Reklama

Conte skończył z Turynem. Co dalej ze Starą Damą?

redakcja

Autor:redakcja

16 lipca 2014, 18:37 • 12 min czytania 0 komentarzy

Wielu kibiców Juventusu musiało dzisiaj przeżyć niezły szok. Gdy niczego nieświadomi kładli się spać trenerem drużyny z Piemontu nadal był Antonio Conte, a po przebudzeniu czekała ich niezbyt miła niespodzianka w postaci Massimiliano Allegriego. Zamiana ról tak abstrakcyjna, jakby scenariusz ostatniej nocy napisała ekipa z Monty Pythona. Grom z jasnego nieba, uderzenie pałą w potylicę, śnieg w środku lata – takiego obrotu spraw nie spodziewał się chyba nikt. Po trzech wspaniałych latach spędzonych w Turynie, Antonio Conte opuszcza ekipę Bianconerich.

Conte skończył z Turynem. Co dalej ze Starą Damą?

Duet, który zbawił Juventus

Przez te trzy lata od przejęcia sterów w Turynie przez Antonio Conte Bianconeri byli dla swoich kibiców nieustającym źródłem szczęścia. Szczęścia, którego nie było im dane zaznać od momentu wygrania rozgrywek Serie A w sezonie 2005/2006. Po dość kontrowersyjnej relegacji do Serie B Juventus grał raz lepiej, raz gorzej, jednak im dalej od powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej we Włoszech, tym sytuacja wyglądała dramatyczniej. Dość powiedzieć, że pod wodzą przebierańców (bo trenerami ich nazwać nie można) Ciro Ferrary, Alberto Zaccheroniego i Luigiego Delneriego Juventus przed dwa sezony z rzędu zajął dopiero siódme miejsce w tabeli Serie A. Jak na klub z taką tradycją, osiągnięciami i możliwościami finansowym – absolutna żenada. Trend ten zdołali odwrócić dopiero Antonio Conte, oraz odpowiedzialny za transfery w Turynie Beppe Marotta.

Już w debiutanckim sezonie pod wodzą Conte Stara Dama zdołała sięgnąć po Scudetto, choć sam włoski trener zapowiadał, że przygotowuje z zarządem wizję długofalową i mistrzostwo Włoch będzie celem dopiero w jego trzecim sezonie u sterów Zebr. Tymczasem wspierany przez Marottę, który ściągnął do klubu za abstrakcyjnie małe kwoty piłkarzy takich jak Paul Pogba, Arturo Vidal, Andrea Pirlo, Andrea Barzagli, Fernando Llorente, czy Carlos Tevez, Conte poprowadził w ciągu tych trzech lat Juventus do trzech wspaniałych triumfów na włoskich boiskach. Juventus był wielki, Juventus był niezwyciężony. Wspaniałe wyniki, regularna przewaga w lidze, nowoczesny stadion i świetne zarządzanie, którego efektem była stabilna sytuacja finansowa – to wszystko sprawiało, że Juventus miał zdaniem wielu na lata zdeklasować konkurencję we Włoszech, a także w końcu powalczyć o najwyższe laury w Europie.

Złe dobrego początki

Reklama

Zatrudnienie Conte przez Juventus z początku wywołało mieszane uczucia u kibiców. Z jednej strony był on, jeszcze jako piłkarz, jedną z legend Bianconerich, swego rodzaju nawiązaniem do wspaniałego okresu drużyny z Piemontu z którą wygrał w sezonie 1995/1996 Ligę Mistrzów, pokonując w finale niesamowicie mocny Ajax Amsterdam. Z drugiej jednak strony Juventus już wcześniej próbował wariantu z byłym piłkarzem w roli trenera – zatrudniono wówczas Ciro Ferrarę, który zawiódł na wszystkich możliwych frontach.

