– Wiem, z jaką ironią mówi się o polskiej myśli szkoleniowej. Ja patrzę na to z drugiej strony. Mamy dobrych trenerów, ale brakuje im stałego kontaktu z Europą. Gdyby nasze kluby wypracowały markę trudnych rywali w pucharach, nawet na poziomie fazy grupowej LE, na polskich trenerów patrzono by inaczej. Tak było w Hiszpanii. Kiedyś w Primera División była moda na obcokrajowców, ale sukces hiszpańskiej piłki sprawił, że to się zmieniło. I hiszpańskich szkoleniowców chętnie zatrudnia się dziś i w kraju, i za granicą – mówi na łamach Gazety Wyborczej Jan Urban, trener Osasuny.
FAKT
Informacja dnia: Boniek i Tomaszewski działają, aby trenerem można było zostać bez matury.
Szef piłkarskiej federacji i były legendarny bramkarz reprezentacji Polski chcą, by szkoleniem mogli się zajmować byli piłkarze, nawet jeśli nie mają średniego wykształcenia. Nie matura, lecz chęć szczera! – takie hasło miałoby obowiązywać w stosunku do byłych piłkarzy, którzy w trakcie kariery nie zdążyli ukończyć co najmniej szkoły średniej, a mimo to chcą zajmować się pracą trenerską. W tej chwili nie pozwala im na to tak zwana ustawa deregulacyjna, która w założeniu ułatwia dostęp do zawodu, ale zarazem paradoksalnie go ogranicza. Okazuje się bowiem, że w Polsce licencjonowanym trenerem nie może być na przykład Robert Warzycha, bo nie ma ukończonej szkoły średniej. A przecież kiedyś był etatowym reprezentantem Polski, zdobywał mistrzostwo Polski z Górnikiem Zabrze, grał w Evertonie, a potem z powodzeniem pracował jako trener w Stanach Zjednoczonych. W naszym kraju to wszystko nie ma znaczenia, ponieważ szkolną edukację zakończył na zawodówce. Z tego samego powodu o szkoleniu młodzieży w naszym kraju na razie może zapomnieć Edi Andradina, mimo że na boisku był piłkarskim profesorem. Zgodnie z przepisami mógłby to robić, gdyby w młodości łączył sport z nauką, ale że się poświęcił futbolowi, to teraz traci. – Chcemy to zmienić. Człowiek poświęca kawał życia piłce, a gdy już coś osiągnie, to okazuje się, że nie może swojej wiedzy przekazywać następnym piłkarskim pokoleniom. Trudno o większy paradoks – przyznaje Jan Tomaszewski, który dzisiaj o niezbędnych według niego poprawkach w ustawie będzie rozmawiał z ministrem sprawiedliwości Markiem Biernackim. Inicjatorem całej akcji jest Zbigniew Boniek. Chce w ten sposób pomóc swoim byłym kolegom z boiska, często wybitnym zawodnikom, ale nie tylko. Myśli też o ludziach potrzebnych do szkolenia młodzieży w szesnastu Akademiach Piłkarskich, które uruchamia właśnie PZPN.
Dziś powołania wysyła Adam Nawałka. Jak informuje Fakt, otrzymają je również niektórzy piłkarze Legii, na czele z Tomaszem Jodłowcem, Michałem Kucharczykiem i Michałem Żyrą. Generalnie to nic w tym tekście ciekawego…
Kilka krótszych tematów:
– Berg skorzystał już z 31 piłkarzy, a Kocian – z 19
– Wisła przedstawiła sprowadzonego Stępińskiego
– Rumak może poprowadzić Zawiszę
– Obraniaka chce, zdaniem niemieckich mediów, Terek i Dynamo Moskwa
– Paweł Cibicki, o którego zabiega i reprezentacja Polski, i Szwecji, gra dziś z Malmo o Ligę Mistrzów
A Arkadiusz Milik posypuje głowę popiołem i na temat swojego debiutu w Holandii wypowiada się bardzo krytycznie.
