Przy okazji takich meczów Brazylijczycy używają jednego określenia – dar um baile. Dosłownie – sprawić komuś taniec. A potem w każdym miejscu musi się pojawić vexame, czyli coś pomiędzy wstydem, niesławą i skandalem. Brazylijskie media przeżywają od wczoraj test kreatywności, bo jak tu napisać coś nowego, niesztampowego i odkrywczego po największej katastrofie w dziejach ich futbolu. Jakie można wyciągnąć wnioski, skoro nawalili wszyscy, bez wyjątku, a ludzie w koszulkach selecao dosłownie zniknęli już z ulic? Okładka dziennika Metro jest dziś cała czarna. Symbolizuje żałobę. Lance, główny dziennik sportowy, posuwa się jeszcze dalej: „Oburzenie, bunt, ból, frustracja, irytacja, wstyd, szkoda, rozczarowanie. Powiedz, co czujesz i zrób własną okładkę”. A Globo? „Gratulacje dla wicemistrzów świata z 1950 roku, których zawsze oskarżano o największy wstyd w historii naszego futbolu. Wczoraj przekonaliśmy się co to wstyd”.
18 osób zatrzymanych w Rio, bunt w FanFest na Copacabanie, 8 albo 13 spalonych autobusów, zamknięta ulica przy faweli Niteroi i obrabowany sklep na peryferiach w Sao Paulo. Wiadomo już też, że na finał trzeba będzie wzmocnić ochronę na Maracanie. Obecna liczba funkcjonariuszy nie wystarczy, zakładając, że do Brazylijczyków raczej jeszcze nie dotarło, co się wydarzyło, a do Brasilii, na mecz o pietruszkę, raczej im niespieszno. Dopiero może zacząć być gorąco. Nawet pani prezydent jest tego świadoma i powoli zaczyna zmieniać swój front. Dilma Rousseff zdała sobie sprawę, że od wyniku reprezentacji zależy jej wynik w nadchodzących wyborach i można się spodziewać, że podczas kampanii większą uwagę skupi na samej organizacji. – Dziękuję Brazylio! Pokazujmy wciąż światu, że nawet bez selecao w finale, rządzimy także poza boiskiem. Przegraliśmy mundial, ale #copadascopas jest nasza – napisała na jednym ze swoich portali społecznościowych. Copa das copas to jedno z jej głównych haseł. W dosłownym tłumaczeniu – puchar pucharów.
Wszelkie argumenty wysypały się za to selekcjonerowi, który w dzisiejszej prasie zostaje wprost rozjechany. O Dia wysyła go w diabły, a jeden z bardziej cenionych felietonistów, Artur Xexeo pisze, że z Felipao nie zostało już nic. Ani psycholog, ani motywator, ani lider, ani tym bardziej trener piłkarski, bo wyłożył się na każdym z tych frontów. Dziennikarze śledzący kadrę na bieżąco mają szczególnie pretensje o to, że na ostatnich treningach przed meczem zostawił Maicona i Bernarda w rezerwowym składzie, by wyprowadzić w pole Joachima Loewa, a koniec końców zmylił samego siebie. Wcześniej natomiast miał stracić zaufanie swoich podopiecznych po tym, jak w ukryciu spotkał się z sześcioma dziennikarzami, których prosił o rady.
– Przygotowanie do tego meczu było katastrofalne. Reprezentacja częściej odpoczywała niż trenowała i rzadko próbowała grać innym systemem. Nie miała planu B. Scolari i jego doradcy za bardzo martwili się sędziami. Po zwycięstwie nad Kolumbią departament sędziowski w żałosny sposób próbował odwoływać się od żółtej kartki Thiago Silvy, a domagał się kary dla Zunigi – narzeka na swoim blogu Marcelo Bechler, a jego kolega z pracy, Martin Fernandes przypomina cztery znaczące wypowiedzi sprzed mundialu:
Jose Maria Marin (prezydent federacji): Jesteśmy w czyśćcu. Jeśli przegramy, pójdziemy do piekła. Jeśli wygramy – do nieba.
Luiz Felipe Scolari: Będę wykonywał swoją pracę tak, jak mi odpowiada. Podoba wam się to? Jeśli nie, idźcie w diabły.
Carlos Alberto Parreira (asystent Scolariego): Położyliśmy już jedną rękę na pucharze.
Marcelo: Czuję się dobrze, wcześniej też się czułem dobrze, pod koniec ostatniego meczu czułem się dobrze i dobrze czuję się teraz.
Wyliczanie błędów, atakowanie stoperów, środka pola i najgorszego napastnika w historii trwa niemal wszędzie, tymczasem wielu dziennikarzy skupia się już na przyszłości. – Tak brutalna porażka może być punktem zwrotnym dla naszego futbolu, by zmienić postępowanie działaczy, by kluby wychowywały piłkarzy o różnych profilach i by w Brazylii pojawili się wykwalifikowani zawodowcy mogący przekazać nam swoje myślenie. Nie chodzi o to, że obcokrajowcy są lepsi, a my najgorsi. Po prostu musimy się sporo nauczyć, a brazylijska arogancja na to nie pozwala. Brazylijczyk uważa siebie za lepszego od innych. A taki nie jest. Inni uczyli się od nas, więc my możemy uczyć się od innych. Nie kopania piłki, ale organizacji. Od treningów przez kształcenie piłkarzy – pisze cytowany już wyżej Bechler, a jego kolega z pracy, Paulo Cesar Vasconcellos apeluje o rozwagę.
– Reprezentacja została upokorzona, ale nie można wszystkiego, co zostało wykonane, ot tak wyrzucić do śmieci. Wynik oczywiście jest odchyleniem i rzadko coś takiego się zdarza w meczach takich drużyn, ale uważajmy, by z upokorzonych nie zrobić czarnych charakterów. Ta historia jeszcze się nie zakończyła – PCV wznosi się na wyżyny empatii, a Bernardo Pombo, kolejny dziennikarz Globo, stawia kilkanaście ważnych pytań pod kątem przyszłości:
1. Jaki mamy projekt? Czy taki w ogóle istnieje?
2. Czy dobrze kształcimy piłkarzy?
3. Czy zwracamy uwagę na stronę psychologiczną?
4. Dlaczego symulujemy tyle fauli?
5. Dlaczego wygrywamy tylko wtedy, gdy możemy liczyć na gwiazdy?
6. Dlaczego reprezentacja nie korzysta z zawodników z ligi brazylijskiej?
7. Dlaczego tracimy tyle czasu na rozgrywki stanowe, skoro nasi zawodnicy mogliby lepiej się przygotowywać grając w meczach na wyższym poziomie?
8. Dlaczego Campeonato Brasileiro, nasz główny produkt, jest tak źle traktowany?
9. Dlaczego nasze kluby nie płacą na czas?
10. Dlaczego brazylijskie kluby wypruwają sobie żyły, by poprawić infrastrukturę i idzie im to tak wolno, a Niemcy potrafią u nas wybudować ośrodek treningowy na miesiąc?
11. Dlaczego tak wielu naszych zawodników woli wyjechać za granicę przed osiągnięciem pełnoletności?
Takich pytań będzie coraz więcej…