Conte przybył do Turynu z autorską wizją taktyki, którą zwykł przedstawiać jako 4-2-4. Była to w założeniach zaprzeczająca stereotypowej włoskiej mentalności ultraofensywna wersja taktyki 4-4-2, na której skrzydłach mieli poruszać się zawodnicy nie zaprzątający sobie głowy zadaniami defensywnymi, za które odpowiedzialni mieli być jedyni dwaj środkowi pomocnicy oraz czwórka obrońców. Niestety rzeczywistość szybko zweryfikowała wizjonerskie plany Conte – pomimo ofensywnego nastawienia Juventus miał problemy ze stwarzaniem sobie dogodnych sytuacji bramkowych, gra była statyczna, a skrzydłowi regularnie doprowadzali swojego trenera do białej gorączki. W tym momencie nastąpiło coś, co zweryfikowało jakość będącego na dorobku włoskiego trenera. Przytomnie zauważył, że nie wszystko działa tak jak powinno i podjął natychmiastową decyzję o porzuceniu wadliwego system, choć był on jedynym, który został odpowiednio wprowadzony i przetestowany w trakcie przedsezonowych zgrupowań. Bianconeri przeszli na ustawienie 4-3-3 i jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę. Taktyka ta wyciągała z zawodników Juve to, co w nich najlepsze, a w połączeniu z niesamowitą determinacją i zawziętością, które wpoił w zespół Conte sprawiła, że kibice Juventusu po latach udręki mogli w końcu odetchnąć i z pewnością zakrzyknąć: „Wróciło stare Juve!”.

Drużyna zbudowana od podstaw przez Conte strzeliła w rozgrywkach ligowych aż 68 bramek, tracąc zaledwie 20, a do tego nie zanotowała ani jednej porażki i w rezultacie zdobyła 30 (oficjalnie 28) mistrzostwo Włoch. Jednak mimo osiąganych wyników już wówczas Conte rozpoczął wprowadzanie kolejnego ustawienia, tego, które stało się wizytówką jego Juventusu: 3-5-2, z demolującą rywali pomocą opartą na Pirlo, Vidalu, Marchisio/Pogbie, oraz wyjątkowo pewną trójką obrońców Chiellini-Bonucci-Barzagli.

Także kolejne sezony okazały się na włoskich boiskach równie udane dla Juventusu. Zespół wzmocniony przez takich graczy jak Asamoah, Tevez, Llorente w ciągu dwóch lat dołożył do swojej kolekcji dwa kolejne Scudetti, nie dając swoim rywalom najmniejszych szans. W 2014 roku Zebry zakończyły rozgrywki Serie A zdobywając aż 102 punkty, co było nowym rekordem rozgrywek. Historyczny, wspaniały rezultat. Choć styl Zebr pozostawiał wiele do życzenia – grały w sposób dość powolny, przewidywalny, może nawet nudny – to wyniki zdecydowanie broniły filozofii Conte.

Jednak na te imponujące osiągnięcia we Włoszech cień kładły występy Juventusu w Europie. O ile dotkliwe odpadnięcie z będącym w doskonałej dyspozycji Bayernem Monachium można było zrozumieć, o tyle zeszłosezonowe pożegnanie się z tymi rozgrywkami już po fazie grupowej, spowodowane utratą punktów w żenująco słabych meczach z Kopenhagą i Galatasaray zostało słusznie uznane za straszną wpadkę i zostawiło sporą rysę na wizerunku włoskiego trenera. Nastroju kibiców nie poprawił przyprawiający o ból zębów styl gry w Lidze Europejskiej, w której Zebry ostatecznie odpadły po ociekającym bezradnością i brakiem pomysłu na grę półfinale z Benficą Lizbona.

Sam Conte twierdził, że w zeszłym sezonie wyciągnął z tą drużyną maksimum możliwości i konieczne było sprowadzenie do zespołu zawodników gwarantujących większą jakość indywidualną. Ten zespół, odpowiednio wzmocniony, miał chyba największy potencjał spośród obecnych włoskich drużyn, by powalczyć o sukcesy w Europie. Aczkolwiek nie można przekreślać przedwcześnie Romy, w której bardzo interesujący projekt realizuje Rudi Garcia.

