Każdy kraj ma swoją Hiroshimę – pisał Alex Bellos w odkopanej na krótko przed mundialem książce “Futebol”. Jeśli tak, to Brazylia ma już dziś i Hiroshimę, i swoje Nagasaki. Przy czym Maracanazo z 1950 roku to nic w porównaniu z tą dzisiejszą masakrą. 1:7 i 0:5 już po pół godziny. Zamienimy się na chwilę w komentatorów Telewizji Polskiej i (z usilnie skrywaną dumą) przypomnimy – takiej fury goli na mundialu Brazylijczycy nie stracili nigdy. Zbliżyli się do niej tylko raz… Z Polską, w 1938 roku. Po dogrywce i to koniec końców wygrywając.
Andrzej Grajewski przed paroma dniami, jeszcze przed ćwierćfinałami, przekonując nas do swoich typów stwierdził: “Wygra Brazylia. No, chyba że chcecie, żeby skończyły się mistrzostwa”. Przypomniały nam się dziś te słowa oraz to, jak po cichu trzymaliśmy kciuki, żeby gospodarze nie odpadli z Chile. Mieliśmy przeczucie, że wykładka w 1/8, dwa tygodnie przed finałem, spowoduje, że ten napompowany emocjami i oczekiwaniami mundialowy balon nagle zamieni się w jakąś dziurawą, zużytą dętkę. Ze to już nie będzie to samo. W jakimś stopniu pewnie tak się stanie. Gdy patrzyliśmy na trybuny zalewające się łzami już po dwóch kwadransach, na tych ludzi jeszcze przed przerwą wychodzących ze stadionu, to w zasadzie byliśmy tego pewni. Ale dziś już przyszedł taki moment, kiedy tej Brazylii nam nie szkoda. Nie takiej Brazylii, będącej zaprzeczeniem tej prawdziwej, dawnej. Nie tej z wąsatym Fredem i bramkarzem grającym za drobne w kanadyjskim klubie. Nie drużyny, która w roli gospodarza mistrzostw świata świetnie w piłkę gra tylko w meczu z nędznym Kamerunem, po czym najlepiej wychodzi jej śpiewanie hymnu. Neymar, Thiago Silva – oni (ale zwłaszcza Neymar) chyba nawet nie powinni żałować, że nie mogli dzisiaj zagrać. W oczach ludzi będą jeszcze bardziej wyjątkowi i niezastąpieni. A ci Niemcy… Ten walec, ta perfekcyjna i bezwzględna maszyna, naprawdę była poza ich zasięgiem.
Niebywałe. Jeśli ktoś o godzinie 22:23 postanowił wyjść na chwilę po herbatę, niewykluczone, że ominęły go i cztery bramki. Pyk, pyk, pyk. Było to wszystko tak niewiarygodne, tak tym Niemcom wszystko nagle wychodziło, że zdawało się, że jeszcze chwilę i Neuer wejdzie na ofensywnego pomocnika, i sam zacznie strzelać gole. Aż wypadałoby się zastanowić po raz n-ty, jak kolosalne znaczenie w sporcie ma psychika. Nie nogi tylko głowa. Jak ci Brazylijczycy po pierwszym i drugim golu musieli być zdewastowani, że raz za razem popełniali tak kuriozalne błędy. Że na poziomie półfinału mistrzostw świata jakikolwiek zespół miał możliwość grać z nimi jak na boisku szkolnym, gdzie największego frajera ustawia się na bramce, a potem upokarza, kolokwialnie mówiąc, kopiąc w dupę. – Das schönste spiel der welt – ogłosił niemiecki “Bild”, przy stanie 5:0. A my już sami nie wiedzieliśmy: czy to jeszcze półfinał mistrzostw świata, czy może Centralna Liga Juniorów w wydaniu wesołych 17-latków z Polski?
Wynik, sam w sobie niesamowity, szczelnie przykrył dziś dwa osiągnięcia indywidualne. Może nawet trzy, bo chociażby klasę Kroosa wypadałoby na tym turnieju podkreślać przy każdej okazji. Ale chcieliśmy tu teraz wspomnieć akurat o napastnikach. O Klose, który nie grał długo, tylko 57 minut, ale i tak – właśnie w tym pamiętnym meczu – z szesnastoma golami stał się najlepszym snajperem w historii mistrzostw świata. O Klose, ale także o Muellerze, najbardziej kołkowatym z tych najznakomitszych napastników świata, który z pewnością wkrótce ruszy za tym pierwszym w pościg. Już raz był na mundialu ex-aequo królem strzelców. W Brazylii zdobył pięć goli, w sumie uzbierało mu się ich dwanaście. Wszystko to w zaledwie dziesięciu występach, mając na karku dwadzieścia cztery lata. Wynik na poziomie innego wielkiego Muellera – Gerda. A przecież jeszcze przynajmniej dwa wielkie turnieje przed nim.
