Zaległości w wypłatach sięgające pół roku, sugestia listy zawodniczych wniosków o rozwiązanie kontraktu z winy klubu, wizja odcięcia prądu na obiekcie – czy to wszystko naprawdę dzieje się w klubie, który dwa miesiące temu dostał licencję? Że Górnik ma długi – sięgające 40 milionów złotych – wiedzieli wszyscy. Również Komisja ds. Licencji Klubowych. A jednak dwa miesiące temu wydała zabrzanom glejt na ekstraklasę – czytamy dziś w katowickim Sporcie. Co dalej z klubem z Zabrza, nie wiadomo. Zapraszamy na sobotnią prasówkę.
FAKT
„Zajac zagrał jak pajac!” – bardzo dobre podsumowanie wczorajszego zagrania bramkarza Podbeskidzia. Ale w tym miejscu najciekawszy tekst o Ondreju Dudzie.
Przy biurku Bogusława Leśnodorskiego stała śliwowica. To prezent od Blažeja Podolaka, prezesa MFK Košice, otrzymany przy okazji transferu Ondreja Dudy. Współwłaściciel Legii Warszawa proponował swoim gościom kieliszek. Ci, którzy się skusili, często nie mogli złapać oddechu, bo trunek ma 70 procent alkoholu. Smakuje wybornie, ale ma swoją moc. Jak niespełna 20-letni Słowak, który znowu zachwyca swoją grą. Kiedyś Marijan Antolović zadeklarował, że Legia zarobi na nim miliony. Skończył marnie. Duda to inna historia. On rzeczywiście podreperuje budżet klubu i to znacznie. (…) Dziś jest wyceniany na 3 mln euro, ale za takie pieniądze nikt go z Legii nie puści. Skauci przyjeżdżają, oglądają go, wszystkie opinie są pozytywne. Pojawiają się oferty, jak ta z Anderlechtu Bruksela (właśnie na 3 mln euro), ale są odrzucane. Żeby temat transferu słowackiej perełki nabrał realnych kształtów, ktoś musi zaproponować przynajmniej dwa razy więcej.
Carlo Ancelotti stwierdza na łamach Faktu, że Pisczek nie jest Realowi potrzebny. Hmm, pewnie gdyby był potrzebny, to po prostu by go kupili.
Dlaczego zdecydowaliście się na Rodrigueza?
– Zachwycił nas w mundialu. W Realu nie myślimy tylko o teraźniejszości, ale także budujemy na przyszłość. James już teraz nam pomoże, ale przyszłość na pewno należy do niego. Jest młodym zawodnikiem, ma olbrzymi potencjał.
Media pisały też, że Real interesował się Łukaszem Piszczkiem.
– Cenię Piszczka, to bardzo dobry zawodnik, ale na jego pozycji mamy już komplet. Arbeloa i Carvajal gwarantują mi wysoki oraz stabilny poziom na najbliższe lata. Piszczek jest świetnym, doświadczonym piłkarzem, ale nie potrzebujemy kolejnego prawego obrońcy. Jestem w stu procentach zadowolony ze stanu posiadania.
RZECZPOSPOLITA
„Takich chłopaków już nie ma” – to jedyna propozycja Rzepy na dziś.
Nadchodzący sezon może stać pod znakiem wielkich pożegnań piłkarzy symboli. Jedna z najlepszych lig świata nie będzie już taka sama. Kilka tygodni przed startem Premiership czołówki angielskich gazet okupują przede wszystkim Louis van Gaal i nowe otwarcie w Manchesterze United oraz zaskakująca lekkość wydawania milionów funtów przez największego sknerę ligi Arsene’a Wengera. Tymczasem może to być ostatni sezon dla dwóch wybitnych piłkarzy: 34–letniego Johna Terry’ego i dwa lata starszego Rio Ferdinanda. Pierwszego umowa z Chelsea wiąże tylko do końca czerwca przyszłego roku, drugi również do tego czasu będzie sportowo dogorywał w beniaminku Queens Park Rangers.