Jeden mecz ligowy i już trafił pan na ławkę rezerwowych. Dlaczego?/b>
– Dobrym okresem przygotowawczym zapracowałem na grę w pierwszym składzie. Strzeliłem trzy gole w sparingach i to z niezłymi drużynami. Czułem się przygotowany do sezonu, pewny siebie, ale debiut w Eredivisie był niestety słaby w moim wykonaniu. Zasłużyłem na ławkę.
Zjadła pana presja?
– Niekiedy tak jest, że w pierwszym meczu dla nowej drużyny jest presja. Przemyślałem ten występ. Mogę mieć pretensje wyłącznie do siebie. Wiem, na co mnie stać, a w meczu z Vitesse (4:1, Milik grał 59 minut – przyp.red.) tego nie pokazałem. Mogłem zrobić na boisku o wiele więcej. Nie jestem z siebie zadowolony.
W Fakcie sporo dziś takich materiałów mniejszych, wiele ramek – można wybrać się do sklepu.
RZECZPOSPOLITA
Do sterty komentarzy w sprawie Jacka Bednarza, jaka wczoraj pojawiła się już w prasie, swój dokłada Stefan Szczepłek – „Misiek i Staruch pany”.
Odwołanie Jacka Bednarza z funkcji prezesa Wisły Kraków jest wyjątkowo smutną wiadomością. Rada nadzorcza klubu pożegnała się z człowiekiem, który chciał, aby w Wiśle, na trybunach jej stadionu, a w konsekwencji i w mieście, zapanowała normalność. To wiązało się z podejmowaniem decyzji godzących w interesy grup kibicowskich. Konsekwencją działań Bednarza był nie tylko bojkot meczów Wisły przez grupę kibiców, ale nawet ostrzelanie trybun własnego stadionu racami, co spowodowało szkody materialne, a mogło się skończyć tragedią.
A Piotr Żelazny o tym, jaki pomysł na zarobek ma Legia.
Biznesowy model Legii to piłkarza wychować, sprzedać i zarobić. W 72. minucie niedzielnego meczu Legii z Koroną Kielce trener Henning Berg wprowadził na boisko 21-letniego debiutanta Mateusza Szwocha. W podstawowym składzie na swój pierwszy mecz w lidze wyszedł 16-letni Krystian Bielik. Tym samym norweski trener skorzystał już w tym sezonie (w 12 oficjalnych meczach) z 32 piłkarzy. Dla porównania Franciszek Smuda w Wiśle Kraków sprawdził na razie 14 zawodników. Smuda jednak znany jest z niechęci do zmian w składzie, jeśli jego zespołowi dobrze idzie, a Wisła zajmuje trzecie miejsce w ekstraklasie. Zresztą „Biała Gwiazda” rozegrała zaledwie sześć spotkań ligowych, dlatego jej przykład nie jest do końca miarodajny. Jednakże w Lechu Poznań, który także grał w pucharach, trenerzy Mariusz Rumak i Krzysztof Chrobak korzystali z zaledwie 20 piłkarzy. Z kolei Jan Kocian w Ruchu Chorzów, który rozegrał tylko jeden mecz mniej od Legii (tuż przed startem sezonu zmierzyła się ona w spotkaniu o Superpuchar z Zawiszą Bydgoszcz), zaufał 19 zawodnikom.
GAZETA WYBORCZA
Czy Bogusław Cupiał sprzeda Wisłę innej osobie? Jest chętny, chociaż na razie tylko w prasie.
