We wtorkowym felietonie opisałem historię mojego kolegi, który spędził 48 godzin w areszcie i dostał dwuletni zakaz stadionowy – a wszystko dlatego, że poszedł po swoich dwóch synów, którzy niespodziewanie wbiegli na boisko po meczu Real – Fiorentina. Nie pisałem, cóż to za kolega, ponieważ sobie tego nie życzył. Ale teraz za sprawą „Super Expressu” wszystko się wydało – Marcin Adamski.
No więc sytuacja wygląda tak, że były reprezentant Polski nie może przez dwa lata pójść na żaden mecz. Wszystko dlatego, że dwaj synowie udali się po spotkaniu w okolice barierek, by z bliska popatrzeć na boisko, a w pewnym momencie tak się podniecili, że wbiegli na murawę i chwilę po niej pobiegali. Adamski chciał chłopców później odebrać. Nie w głowie mu było bieganie za piłkarzami Realu Madryt, bo gość sam grał w Lidze Mistrzów. Nie chciał też ani atakować ochrony, ani się publicznie obnażać – to chyba jasne.
Poszedł po dzieci w miejsce, gdzie były one zatrzymane (okolice tzw. aresztu stadionowego). A jak już doszedł – to go obalono na ziemię. W efekcie: następne 48 godzin spędził za kratami, a na koniec usłyszał wyrok – zakaz stadionowy. Normalny sędzia dałby mu się wytłumaczyć. Ale nie, tu nie miejsce na normalność. Tu trzeba karać, karać i jeszcze raz karać. Mnie się zdaje, że zakazów stadionowych nie wymyślono po to, by gnębić nimi ojców, którzy chcą odebrać dzieci. Ale co ja tam wiem. Ważne, że statystyki się będą zgadzały i ochrona się wykazała.
Gdyby Marcin był – hmm, nie wiem – prezydentem Wrocławia na przykład, to upiekłoby mu się dosłownie wszystko, na przykład biegły przedstawiłby ekspertyzę, że wcale nie przekroczył dozwolonej barierki, tylko barierka w sposób zaskakujący i niedozwolony minęła go z niewłaściwej strony. Tak to by mniej więcej wyglądało. Normalni ludzie mają jednak w tym kraju całkowicie przesrane.
Szczęście w nieszczęściu, że Polsat nie pokazuje już meczów ekstraklasy. To jednak byłoby troszkę dziwne, gdyby Marcin Adamski nie mógł ich komentować z powodu zakazu stadionowego.
I na koniec najciekawsze: po meczu Legia – Jagiellonia, gdy doszło do sporych zamieszek, warszawski klub ukarał zakazami stadionowymi około 50 osób. Na każdą z nich były niezbite dowody. O ile więc zakazów stadionowych – sądowych, ważniejszych – wystąpiła prokuratura? O ile zakazów, mając wszystko podane jak na tacy? O ani jeden. Ani jeden. Nie zainteresowali się ludźmi, którzy doprowadzili do mordobicia na stadionie, za to dorwali Adamskiego – brawa! I jeszcze potrzymali go dwa dni w kiciu: niech wie, z kim tańczy.
STAN