GAZETA WYBORCZA
W wydaniu ogólnopolskim GW też tylko jeden tekst. O Wiśle.
Sytuacja w Wiśle jest dziwna. Do zarządu klubu wszedł Tadeusz Czerwiński, honorowy prezes Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków. Tego samego, z którym otwartą walkę prowadzi… Jacek Bednarz, obecny prezes Wisły. Tym samym klub nieśmiało wyciągnął rękę do kiboli, dla których podstawowym warunkiem powrotu na trybuny jest wyrzucenie z klubu Bednarza. – Czy prezes ma nasze poparcie? Jest na tyle bezpieczny, na ile będzie realizował politykę przyjętą przez radę nadzorczą i wolę właściciela. W tej chwili pozytywnie zaopiniowano jego pracę – stwierdził Mirosław Pawełczyk, przewodniczący rady nadzorczej Wisły. Od pięciu miesięcy jej kibole bojkotują mecze. Nie przychodzą, bo klub m.in. nałożył ponad 400 zakazów stadionowych za ostrzelanie trybun racami. Od tamtej pory Bednarz przyjął twarde stanowisko, dla bezpieczeństwa wprowadził na trybuny policjantów i zapowiada, że może grać nawet dla garstki kibiców, byle było bezpiecznie. Wprowadzeniem Czerwińskiego do zarządu Wisła zrobiła krok w kierunku porozumienia z bojkotującymi, ale mimo to stanowisko Bednarza niewiele się zmienia. – Z każdym mogę prowadzić dialog w kulturalny sposób. Jeśli jednak SKWK w statucie ma mnóstwo pięknych słów, a potem namawia do bojkotowania klubu, to pytam się: czy to jest partner do rozmowy? Jeśli dalej będzie tak postępować, to chyba nie – podkreślał Bednarz podczas piątkowej konferencji. Tuż obok siedział Czerwiński. Nowy wiceprezes ds. komunikacji społecznej (na to stanowisko został przesunięty z rady nadzorczej) pasuje do Bednarza jak pięść do nosa. W SKWK zawsze miał poważanie, ludzi z nim związanych wpuszczał na mecze za darmo, był też zwolennikiem utrzymywania porządku na stadionie przez kibiców. Do dziś SKWK uznaje go za najlepszego prezesa w czasach Wisły Bogusława Cupiała. Teraz Czerwiński ma nowe zadanie – sprawić, by bojkot się skończył. Sprawa nie będzie łatwa, szczególnie z powodu osoby Bednarza.
W wydaniu stołecznym poczytać możemy o Legii. Jest kilka pytań przed meczem z Cracovią, no i zapowiedź. Spójrzmy.
– W każdym meczu chcemy wygrywać – mówi Henning Berg. W sobotnim meczu z Cracovią znów jednak wystawi zmienników. W sobotę o 20.30 w Krakowie mistrzowie Polski rozegrają drugie spotkanie ligowe. Po trzech meczach bez zwycięstwa w środę Legia pokonała na wyjeździe St. Patrick’s Athletic. Starcie z Cracovią ma dać odpowiedź na pytanie, czy falstart i kryzys warszawianie mają już za sobą. – Kryzys? Pyta pan o kryzys? – dociekał Berg na piątkowej konferencji. Wprost na pytanie nie odpowiedział. – W każdym spotkaniu robimy co w naszej mocy. Niezależnie od wyników w każdym kolejnym meczu chcemy wygrywać. Wszyscy w klubie liczą na dobrą grę w Europie, ale nie zapominamy o lidze – mówił. – Spotkanie z GKS-em Bełchatów i porażka w tym meczu dały nam wiele do myślenia – przyznał Norweg. – Wszyscy czuliśmy się źle z tym, co wydarzyło się w minioną sobotę, dodatkowo spadła na nas fala krytyki. To powoduje, że nie myślimy jeszcze o starciu z Celtikiem, a mecz z Cracovią jest dla nas priorytetem – zapowiedział. – Takiemu klubowi jak Legia nie przystoi rozpoczynać sezonu od straty punktów w dwóch meczach – dodał Marek Saganowski.
