na niego postawił. Między słupkami rozpaczliwie broniącego się przed spadkiem Widzewa stał więc 23-latek i zbierał kapitalne recenzje.
– Chcę zostać i pomóc Widzewowi w szybkim powrocie do Ekstraklasy, ale chcę też grać na wyższym poziomie i piąć się w górę – powtarzał Wolański po spadku. Sam nie do końca wiedział, którą drogę obrać. Szybko – widząc jednak, co dzieje się w łódzkim klubie – stwierdził, że najlepszy będzie transfer.
Sylwester Cacek, chociaż któregoś razu powiedział, że Wolański z Widzewa nie odejdzie, problemów nie robił. Od początku okienka piłkarz miał bowiem zapewnienie, że w przypadku oferty na pół miliona złotych będzie mógł odejść. Zanim taka trafiła do klubu, działo się wiele… Wolański w pewnym momencie nie jechał na obóz, przestał trenować z zespołem, miał kilka indywidualnych zajęć z Andrzejem Woźniakiem (znajomi zawodnika mówią, że jedna jednostka z nim dawała Patrykowi więcej niż tydzień z obecnym sztabem). Zaczął spadać w hierarchii drużyny, już właściwie pakował walizki, a jeszcze był na rozmowach w sprawie nowego kontraktu. Otrzymał wtedy od klubu 3-letnią propozycję umowy na lepszych niż dotychczas warunkach, ale była ona nienegocjowalna, do podpisania na miejscu, bez czasu na przemyślenie. – Jeśli nie decydujesz się teraz, to mamy innego bramkarza na korytarzu – usłyszał wtedy. I na korytarzu faktycznie siedział ten inny, który potem zamiast niego kontrakt podpisał…
Wolański odchodzi za 150 tysięcy euro. Z jednej strony, to wcale nie tak mało: mówimy o trzecim bramkarzu drużyny pierwszoligowej, któremu został rok kontraktu, a w Ekstraklasie rozegrał tylko jedną rundę. Z drugiej – nie mamy wątpliwości, że chłopak ma papiery na granie. Jeszcze miesiąc temu miał lecieć na testy do niemieckiego HSV, ale wystąpiły komplikacje, a ostatecznie stanęło na testach w Midtjylland. Duńczycy wczoraj pożegnali się z Ligą Europy, a dziś dogadali się z Widzewem. Najprawdopodobniej w poniedziałek Wolański podpisze z nowym klubem kontrakt i dla niego też będzie to wejście w inny świat: w Łodzi zarabiał nieco ponad 2 tysiące złotych, a teraz dostanie ok. 15 razy więcej.
PIOTR TOMASIK
Fot.FotoPyk