– Muszę powiedzieć, że jest mi bardzo przykro. Ja nie odpowiadam za listy zawodników wysyłane do UEFA. Dostaję gotowe dokumenty z działu administracji sportowej. Zrobiono ze mnie kozła ofiarnego, a to nie ja jestem winna. Liczę, że zarząd wystosuje oświadczenie, w którym zostanę oczyszczona ze wszystkich zarzutów – mówi dziś na łamach Super Expressu Marta Ostrowska, kierownik Legii.
FAKT
Zaczynamy spojrzeniem w sprawę Legii.
Marzenia o awansie do Champions League trzeba odłożyć na kolejny rok. Tę hiobową wieść wysłał w świat za pośrednictwem mediów społecznościowych prezes warszawskiego klubu Bogusław Leśnodorski. (…) Z naszych informacji wynika, że w stołecznym klubie odpowiedzialność za zgłaszanie zawodników ponosi kilka osób. Generalnie leży to w gestii pionu sportowego, na czele z dyrektorem sportowym Jackiem Mazurkiem i koordynatorem działu sportu Dominikiem Ebebenge. Wielu kibiców obarczało winą kierownik drużyny Martę Ostrowską, ale w tej sprawie nie jest ona kluczową postacią. – Przed wysłaniem list zgłoszeniowych muszą być one zaakceptowane przez kilka osób. Jest wśród nich Ostrowska, ale tak naprawdę to nie od niej zależy zgłaszanie piłkarzy. Odpowiedzialność rozkłada się na cały pion sportowy, który ma swoich przełożonych. Bez ich zgody nic nie jest wysyłane – mówi nam osoba pracująca w Legii. Niewykluczone jednak, że to Ostrowska zostanie kozłem ofiarnym w tej kompromitującej sytuacji. Niedopuszczalny błąd działaczy ma dwa wymiary. Z jednej strony zniszczyli oni ambicje piłkarzy, trenerów i tysięcy kibiców, którzy marzyli o awansie do Ligi Mistrzów. W tym roku wydawał się on niezwykle realny. Z drugiej w grę wchodziły ogromne pieniądze. Za samo wejście do fazy grupowej UEFA płaci ponad 30 milionów złotych, a do tego dochodzą jeszcze wpływy z dni meczowych i praw telewizyjnych. W sumie Legii mogło przejść koło nosa nawet 60 milionów złotych! Tyle za poprzedni sezon zarobiła Steaua Bukareszt, która rok temu wyeliminowała stołeczny klub.
I felieton Mateusza Borka w wiadomej kwestii.
Widzę, że kibice Legii zareagowali na decyzję UEFA bardzo emocjonalnie. Nie dziwię się, bo faktycznie marzenia o awansie do Ligi Mistrzów były bardzo realne. Reakcja jest zrozumiała, ale trzeba szybko się otrząsnąć i walczyć w Lidze Europy. Legia nie funkcjonuje jak przeciętny polski klub. To korporacja o pokaźnym budżecie, z wieloma komórkami odpowiedzialnymi za różne zadania. Ktoś w tym łańcuchu zawiódł i wydaje mi się, że nie była to jedna osoba. Choć dzisiaj wszyscy zrzucają winę na biedną kierownik zespołu, to nie można wydać jednoznacznego wyroku. Jak w każdej korporacji za tego typu kwestie odpowiada zapewne kilka osób. Prezes Bogusław Leśnodorski musi wyciągnąć wnioski, żeby w przyszłości taka sytuacja się nie powtórzyła. Ciężko mi zrozumieć, dlaczego przed pierwszym meczem z Saint Patrick’s nie wysłano do UEFA zwykłego maila z prośbą o interpretację przepisów? To niewytłumaczalne. Teraz szefowie Legii powinni przede wszystkim przeprosić zawodników. Często to oni dostarczali powodów do frustracji, ale teraz są pokrzywdzeni. Jeśli miałbym coś doradzić prezesowi, to zwiększyłbym premie za awans do Ligi Europy. Pamiętajmy, że władze klubu zakładały przed sezonem występy właśnie w tych rozgrywkach. Realna szansa jest, bo Aktobe to zespół do przejścia. Trzeba wychodzić na boisko z podniesioną głową i zapomnieć o Celticu. Dwumecz ze Szkotami był świetny, ale Legia jeszcze do tej wymarzonej Ligi Mistrzów nie weszła. Nie możemy tego teraz rozpamiętywać. Głowa do góry i walczymy dalej!
