Francuscy dziennikarze mówili dziś o Enyamie, że ma dwie nogi, ale pięć rąk. Nigeryjczyk obronił bombę Pogby, wygrał pojedynek z Benzemą, generalnie cały mecz bawił się w Ochoę, aż… przyszła końcówka meczu, kiedy minął się z piłką i w końcu sprezentował nam gola. Francuzi długo kazali na siebie czekać. Rozkręcali się w tempie ślimaka, ale w ostatnim kwadransie znowu byli drużyną, którą pamiętamy z fazy grupowej. Francja ery Zizou, ta z 1998 roku też męczyła w 1/8 finału męczyła się Paragwajem, a potem wygrała mistrzostwo świata.
Deschamps ma kapitalną grupę piłkarzy. Patrzymy na dryblingi Valbueny i zastanawiamy się, czy to nie najlepiej przygotowana fizycznie drużyna na tym mundialu. Spójrzcie, jakim bykiem jest Pogba, ile sił ma Matuidi. Dzisiaj kilka razy byli bliscy zadraśnięcia. Lloris wyjmował raz piłkę z siatki, ale chyba tylko Piechniczek w studio TVP uznał tę bramkę, bo spalony był ewidentny. Potem kilka razy Nigeryjczycy doszli do głosu, ale ogólnie Francja miała wszystko pod kontrolę. Nie grała porywająco – zgoda, ale nie wyglądała też na drużynę, której nagle zaczyna się palić w dupce.
To naprawdę nie mogło się udać. Mówimy teraz o Nigerii, której obrońcy grali z takim samym rozmachem jak napastnicy, a taktyki uczyli się chyba z podręczników Talagi. Początek może faktycznie mieli nieźle, ale im dłużej trwał mecz, za dużo w tym wszystkim było zwykłego hura, a za mało pomyślunku. Francuzi mając takiego przeciwnika nie mogli tego meczu przegrać. Nawet, jeśli Benzema tego dnia praktycznie nie istniał, a jak się w końcu odnalazł, to z metra trafił w Enyamę.
No, ale jest Valbuena…
Piłkarz niższy od Messiego. Napoleon, którego kiedyś Deschamps chciał usunąć z Marsylii, a dziś ciągnie mu reprezentację do przodu. W meczu z Nigerią zdecydowanie najlepszy z Francuzów. Brał na siebie grę, dryblował, dyrygował kolegami. Tego dnia show ukradł mu tylko Enyama i … Piechniczek. Gadka w przerwie o jego sukcesach, wyliczanie ile meczów rozegrał z różnymi reprezentacjami, cały ten lukier…
Przerażające.