13-krotny mistrz Polski znalazł się na zakręcie, ale jest chętny do kupna klubu. – Cały czas o tym myślę. W najbliższych miesiącach zwrócę się z ofertą do Bogusława Cupiała – mówi Wiesław Włodarski, prezes firmy Foodcare. Cupiał zarządza Wisłą od 1998 r., najdłużej z wszystkich właścicieli w ekstraklasie. W tym czasie otrzymał kilka ofert kupna klubu, ale w większości nie były poważne. Podobno chętni byli Rosjanie, ale do konkretów nie doszło. Byli też tajemniczy Arabowie, ale istnieli tylko w plotkach. Zgłosił się również biznesmen i menedżer piłkarski Waldemar Kita, ale negocjacje szybko upadły. Teraz sprawa jest poważniejsza. Włodarski chodzi na mecze Wisły od siódmego roku życia, a jego firma sponsoruje klub od kilkunastu lat. Już raz był bliski kupienia go. Jesienią 2012 r. klub wpadł w finansowy dołek i Cupiał podjął z nim rozmowy. – Siedliśmy przy butelce wina i uzgodniliśmy szczegóły. Prezes przyznał, że moja firma jest z klubem od bardzo dawna, a tylko takiej osobie mógłby oddać Wisłę, w którą włożył kawał serca – wspomina Włodarski. Tę wersję potwierdza jeden z byłych pracowników klubu. – Rozmawiali i sprawa była dość zaawansowana. Nie wiem, czemu nie skończyła się powodzeniem, ale gdybym dziś miał wskazać osobę, która może przejąć Wisłę, to byłby to właśnie Włodarski – mówi anonimowo. Do transakcji nie doszło. Włodarski chciał, by klubem zarządzał Zbigniew Boniek, który właśnie wtedy został prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Poza tym Włodarski był zajęty wprowadzaniem na rynek nowego produktu. – Przeprosiłem pana Cupiała za pośrednictwem jego córki i poprosiłem, żebyśmy wrócili do rozmów za jakiś czas – wspomina. Dziś biznesmen z Alwernii znów zastanawia się nad przejęciem Wisły. Jest na ukończeniu nowego pomysłu biznesowego, później zamierza spotkać się z Cupiałem.
I obok ciekawa rozmowa Dariusza Wołowskiego z Janem Urbanem.
Podobno namawia Pan na grę w Osasunie Jakuba Koseckiego z Legii? To prawda?
– Nie mogę komentować. Nie przysięgnę, że sprawy nie ma, ale nie chcę o tym mówić.
(…)
Pewnie nasi kibice będą też trzymali kciuki za Osasunę, bo od czasu Henryka Kasperczaka polski trener nie odniósł sukcesu za granicą.
– Wiem, z jaką ironią mówi się o polskiej myśli szkoleniowej. Ja patrzę na to z drugiej strony. Mamy dobrych trenerów, ale brakuje im stałego kontaktu z Europą. Gdyby nasze kluby wypracowały markę trudnych rywali w pucharach, nawet na poziomie fazy grupowej LE, na polskich trenerów patrzono by inaczej. Tak było w Hiszpanii. Kiedyś w Primera División była moda na obcokrajowców, ale sukces hiszpańskiej piłki sprawił, że to się zmieniło. I hiszpańskich szkoleniowców chętnie zatrudnia się dziś i w kraju, i za granicą.
Kiedy w 1989 r. przyjeżdżałem do Hiszpanii, Polaków w niej nie było, poza Jankiem Tomaszewskim, który w wieku 33 lat spędził rok w Herculesie. Nasz futbol stał znacznie wyżej niż dziś, w 1982 r. na mundialu w Hiszpanii kadra Antoniego Piechniczka zdobyła brąz, ale i tak będąc w lidze hiszpańskiej polskim jedynakiem, mogłem się czuć jak ambasador naszej piłki. Grałem dobrze, z perspektywy czasu mogę chyba nawet powiedzieć, że bardzo dobrze, więc do Hiszpanii przyjechali inni gracze z Polski. Tak samo czuję się dziś. Jeśli mi się powiedzie, prestiż polskich trenerów wzrośnie.
Tylko że pan jest polskim trenerem z hiszpańskim wykształceniem.
– Szkoliłem się w Osasunie, ale doświadczenie zdobywałem dzięki Legii. O tym zawsze będę pamiętał, doświadczenie jest w tym zawodzie bezcenne.
Jest kilka interesujących wątków, warto spojrzeć.
SUPER EXPRESS
W Superaku na początek… również Jan Urban, który piłkarzy szuka w Polsce.
Myśli pan o posiłkach z Polski, z Legii?