Reklama

Możliwe jednak, że problemy Juventusu w Europie wynikały w sporej mierze nie z kwestii personalnych, a z taktyki. 3-5-2, choć zabójczo skuteczne we Włoszech, w Europie nie przynosiło oczekiwanych skutków. Czy średnią, podobno, jak na Ligę Mistrzów kadrą można usprawiedliwiać wpadki z Galatasaray i Kopenhagą, lub strasznie słabe występy w LE przeciwko Trabzonsporowi? Niespecjalnie. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę to, że Juventus najlepiej zaprezentował się grając w ustawieniu 4312 w obu spotkaniach przeciwko Realowi Madryt, przeciwnikowi znacznie groźniejszemu niż wcześniej wspomniane drużyny. Do tego dochodzi kwestia Napoli, które choć musiało uznawać wyższość Juventusu w lidze, to w Europie prezentowało się w naprawdę imponujący sposób, nawet gdy musiało mierzyć się z czołowymi europejskimi zespołami jak Chelsea, Arsenal, Manchester City, Bayern Monachium, czy Borussia Dortmund. Także kto wie – być może to nie piłkarze byli przyczynami problemów Juventusu w europejskich pucharach i nowy trener będzie w stanie podnieść jakość drużyny z Turynu choć w tym aspekcie.

Przyczyny odejścia

Rezygnacja Conte ze stanowiska trenera w drugim dniu przygotowań do nowego sezonu z pewnością jest niemałym i niemiłym zaskoczeniem dla kibiców Juventusu. Jednak wiele wskazywało na to, że przygoda byłego reprezentanta Włoch z piemonckim klubem nie potrwa już zbyt długo.

Kibice drużyny z Turynu często marzyli o tym, że Conte będzie dla Juventusu tym, kim dla Manchesteru United był Sir Alex Ferguson, jednak wiele wskazywało na to, że takie marzenia nigdy się nie ziszczą. Sam Antonio nigdy nie obiecywał wieloletniego piastowania stanowiska trenera w Juventusie, a nawet często powtarzał, że bardzo chętnie spróbował by swoich sił w Premier League, lidze która emanowało tym, co dla Conte jest w piłce nożnej najważniejsze – walecznością, determinacją, doskonałym przygotowaniem motorycznym i zażartą chęcią wygrywania. Dlatego też trzeba było liczyć się z tym, że prędzej czy później Turyn straci swojego ukochanego trenera.

O jego odejściu mówiło się już pod koniec zeszłego sezonu, gdy na jaw wyszły problemy z przedłużeniem jego kontraktu. Podobno Conte domagał się od zarządu obietnicy, że ten zapewni mu wysokiej jakości nowych piłkarzy. Nie takich jak do tej pory – ściąganych za relatywnie niewielkie pieniądze. Nie, tym razem Conte domagał się prawdziwych gwiazd, takich jak Di Maria, czy Alexis Sanchez. Tłumaczył, że tylko tego typu zawodnicy są w stanie zagwarantować Juventusowi rozwój niezbędny do tego, by w końcu powalczyć o wygranie Ligi Mistrzów. Z czasem jednak wyglądało na to, że doszedł do porozumienia z zarządem, podpisał przedłużenie kontraktu i uspokoił wszystkich zwolenników Zebr.

Czemu wczoraj rozwiązał kontrakt? Prawdopodobnie chodzi właśnie o wspomniane transfery. Juventusu nie było stać na ściągnięcie i utrzymanie Sancheza, a zamiast niego miał przyjść akceptowany przez trenera Juan Iturbe, który wybił się w ostatnim sezonie grając w barwach Hellasu Werona. Jego transfer do Turynu był praktycznie przesądzony, jednak prawdopodobnie włodarze Juventusu wycofali się w ostatniej chwili ze względu na wygórowane żądania stawiane przez Hellas (chodziło o 30m euro), a przede wszystkim przez zaskakujące żądanie agenta Iturbe, który domagał się 10% od kolejnego transferu Argentyńczyka. Iturbe ma teraz trafić do największego konkurenta Juventusu w ostatnim sezonie, Romy, i właśnie ten kolejny z wielu nieudanych transferów miał przelać czarę goryczy. Conte domagał się wzmocnień na Ligę Mistrzów, zostały mu one obiecane przez członków zarządu, a rzeczywista aktywność Juventusu na rynku transferowym okazała się zgoła inna od tej, którą ustalono. Wczoraj mówiło się także o tym, że Juventus planuje sprzedać do Manchesteru United Arturo Vidala, który jest sercem i płucami drużyny Conte, jednak dzisiaj Beppe Marotta stanowczo zaprzeczył tym pogłoskom, oświadczając, iż Arturo nie jest na sprzedaż.