SUPER EXPRESS
Ciąg dalszy serialu u Terleckich.
Piątkowy reportaż “Super Expressu” o dramatycznej sytuacji Stanisława Terleckiego (59 l.) poruszył całą piłkarską Polskę. Legendarny piłkarz wraz ze schorowaną mamą Teresą Terlecką (87 l.) w niedzielę mogą trafić na bruk. Jednak dzięki ludziom dobrej woli jest nadzieja, że będą mieli dach nad głową. 29-krotny reprezentant Polski od czterech lat mieszka z mamą. Niedawno postanowili sprzedać mieszkanie, bo nie mieli pieniędzy na jego utrzymanie. Dostali za nie 160 tys. zł, a pan Stanisław chciał kupić coś tańszego w Łodzi. Jak twierdzi jednak, pod jego nieobecność syn Maciej Terlecki (37 l.) miał zabrać panią Teresę do banku, gdzie doszło do przepisania pełnomocnictwa ze Stanisława na Macieja, który potem… zabrał kasę dla siebie. W rezultacie Terlecki senior i jego mama pozostali i bez pieniędzy, i bez mieszkania. Do niedzieli muszą opuścić 47-metrowy lokal w Pruszkowie przy ulicy Kopernika. Jednak jest nadzieja, że nie zostaną bezdomni. – Mój przyjaciel z dawnych lat Jacek Kubiak szuka dla mnie mieszkania. W piątek oglądaliśmy kilka lokali. Zapowiedział, że szuka tego lokum bez żadnych opłat. Co więcej – zamówił już dla mamy lekarstwa za 800 złotych – opowiada “Super Expressowi” Terlecki. Jacek Kubiak to agent nieruchomości, który pomagał przy sprzedaży mieszkania przy Kopernika. Jednak teraz, widząc fatalną sytuację rodziny Terleckich, postanowił im pomóc. – W piątek oglądaliśmy lokal w domku jednorodzinnym, ale znajdował się na piętrze, dlatego byłoby nieodpowiednie dla pani Teresy. Dogadujemy za to kolejne mieszkanie. 60-metrowy lokal w Pruszkowie. Cena wynajmu to 1000 złotych miesięcznie plus 1000 kaucji. Przeprowadzkę planujemy na najbliższy tydzień. Jestem w kontakcie z nową właścicielką mieszkania na Kopernika, która skłania się ku przełożeniu terminu wyprowadzki. Nie chciałbym, żeby wszystko odbywało się “na wariata” – podkreśla Kubiak.
I rozmówka z Dawidem Kownackim.
Jak sobie radzisz z rosnącą popularnością?
– Ja wciąż poruszam się komunikacją miejską, więc mam na co dzień styczność z kibicami, którzy są w Poznaniu wszędzie. Kiedy wygrywamy, to są bardzo przyjemne chwile, ludzie gratulują, cieszą się i chwalą. Po porażkach trzeba się jednak kamuflować, bo nie zawsze jest przyjaźnie. To normalne, tak było, jest i będzie, ja też się już do tego przyzwyczaiłem. Często ktoś do mnie podchodzi i rozmawiamy o meczu, mnie to nie przeszkadza.
PRZEGLĄD SPORTOWY
PS nawet nie zamierza udawać zdziwienia sytuacją w tabeli.
Lech korzysta z główek Tomasza Kędziory. Można zerknąć.