– Podczas przygotowań każdego dnia drużynę opuszczali kolejni piłkarze. Teraz na przykład mam w kadrze tylko czterech obrońców. Pewnie, że przydałyby się chłopaki z Legii (śmiech). Jeszcze przed końcem okienka transferowego siądziemy z szefami klubu i zastanowimy się, kogo sprowadzić. Mam na oku kandydata z polskiej ligi, ale za nic nie powiem, o kogo chodzi.
Betis Sevilla chce ściągnąć z Legii Tomasza Jodłowca. Druga liga hiszpańska to dla niego dobry kierunek?
– Betis robi bardzo porządne transfery. Mają pieniądze. Przed sezonem sprzedali 35 tysięcy karnetów. Tomek jest twardy, waleczny. Myślę, że pasowałby do nich.
Jak pan odebrał decyzję UEFA o walkowerze dla Celticu Glasgow i wyrzuceniu mistrzów Polski z IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów?
– Legia została skrzywdzona. Kara jest niewspółmiernie wysoka do przewinienia.
Spodziewane zmiany w Lechu: Skorża in, Teodorczyk out.
Łukasz Teodorczyk (23 l.) pomyślnie przeszedł we wtorek testy medyczne w Dynamie Kijów i podpisał pięcioletni kontrakt z wicemistrzem Ukrainy. Z kolei Maciej Skorża (42 l.) został zaklepany przez zarząd Lecha jako nowy szkoleniowiec “Kolejorza”. A były trener tego zespołu Mariusz Rumak (37 l.) ma objąć Zawiszę Bydgoszcz. “Teo”, o którego transferze poinformowaliśmy jako pierwsi, przechodził badania w kijowskiej klinice “Borys” i zgodnie z przewidywaniami nie miał żadnych problemów z ich zaliczeniem. To oznacza, że nowy trener Lecha – czyli Maciej Skorża – będzie musiał w ciągu kilku dni znaleźć jego następcę. O tym, że to właśnie Skorża zastąpi zwolnionego za niepowodzenia w pucharach Mariusza Rumaka, pisaliśmy już w ubiegłym tygodniu. Wczoraj po południu zarząd Lecha ostatecznie przyklepał tę kandydaturę i już w środę klub oficjalnie ma ogłosić nazwisko nowego trenera.
Stronę dalej tabloidowy tekścik o rzekomo sensacyjnym odkryciu na Wyspach, choć mówi się o tym od dawna, że kiedy Aaron Ramsey strzela gola – ktoś słynny umiera. Odpuszczamy.
SPORT
Z okładki wynika, że na powrót na ławkę Tomasz Hajto musi jeszcze poczekać.
Na początek wszystkie oczy zwrócone jednak na Ruch Chorzów – Oleksandr Szeweluchin, piłkarz Górnika Zabrze, wypowiada się o Metaliście.
Piłkarze Metalista… chcą grać w Lidze Europy?
– To już tylko jeden mecz, wiec chyba tak. Na pewno chce klub, jego władze i piłkarze ukraińscy. Pewien znak zapytania to obcokrajowcy. Tutaj byłbym ostrożny. Jeżeli mają przekonanie, że nawet awansując nie dostaną premii, to z ich podejściem do rewanżu może być również. Ale teraz dojdą kibice i otoczka rewanżu. Myślę, że z 15000 na mecz ich przyjdzie. Zobaczymy też, jak obiekt – piękny i ogromny – zadziała na Ruch. Stadion w Kijowie naprawdę robi wrażenie. Jednym doda skrzydeł, innych może sparaliżować.
To jednak coś innego niż gra w Charkowie, gdzie byłoby 35000 ludzi.
– Na pewno. Mówili o tym po meczu. Ligę traktowali na początku poważniej niż eliminacje Ligi Europy, bo mieli ważne mecze z Dynamem i Szachtarem. Ważne i prestiżowe. Ale w czwartek będą chcieli awansować.
„Plakatów nie wieszałem” – mówi Krzysztof Kamiński, bramkarz Ruchu, o swojej sympatii do Metalista. Cytujemy jednak inny fragment.
Metalist w jakiś sposób pana zaskoczył? Trochę was zlekceważyli?