Co poza tym? Jeż załatwił Jagiellonię, sędzia pomógł Cracovii wygrać, a w Lechu…
Właze Lecha w marcu postawiły trenerowi dwustopniowe ultimatum – najpierw musiał zakwalifikować się do Ligi Europy, a następnie awansować do fazy grupowej tych rozgrywek. Ten drugi cel nie został zrealizowany, choć szefostwo i tak pozostawiło szkoleniowcowi margines błędu. Jeśli Kolejorz przegrałby z zespołem lepszym od siebie lub o podobnym potencjale, Rumak uniknąłby zwolnienia. Wystarczyło się nie zbłaźnić, jednak to zadanie przerosło siły trenera i dlatego mecz z Lechią będzie dla niego ostatnim na ławce klubu z Poznania. Głównymi kandydatami do zastąpienia Rumaka są Waldemar Fornalik (51 l.) i Maciej Skorża (42 l.).
RZECZPOSPOLITA
Na początek wyciągamy tekścik o rosyjskiej piłce.
Przekonuje, że raczej z żalu po utraconym błękicie Morza Śródziemnego niż z obawy przed rosyjską zimą. Oczywiście nie jest pierwszym, który bierze moskiewskie pieniądze i godzi się na życie nie życie w złotej klatce, bo sportowcy zarabiający miliony w Rosji kontaktu z realnym światem praktycznie nie mają. Jest na ten temat wiele opowieści w zachodnich mediach – mieszka się w zamkniętych osiedlach, trenuje w ściśle strzeżonych ośrodkach, rodzina zwykle marudzi, bo kto z własnej woli przenosi się z Lazurowego Wybrzeża do Moskwy. Trwa raczej ruch bogatych Rosjan w drugą stronę. Magnes jest tylko jeden – pieniądze. Samuel Eto’o w Anży Machaczkała zarabiał tak dużo, że wytrzymał w Rosji dwa lata. Barcelona, Inter, Chelsea a między Mediolanem i Londynem – Machaczkała. Już to brzmi jak science fiction. Rosjanie inwestują w piłkę nożną ogromne pieniądze, budują kluby, znakomicie płacą selekcjonerowi Fabio Capello, a sukcesów drużyna narodowa nie odnosi.
„Taka glupia katastrofa” – pisze o wiadomej sprawie Rzepa.
Trudno jednoznacznie wskazać winną osobę. W mediach trwa krzyżowanie kierowniczki drużyny Marty Ostrowskiej. Bartosz Bereszyński, który wszedł w 86. minucie gładko wygranego 2:0 rewanżowego spotkania z Celtikiem, nie odcierpiał jeszcze kary za kartki z poprzedniej edycji Ligi Europy. Teoretycznie za zgłaszanie piłkarzy do meczu odpowiedzialna jest właśnie kierownik drużyny. W klubie mówią coś o odpowiedzialności całego „działu sportu”, który przygotowuje listę zawodników, ale fakt jest taki, że koniec końców to kierownik powinien zapanować nad sytuacją i wiedzieć, że dany piłkarz nie może grać. Szczególnie że nie jest to wiedza tajemna. UEFA przed każdą rundą eliminacji wysyła do klubów listę piłkarzy zawieszonych za kartki. Kierownik drużyny czy dział odpowiedzialny za zgłoszenie piłkarzy ma wszystko podane na tacy. Nie ma buchalteryjnego liczenia po nocach, kto ma ile kartek i kiedy mu się kończy kara. – W Lechu Poznań za zgłoszenia piłkarzy odpowiada kierownik drużyny. Przed każdą rundą kwalifikacyjną wszystkie kluby otrzymują wykaz zawodników pauzujących za otrzymane kartki, zawierający również informację o dacie automatycznego wygaśnięcia kary. Obecnie znajdują się na niej również byli piłkarze Kolejorza, np. Marcin Kikut, który dostał czerwoną kartkę w meczu z SC Braga w 2011 roku, a wygaśnięcie nastąpi bodajże dopiero w 2017 roku – wyjaśnia