Nie można także wykluczyć tego, że Antonio skusiła perspektywa tego, by poprowadzić reprezentację Włoch. Stanowisko trenera Azzurich zwolniło się po czterech latach, przez które zajmował je Cesare Prandelli, również legenda Juventusu. Choć Prandelli dokonał w tym czasie świetnej przebudowy, wyznaczył nowy styl reprezentacji i dotarł aż do finału Euro 2012, to jednak podczas Mistrzostw Świata 2014 zawiódł na całej linii i musiał podać się do dymisji. Prowadzenie Azzurrich to we Włoszech coś naprawdę wielkiego i pożądanego, a nie wiadomo kiedy po raz kolejny trafiłaby mu się taka możliwość.

Mimo wszystko, jakie by to nie były powody, Conte sprawił wielki ból kibicom Juventusu. Opuszcza drużynę w bardzo newralgicznym momencie – początku przygotowań do nowego sezonu. W momencie, gdy każdy porządny trener znalazł już zatrudnienie, w chwili gdy większość smakowitych kąsków na rynku transferowym została już zaklepana. Nowy trener z pewnością będzie miał problem, by na starcie sezonu mieć zespół odpowiadający w pełni jego wizji gry i pod tę wizję umodelowany. Ciężko tak naprawdę stwierdzić, czy kibice Juventusu mają prawo mieć do niego pretensje. Z jednej strony postawił on klub w ciężkiej sytuacji, z drugiej jednak pokazał, że nie rzuca słów na wiatr i w obliczu braku wzmocnień zrobił to, co zapowiadał wcześniej – odszedł. Z pewnością na jego korzyść wpływa fakt, że nie opuścił klubu kuszony wizją wielkich zarobków. Odszedł, by pozostać wiernym swoim przekonaniom. Mimo wszystko, opuszcza Juventus w ciężkim momencie. Ten sam Juventus, który mu wcześniej zaufał zatrudniając go jeszcze jako trenera na dorobku. Juventus, który stanął za nim murem podczas afery calcioscommesse, utrzymując jego kontrakt mimo, że przez długi czas nie mógł funkcjonować w roli trenera.

Z pewnością jednak Antonio Conte będzie mile wspominany przez kibiców Starej Damy. Wyciągnął klub z dramatycznie słabej sytuacji i zamienił go w dobrze funkcjonującą maszynę do wygrywania. Przywrócił w Turynie świadomość tego czym jest Juventus i jakie obowiązki spoczywają na jego zawodnikach. Sprawił, że piłkarze Juve zrozumieli słynne słowa wypowiedziane przez Giampiero Bonipertiego – „Vincere non e importante, e l’unica cosa che conta” (Zwyciężanie nie jest ważne, to jedyna rzecz która się liczy).

Odchodzi z Turynu w ciężkiej atmosferze, jednak zostawia go z trzema mistrzostwami Włoch i dwoma Superpucharami. Chociażby z tego powodu kibice Bianconerich nie powinni powiedzieć na jego temat choćby pół złego słowa. W końcu dzisiaj klub opuszcza legenda, a legend się nie sądzi. Zwłaszcza w chwili, gdy tak naprawdę nie są znane do końca przyczyny jego odejścia, a jedyne na czym się można opierać, to spekulacje.

Umarł król, niech żyje król?

Nie wiadomo jeszcze jakim projektem zajmie się teraz były już trener Bianconerich. Biorąc pod uwagę to, że praktycznie każdy sensowny klub ma już trenera – nie ma on przed sobą zbyt wielu możliwości. Na dobrą sprawę jedynym możliwym scenariuszem jest to, że przejmie reprezentację Włoch, którą opuścił po nieudanych Mistrzostwach Świata Cesare Prandelli.