Dziewiętnastoletni obrońca idzie w ślady Manuela Arboledy i Ivana Djurdjevicia, którzy kiedyś w barwach Lecha siali popłoch w polu karnym rywala. W czwartek zaliczył bardzo ważne trafienie, bo pozwalające w rewanżu z Kalju Nomme (3:0) odrobić straty z Estonii. – To tylko pokazuje, że opłaca się szlifować na treningach stałe fragmenty gry. W środę poświęciliśmy na to bardzo dużo czasu i efekt był w trakcie meczu – cieszył się trener Mariusz Rumak. – Tomek ma świetne wyczucie i timing, z tym się trzeba urodzić. Znów potrafił to kapitalnie wykorzystać – dodawał stoper Marcin Kamiński. Statystyki Kędziora ma świetne, bo w dorosłej piłce rozegrał do tej pory zaledwie 28 spotkań i zdobył już trzy bramki. I to tylko w oficjalnych występach, bo tego lata trafił jeszcze choćby w sparingu z Lechią Gdańsk (3:0). Scenariusz jest właściwie zawsze taki sam: dośrodkowanie z rzutu rożnego, wbiegnięcie na bliższy słupek i strzał głową nie do obrony.
Rozmowa z Łukaszem Załuską.
Wyjazdowe zwycięstwo Legii 5:0 w rewanżu z irlandzkim St. Patrick’s zrobiło na was wrażenie?
– Widział pan pewnie mecz, ja również. Irlandczycy nie za bardzo potrafili wymienić płynnie kilku podań. Dlatego nie przeceniałbym ani wygranej Legii z St. Patrick’s czy naszej 4:0 z zespołem z Islandii. Legia musiała wygrać. Według mnie, większa niespodzianką był remis 1:1 w Warszawie niż 5:0 w Irlandii. Dla Legii poważny sprawdzian to będzie Celtic, a nie – z całym szacunkiem – St. Patrick’s.
Czy z sześciu meczów w europejskich pucharach możemy obejrzeć… jeden?
W III rundzie europejskich pucharów na pewno zobaczymy mecz Legii z Celtikiem w Warszawie, ale rewanż – niekoniecznie. Szanse na obejrzenie spotkań Lecha i Ruchu są minimalne. Trzy polskie drużyny startujące w eliminacjach europejskich pucharów awansowały do III rundy, ale z sześciu meczów, które w sumie rozegrają w najbliższych dwóch tygodniach, w telewizji na pewno zobaczymy tylko jeden: Legii z Celtikiem w Warszawie. Pokaże go Telewizja Polska, która dogadała się w tej sprawie z warszawskim klubem już przed II rundą. Spotkanie będzie można obejrzeć w TVP1 oraz na portalu internetowym SPORT.TVP.PL. Co z rewanżem? Na razie nie wiadomo. Przedstawiciele TVP będą negocjować z mistrzami Szkocji. Muszą się przygotować na trudne rozmowy, a wiadomo, że Szkoci nie są łatwymi partnerami w negocjacjach. – Na pewno będziemy czynić starania. Chcielibyśmy na naszej antenie towarzyszyć Legii w całej drodze do Ligi Mistrzów i potem także w tych prestiżowych rozgrywkach – mówi Jarosław Idzi, sekretarz programowy TVP Sport. Póki co, nie ma pewności, że spotkanie to będzie pokazywane w którejś ze szkockich telewizji. Gdyby tak się stało, oznaczałoby to, że znacząco wzrosłyby koszty transmisji, bo polska telewizja musiałaby sama wyprodukować sygnał. (…) Gorzej wygląda sytuacja transmisji spotkań kwalifikacyjnych Ligi Europejskiej. Podobnie jak w poprzedniej rundzie, telewizje nie wykazują większego zainteresowania występami Lecha i Ruchu. Władze Kolejorza dostały co prawda ofertę w sprawie meczów II rundy z Kalju Nomme (według naszych informacji, chodziło również o Telewizję Polską), ale strony nie doszły do porozumienia. Być może i tym razem dojdzie do rozmów, ale w TVP nie ukrywają, że priorytetem jest pokazanie obu spotkań mistrza Polski.
Co dalej z Widzewem?