Dariusz Motała, kierownik Lecha. Ostrowska prawdopodobnie straci pracę. Całe zamieszanie wzięło się stąd, że Bereszyński nie odcierpiał kary za kartki w meczach z Irlandczykami z St. Patricks. Został zgłoszony do rozgrywek (tylko zgłoszony piłkarz odbywa karę), ale w ostatniej chwili wycofano go z listy i zastąpiono Adamem Ryczkowskim. Na czyje polecenie? Trenera Heninga Berga, który chciał mieć kadrę złożoną tylko z piłkarzy mogących zagrać? Ale Bereszyński, nawet wykreślony z listy na mecze z Irlandczykami, musiał dalej widnieć w zestawieniu rozsyłanym przez UEFA do klubów, które wskazywało piłkarzy zawieszonych. Kolosalne niedopatrzenie.
A Michał Kołodziejczyk podsyła korespondencję z Rio – „Na Freda ciągle gwiżdżą”. Zaczyna się to tak…
Pierwszy klub, pierwszy stadion, pierwsza piłka. Legia Warszawa współpracuje z legendą brazylijskiego futbolu. Mick Jagger w Brazylii traktowany jest jak żaba przynosząca pecha. Miejscowi kibice na Maracanie w trakcie ćwierćfinałowego meczu mundialu z Kolumbią trzymali w dłoniach podobizny wokalisty Rolling Stonesów z komiksową chmurką, w której Mick mówił, że trzyma kciuki za Jamesa Rodrigueza i jego kolegów. Pomogło, Brazylia wygrała 2:1 i awansowała dalej. Jagger, niestety, pojawił się na stadionie w Belo Horizonte z synem, którego matka jest Brazylijką. Następnego dnia winnego upokorzenia w meczu z Niemcami znaleziono bardzo szybko. Przypomniano wszystkie niedźwiedzie przysługi Micka – w 1998 roku był na meczu Anglii z Argentyną, w 2006 roku pojawił się na stadionie podczas meczu Anglii z Portugalią, w 2010 r. kibicował trzem drużynom – Anglii, Stanom Zjednoczonym i Brazylii. Jego faworyci przegrali wszystkie mecze.
GAZETA WYBORCZA
„Znów dostaliśmy po głowie” – pisze Przemysław Zych. Jak na tragedię, która się wydarzyła, to dość delikatne podejście do sprawy.
W dniu rewanżu opublikowaliśmy wywiad z bramkarzem szkockiego klubu Łukaszem Załuską. Pytany o to, czemu czekamy 18 lat na Ligę Mistrzów, odpowiedział: “Kilka lat z rzędu brakowało nam szczęścia w losowaniu. Jak losowanie było dobre, to brakowało umiejętności. Jak było jedno i drugie, to wysiadała psychika, zdarzały się gole tracone w ważnych momentach”. Nie przypuszczaliśmy, że po kolejnej próbie przebicia się do elitarnych rozgrywek dopowiemy: “A jak nie brakuje umiejętności i udaje się zatrzymać najlepszych graczy, to sprawę popsuje amatorszczyzna pracowników klubu”. (…) Co ciekawe, Bereszyński pierwotnie był na liście, ale został wykreślony. Przez kogo? Winnych jest kilka osób z pionu sportowego, ale klub nie zdradza, czy ktokolwiek zostanie ukarany. – Sam miałem kiedyś podobny przypadek. Dlatego wymyśliliśmy w klubie system: trzy osoby sprawdzały, kto może grać, a na koniec sam jeszcze to kontrolowałem – mówi prezes klubu ekstraklasy, który w ostatnich latach startował w europejskich pucharach. Celtic otrzymał więc walkower 3:0 za rewanż, rezultat dwumeczu 4:4, i awansował dzięki bramce strzelonej na wyjeździe. Wziął więc udział w piątkowym losowaniu i w czwartej rundzie zagra ze słoweńskim Mariborem. Piłkarze Legii byli zszokowani, ale już w drodze powrotnej z Edynburga wiedzieli o niedopatrzeniu.
