Michał Probierz nie zatrzymuje się ani na moment. Show goni show. Mecze to już tylko przygrywki do prawdziwych emocji: co tym razem zrobi trener Jagiellonii? On się idealnie wczuwa, nie zawodzi, spełnia oczekiwania. Błazenada raz za razem. Jak na pstryknięcie palca.
Ostatnio – nawijał po niemiecku. To oczywiście dlatego, bo nie mógł sobie darować nawiązań, że w polskiej ekstraklasie pracują zagraniczni trenerzy. Gadał więc po niemiecku: takie żarty, wiadomo. Koń by się uśmiał. Podobno na Święta Bożego Narodzenia w ramach żartów zamiast kolęd śpiewa piosenki o cudzoziemcach. Takie plotki słyszeliśmy, a wynikają one zapewne z tego, że nikt od dłuższego czasu nie słyszał, jak MP mówi o czymkolwiek innym. W kółko ten sam temat, aż do wyrzygania. Cudzoziemcy, cudzoziemcy, cudzoziemcy.
– Panie trenerze, która godzina?
– Niech się pan zapyta cudzoziemca z zagranicznym zegarkiem!
– Panie trenerze, jaka pogoda jutro?
– Zagranicą będzie lepsza!
No, po prostu opętanie.
Teraz Probierz poszedł za ciosem. W Bydgoszczy jego konferencja – tak w zaokrągleniu – trwała 30 sekund. Chyba w dużym zaokrągleniu, bo zdążył powiedzieć tylko tyle, że ostatnio z jego konferencji zachowało się tylko gadanie po niemiecku, więc teraz powie krótko: Jagiellonia zagrała dobrze i gratuluje piłkarzom.
Następnie ostentacyjnie wyszedł.
Michał Probierz ma chyba jakiś trudny okres. Gdyby był kobietą, napisalibyśmy to krócej: ma okres. Zgadujemy, że jest zbyt dumny, by po prostu zająć się pracą, on musi mieć ostatnie słowo. Są tacy ludzie – cokolwiek się zdarzy, muszą wszystko skwitować, chociażby najgłupszym stwierdzeniem. Jeśli ktoś ich przegada, na koniec puszczą bąka. Zrobią cokolwiek, by zakończyć dyskusję po swojemu.
Trener Jagiellonii musi zrozumieć jedno: on już nie jest straszny, tylko śmieszny. Przekroczył tę cienką granicę. Napina się i napina, chce być taki groźny, a tu mu nagle pękają portki. Tak to w skrócie wygląda, bo wyników od dawna brak. Do tego ta monotematyczność, sugerująca całkowite zafiksowanie. Zatracił się. Zastanawiamy się, czy jeszcze kiedykolwiek będzie trenerem. Takim normalnym. Takim, któremu – no wiecie – z chęcią powierzylibyście ulubioną drużynę. Zapowiadał się dobrze, a potem poszedł w dół z prędkością nieprzyzwoitą. On oczywiście tego nie dostrzega: dostrzega jedynie to, że walczy o wielką sprawę, ale jest na polu bitwy samotny. I nie da za wygraną, nikt mu nie będzie ust kneblował i nikt nie będzie mówił, co może mówić podczas konferencji.
To prawda – nikt mu nie będzie mówił. To w sumie w interesie tak mediów, jak i 15 ligowych zespołów, by odlatywał coraz bardziej i bardziej.
Probierz ma trochę racji, że w polskim futbolu istnieje przesadna fascynacja Zachodem. Jako że nas oczywiście czyta, spytamy go o jedno: – Jak traktowałby pan polityka, który bez względu na okazję i bez względu na to, o co jest pytany, mówiłby, że ZUS upadnie? Powiedzmy, że nie jest to pogląd specjalnie kontrowersyjny, ale wygłaszany przy każdej okazji, siedem dni w tygodniu? Barbórka – a on o ZUS-ie, pogrzeb – o ZUS-ie, wojna na Ukrainie – o ZUS-ie. Z czasem taki polityk zacząłby być traktowany jak wariat. I nie miałoby znaczenia, czy wygłaszana regularnie treść jest sensowna, czy nie.