Wiele osób przewiduje, że klub nie dotrwa do końca sezonu. Prezes Sylwester Cacek uspokaja i twierdzi, że wycofanie zespołu z rozgrywek I ligi nie wchodzi w grę. Po spadku Widzewa z ekstraklasy obawiano się o przyszłość zespołu. Rozważano wiele wariantów, łącznie z nieprzystąpieniem drużyny do rozgrywek. Cacek długo milczał, ale w końcu postanowił uciąć wszelkie spekulacje. – Nigdzie się nie wybieram i nie zamierzam zostawić Widzewa, choć pewnie część osób chciałaby, żebym się gdzieś wybrał. Rozczaruję ich, nie ma o tym mowy – zapewnia PS prezes łódzkiego klubu. Biznesmen snuje zupełnie inne plany na przyszłość. – Pracujemy nad budową silnej drużyny, ale to nie jest takie proste. Chcielibyśmy wrócić do ekstraklasy już po tym sezonie. Pamiętajmy jednak, że to jest sport. Liczą się nie tylko chęci i pieniądze. Gdyby tak było, to Zagłębie Lubin wywalczyłoby zapewne wicemistrzostwo Polski – mówi Cacek. Budowa zespołu przebiega jednak opornie. W Łodzi liczono, że na pozyskanie nowych graczy zostaną wydane pieniądze z transferów Patryka Wolańskiego i Eduardsa Višnakovsa. Na razie nie ma na nich chętnych. Bramkarz ćwiczy indywidualnie na obiektach Widzewa, a Łotysz przebywa z drużyną na zgrupowaniu w Świdniku. To komplikuje sprawę wzmocnień. Podpisano co prawda kilka umów, ale z mało doświadczonymi piłkarzami. Wydawało się, że spadkowicza wzmocnią Adam Duda z Lechii Gdańsk i Piotr Kasperkiewicz z Miedzi Legnica. W obu przypadkach działacze doszli do porozumienia z zawodnikami, ale nie mogą z ich szefami.
I jeszcze Krzysztof Stanowski pochyla się nad Greniem.
Kazimierz Greń w dwa dni przerżnął dwie ważne dla siebie sprawy, a przede wszystkim przerżnął najważniejsze: wizerunek tego, który czymś kieruje z tylnego siedzenia. Kupowanie meczów w celu uzyskania awansu do wyższej ligi społeczeństwo, media, no i przede wszystkim prokuratura oceniają jednoznacznie. Nikomu nawet przez głowę nie przechodzi, by ogłosić: Hej, mamy wolny milion złotych, kupimy wszystkie mecze w tym sezonie, bo nie będziemy się kisić w jakichś trzeciorzędnych rozgrywkach. Gdyby ktoś takie oświadczenie złożył, to najpierw jechaliby do niego dziennikarze, później psychiatrzy, a na koniec policja (bo policja zawsze pojawia się na końcu). W Rzeszowie uznano natomiast, że kupowanie pojedynczych spotkań to zbyt żmudna robota, więc postanowili kupić dwa sezony hurtem. Czyli – kupić licencję. Podpisano nawet umowę, ustalono cenę na 1,3 miliona złotych plus VAT. – Nieważne w jaki sposób, ważne, że mamy pierwszą ligę – oświadczyli wesoło działacze Stali oraz prezydent miasta Tadeusz Ferenc. Ten, pytany, jak przyjął informację o kupnie licencji, odparł: – Z wielką radością! A gdy dziennikarz słusznie napomknął, że zdaniem wielu osób awanse powinny być zdobywane na boisku, Ferenc stwierdził: – Malkontentów nigdy nie brakuje. Niektórzy nie mogą bez narzekania żyć. Współczuję im. Mamy pierwszą ligę i koniec. Cieszmy się nią. To znakomita promocja dla miasta. Takie rzeczy integrują ludzi, budują tożsamość społeczności. Ja najwyraźniej jestem malkontentem, a pan prezydent mi współczuje. Zrewanżuję się tym samym i też będę mu współczuł: głupoty. Bo naprawdę – żeby tak się puszyć, tak wypinać pierś do orderów, a ostatecznie narobić takiego wstydu miastu i wyjść na – no przepraszam za wyrażenie – barana, to nie można być za mądrym.