SUPER EXPRESS
„UEFA okradła Legię” – tę informację wychwytujemy już na okładce wśród kilku innych tytułów.
Na początek trafiamy na tekścik, że to koniec Mariusza Rumaka w Lechu. Superak pisze, że decyzja o pozbyciu się go z klubu zostanie ogłoszona we wtorek i zaznacza, że trener po kolejnej kompromitacji „nie ma na tyle honoru, aby podać się do dymisji”. A teraz Legia…
„Hurek, wstawaj z grobu!” – pisze Andrzej Kostyra.
Przypuszczam, że jednak zgodnie ze staropolskim przysłowiem, że “kowal zawinił, Cygana powiesili”, powieszą… Kowala, czyli Wojtka Kowalczyka, który przewidział, że Celtic zgwałci Legię. Może dodadzą mu do towarzystwa na szubienicę blondynkę. A jestem przekonany, że nie byłoby całej afery, gdyby jeszcze żył Romek Hurkowski, były dziennikarz działu sportowego “Super Expressu”. “Hurek” miał w głowie komputer. W 1987 roku, po meczu Polska – Dania w eliminacjach olimpijskich do Seulu (przegranym przez nas 0:2), wypatrzył, że w duńskiej reprezentacji wystąpił nieuprawniony do gry Per Frimann. Przepisy stanowiły wtedy, że w drużynach olimpijskich nie mogą grać zawodnicy, którzy wystąpili w więcej niż jednym meczu (i to niecałym) w eliminacjach czy finałach mistrzostw świata. A Friman wystąpił aż w trzech (dwa raz z ZSRR i raz z Norwegią). PZPN dowiedział się o tym od Romka, złożył protest i Polska dostała walkower. Nie pomogło to nam, lecz wyrzuciło z IO Duńczyków (za nich pojechali Niemcy). Niestety, Romek nie żyje (zmarł w 2010 roku). Gdyby żył, na pewno by zawiadomił Legię, co się święci. Teraz chyba “Hurek” gorzko płacze w niebie, bo kibicował Legii.
A Tomaszewski atakuje UEFA.
Decyzja UEFA to skandal! Zastosowano karę śmierci. Jeszcze raz okazało się, że bogatym w futbolu łatwiej niż biednym – grzmi Jan Tomaszewski (66 l.). Legendarny bramkarz jest zszokowany walkowerem i wykluczeniem Legii Warszawa z eliminacji Ligi Mistrzów. Uważa, że mistrz Polski powinien domagać się ogromnego odszkodowania. – To nie tylko Legia została ukarana, to tragedia całego polskiego futbolu – mówi w rozmowie z “Super Expressem” Tomaszewski. – Przecież to wszystko jest bez sensu! Legia wygrała dwumecz 6:1 i odpadła? Wypaczono sens sportowej rywalizacji. To tak, jakby sędzia podyktował rzut karny z kapelusza przy wyniku 10:0. I co z tego, czy będzie 10:1, czy nie? Sędziego trzeba oczywiście ukarać, ale nie dawać żadnych walkowerów! Tomaszewski jest wściekły na praktyki stosowane przez Komisję Dyscyplinarną UEFA. – To grupa prawników, dla których sport jest sprawą drugorzędną. Preferują zamiatanie spraw pod dywan – twierdzi “Tomek”. Zdaniem byłego reprezentanta Polski jedyną karą dla Legii powinna być grzywna finansowa. – I to wysoka, nawet 50 tysięcy euro! Bo to nie błąd został popełniony, a wielbłąd. Ale żeby od razu dawać walkowera, który eliminuje Legię z Ligi Mistrzów?! Przecież to niedorzeczne. Po raz kolejny okazało się, że w futbolu panuje pogoda tylko dla bogaczy. Przecież wiadomo, że jak się chce, to paragraf znajdzie się na każdego – twierdzi Tomaszewski, który radzi Legii, by natychmiast odwoływała się od tej decyzji.
