Zastanawialiście się czasem, czy jest przynajmniej jeden konkretny szczegół, w którym nasi ligowcy nie ustępują tym z Premier League czy Primera Division? Jakikolwiek, byle powtarzalny i dotyczący nie jednego zawodnika, a paru. My kombinowaliśmy w ten sposób od dawna i szczerze mówiąc – poddaliśmy się. Technicznie – oj, nie. Motorycznie – niekoniecznie. Wolicjonalnie – nie do końca. Ale w ostatnich tygodniach, całkowicie przypadkowo, doszliśmy do wniosku, że tak – jest coś, jest pewna umiejętność, której nie musimy się wstydzić przed lepszym piłkarskim światem. Mianowicie: rzuty z autu.
Przed laty najdalej spośród polskich piłkarzy rzucał Tomasz Hajto. Dzisiejsi gimnazjaliści wówczas wchodzili pod szafę na stojąco, tacy byli mali, więc nie pamiętają na pewno A. Hajto, wiadomo – chłop na schwał – zasięg ramion jak u Kliczki, toteż jak już machnął na kilkadziesiąt metrów, nikt nie był szczególnie zdziwiony. Ale to jeden z wyjątków – można powiedzieć: prekursor – poza tym szybko opuścił polską ligę, a po powrocie grał w środku obrony, w związku z czym pod boczną linią pojawiał się rzadko.
Od tamtej pory rok w rok Ekstraklasa miała jednego-dwóch graczy, którzy albo w dzieciństwie nagminnie rzucali śnieżkami / kasztanami, albo naoglądali się meczów nieśmiertelnego Stoke Tony’ego Pulisa, raz po raz stwarzającego zagrożenie po dalekich wyrzutach Delapa. Drużyna wolała auty od rożnych, a z sympatycznego Rory’ego większy był pożytek, gdy miał piłkę w rękach niż przy nodze. Niby pomieszanie z poplątaniem, jednak bardzo często skutkujące konkretną korzyścią dla zespołu. Przypominacie sobie, aby w poprzednich latach trenerzy przygotowywali specjalne warianty zachowania w szesnastce swoich piłkarzy tuż po tym, gdy jeden z nich wyrzuca z autu?
Rok temu parę punktów Piastowi Gliwice zrobił Damian Zbozień. Nabiegał, rzucał, tam Mateusz Matras stawał na palcach i zagrożenie pod bramką przeciwników gotowe. A teraz? Wysyp, paru znajdujemy bez chwili namysłu. Dobry wyrzut posiadł Adam Frączczak, lecz od kiedy do składu wszedł 19-letni Sebastian Rudol, momentalnie do niego trafiła palma pierwszeństwa. Mimo że najmłodszy, jak chwyci futbolówkę, co wyżsi – z Marcinem Robakiem na czele – już wiedzą, że będzie gorąco. Niedawno Jagiellonia sprowadziła Radosława Jasińskiego, o którym, nie licząc tych oglądających pierwszoligowe zmagania na antenie Orange Sport, mało kto wcześniej słyszał. Wydawało się, że następny jakich wielu. Dopóki nie sypnął z autu… Dalej mamy mieszane uczucia odnośnie do jego piłkarskiej jakości, jednak w tym konkretnym elemencie wyrasta ponad resztę ligi. A w naszych realiach to już poważny atut…
Schodzimy poziom niżej, zamykamy oczy i powtarzamy: auty, auty, auty. Bum – Marcin Warcholak z Arki. Bum – Patryk Fryc z Termaliki. Tyle z pamięci, a przecież liczymy tylko takich, którzy rzucając spod chorągiewki nie muszą mieć kompleksów przed Hajtą.
Ktoś jeszcze przychodzi wam do głowy? Jeżeli ten trend z dalekimi autami wkrótce nie straci u nas na popularności, stworzymy osobny ranking zawierający najlepszych z grona zawodników od „zadania specjalnego”. Wreszcie jakiś znak rozpoznawczy Ekstraklasy…
Fot.FotoPyK