Jeśli wierzyć mediom, Maciej Korzym będzie dostawał w Podbeskidziu Bielsko-Biała 40 tysięcy złotych miesięcznie. Gdyby przyłożyć do tego odpowiednią miarę, na tego napastnika w skali roku pójdzie 5 procent całego budżetu klubu. Także około pięć procent rocznego budżetu zgarnia w Barcelonie Lionel Messi, a w Realu Madryt Cristiano Ronaldo. Jednak tamci w sposób niekwestionowany pracują na przychody klubu. Sama sprzedaż koszulek z ich nazwiskami to gruby biznes. O tym, ilu przyciągają reklamodawców, kibiców i jak wpływają na wycenę praw telewizyjnych, nawet nie ma sensu dyskutować.
Ile koszulek Korzyma sprzeda Podbeskidzie, nie będziemy szacować, bo przypomnijmy, że ten klub ostatnio w grudniu (gorący okres!) sprzedał łącznie jedną koszulkę, nie ujawniono z jakim nazwiskiem. Dodatkowo fani zakupili wtedy także dwa zestawy bombek, czapkę, dziewięć przypinanych znaczków, dziewięć kalendarzy, trzy kubki, cztery magnesy na lodówkę, proporczyk i dwa szaliki. A w wszystko w oficjalnym sklepie klubu na Allegro.
Korzym to oczywiście dobry piłkarz. Są w lidze znacznie gorsi piłkarze od niego, którzy zarabiają znacznie lepiej. W tym sensie jego zarobków nie mamy zamiaru się czepiać, natomiast klubu już można. I proporcji: budżet vs wynagrodzenia. Gdyby zestawić przychody Korony i Podbeskidzia, okaże się, że Podbeskidzie wyda więcej na Korzyma niż Korona. Proporcjonalnie więcej, ponieważ roczny budżet kielczan jest o około dwa miliony wyższy.
Jeszcze ciekawiej zarządzanie Podbeskidziem wyglądałoby wtedy, kiedy w ogóle przeanalizowalibyśmy, jak ten klub funkcjonuje na rynku transferowym.
W ciągu ostatnich 12 miesięcy bielski Podbeskidzie sprowadziło następujących napastników:
– Cisse
– Bartlewski
– Lebedyński
– Śpiączka
– Okińczyc
– Demjan
– Chrapek
– Żegleń
– Blażek
– Nwaogu
– Korzym
Razem daje to 11 napastników, czyli prawie jednego miesięcznie. Każdy z nich coś zarobił, prawie żaden niczego nie zrobił. Jeśli już ktoś miał strzelić gola, to Marek Sokołowski z karnego.
Człowiek odpowiedzialny za taki dobór zawodników do pierwszej linii powinien strzelić sobie w łeb. Jesteśmy bardzo ciekawi ogólnego bilansu: ile łącznie wydano na sprowadzenie i utrzymanie tych jedenastu graczy? Licząc pensje, premie, prowizje menedżerskie, ekwiwalenty za wyszkolenie czy sumy odstępnego.
Ściągnięcie Korzyma jest o tyle rozsądne, że to nie jest człowiek-zagadka, tylko napastnik gwarantujący jakość (chociaż stuprocentowej gwarancji w sporcie nigdy nie ma). A o tyle nierozsądne, że to kolejna kasa, która trafi do kieszeni sportowca i nie zostanie nic trwałego. Mówimy przecież o klubie, który nawet nie dysponuje dobrym boiskiem do treningu dla pierwszej drużyny. Całe funkcjonowanie klubu oparte jest o prawa telewizyjne. Gdyby nagle Bielsko-Biała pożegnała się z ligą, to byłby koniec. No, chyba że z ratunkiem przyszłoby miasto.
Ściągnięcie Korzyma nie jest też żadną inwestycją w przyszłość, a jedynie działaniem w myśl zasady „ratujmy co się da”. Dzisiaj Podbeskidzie w swoim składzie nie ma nawet jednego piłkarza, którego mogłoby atrakcyjnie sprzedać i Korzym też takim piłkarzem nie będzie. Ani jednego! Stary bramkarz, starzy obrońcy, stara linia pomocy, do tego w ataku Demjan i Korzym. Gdyby na siłę szukać kogoś, za kogo można byłoby skasować chociaż 200 tysięcy, to może Damiana Chmiela (27 lat).
Biorąc pod uwagę, że marketing leży, klub praktycznie nie szkoli, a sprowadzani piłkarze są z reguły starzy i wyeksploatowani, widać, że kasa z telewizji plus dotacja z miasta to jedyny realny sposób na pozyskanie funduszy. I jeśli kasa dalej będzie „inwestowana” (bardziej pasuje słowo: lokowana) w taki sposób, to nic się nie zmieni. Podbeskidzie jako klub nie ma na siebie pomysłu.
11 napastników w 12 miesięcy? Rany…