Kto jest winny za to, co się stało? W tym miejscu broni się Ostrowska, a mocniej znów padają nazwiska Mazurka i Ebebenge.
Wiele gromów spada na kierowniczkę drużyny Martę Ostrowską. To ona jest oskarżana o to, że dopuściła do wpuszczenia na boisko w meczu rewanżowym z Celtikiem Bartosza Bereszyńskiego, który jako zawodnik zawieszony za czerwoną kartkę powinien pauzować (dlatego Legia została ukarana walkowerem 0:3 i odpadła z el. do LM). Ponoć już w drodze powrotnej w samolocie doszło do awantury, podczas której Ostrowska przeżywała trudne chwile. Jednak jak się okazuje, nie cała wina leży po jej stronie, a ona sama do błędu się nie poczuwa. Wczoraj udzieliła nam obszernego wywiadu, ale potem wycofała się z niego. – Dostałam od zarządu klubu zakaz rozmów z mediami. Jednak muszę powiedzieć, że jest mi bardzo przykro. Ja nie odpowiadam za listy zawodników wysyłane do UEFA. Dostaję gotowe dokumenty z działu administracji sportowej. Zrobiono ze mnie kozła ofiarnego, a to nie ja jestem winna. Liczę, że zarząd wystosuje oświadczenie, w którym zostanę oczyszczona ze wszystkich zarzutów – powiedziała nam Ostrowska, zanim nałożono na nią zakaz wywiadów. Mimo że – jak twierdzi – jest niewinna, postanowiła odpocząć od całego zgiełku. Wspólnie z władzami klubu podjęła decyzję o urlopie (w sobotnim meczu z Łęczną kierownikiem będzie ktoś inny). Jeśli więc nie Ostrowska, to kto ponosi winę za ten kompromitujący błąd? Wygląda na to, że pełna odpowiedzialność spada na szefów pionu sportowego Legii – dyrektora Jacka Mazurka i prawą rękę prezesa – Dominika Ebebenge. Próbowaliśmy skontaktować się zarówno z nimi, jak i właścicielami klubu, ale najważniejsi ludzie w Legii nabrali wody w usta.
I jeszcze jeden tekścik na końcu, który niewiele już wnosi… Ale musimy przyznać – SE naprawdę nieźle sprzedał tę historię, są w miarę ciekawe materiały.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Najważniejsza wiadomość w PS to wcale nie Legia…
Skoro przeczytaliśmy już masę tekstów na temat sytuacji Legii, to zerknijmy może na rozmówkę z Kubą Rzeźniczakiem.
Wiadomość o walkowerze dla Celtiku spadła na wszystkich jak grom z jasnego nieba. Zdążył się pan już otrząsnąć po tej informacji?
– Nie… Brak mi słów, ciężko cokolwiek rozsądnego powiedzieć. Czuję się bezsilny. W dwumeczu z Celtikiem byliśmy zdecydowanie lepsi, wywalczyliśmy awans po sportowej walce. Teraz zostało nam to odebrane.
Kara UEFA jest zbyt surowa?
– Wydaje mi się, że tak. Wszyscy liczyliśmy na podobne rozstrzygnięcie co cztery lata temu, kiedy Debreczyn został ukarany finansowo. Żyliśmy tą nadzieją. Niestety przedstawiciele UEFA zdecydowali inaczej. Sami też jesteśmy sobie winni. Podstawa do wydania takiego werdyktu na pewno była. Szkoda tylko, że awans wywalczony na boisku był mniej wart niż przepisy.
Bartosz Bereszyński napisał na jednym z portali społecznościowych: Możecie nas stłamsić, ale nie zwyciężyć. Cel: finał w Warszawie.
