Nie lubimy poniedziałków. Wy też nie lubicie. I piłkarze, jak sami mówią, też nie lubią. Ale ktoś im grać kazał, więc grają, a my zaś oglądamy. Na malutki stadion w Bełchatowie, gdzie rzeczywistość jest taka a nie inna, wpada dziś Piast Gliwice, ale… wcale nie musi wyglądać to tak źle, jak brzmi. Z uwagi na jeden powód: podopiecznych Kamila Kieresia.
– Nikt chyba nie lubi grać w poniedziałek, ale wszystko jest ustalone odgórnie. Jest to trochę bez sensu, ponieważ ludzie pracują, jest mniej kibiców na takich spotkaniach. Godzina 18 niby jest popołudniu, ale też nie dla wszystkich, bo na drugi dzień ludzie też pracują. Nie mówię tutaj tylko o Bełchatowie, ale o każdym mieście, gdzie drużyna występuje na początku tygodnia i to jest problem. Myślę, że również przed telewizorami nie ma tak dużej oglądalności, jaką mają wcześniejsze mecze – mówi na oficjalnej stronie klubu Arkadiusz Malarz. No, zachęta dla kibiców i zapowiedź spotkania niebywała, ale powiedzmy sobie wprost: sporo w tym racji.
Z jednego względu chce nam się ten mecz obejrzeć. GKS Bełchatów… Fajnie poukładał to wszystko Kamil Kiereś – spory postęp był widoczny, gdy paradoksalnie drużyna już z Ekstraklasy spadała, potem trochę spokoju na zapleczu i znów gaz. Wciąż bez Mateusza Maka, również bez Rachwała (cztery żółte kartki w pięciu kolejkach, brawo!), za to z powracającym Ślusarskim. No i rzecz jasna z Michałem Makiem, piłkarzem numer 4 w Ekstraklasie według obecnych not Weszło. GKS nie przegrał w tym sezonie jeszcze ani razu, stracił też tylko dwa gole, a pochwały należą się nie tylko Michałowi – tylko właściwie każdemu z osobna, od Malarza czy Baranowskiego począwszy.
Angel Perez Garcia, trener Piasta, gratulacji jednak nie składa. Mówi, że drugie miejsce bełchatowian to dla niego żadna niespodzianka, ale… też kwestia sporego szczęścia i łatwego terminarza. Będziemy więc złośliwi i napiszemy: terminarz ten dalej jest łatwy, bo teraz przyjeżdża Piast. Garcia nie wygrał w Ekstraklasie od 23. maja i jego pozycja w klubie jest coraz słabsza. Zbigniew Koźmiński, były działacz klubu, nazywa go babą z brodą. Obecni przełożeni w temacie jego przyszłości mówią niewiele: na pewno poprowadzi zespół w najbliższym meczu. A kolejni chętni na myśl o trenerskim stołku już przebierają nogami…
Sam Garcia też czuje tę presję i chyba delikatnie nie trzyma już ciśnienia. Ostatnio, po porażce z Ruchem, opowiadał o wielkiej niesprawiedliwości – że sędzia nie odgwizdał słusznego rzutu karnego (to akurat prawda), że jego piłkarze mieli aż osiem sytuacji, a nie wykorzystali żadnej. – To niemożliwe, że tego nie wygraliśmy – irytował się. Tylko jak tu wygrać, jeśli ta skuteczność była ostatnio tak tragiczna, że zaczęto się zastanawiać: a może zagrałby Janczyk? Hm, tonący brzytwy się chwyta…
Fot.FotoPyk