Reklama

Cztery wielkie zdziwienia po porażce Legii

redakcja

Autor:redakcja

19 lipca 2014, 23:45 • 3 min czytania 0 komentarzy

Legia zaczęła sezon 2014/2015 najgorzej jak mogła. Na razie wygrała tylko sparing z Hapoelem i przez moment starała się wszystkich przekonać, że to ważne, ale na szczęście nikt nie dał się nabrać. A poza tym – ciągle w ryj. Wszystko. Z każdym. Jeszcze sezon na dobre nie ruszył, a drużyna już w dołku, z którego się musi wygrzebywać. Kiepski to prognostyk przed meczami z Celtikiem Glasgow, do których zresztą wcale nie musi dojść.

Cztery wielkie zdziwienia po porażce Legii

Co dziwi?

Dziwi kadra tego klubu i sposób jej budowania. Gdyby w piłkę grało się po dwudziestu dwóch, a nie po jedenastu, to Legia zmiażdżyłaby całą Polskę i wygrała wszystkie 37 meczów. W piłkę gra się jednak po jedenastu – i w tym pies pogrzebany. Na co temu klubowi kolejni średni piłkarze, na co trzech takich sobie graczy, zamiast jednego kozaka? Tego zrozumieć nie sposób. W ataku dzisiaj zagrało dwóch piłkarzy, którzy z poprzednimi klubami spadli z ekstraklasy: Saganowski i Piech. „Sagan” ma uznaną markę, bo dużo walczy, ale powiedzmy sobie szczerze: na Europę to on za bardzo nie pasuje. A Piech nie pasuje nawet na Polskę. To prymitywny napastnik.

Jest więc Saganowski, Piech, Dwaliszwili i Orlando Sa. Czterech gości i żadnego naprawdę konkretnego. Na prawą obronę: Bereszyński, Broź i Lewczuk. Na boki pomocy: Kosecki, Ojamaa, Kucharczyk, Żyro, może Szwoch, może Duda, może Guilherme. Są nazwiska na liście plac, a brakuje kogoś, kto na trybunach wywoła wielkie WOW.

Gdyby się grało po dwudziestu dwóch – to byłaby naprawdę dobra i wyrównana drużyna. A tak: przerost formy nad treścią. Siłą rzeczy, połowa tych piłkarzy będzie „niedograna”, lub też praktykę meczową łapać będą kosztem funkcjonowania zespołu. Bo na dziś Legia ma dwa zespoły i oba słabe.

Reklama

Dziwi przekonanie o własnej wielkości, czyli o tym, że resztę kraju można ograć wystawiając jedenastkę na pewno nie optymalną. Najpierw okazało się, że to nie starczy na Zawiszę Bydgoszcz, a teraz się okazało, że nie starczy też na GKS Bełchatów. Młodzi chłopcy, których tak znienacka zaczął wprowadzać do drużyny Henning Berg, pewnie mają talent, ale póki co nie zdołali wygrać nawet rozgrywek trzeciej ligi (czyli czwartej) w poprzednim sezonie. A od tego powinni zacząć swoją przygodę z seniorskim futbolem. Skoro jednak seniorski futbol dał im w kość na poziomie trzeciej ligi (czwartej!), to dziwne by było, gdyby ekstraklasa potraktowała ich ulgowo. Ponadto młodzi młodymi, ale nie ma w Polsce tak słabych drużyn, by wystawiać przeciwko nim Helio Pinto.

Dziwi jednak także to, że nagle tak wiele osób zaczęło tęsknić za Janem Urbanem i że nagle tak wiele osób zaczęło domagać się zwolnienia Berga. Wypadałoby bowiem zauważyć, że Norweg prowadził drużynę w siedemnastu meczach ligowych, a przegrał dopiero trzeci. Przy tym dwanaście wygrał i dwa zremisował. To nie jest zły bilans. Oczywiście, jeśli odpadnie z pucharów po najbliższym meczu, to będzie można do niego strzelać, ale na razie jeszcze nie odpadł. Dymisjonowanie szkoleniowców przy pierwszej nadarzającej się okazji to zdecydowanie polska specjalność, z której ani dziennikarze, ani kibice nie potrafią się wyleczyć.

Nawet jeśli początek sezonu jest dla Berga zły, to ferowanie ostatecznych sądów w tym momencie to domeny ludzi niezbyt rozgarniętych.

Ale na koniec zdziwienie największe: Berg powiedział na konferencji, że w meczu z Bełchatowem zabrakło skuteczności i że jego zespół miał więcej sytuacji. Człowieka, który wygaduje takie dyrdymały trudno się broni i aż sami się sobie dziwimy, że podjęliśmy się tak karkołomnego zadania.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...