– Będziemy robić wszystko, by udowodnić na boisku naszą wartość. Marzenia o awansie do Ligi Mistrzów były bardzo realne. Pokonaliśmy faworyzowanych Szkotów, a w kolejnej fazie mogliśmy zagrać z drużyną w naszym zasięgu. Teraz będziemy walczyć, żeby w rozgrywkach Ligi Europy zajść jak najdalej. Nasza ambicja została podrażniona.
Szybki przegląd tematów:
– UEFA oczywiście bezlitosna
– Kazachowie, nowy rywal Legii, mocni, ale tylko u siebie
– Piłkarze Legii są zdruzgotani
– Koniec Matiusza Rumaka w Lechu (cytowaliśmy w Fakcie)
A w Ruchu niezbyt zadowoleni są z wyników losowania.
Trenerzy i piłkarze Niebieskich nie byli zadowoleni z piątkowego losowania. Przed nim na rywala typowali Borussię Moenchengladbach lub PSV Eindhoven. Los przydzielił mocny zespół ze wschodu Ukrainy. – Pod względem marketingowym lepiej byłoby, gdybyśmy trafili na Holendrów. W tej fazie europejskich rozgrywek są sami mocni rywale. Poza tym każda z tych drużyn jest znacznie bogatsza od nas. Również Metalist, który ma w składzie wielu obcokrajowców – mówi trener Jan Kocian. (…) Ze względu na walki na wschodniej Ukrainie nie wiadomo, gdzie zostanie rozegrane rewanżowe spotkanie. Pierwszy mecz odbędzie się w Gliwicach (na obiekcie przy Cichej nadal murawa nie nadaje się do gry. Poza tym UEFA nie pozwoliłaby na rozgrywanie meczów na przestarzałym stadionie). – Mimo niebezpiecznej sytuacji, Metalist w lidze gra na własnym stadionie i mecze odbywają się bez problemów – twierdzi Szeweluchin.
Omijamy relacje ligowe i spoglądamy na inne tematy z Ekstraklasy. „Co z tym Sadajewem?” – dopytuje Jakub Staszkiewicz.
Napastnik Lechii Zaur Sadajew to piłkarz-zagadka. Z jednej strony to gracz o wielkich umiejętnościach, z drugiej nie zawsze umiejący spożytkować je właściwie na boisku. 10 lutego 2014. Pierwszy trening Sadajewa w Gdańsku. Indywidualny, pod okiem ówczesnego trenera bramkarzy Krzysztofa Słabika. Po zajęciach zagajamy o wywiad, ale piłkarz nie jest specjalnie skory do rozmów. Dopiero po jakimś czasie odpowiada na kilka pytań. Maciej Makuszewski, który grał z nim w Tereku Grozny, opowiada później, że Zaur nie jest do tego przyzwyczajony. – W Rosji wywiadów udzielają raczej tylko największe gwiazdy – mówi Makuszewski. Sadajew na taką jest kreowany. Także przez polskich zawodników, którzy występowali razem z nim w klubie z Groznego. Na pierwszych treningach w Lechii widać, że nie boi się i potrafi kiwać. Tylko z precyzją strzału nie jest najlepiej. Piłka po jego uderzeniach ląduje w siatce rzadko. (…) Ale problem opanowania nerwów przez Sadajewa pozostaje. – Musi bardziej kontrolować swoje emocje, bo traci zbyt wiele energii na dyskusje z sędziami. Do tego ten body language nie pomaga mu absolutnie. Rozprasza to go i dekoncentruje. Takie zachowanie jest nikomu niepotrzebne. Musi mieć więcej samokontroli – uważa były trener Lechii Bogusław Kaczmarek. – Tak jak go obserwuję, to cały czas jest jakiś spięty, niczym wartownik przy Buckingham Palace. Przydałoby mu się nieco więcej luzu na boisku – dodaje Czesław Michniewicz, inny szkoleniowiec znany z pracy w klubach ekstraklasy. Sadajew potwierdza te uwagi. – Chęć strzelenia gola chyba nadmiernie mnie paraliżuje. Gdy nie wykorzystam dogodnej sytuacji, wściekam się, po czym następuje mała pauza, żeby się uspokoić – mówi napastnik Lechii. – Właśnie. Zauważyłem, że wyłącza w niektórych momentach meczu. Nie dostanie przez kilka minut piłki i wtedy tak, jakby nie byłoby go na boisku – dodaje Michniewicz. Nigdy nie był wybitnym snajperem. Osiem goli przez osiem lat gry w Tereku, jeden w Beitarze Jerozolima. W Lechii licznik zatrzymał się na razie na trzech trafieniach.