– Może nie zlekceważyli, ale mocno się zdziwiłem ich nie tak dużym zaangażowaniem i walką. Myślę, że spodziewali się, że prędzej czy później coś strzelą, a to my byliśmy bliżsi zdobycia bramki. Musieli się zdziwić naszą postawą.
No właśnie. W rewanżu może brakować tego strzelonego przez was gola…
– Oczywiście, zawsze grając jako gospodarz ważne jest zdobycie bramki. Ważniejsze jest jednak czyste konto, a to nam się udało. Szkoda, że z przodu nic nie wpadło, ale teraz każdy nasz gol będzie liczył się podwójnie.
Zagracie na Stadionie Olimpijskim w Kijowie. Miał pan okazję grać na tak olbrzymim obiekcie?
– Jeszcze nie. Widziałem zdjęcia tego stadionu, robi spore wrażenie. Na mistrzostwach, gdy był wypełniony kibicami, nie było widać tego ogromu. Teraz jednak nie będzie pełny. Atmosfera nie będzie taka jak u nas. Plus dla nas jest taki, że Metalist też zagra na wyjeździe.
„Nowi zawodnicy, trener (nadal) stary”. Spoglądamy więc na ten temat z okładki – dla Hajty póki co nic dobrego.
Hajto w poniedziałek pojawił się na trybunach stadionu w Bełchatowie. “Czeka cię sporo pracy” – napisał na Twitterze byłemu piłkarzowi Bundesligi, trener Czesław Michniewicz. Co ciekawe kilka rzędów od Hajty siedzieli także działacze z Gliwic – prezes Adam Sarkowicz i dyrektor generalny Zdzisław Kręcina. Ten drugi wiosną tego roku mocno optował za zatrudnieniem Hajty w Piaście, po tym jak zwolniony został trener Marcin Brosz. Jego kandydatura była brana pod uwagę do samego końca, lecz ostatecznie zdecydowano się podpisać umowę z Angelem Perezem Garcią. Obecnie jednak zespół pod wodzą Hiszpana spisuje się fatalnie. Drużyna z Gliwic ma problemy ze strzelaniem goli i ze zdobywaniem punktów. Na razie Piast nie wygrał jeszcze meczu i jest jednym z kandydatów do spadku. – Trener Perez Garcia trenuje normalnie zespół i ma się dobrze – usłyszeliśmy wczoraj w gliwickim klubie. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że sytuacja jest napięta. Jeśli w piątek Piast nie wygra z Zawiszą, to hiszpański szkoleniowiec może zapłacić utratą posady.
Czyli nadal nic nie wiadomo…
W Sporcie jest też stała rubryka, czyli „Kolejkę ocenia…” – tym razem Dariusz Dudek. Jeden ciekawy fragment, bo o byłym pracodawcy.
Na czym opierały się przesłanki, że gliwiczanie mogą mieć kłopoty w lidze?
– Po transferach jakich dokonano latem. W ten sposób nie da się zbudować zespołu. No, bo jeśli ściąga się takiego bramkarza, jak 35-letni Alberto Cifuentes, to porażka. My przygotowaliśmy do roli „numeru jeden” Jakuba Szumskiego, który ma 22 lata, warunki fizyczne, posiada umiejętności, charakter, ale jak się okazuje to za mało, bo nikt w klubie mu nie zaufał. Nie przekonuje mnie też trener Angel Perez Garcia.
Dudka nie przekonuje Garcia? Hmm, czy może mieć to związek z tym, że zmienił go (i Marcina Brosza) w robocie?
PRZEGLĄD SPORTOWY
Sympatyczna okładka PS.
Tutaj rozszerzenie kilku tematów, które już pojawiły się w dziale sportowym Faktu – m.in. tekst o trenerach, którym matura niepotrzebna. Zerknijmy na inny fragment.