SPORT
I na koniec Sport.
Jeśli coś mamy polecić, to na pewno temat z okładki – kierujemy wzrok od razu w jego kierunku.
Zaległości w wypłatach sięgające pół roku, sugestia listy zawodniczych wniosków o rozwiązanie kontraktu z winy klubu, wizja odcięcia prądu na obiekcie – czy to wszystko naprawdę dzieje się w klubie, który dwa miesiące temu dostał licencję? Że Górnik ma długi – sięgające 40 milionów złotych – wiedzieli wszyscy. Również Komisja ds. Licencji Klubowych. A jednak dwa miesiące temu wydała zabrzanom glejt na ekstraklasę. Prognoza finansowa na 12 miesięcy nie wzbudziła niepokoju. Zaopatrzona była w gwarancje miejskich władz, iż nie pozwolą na upadek klubu. – Nie sądzę, by dziś istniało jakiekolwiek zagrożenie, iż Górnik nie dokończy sezonu – przekonuje wiceprezydent Zabrza, Krzysztof Lewandowski. – Nie po to budujemy stadion, by nie miał na nim kto grać… Ale jest źle. Tak źle, że chętnie i głośno komentujący zazwyczaj różnego rodzaju wydarzenia prezes klubu tym razem jest wyjątkowo oszczędny w słowach. – Zbliżamy się do katastrofy – to w zasadzie jedyne oficjalne zdanie Zbigniewa Waśkiewicza, będące odniesieniem do wydarzeń z ostatnich kilkudziesięciu godzin. Ale jakże wymowne. Czy miasto – właściciel klubu (bezpośrednio i pośrednio – poprzez spółkę Stadion w Zabrzu) – znajdzie od ręki środki na ugaszenie tego pożaru? – To trudności przejściowe, z jakimi miewaliśmy już do czynienia. Wcale nie najgorsze w porównaniu do czasów minionych – prezydent Lewandowski nie wprost odpowiada na pytanie. Przypomina za to, że w ramach walki o licencję – w procesie zawierania ugód z piłkarzami – miasto w marcu dosypało do Górnika 6 mln złotych. Część (nawet spora – jak słyszymy przy Roosevelta) tej kwoty trafiła na konta graczy wciąż mających ważne kontrakty z klubem. Tyle że od tamtej pory należności wobec nich znów zdążyły narosnąć…
Aha, Ruch walczy o dodatkową kasę.
270 tysięcy euro zapłaci UEFA chorzowskiemu Ruchowi za awans i grę w III rundzie Ligi Europy. To był najwartościowszy ekonomicznie remis w 94-letniej historii chorzowskiego Ruchu. Bezbramkowy wynik wywalczony w czwartek w Vaduz zasilił klubową kasę Niebieskich kwotą 140 tysięcy euro. Tyle bowiem płaci UEFA klubom grającym w III rundzie eliminacji Ligi Europy. Za drugą rundę europejska federacja płaci 10 tysięcy euro mniej, w sumie więc Niebiescy zarobili już dla klubu 270 tysięcy euro, czyli jak nietrudno wyliczyć więcej niż wynosiła 950 tysięczna nagroda za trzecie miejsce w ekstraklasie w poprzednim sezonie. A jeśli jeszcze chorzowianie poradzą sobie w kolejnej rundzie z duńskim Esbjerg, to na Cichą popłynie kolejny przelew, tym razem w wysokości 150 tysięcy euro. Jest się więc o co bić, padł bowiem wiekowy mit, iż na udziale w europejskich pucharach, zwłaszcza na początkowych etapach, nie można zarobić. Można, i to całkiem nieźle, a jeśli się awansuje do fazy grupowej, to można liczyć na wielki strumień euro monet.