Maciej Rybus przekonuje z kolei, że w Tereku ma mocną pozycję. Fragment przeciętnego wywiadu.
Warunki do życia w Kisłowodsku nie są najlepsze, do tego jeszcze ciągłe podróże do Groznego. Pana klubowy kolega Marcin Komorowski wspominał niedawno, że są trudne momenty.
– Nie mam wyjścia, bo skoro nie pojawiały się propozycje, to co miałem zrobić? Przedłużyłem niedawno kontrakt, aby zachować klauzulę, za którą można mnie wykupić. Wydaje mi się całkiem sensowna. Na razie myślę o grze w Tereku. Przyzwyczaiłem się do życia tutaj, chociaż nie ma porównania choćby z Warszawą. Teraz kursujemy non stop między Kisłowodskiem a Groznym. Co kilka dni jeździmy autokarem po pięć godzin w jedną stronę. Masakra, ale nie ma wyjścia.
Na koniec felietoniści – spoglądamy w tekst Krzysztofa Stanowskiego.
Legia Warszawa nie zagra w Lidze Mistrzów, ponieważ prawo to prawo i prawa trzeba przestrzegać. Nie zagra też dlatego, że prawo jest głupie, niedostosowane do wszystkich okoliczności, które mogą zaistnieć. Myślę, że sami działacze UEFA złapali się za głowy, gdy dotarło do nich, że regulamin przewiduje tylko jedną możliwą karę. Karę śmierci. Sportowej. Tak, lubię gdy procedury są przestrzegane i sam często odnosiłem się do hasła: dura lex, sed lex. Jednak każde prawo musi być tak skonstruowane, by konsekwencje były proporcjonalne do przewinienia. Dlatego właśnie za kradzież lizaka nie wysyła się dzieci na 25 lat do więzienia, za przekroczenie prędkości nie ląduje się na krześle elektrycznym, a za złe wypełnienie PIT-u nie musimy pracować w kamieniołomach. Podstawą całego systemu prawnego, w jakim się obracamy, jest generalnie poczucie sprawiedliwości. Uważamy, że ktoś zostaje ukarany w ten albo inny sposób, bo to sprawiedliwe. Nie stawiamy znaku równości między kradzieżą, wandalizmem, obelgą i morderstwem. Inaczej karzemy przestępstwa, do których ktoś dopuścił się celowo, a inaczej nieszczęśliwe zbiegi okoliczności. UEFA jednak działa zero-jedynkowo. I to jest właśnie do bani. Bo jeśli działasz zero-jedynkowo, to działasz źle. Jeśli do takiego działania zmusza cię prawo – prawo wymaga natychmiastowej poprawy. Dlatego też mam wielki żal do UEFA. Wszelkie regulaminy, które skonstruowały mądre głowy w Szwajcarii zostały napisane w jednym celu: by chronić uczciwość rozgrywek. Taka była początkowa intencja. I ktoś o tych intencjach zapomniał. Czy wygrała uczciwość? Czy Legia w dwumeczu pokonała Celtic w sposób nieuczciwy? Nie. Legia zmasakrowała Celtic, natomiast dopuściła się nieznacznego błędu. Nieznacznego, ponieważ Bartosz Bereszyński odcierpiał karę trzech meczów. Pauzował, gdy miał pauzować. W trzech meczach. Tylko ktoś źle wypełnił papierki. Nie powinno być to ważniejsze niż przebieg spotkań Legia – Celtic.
Fot.FotoPyk