Charakterystyczne jest również to, że obecna ustawa uderza w ikony polskiego futbolu, gwiazdy ze złotych dla naszej piłki lat 70. minionego wieku. Zawodnicy – wśród nich jest chociażby kapitan biało-czerwonych Antoni Szymanowski, którzy wtedy błyszczeli w lidze i w reprezentacji, często skupiali się na karierze sportowej. Na chodzenie do szkół nie umieli znaleźć czasu. – Może i zaniedbywali to z własnej winy, ale nie rozumiem, dlaczego teraz cierpieć z tego powodu ma polska piłka. Bo przecież wykluczenie tych ludzi ze szkolenia oznacza stratę dla naszego futbolu – zaznacza Tomaszewski. – Najlepszymi trenerami dla dzieci są byli piłkarze – dowodzi Boniek – Zwłaszcza ci, którzy mogą pochwalić się sukcesami na arenie międzynarodowej lub lokalni bohaterowie. Czy naprawdę lepszy byłby trener z AWF, którego żaden dzieciak nie zna lub nie będzie miał do niego takiego respektu, jak do piłkarza, który jest lokalnym idolem? Zawodnika, którego oglądał w telewizji? Często były piłkarz, w wieku 32-35 lat, po zakończeniu kariery, nie może dostać pracy, bo nie ma średniego wykształcenia. Miasto, które chętnie by go zatrudniło, nie może obejść przepisów, bo musi działać w ramach prawa narzuconego przez państwo, gdyż to samorządowe pieniądze. Marnujemy w ten sposób ogromny trenerski potencjał – ostrzega prezes PZPN. – Jasne, że nie chodzi o to, by dawać zgodę na rozpoczęcie kursów trenerskich na prawo i lewo, bo oczywiście trzeba być bardzo wyczulonym na to, kto prowadzi zajęcia, zwłaszcza z młodzieżą. O tym, komu dać ten przywilej, decydowałaby specjalna komisja działająca przy każdym związku – tłumaczy Tomaszewski, podkreślając, że tak właśnie to działa w wielu krajach Europy, gdzie wielu nawet bardzo znanych trenerów nie może się pochwalić znaczącym wykształceniem ogólnym. W takiej sytuacji są tak znani trenerzy jak Giovanni Trapattoni, Jürgen Klinsmann czy Joachim Löw. Również w Polsce selekcjonerem był Franciszek Smuda, mimo że nie posiada matury.
Enzo Scifo, legenda belgijskiej piłki, zgłosił się na trenera Lecha.
Dlaczego akurat Lech?
– Interesuje mnie klub, który ma ciekawy projekt i pozwoliłby mi się rozwijać. Mam swoje ambicje. Lech mógłby pozwolić mi je spełnić. Dotąd pracowałem tylko w Belgii, ale teraz moim priorytetem jest znalezienie klubu za granicą. Pragnę zdobyć nowe doświadczenia, by poszerzyć horyzonty. Nie wiem, czy w Polsce, czy w innym kraju. Dla mnie ważne, by pracować w klubie, który ma ambicje, by zdobyć mistrzostwo.
Duże obciążenia Ruchu, ale Marcin Malinowski przekonuje: nie spuchniemy.
Niebiescy, podobnie jak Legia Warszawa, występy w ekstraklasie łączą z rywalizacją w europejskich pucharach. Tyle, że Henning Berg skorzystał dotychczas z 31 graczy, a Jan Kocian tylko z 19. Chorzowianie rozegrali już 11 spotkań w tej rundzie (6 w ekstraklasie i 5 w europejskich pucharach). W czwartek zmierzą się na wyjeździe w rewanżowym meczu IV. rundy eliminacji Ligi Europy z ukraińskim Metalistem Charków (w pierwszym spotkaniu było 0:0). Trener Jan Kocian od początku sezonu stawia praktycznie na tę samą jedenastkę. W niedzielnym meczu ligowym z Lechem (0:0) również nie dał nikomu z kluczowych graczy odpocząć. – W starciu z Koroną Legia wystawiła kompletnie nowy skład. Ja niestety nie mam szerokiej kadry – ubolewa słowacki trener. Aż trzech nowo pozyskanych graczy jest kontuzjowanych. Są to bramkarz Wojciech Skaba oraz pomocnicy Michał Rzuchowski i Michał Szewczyk. Ostatni ze wspomnianych zawodników miał polecieć do Kijowa, ale nie zdążył się wyleczyć. Najbardziej jednak szkoleniowiec martwi się kontuzją Daniela Dziwniela. Boczny obrońca naciągnął więzadło poboczne w prawym kolanie. – W poniedziałek jego kolano wyglądało lepiej niż we wtorek. Leci z nami na Ukrainę, ale może nie zagrać. Wtedy postawię od pierwszych minuty prawdopodobnie na Rolanda Gigołajewa – zdradza Kocian. Czy tak eksploatowana drużyna wytrzyma trudy meczu w Kijowie? – Moim zawodnikom nie zabraknie nagle prądu. To najważniejszy mecz we współczesnej historii klubu. Awans do grupy będzie ogromny sukcesem – przyznaje Słowak. – Gramy co trzy dni, ale nie czujemy się wcale źle. Dla nas starcie z Metalistem to mega ważny mecz, a dla mnie osobiście każdy występ w europejskich pucharach jest wielkim świętem, bo moja przygoda z piłką powoli się kończy. Damy z siebie wszystko. Nie spuchniemy – przekonuje kapitan Ruchu Marcin Malinowski.