Tymczasem Juventus w ekspresowym tempie zapewnił sobie usługi Massimiliano Allegriego, który został już przedstawiony na konferencji prasowej. Z pewnością nie jest to wymarzony następca dla Conte, jednak nie było w chwili obecnej żadnej sensownej alternatywy. Wybieranie między Allegrim, Mancinim i Spallettim jest jak wybieranie między dżumą, trądem i cholerą – tak źle i tak nie dobrze.

Wybór Allegriego na nowego trenera jest ogólnie rzecz biorąc dość kontrowersyjny. Jeszcze jako trener Milanu miał on w zwyczaju wyrażać dość niewybredne opinie na temat Juventusu. Ze względu na niesłusznie nieuznaną bramkę Muntariego w meczu z Juve, który miał dość duży wpływ na ostateczne rozstrzygnięcie Serie A, opowiadał o tym, że sędziowie mają w zwyczaju wspierać drużynę z Turynu. Co ciekawe, jakoś uleciało mu z pamięci, że w tym samym meczu sędzia ukradł także jedną prawidłową bramkę zdobytą dla Juventusu przez Matriego. Z samego Milanu, z którym zdobył w ciągu czterech lat zaledwie jedno scudetto, Allegri był wywożony na taczkach, znienawidzony przez kibiców, lekceważony przez osoby zarządzające z klubem. Dla niego trenowanie Juventusu to wyjątkowa, prawdopodobnie ostatnia szanse, na pokazanie się z dobrej strony we włoskim futbolu jako trener klasowego zespołu. Jeśli zawiedzie teraz, już nikt więcej mu nie zaufa.

Podczas konferencji prasowej na której został zaprezentowany jako następca Conte, Allegri sam przyznał, że zdaje sobie sprawę ze sceptycyzmu jaki otacza jego zatrudnienie. Zapowiedział, że ma zamiar przekonać kibiców do swojej osoby poprzez zwycięstwa, ciężką pracę, szacunek i profesjonalizm. Cóż, jeśli faktycznie tak będzie wyglądał jego pobyt na ławce trenerskiej Juventusu, to faktycznie ma szansę zdobyć uznanie kibiców, jednak na pewno nie będzie mu o to łatwo. Zwłaszcza, że zapowiedział poprawę na froncie europejskim, jednak wiadomo, że tego typu komunały bardzo łatwo się mówi, a znacznie trudniej jest je wykonać.

Na pocieszenie warto przypomnieć, że Allegri póki miał mocną drużynę, póty z Milanem wygrywał. Był w stanie w pełni wykorzystać potencjał Ibrahimovicia, wprowadził na wysoki poziom Thiago Silvę, a wszelkie problemy zaczęły się, gdy Berlusconi i Galliani zaczęli regularnie wyprzedawać mu drużynę. Ogólnie rzecz biorąc w ostatnim sezonie gdy trenował drużynę z Mediolanu Allegri sprawiał wrażenie marionetki, która nie ma na nic wpływu, a za wszystkie sznurki pociąga duet Berlusconi-Galliani. W Turynie zastaje silny zespół, a na jakiekolwiek wyprzedaże raczej się nie zanosi – Juventus ma dobrą sytuację finansową i nadal rozwija swój projekt. Nie ma jednak specjalnych podstaw ku temu, by spodziewać się, że z Allegrim u steru rozpocznie kolejna wielka era Juventusu. Będzie to prawdopodobnie trener przejściowy, być może na zaledwie jeden sezon. Jego głównym zadaniem będzie nie spieprzyć tego, co zostało ciężko wypracowane przez ostatnie trzy lata. Prawdziwy następca Conte zostanie zatrudniony dopiero za rok, chyba że Allegri podźwignie ciążącą na nim presję, oraz spełni oczekiwania kibiców i zarządu.

To koniec pięknej, naznaczonej trofeami i rekordami ery Antonio Conte w Juventusie. Turyn będzie cierpiał i opłakiwał utratę swojego trenera. Będzie wściekły i zawiedziony. Jednak to z pewnością nie koniec Bianconerich. To tylko koniec jednej ery i początek nowej. Kto wie, być może równie dobrej, a może nawet…lepszej?

Michał Borkowski

Twitter: mbork88

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...