Reklama

Powrót Arsenalu, czysty Fabiański, gnębienie beniaminków… EPL nabiera prędkości

redakcja

Autor:redakcja

23 sierpnia 2014, 21:15 • 6 min czytania 0 komentarzy

Dzisiejsze mecze Premier League jak zwykle zabrały nas na karuzelę emocji, wrażeń i głębokich obaw o to, czy dobrze ustawiliśmy nasz zespół w Fantasy Premier League. Grały drużyny Polaków, ale niestety tylko dwóch z naszych rodaków wyszło na plac. Ciekawe rzeczy działy się za to na Stamford Bridge, prawdziwe szaleństwo zafundował w ostatnich minutach swojego meczu Arsenal, nie rozczarował także mecz na Villa Park. No i ten “Fabian”… Już wiemy, dlaczego Swansea jest obecnie ulubioną drużyną pana Sławka Stępniewskiego.

Powrót Arsenalu, czysty Fabiański, gnębienie beniaminków… EPL nabiera prędkości

Masa emocji mimo braku goli? W Anglii to normalka

Nie ma na całym świecie chyba drugiej ligi, w której spotkania zakończone wynikiem 0:0 tak często można określać mianem interesujących. Druga kolejka Premier League zaczęła się na Villa Park, gdzie drużyna Paula Lamberta zremisowała 0:0 z Newcastle. W pewnym sensie był to mecz bocznych obrońców – najlepszym graczem spotkania uznano Aly’ego Cissokho, ale równie dobrze nominować można było Brada Guzana lub Alana Huttona z A, a także Daryla Janmaata z Newcastle. Nam osobiście najbardziej podobali się właśnie Guzan i Janmaat. Golkiper AV wybronił fantastyczne uderzenie Siema de Jonga, ratując remis dla swojego zespołu. Holender znowu był aktywny po obu stronach boiska czym potwierdził, że jego dobry występ na mundialu nie był dziełem przypadku.

Co zapamiętamy z tego spotkania, jakie wnioski przychodzą do głowy? Na pewno to, że nowy asystent Lamberta Roy Keane nie musi nic mówić, a i tak wzbudza szacunek zmieszany ze strachem. Ubrany w klubowy dres Villi i z siwą brodą w stylu Daniela Day-Lewisa przypominał tego samego zakapiora, który kasował rywali w czasach swojej kariery zawodniczej. Zgadzamy się z komentatorami – Keane doda sporo walki do mentalności AV, ale równie dobrze może zaburzyć pewną hierarchię. Dlaczego? Popatrzcie na wujkowatego Lamberta, później na szalony wzrok Keane’a i odpowiedzcie sobie na jedno pytanie: którego balibyście się bardziej? Pytanie retoryczne.

Podobał nam się także Remy Cabella. Nie było to jego wielki mecz, ale chłopak ma iskrę i jest w stanie wypełnić lukę po kłopotliwym i wiecznie humorzastym Hatemie Ben Arfie. Cabelli brakuje tylko jednego – masy mięśniowej. Jeśli wrzuci kilka kilo na ramę, poradzi sobie w Anglii. Niech zadzwoni do Adebayo Akinfenwy, a ten na pewno powie mu jak osiągnąć “beast mode”. Nie podobał nam się za to Emmanuel Riviere. Chłopak póki co nadaje się na ławkę rezerwową. Przy nim to nawet “Koń” Carroll wyglądał na wirtuoza. Pardew musi poszukać lepszego napastnika i to natychmiast, jeśli chce wypełnić swój ultra długi kontrakt.

Reklama

Magiczny powrót Arsenalu

Everton wyglądał niesamowicie solidnie. W obronie? Praktycznie bezbłędny. W kontrach – skuteczny. W atakach pozycyjnych – spokojny. Wrzutki Bainesa? Maestria. Podanie Lukaku? Genialne. Wszystko układało się znakomicie, Arsenal został może nie stłamszony, ale dość wyraźnie nadgryziony przez gospodarzy – dwa gole, przewaga, do tego naprawdę wysoki stopień koncentracji, dzięki któremu nawet nieśmiałe mocniejsze zrywy “Kanonierów” nie przynosiły szczególnego zagrożenia pod bramką Howarda. Sami nie wiemy, co właściwie stało się później. Nie chodzi już nawet o te ostatnie dziesięć minut, ale ogółem o drugą połowę, w której dość nieoczekiwanie Arsenal przypomniał sobie wszystkie zapowiedzi przed sezonem, w których figurował jako jeden z najpoważniejszych kandydatów do mistrzostwa.

Najpierw były rajdy Ramseya, jego próby i jednocześnie wyzwania dla Howarda, wciąż pozostającego bohaterem świeżych memów z nim w roli głównej, które zapoczątkował bajeczny występ na mistrzostwach świata. A potem… Nie wiemy jak to określić, by zabrzmiało dostatecznie mocno. Arsenal zrobił Evertonowi bliźniaki, idąc za dość oklepanym frazesem bodajże Szpilki? Coś w tym klimacie, bo w siedem minut padły dwa gole, a podopieczni Wengera zdołali wydrzeć punkt.

Tylko znowu: patrząc z dystansu. Mają się w ogóle z czego cieszyć? Punkt z Evertonem to w końcu pogubione punkty, już w drugiej kolejce…

Mourinho bezwzględny dla beniaminków

Oglądając pojedynek Chelsea z Leicester City przypomniał nam się “Dzień Próby”, kapitalny film w reżyserii Antoine’a Fuquy z roku 2001. Fabuła polegała na tym, że doświadczony detektyw (w tej roli Denzel Washington) bierze nieopierzonego młodszego kolegę (Ethan Hawke) pod swoje skrzydła, próbując wplątać go jednocześnie w swoje brudne gierki. W filmie młodzian się nie dał (sorry za spoiler), ale inaczej było dziś na Stamford Bridge. To był pojedynek dwóch lisów – beniaminka z Leicester oraz tego starego szczwanego z Portugalii.

Reklama

Nigel Pearson i jego drużyna ostatecznie zostali wypunktowani w drugiej połowie 2:0, ale paradoksalnie zostawili po sobie dobre wrażenie. 10 długich lat czekały “Lisy” na powrót do Premier League, ale ciężko przewidzieć, jak zakończy się ich przygoda w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii. Jeden punkt po dwóch kolejkach nie jest wybitnym osiągnięciem. Co do Chelsea, to wrażenie robi Diego Costa – coś nam się wydaje, że będzie to nowy ulubiony zawodnik boskiego Jose.

Żeby pozostać w klimacie filmowym zmienimy rejony i udamy się do Bollywood, przypominając kultowe (podobno…) “Czasem słońce, czasem deszcz”. Dlaczego akurat ten film? Ponieważ to idealna metafora losów Marcina Wasilewskiego. W zeszłym sezonie świeciło głównie słońce, ale teraz nad głową Polaka zebrały się ciemne chmury. Nasz rodak już w drugim meczu z rzędu nie zagrał ani minuty i nie zanosi się na to, że jego pozycja się polepszy. Duet stoperów Morgan – Moore spisuje się przyzwoicie, a przecież jeszcze w kolejce do gry jest kontuzjowany Upson. Mało tego – Pearson szuka prawego obrońcy, a na tej pozycji występuje mogący grać także w środku Ritchie De Laet. Może okazać się niedługo, że “Wasyl” będzie piąty w kolejce do gry… Szkoda Marcina. W tej sytuacji humor poprawia nam jedynie sylwetka Gary’ego Taylora-Fletchera. Najpierw rzeźba, potem masa.

Efektowny Allardyce, “Fabian” nie zwalnia tempa

Pisaliśmy przed tygodniem o Fabiańskim, chwaląc jego decyzję o przejściu na Liberty Stadium. W pierwszej kolejce polski piłkołap i jego nowi kompani zdobyli Old Trafford, dzisiaj zadebiutowali u siebie. Efekt? Kolejna wygrana, tym razem 1:0 przeciwko beniaminkowi z Burnley. Sean “Ginger Mourinho” przegrał drugi mecz z rzędu, ale taki los beniaminka – przeważnie jest chłopcem do bicia. Jesteśmy za to pod wrażeniem pracy Garry’ego Monka, z tego gościa może być kawał trenera. Jak zagrał Fabiański? Znów pewnie, zbierając wysokie oceny. Portal WhoScored.com ocenił go nawet najwyżej ze wszystkich piłkarzy tego spotkania (nota 8.0). Cieszy dobra postawa “Fabiana”.

Nie myśleliśmy, że połączymy kiedykolwiek określenie “efektowny” z nazwiskiem Allardyce, ale stało się. West Ham wygrał 3:1 na Selhurst Park, a pierwszego gola strzelił nowy nabytek “Młotów”, Mauro Zarate. “Big Sam” nigdy nie uchodził za miłośnika wyrafinowanej techniki, a jego drużyny grały przeważnie prosta piłkę – dzida na Andy’ego Carrolla. Ten jednak jest – jak zwykle – kontuzjowany, dlatego trzeba było pokombinować i voila – mały Zarate też może odnaleźć się w WHU. Da się panie Allardyce? Da się. Mauro świetnie zagrał na “dziesiątce” i taka pozycja widać bardzo mu odpowiada. Żeby jednak nie było, że “Big Sam” zdradził swoje ideały, to gola strzelił także jeden z drągali, czyli Carlton Cole.

Czas na smutny komunikat. Southampton zremisował 0:0 z WBA, a nasz Artur Boruc znów nie znalazł się nawet na ławce rezerwowych. Cóż, nadszedł czas pakować walizki i kupować bilet. Może właśnie do West Hamu? Tak sobie głośno myślimy, ale “Król Artur” i kibice z Green Street mogliby stworzyć ciekawy związek.

Najnowsze

Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
3
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”
Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
15
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Anglia

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Anglia

Takiego kryzysu Guardiola jeszcze nie miał. “Nie sądzę, żeby chciał odejść”

Patryk Stec
4
Takiego kryzysu Guardiola jeszcze nie miał. “Nie sądzę, żeby chciał odejść”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...