No i finał z Holandią albo Argentyną.
Trudno nie mieć silnego przekonania, że obejrzeliśmy mecz, o którym kiedyś będziemy opowiadać wnukom – że to właśnie takie wydarzenia przy okazji mundialu np. w 2026 roku w studiu TVP będzie wspominał 86-letni wówczas Andrzej Strejlau. Ale z drugiej strony, zabrakło nam w nim (nam – wybrednym) przynajmniej dwóch istotnych elementów. Od 30. do 90. minuty – dramaturgii gry o najwyższą stawkę. I przede wszystkim rywala dla Niemców. Bo Brazylia wystąpiła dzisiaj tylko w roli ucznia.
A my na koniec tylko uprzejmie przypomnimy, że następny trening strzelecki kadry Niemiec zostanie zorganizowany na Stadionie Narodowym. Dokładnie 95 dni od teraz.
AKTUALIZACJA: Tyle się wciąż dzieje wokół tego meczu, że jesteśmy wam winni małą aktualizację.
W najbliższym czasie symbol narodowy Brazylijczyków mógłby wyglądać następująco. Sieć zalewają już dziesiątki memów i najróżniejszych grafik.
David Luiz w emocjonującej mowie, z oczami zaczerwienionymi od łez, odniósł się do poniesionej klęski: – Chciałem tylko uczynić tych ludzi szczęśliwymi. Przepraszam brazylijskich fanów. To dzień wielkiego smutku. Ale również lekcja. Lekcja życia.
Julio Cesar też nie był w najlepszej formie. Chwilami musiał zasłaniać twarz rękami.
Uprzedzając poranny przegląd prasy, tak będzie wyglądać okładka Przeglądu Sportowego:
Co w brazylijskich mediach?
– Historyczna kompromitacja
– Kibice bili brawo tylko Niemcom
– Brak Neymara nie tłumaczy tego, co się dzieje.
– Wodospad łez na trybunach
– Największa porażka w historii
Bezpośrednio po meczu doszło ponoć do drobnego incydentu, kiedy do szatni Brazylijczyków próbował się dostać Cafu. Legenda Canarinhos, której prezydent tamtejszej federacji oświadczył, że nie chce “obcych” w tym miejscu i o tym czasie. Obcych czy nie, miał do tego prawo.
Pora wsłuchać się w wypowiedzi trenerów.
Przegrany i zdruzgotany Scolari:
– Odpowiedzialnym za katastrofę jestem ja. Ja podejmowałem decyzje. Jestem w szoku, to najgorszy dzień mojego życia. Nie przez Neymara, nie przez emocje. Przez rytm, który narzucili Niemcy.
I triumfujący Joachim Loew:
– Takiego wyniku oczywiście nie można się było spodziewać. Ale właśnie to pokazuje, jak bardzo nieprzewidywalne są niektóre mecze. – Bardzo ważne było, by pasję Brazylijczyków zniwelować spokojem, zrównoważeniem, ale i odwagą. Brazylia była zszokowana po bramkach i kompletnie nie wiedziała, co dalej robić. Obrona była kompletnie rozregulowana. Bardzo się cieszę z osiągnięcia Miro Klosego. 16 bramek w mistrzostwach świata – to naprawdę niesamowite – zaznaczył selekcjoner Niemców. Klose zdobył w meczu z Brazylią jedną z bramek i został samodzielnym liderem klasyfikacji najlepszych strzelców w historii MŚ. Jesteśmy w finale i trochę pokory na pewno nam dobrze teraz zrobi. Doskonale wiem, co czuje Luiz Felipe Scolari, bo w 2006 roku, my też odpadliśmy w półfinale.
Brazylia rozpacza. Trudno powiedzieć czy nam samą porażką, czy obecną kondycją swojej kadry.
Chociaż znaleźli się już ponoć tacy, którzy spuentowali ten wieczór hasłem: lepsze 1:7 z Niemcami niż porażka z Argentyną. Hm, szczerze wątpimy, zwłaszcza, że ta ciągle nie jest wykluczona.