A tutaj zapowiadany tekst o Cibickim – walkę ma stoczyć o niego Polska ze Szwecją.
Pawła Cibickiego z Malmö FF chcą dwie reprezentacje – Polska i Szwecja. Dziś może awansować z klubem do Champions League. Trzy lata temu Malmö zabrakło jednej bramki do Ligi Mistrzów. Po porażce 1:4 w Zagrzebiu z Dinamem, u siebie MFF wygrało 2:0. Wtedy podstawowym piłkarzem był inny szwedzki Polak, Ivo Pękalski. Teraz w pierwszym meczu z Red Bullem Salzburg było 1:2, Cibicki grał w końcówce. Dziś mistrzom Szwecji wystarczy zwycięstwo 1:0, by zagrać w Lidze Mistrzów. – W Austrii mieliśmy szczęście. Pomagały nam poprzeczka, słupek, Filip Helander wybił piłkę z pustej bramki. Będzie trudno, ale mamy dobrą sytuację. To, co się dzieje teraz w Malmö, to po prostu masakra. Każdy chce iść na mecz. Gdy graliśmy w sobotę w lidze, było 11 tys. ludzi. A teraz będzie pełny stadion (21 tys. – przyp. red.), nie ma już biletów. Będzie ostra jazda, wielkie emocje i gorąca atmosfera – opowiada PS” Cibicki. 20-letni skrzydłowy urodził się w polskiej rodzinie w Malmö i ma dwa paszporty. Półtora roku temu zadebiutował w biało-czerwonych barwach w reprezentacji U-19, którą prowadził Marcin Sasal. Zagrał 25 minut przeciwko Gruzji (3:1) i wrócił do Szwecji z powodu urazu, z którym przyjechał do Polski. – Była trema. Nowi ludzie, wszystko było nowe – wspomina. Od tamtej pory nie był powoływany, choć jego klubowa kariera przyspieszyła. Z Malmö zdobył mistrzostwo, gra w europejskich pucharach. W tym sezonie ligi szwedzkiej strzelił dwa gole. Szwedzi to zauważyli i zaczęli przekonywać piłkarza do zmiany narodowych barw. – Ich wszyscy najlepsi młodzi napastnicy urodzili się w 1993 roku, więc na nowo powstającą młodzieżówkę będą za stary. Dlatego chcą mnie sobie zaklepać – wyjaśnia Cibicki. Co na to Polska? – Cały czas obserwujemy sytuację Pawła, jesteśmy w stałym kontakcie. To, że w meczu IV rundy el. Ligi Mistrzów trener wpuścił go na boisko w końcówce, świadczy o tym, że w klubie też widzą w nim potencjał. Cibicki jest w szerokim gronie zawodników, których bierzemy pod uwagę przy powołaniach do kadry U-20 na dwa najbliższe zgrupowania – mówi PS” Marcin Dorna, selekcjoner reprezentacji Polski U-20 i U-21. Ale na wrześniowe mecze nie wziął go do żadnej z tych drużyn.
Na koniec jest jeszcze rozmowa z Milikiem, ale ją cytowaliśmy już w Fakcie.