Ten karny podsumował cały występ Lecha. 85. minuta. Hamalainen świetnie zagrywa do Ubiparipa. Ten, wycięty przez Stawarczyka, pada w polu karnym. Jedenastka. Pojedynek Kamiński vs Kamiński. Górą bramkarz Ruchu. Lech gubi kolejne punkty. Kolejny raz udowadnia też, że – podobnie jak Legia – siły oszczędza na puchary. Tylko że puchary wybili im z głowy islandzcy studenci, a przy takiej formie, jak dzisiejsza, ciężko byłoby chyba ograć nawet Koronę. Zero do zera. Zero też jakości i frajdy z oglądania takiego „Kolejorza”. Jedna wielka mizeria.
Lech dzisiaj po prostu się przeliczył. Pierwszą połowę zagrał chyba na podmęczenie rywali, licząc, że ci się zmachają i ani razu nie pokonają Kotorowskiego. Miał rację. Ruch przeprowadził przez pierwsze dwa kwadranse więcej akcji niż Cracovia przez dwa sezony i nawet gdyby Kotorowski w końcu coś zawalił, to i tak winilibyśmy go najmniej. W pewnym momencie zrobiło się tak gorąco, że po starciu Surmy z Jevticiem arbiter Raczkowski musiał wyciągnąć aż trzy żółte kartki. Iskrzyło w środku pola, iskrzyło, Kowalski dosiadał Pawłowskiego, Surma kasował, co się dało, aż sprawy w swoje ręce wziął sędzia liniowy…
… co natychmiast wstrząsnęło Twitterem.
Ta decyzja wypaczyła wynik meczu. W drugiej połowie dominował już Lech, najwięcej szarpał Pawlowski, sporo wniosło też wejście niezawodnego Barry’ego Douglasa, ale gdy w kluczowym momencie Stawarczyk tak wyciął Ubiparipa, że zauważyłby to nawet liniowy, zadaniu nie sprostał Kamiński. To znaczy – jeden z dwóch Kamińskich. Ten słabszy. Marcin przejął bowiem wykonywanie karnych od Wołąkiewicza i jaki efekt? Ano taki, że nie uderzył nawet tak źle, tylko jego intencje doskonale wyczuł imiennik z Ruchu. Imiennik, który rozgrywa najlepszy sezon w swojej karierze. 4, 6, 4, 6, 8, 8 – oto jego noty z pierwszych kolejek. Klasa.
Nic więcej o tym meczu nie napiszemy. Na to, by Lech rozpoczął sezon, trzeba jeszcze poczekać. Oby tylko nie było za późno.
Fot. FotoPyK