Dobrze, że jest sobota, bo w inny dzień tych nerwów bym nie wytrzymał (18)

redakcja

Autor:redakcja

28 czerwca 2014, 20:17 • 3 min czytania

Świat to zagadka. Oglądam Brazylię i nie wierzę, że to, co widzę, dzieje się naprawdę. Minutę przed karnymi piłkarze gospodarzy mundialu stoją w kółku, a głównym motywatorem jest… koleś z ŁKS-u, czyli Paulinho. Za moment jedenastki i o wszystkim przesądza Julio Cesar, facet z… Toronto FC. Sam już nie wiem, co mam myśleć o tym mundialu. Bohaterami zostają ci, którzy bohaterami mieć nie byli. Pinilla w 119 minucie obija poprzeczkę. Za chwilę kolejny genialny obrazek – swoje pięć sekund ma realizator transmisji, który pokazuje tak kapitalne ujęcie leżącego na murawie Neymara, że od razu widać, z jak gigantyczną presją mierzy się ten chłopak. Te mistrzostwa to studnia bez dna. Szczerze? Brakuje już chyba tylko Misia z Krupówek, który wszedłby na środek boisko i zaczął watę cukrową nawijać na patyk.

Dobrze, że jest sobota, bo w inny dzień tych nerwów bym nie wytrzymał (18)
Reklama

To turniej, który chłonę. Widzę pasję Gary’ego Medela i zastanawiam się, jak to jest, że jedni mają serce do gry o wielkości mundialowego telewizora na Copacabanie, a inni wolą torebkę Louisa Vuitton. Przypatruję się innym piłkarzom Sampaolego – dla mnie to żołnierze jak ci z Atletico od Simeone. Gryzą trawę. Walczą ze słabościami. Jaka to byłaby piękna historia, gdyby po ograniu mistrza świata, wyeliminowali teraz gospodarza. Kibicowałem im, ale od początku stawiałem na Brazylię. Ma coś w sobie ten zespół, że chociaż mnie nie zachwyca, ciągle intuicja mówi: przejdą, na pewno przejdą. Aż przypomniały mi się niedawne słowa Scolariego, że ta Brazylia nie ma wygrać konkursu samby, tylko mistrzostwo świata.

Chciałbym zobaczyć te genialne relacje prasowe. Wszystkie bełty zaczynające się od słów „Gdyby nie ta poprzeczka Pinilli…”. Futbol co chwilę sobie z nas drwi. Śmieszą mnie ludzie, którzy jeszcze tego nie zauważyli. Gdyby ten strzał wpadł, mówilibyśmy o słabej Brazylii, o drużynie bez funu w oczach, która nie potrafiła reagować na wydarzenia. Ale nie wpadł. Brazylia wygrała karne i dzisiaj znowu sympatyczni eksperci mówią o drużynie turniejowej.

Reklama

Tydzień temu rozmawiałem z Edim Andradiną. Po wyłączeniu dyktafonu, od razu pyta mnie: ale naprawdę ta Brazylia ci się nie podoba? Tak, nie podoba mi się. Myślałem, że będą grali lepiej – odpowiadam. W jakiej poważnej drużynie jedną połowę w ataku widzę Freda, a w drugiej parodystę Jo? Hulk wyróżnia się na razie tylko bicepsami. Neymara pod koniec łapały skurcze. To się musi prędzej czy później odbić. Jak widzę, że przed karnymi drużynę motywuje Fred, a za chwilę za głównego guru robi Paulinho, to mnie to jakoś odtrąca. Lubię Scolariego, w głowie ciągle mam wrażenie, że z nim nic złego Brazylii stać się nie może, ale potem oglądam kolejne mecze i nic…

Spodobał mi się tweet Rafała Lebiedzińskiego: „Podchwytliwe pytanie na przyszłorocznej maturze: zdefiniuj styl Selecao Scolariego”. No właśnie, ktoś potrafi to zdefiniować? Neymardepedencia? Pusta kartka z napisem „Shot”? Widzę, że ludzie odpowiedzi szukają w Sienkiewiczu, ale niestety tylko w tym od taśm. „Chuj, dupa i kamieni kupa”. Nie chcę mi się dalej ciągnąć tego wątku. Dobrze, że jest sobota, bo w inny dzień tych nerwów chyba bym nie wytrzymał.

PAWEŁ GRABOWSKI

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama