Wynik czysto sportowy to jedno. Każdy przyjeżdżał na te mistrzostwa z innymi oczekiwaniami i celami. Inaczej należy wyliczać jeden punkt Iranu a inaczej jeden punkt Anglii. Co innego trzy zwycięstwa Holandii, a co innego trzy zwycięstwa Belgii. Postanowiliśmy się nie obijać i wszystkim drużynom wystawić swoje cenzurki. Zapraszamy.
GRUPA A
Brazylia – 4
Jeśli spojrzycie tylko na tabelę – wszystko zgodnie z planem. Pierwsze miejsce, bilans bramkowy na solidnym plusie, siedem punktów, a w jedynym zremisowanym meczu bohaterem spotkania był bramkarz rywali. Jednak pamiętajmy, że tu oczekiwania były ogromne, także wobec stylu. Brazylia jednak jeśli o to chodzi nie wygląda porywająco, wszyscy patrzą na nich też przez pryzmat pierwszego starcia, które “załatwił” im Nishimura. Przed meczem z Chile dlatego znaków zapytania jest bardzo dużo, a u kibiców nie ma pewności – często pojawia się strach. Plusem na pewno jednak Neymar, który w reprezentacji wchodzi na wyższy poziom niż w klubie, do tego należy też z pewnością wyróżnić Oscara, który ma najwięcej odbiorów ze wszystkich uczestników mundialu. Generalnie jest na co ponarzekać, Canarinhos do ulubieńców nie należą (znowu zasługa Nishimury), ale nie dajmy się też zwariować: żenady nie ma.
Meksyk – 5+
Meksyk przyjechał na mistrzostwa po najgorszych eliminacjach od wielu, wielu lat. Do końca bił się nawet nie tyle o awans, co w ogóle o miejsce w barażach – a zwykle przecież niemal z urzędu otrzymywali kwalifikację. Zwalnianie trenera na finiszu eliminacji, rozbita drużyna, grająca bez stylu… To wszystko odeszło w niepamięć. Meksyk z każdym meczem wygląda na mistrzostwach nie tylko lepiej, co i zyskuje coraz więcej kibiców. Po Kamerunie wszyscy kibicowali im, bo skrzywdził ich sędzia. Po meczu z Brazylią zaimponowali ambicją, w dodatku wspaniały show odstawił Ochoa. No a potem świetna forma potwierdzona z Chorwacją, gdzie bohaterem dodatkowo był Herrera i jego niesamowite reakcje po bramkach. Tak, tej drużynie trudno nie kibicować. Stała się mundialową maskotką, a przy tym gra naprawdę przyjemnie dla oka.
Chorwacja – 3
Chorwaci zostali ewidentnie skrzywdzeniu w meczu otwarcia, wtedy zyskali sympatię na całym świecie. Potem rozbili Kamerun, znowu dając się poznać od jak najlepszej strony. Ale podczas najważniejszej próby, w meczu, który miał o wszystkim zdecydować, przegrali. Mieli awans tylko i wyłącznie w swoich rękach, na papierze powinni być mocniejsi od Meksyku, ale polegli. I to dość jednak zdecydowanie. Trudno więc ostatecznie mówić o nich w samych superlatywach, bo choć na pewno nie zawalili mundialu, tak i nikt nie będzie płakał, że nie zagrają dalej (szczególnie, że zamiast nich dalej będzie grać ekipa Herrery). Bardziej, mimo wszystko, żal będzie dodających kolorytu imprezie kibiców, a nie piłkarzy.
Kamerun – 1
Najgorsza drużyna turnieju. Już przed mundialem więcej mówiło się o nich w kontekście zawirowań związanych z żądaniem kasy, konfliktami wewnętrznymi między piłkarzami a federacją. Potem wybiegli na boisku i byli chłopcami do bicia, jakich mundial dawno nie widział. O klasę, a czasem nawet i dwie gorsi w każdym meczu. Jedyne z czego ich zapamiętamy, tu głupota Songa i jego “prawy łokciowy”. Wracajcie do domu. Wstyd dla Afryki, że wysłała na mistrzostwa taką reprezentację.
GRUPA B
Holandia – 5
Wiele było wąpliwości co do gry Oranje. Mieli przyjechać tu po naukę, a ich przedwczesnym odpadnięciem nie zdziwiłby się nikt, biorąc pod uwagę, jak wielu w tej drużynie młokosów. Gdybania, nazwiska i papierowe ustawienia swoje, a boisko swoje – 5:1 z Hiszpanią już przeszło do historii piłki (tak, nie boimy się tego powiedzieć). Rozbili mistrzów świata, pokonali mocne Chile. Robben to póki co kandydat do MVP imprezy, a mundialowych odkryć, mogących za chwilę trafić do gigantów klubowych, w tej drużynie pełno. Zastanawialiśmy się nad minusikiem za mecz z Australią, gdzie zbyt radośnie podchodzili do gry w defensywie i mogło się to na nich zemścić. Te błędy jednak pięknie wyeliminowali na trzecie starcie, i za to też brawa, bo trzeba umieć uczyć się z meczu na mecz. Jedni z największych wygranych fazy grupowej.
Chile – 4
Chile przed mistrzostwami uznawano za drużynę, która może być czarnym koniem turnieju i to póki co się potwierdza. Po meczu z Holandią Hiszpanie mieli nóż na gardle, ale to Chile dokonało dzieła, przeciągnęło tym nożem po hiszpańskiej szyi. Co poza tym jednak? Planowe zwycięstwo z Australią, gdzie jednak – w opinii wielu – pozwolili Socceroos na trochę za dużo. No i odbicie się w ostatnim meczu od ściany, jaką okazała się Holandia. Chile to fajny zespół, zdolny zaskoczyć Brazylię, ale też nie przesadzajmy, nie róbmy z nich bohaterow. Tak będzie dopiero, gdy przejdą kolejną rundę (a my jak najbardziej kibicujemy, by tego dokonali).
Hiszpania – 1 i lanie od ojca
Jedynym ich sukcesem to, że pokonali Francję. Tę z 2002, która zanotowała jeszcze gorszy wynik jako urzędujący mistrz świata. Z drugiej strony, tamta ekipa Tricolores przynajmniej do trzeciej kolejki liczyła się w walce o awans, czego nie można powiedzieć o bandzie Del Bosque. Co tu dużo mówić, Hiszpania nawet na tle bardzo osłabionej Australii w ostatnim meczu nie wyglądała jakoś szczególnie przekonująco. Zbyt zmęczona sezonem, ze zbyt wieloma wypalonymi zawodnikami, a może też – ze zbyt wieloma graczami nasyconymi trofeami. Ich klęska to największa sensacja turnieju, wybacz Kostaryko, ale Hiszpania jako chłopiec do bicia… Nie, to nie miało prawa się zdarzyć. Ale ciekawie było to oglądać w myśl powiedzenia “jaka piękna katastrofa”.
Australia 3+
Australia miała dwa cele na ten mundial. Po pierwsze, nie skompromitować się. Po drugie, zdobyć doświadczenie, które przyda się przed przyszłorocznym Pucharem Azji rozgrywanym właśnie w Australii. Nikt nie myślał o żadnych awansach, darujcie sobie, Socceroos na gwiazdy światowej piłki posyłali albo weteranów, albo żółtodziobów. Dlatego takie a nie inne mistrzostwa należy w Australii mimo wszystko uznać za sukces. Szczególnie w pamięć zapadnie świetny mecz z Holandią, gdzie mogli nawet pokusić się o punkty. Do tego nie przynieśli wstydu ani z Chile, ani z Hiszpanią. Gdy porównać ich do takiego Kamerunu, który również wywiózł zero punktów – niebo a ziemia.
GRUPA C
Kolumbia – 5
Jedynym minusem Kolumbii w fazie grupowej był fakt, że nie mieli bardzo prestiżowych rywali. Chile z Hiszpanią oglądali wszyscy, tak samo Urugwaj z Anglią. Trzej rywale grupowi Kolumbii okazali się o klasę słabsi, Kolumbia miała obowiązek ich puknąć. Zrobiła to, w dodatku dość efektownie, a taki James Rodriguez spokojnie należy do top5 najlepszych graczy mistrzostw. Ich ofensywa w ogóle wygląda póki co – według nas najlepsze określenie – dość mocarnie, tyły jednak w gruncie rzeczy niesprawdzone. No bo z kim? Urugwaj bez Suareza też nie wydaje się być dostatecznie silną przeszkodą, dlatego przed najbliższą rundą są naszym zdaniem zdecydowanym faworytem. W ćwierćfinale byliby równorzędnym rywalem dla Brazylii, jeśli ta przejdzie Chile.
Grecja – 4-
Jedna z największych niespodzianek turnieju i tylko czwórka?! Ano tylko. Wielki szacunek, że udało im się przejść dalej. Wielki szacunek, że mimo gry w dziesiątkę z Japonią pozostali w turnieju. Szacunek za grę do końca z WKS, gdzie ostatecznie awansowali w ostatnich sekundach. Szacunek za to, że mimo mrowia kontuzji (także w trakcie turnieju), pecha, osłabień, są dalej w grze. Ale też nie dajmy się zwariować. Japonia zaprezentowała się na tym turnieju tragicznie, a WKS był totalnie zdezorganizowany. Gdy przyszło Grecji grać z poważnym rywalem, sprawa była rozstrzygnięta po kilku minutach. Doceniamy ambicję, Santos zasługuje na mały pomnik, ale w żadnym z meczów nie pokazali porywającej nas gry. Ich obecność w 1/8 może nie tyle razi, co jednak znaleźlibyśmy kilka ekip, które znacznie bardziej zasłużyły na promocję.
Wybrzeże Kości Słoniowej – 2+
Jedno z największych rozczarowań turnieju. Grecja miała na rozegraniu Karagounisa, WKS – Yayę Toure, a to ostatecznie ten pierwszy wyglądał na mistrzostwach lepiej i gra dalej. Lamouchi sam podał się już do dymisji, ale należy się jeszcze kibicom list przeprosinowy, a może nawet publiczne samobiczowanko pokrzywą. Zarżnął największą gwiazdę, a cała drużyna wyglądała tak, jakby nie wiedziała jak ma grać. Bazowała na zrywach, na indywidualnych akcjach, a nie na jakimkolwiek sensownym, poukładanym graniu. Frustracja Toure najbardziej biła po oczach: często brał piłkę i szedł na przebój, bo i też koledzy albo Lamouchi go do tego zmusili. O “sile” tej grupy jednak mówi wszystko fakt, że i tak pomimo tego wszystkiego byli o krok od awansu.
Japonia – 1+
Japończycy przed mistrzostwami świata zapowiadali, że są w stanie awansować do finałowej czwórki. Niestety dla nich dziś już wiemy, że od czasów Engela i słynnego “chcemy wygrać Puchar Świata” nie słyszano większych okołomundialowych bzdur. To miał być nieprzewidywalny, ofensywnie usposobiony zespół, grający atrakcyjną piłkę – taką jak na Pucharze Konfedracji, gdzie ich mecz z Włochami był bodaj najlepszym w turnieju. Tymczasem grali nieprawdopodobną padakę. Nie potrafili pokonać grającej w dziesiątkę Grecji, nie potrafili nawiązać walki z Kolumbią, z WKS prowadzili, a ostatecznie dali się później łatwo zdominować. Patrzymy na te naprawdę uznane nazwiska, jakie powinny tworzyć przynajmniej z przodu fajne mecze, i nie wiemy co tam się stało. No dobra, niektórzy z nas przekonują, że wiedzą: Zaccheroni. Plus samodzielnie wywalczył ekstra szczupakiem Okazaki.
Grupa D
Kostaryka – 6
Sensacja turnieju. W tej grupie Kostaryka miała wyjść na boisko, grzecznie przyjąć w każdym meczu worek bramek, a potem wrócić do kraju. Tymczasem na otwarcie puknęła Urugwaj (i to mimo, że przegrywała), potem zaskoczyła pewnych siebie Włochów, a na koniec zremisowała z Anglią. Przed nimi batalia z Grecją, a więc w gruncie rzeczy są faworytem do grania w ćwierćfinale! Niepojęte. Zresztą, z kim by nie mieli grać w nastęnej rundzie, to już chyba nikt nie popełniłby błędu i nie próbował lekceważyć Campbella i spółki. To była ich faza grupowa, pytanie pozostaje jednak otwarte – czy jeszcze mają jakiegoś asa w zanadrzu? Będzie im potrzebny, by kolejny raz zaskoczyć piłkarski świat.
Urugwaj – 3+
Bardzo trudny do ocenienia zespół. Niby porażka z Kostaryką powinna mocno obniżać ich notę, ale przecież ta drużyna potem potwierdziła, że nie jest zespołem przypadkowym. Niby ocenę mocno powinien im podnieść mecz z Anglikami, ale przecież ci ogółem dowiedli, że są beznadziejni. Wygrana z Włochami? To było piłkarskie samobójstwo Squadra Azzurra, którzy zostali pokarani za zachowawczę grę, Urugwaj sam wiele nie pokazał – poza ugryzieniem Suareza. Ten odstawił wspaniały show z Anglikami, ale zaprzepaścił to wszystko kilka dni później, eliminując się tym samym z reszty turnieju. Mamy sporo znaków zapytania wobec tej drużyny i nie widzimy przed nimi wielu szans, gdy wyjdą na Kolumbię.
Włochy – 2+
Wygraną w “Rumble in the Jungle” zaimponowali. To był jeden z najlepszych meczów pierwszej kolejki, a Włosi pokazali się jako groźny, dobrze poukładany zespół. Świetnie zagrali ci, po których się tego spodziewano (Pirlo), ale też tacy, po ktorych niewielu tego oczekiwało (Balotelli). Dziś jesteśmy mądrzejsi, a tamto zwycięstwo nie może windować oceny, skoro Anglia przywiozła najgorszą reprezentację w historii. Włosi sfrajerzyli te mistrzostwa, powinni zapunktować i z Kostaryką i z Urugwajem, ale zagrali zbyt zachowawczo, za mało przekonująco. Brakło im werwy, pewności siebie, odrobiny ryzyka. Balotelli rozsypał się jak tylko on umie, wschodzące gwiazdy jak Immobile zawiodły na całej linii, nawet Pirlo znacząco obniżył loty i już praktycznie nie mieli kim grać. Tak jak świetnie się patrzyło na nich w Manaus, tak trudno było ich oglądać w dwóch kolejnych starciach. Wielka metamorfoza. Szczególnie bolesna, że po prostu podskórnie czuć, iż to wcale nie musiało się tak skończyć.
Anglia – 1+
Anglia historyczna, Anglia z największym wpierdolem w historii swoich mundialowych występów. Rooney nie trafiający do pustaka, Gerrard asystujący Suarezowi przy 2:1, ostatnie miejsce, w pełni zasłużenie. Ale jedno musimy im oddać – póki grali w pierwszym składzie (na Kostarykę rezerwy), tworzyli naprawdę dobre widowiska. Przegrane mecze, ale pełne emocji, sytuacji, zapadające w pamięć. Anglia zrobiła z siebie szmatę na tym turnieju, reprezentacja ośmieszyła tamtejszy futbol i system szkolenia, ale jednak na plusik zasługują. Ich występ nie był bezbarwny, powalczyli.
GRUPA E
Francja – 5-
Kto dziś pamięta, że Francuzi byli o krok od zostania w domu? Że po wyjazdowym meczu barażowym z Ukrainą skazywano ich na telewizję i kapcie podczas lata 2014? Jak zwykle podejrzewano też, że zaczną się między sobą kłócić, dojdzie do wewnętrznych rozłamów, które zasabotują ich grę. Deschamps nie bał się jednak wyrzucić z reprezentacji Nasriego, piłkarza świetnego, do gry w pierwszym składzie każdej mundialowej drużyny, ale jak widać w szatni toksycznego. Dziś Didier triumfuje, a ponoć w ekipie Tricolores panuje znakomita atmosfera. Boiskowo też wyglądają dobrze i remis z Ekwadorem niewiele tu zmienia. Głównym testem miało być starcie ze Szwajcarią a to zakończyło się pokazem siły. Po tym spotkaniu nikt nie chce trafić na Francję.
Szwajcaria – 3
Przypomnijmy, że Helweci jechali na mundial jako szósta drużyna rankingu FIFA. Rozlosowywani byli z pierwszego koszyka. No więc chyba mieliśmy prawo wymagać od nich nieco więcej. Wygrana z Ekwadorem wymęczona, potem lekcja piłki od Francuzów, a na koniec planowe zwycięstwo z Hondurasem, z którym nawet Kamerun miałby szanse. Szwajcarów nikt się nie boi, nie po laniu, jakie sprawili im Tricolores. Awansowali w wielkich bólach, rozczarowali, a grają dalej tylko dlatego, że mieli beznadziejną grupę.
Ekwador – 3
Jedyny zespół z Ameryki Południowej, który nie zagra dalej. Nie wykorzystali swojej szansy ze Szwajcarami, gdzie chyba zagrali zbyt zachowawczo. Tam zdobyty remis dałby im wyjście z grupy, chyba jednak zasłużone, bo wystarczy spojrzeć jak obie drużyny wyglądały w meczu z Francją. W Ekwadorze największe wrażenie zrobił Valencia, ale nie ten z United, tylko Enner. Za chwilę strzelec trzech goli w poważnym europejskim zespole. Trójka, bo niby nie grali źle, ale ostatecznie sfrajerzyli i sami mogą sobie pluć w brodę.
Honduras – 2+
Nie zamierzamy mieszać tej drużyny z błotem. Honduras miał w składzie Chaveza z drugiej ligi chińskiej i Carlo Costly’ego na ataku, dajcie spokój, kim oni mieli grać? Szczególnie, że Palacios sam się wyautował z imprezy i podarował Francuzom trzy punkty. Jakby tego było mało kolejny, który miał być podporą, czyli Emilio Izaguirre, też grał o wiele słabiej niż mniej uznani koledzy. Honduras zajął miejsce, którego się po nim spodziewano – ostatnie. Jedna bramka, osiem straconych… Trudno szukać tu pozytywów, można tylko zapytać co taka drużyna robiła na imprezie. Ale czy szczególnie ich występ odbiegł od tego, czego oczekiwano? No właśnie.
GRUPA F
Argentyna – 4
Argentyna, dziewięć punktów, grupa wygrana z dużą przewagą, Messi z czterema golami. Ale narzekać jest na co. Mecz z Iranem był kompromitacją Albicelestes. W gruncie rzeczy mogli to przegrać, a uratowali trzy punkty tylko dzięki błyskowi Leo. Bośnia? Tak samo, słaby mecz, który ułożył dziki fart, jakim był bardzo pechowy samobój Kolasinaca. Ale ogólem debiutanta z Bałkanów ekipa Sabelli nie potrafiła zdominować. Dopiero z Nigerią wyglądało to lepiej, jednak i tutaj obrona “popisała się”, dając sobie strzelić dwie bramki. Nie, ta Argentyna nas nie przekonuje. Jej największymi atutami jest Messi i wyjątkowo łatwa drabinka turniejowa, dzięki której mają autostradę do półfinału, nie trafią do tego czasu na żadną potęgę. Nie zgadzamy się za taką uważać Belgię, która miała bodaj najłatwiejszą grupę w mistrzostwach i wciąż tak naprawdę nie wiemy na co ich stać. A to właśnie “Czerwone Diabły” mają być najtrudniejszym rywalem po drodze do finałowej czwórki. Brazylia, mająca natrafić na Chile i prawdopodobnie Kolumbię, może tylko zazdrościć.
Nigeria – 4
Niczego wielkiego się po Nigerii nie spodziewaliśmy. Drużyna ze świetnym bramkarzem i Obi Mikelem, wybiegana, ale potrafiąca też spektakularnie się posypać. Po remisowym otwarciu z Iranem, bodaj najgorszym meczu turnieju, wielu serc nie podbili. Ale ostatecznie okazało się, że to całkiem mądrze grający zespół, taktycznie bardzo europejski jak na ekipę z Afryki. W dodatku mający jedne – z tak tak – najlepszych skrzydeł na turnieju, bo najpierw Emenike niemal w pojedynkę rozbił Bośniaków, ośmieszając tamtejszą defensywę co chwilę, a z Argentyną mecz życia zagrał Musa. Nie wróżymy tej drużynie przejścia dalej, ale nie znaczy to, że skazujemy ich na porażkę. Francja wygląda bardzo dobrze, ale Nigeria ma co trzeba, by potrafić ich zaskoczyć. Na kogo jak na kogo, ale Enyama będzie wyjątkowo spinał się w bramce podczas 1/8. Wystarczy, że zagra bardzo dobrze, do tego Emenike bądź Musa zrobią jedną wyjątkową akcję, a wszystko może się zdarzyć. Tak czy inaczej, ktoś tu już zapracował na solidny transfer.
Bośnia – 2+
Rozczarowanie. Większość widziała Bośnię nad Nigerią, tymczasem w tym meczu ekipa z Bałkanów po prostu się skompromitowała. W defensywie tragicznie wyglądała lewa strona, Lulić i Spahić byli ośmieszani przez Emenike co chwilę. Dość powiedzieć, że Nigeria 60% akcji przeprowadzała tą stroną, wyczuli, jak łatwo się tamtędy przedrzeć. Z przodu? Statyczni jak ich kreator gry, Misimović. Dżeko marnował seryjnie okazje, a dobrze wyglądał bodaj tylko Pjanić. Piszemy najwięcej o tym meczu, bo już od losowania wiadomo było, że to własnie on będzie najważniejszy i decydujący o awansie. A tu Bośnia zawiodła na całej linii. Niezły występ z Argentyną i wygrana z Iranem tylko trochę zmienia ocenę. Albicelestes wyszli dziwacznym zestawieniem (dwie zmiany Sabelli w przerwie), a Iran był zmuszony zaatakować, remis nic im nie dawał.
Iran – 4
Tylko jeden punkt, zdobyty w najgorszym meczu mistrzostw, a mimo to mało znajdzie się osób, które nie szanowałyby “Team Melli”. Wszyscy zapamiętamy ich z fantastycznego występu przeciwko Argentynie, gdzie później wszyscy bodaj im kibicowali. Zasłużyli tam na remis, a mogli nawet wygrać, stworzyli sobie świetne okazje. Tylko błysk Messiego był w stanie przebić się przez ich mur. Mecz z Bośnią to już zupełnie inna historia, bo Iran musiał wyjść ze swojej roli, czyli zaatakować. To nie ich styl i dlatego też Bośniacy dość łatwo wygrali. Mimo to jednak pomylili się wszyscy ci, którzy twierdzili, że Iran nic nie wniesie do turnieju i w ogóle nie wiadomo po co tu jest. Pod względem przedturniejowych oczekiwań – duże, pozytywne zaskoczenie.
GRUPA G
Niemcy – 5-
Niemcy nie zapadli na południowoamerykańską gorączkę jak niektóre inne europejskie ekipy. Prezentują dokładnie to, czego się po nich spodziewaliśmy, a nawet dołożyli trochę więcej. Portugalię stłamsili, roznieśli w pył, jak gdyby to był Kamerun albo Honduras. Potem z Ghaną stworzyli fantastyczne widowisko, jeden z najlepszych spektakli fazy grupowej. Na koniec zadali kłam wszelkim spekulacjom o porozumieniu na linii Loew – Klinsmann i pokonali USA. Grają skutecznie, grają efektownie, chce się ich oglądać. Stać ich w tym turnieju na wszystko.
USA – 4+
Po losowaniu prasa amerykańska nazwała grupę G komnatą tortur. USA, które w wielu grupach mogłoby uchodzić za faworyta do awansu, tu było outsiderem. A jednak przeszli dalej i to w świetnym stylu, bo przecież i od pokonania Portugalii dzieliły ją zaledwie sekundy. Wygrana nad Ghaną też zyskuje na wartości, gdy przypomnimy sobie jak ta drużyna radziła sobie później. Porażka z Niemcami nieznaczna, po walce, więc kolejny raz mecz, który trudno uznać za wyraźnie obniżający im ocenę. W starciu z Belgią na pewno nie są bez szans.
Portugalia – 2+
Kolejni wielcy przegrani z Europy. Niemcy ich zeszmacili, z USA ledwo uciekli ze stryczka, po dwóch kolejkach mieli zaledwie matematyczne szanse. Wygrana z Ghaną? To bardziej ekipa z Afryki przegrała, niż Portugalia wygrała. Samobój, potem bramkarz mylący futbol z siatkówką, wystawiający Ronaldo piłkę na piątym metrze. Piłkarskie harakiri Ghany, a nie jakaś piłkarska finezja Portugalii zdecydowały o wyniku. Odpadnięcie boli tym bardziej, że to miał być mundial Ronaldo, będącego w znakomitej formie, aktualnie ze Złotą Piłką, w najlepszym piłkarsko wieku. Za cztery lata będzie już bliżej końca kariery niż dalej, nawet, jeśli będzie starzał się jak Zlatan.
Ghana – 3
Co zrobić z tą Ghaną? Zafundowali nam niezłe smakołyki. 2:2 z Niemcami – pisaliśmy już, żę magia Fortalezy zadziałała, a mecz był wybitny. Z USA też mogło skończyć się różnie, na pewno nie byli gorsi. Podobnie jak z Portugalią, gdzie sami odpowiadają za stratę punktów. Zapamiętamy ich dobrze, wnieśli do imprezy sporo, ich mecze oglądało się znakomicie. Ale ostatecznie bilans brzmi jak wyrok: jeden punkt, ostatnie miejsce. Powinno być lepiej.
GRUPA H
Belgia – 4
Okej, dziewięć punktów zdobyte, okej, pierwsze miejsce zagwarantowane. Ale ta Belgia nas w ogóle nie przekonuje. W żadnym z meczów tej słabej grupy nie pokazali jakiejś wielkiej jakości. Kolumbia dostała rywali o klasę słabszych i ich rozniosła po kątach, podobnie w gruncie rzeczy Francja. Belgia wymęczyła każdą ze swoich wygranych, nie było tutaj widowiskowej gry. Mamy wątpliwości, czy już zdołają pokonać USA, które wyszło z nieporównywalnie silniejsze grupy i pokazało więcej charakteru. Choć kto wie, może to taka drużyna, która właśnie na tle mocniejszych rywali będzie wyglądać lepiej, bo nie będzie musiała prowadzić gry? Trzy mecze za nimi, a wciąż są wielką niewiadomą.
Algeria – 5-
“Francja C” jak prześmiewczo nazywa się ten zespół zasługuje tylko i wyłącznie na brawa. Ich dorobek punktowy mógł być jeszcze bardziej okazały, bo przecież i z Belgią przegrali po ostrej walce. Ich batalia z Koreą na papierze wyglądała marniutko, ale kto oglądał ten czasu nie stracił, głównie ze względu na świetną grę “Lisów Pustyni”. Trzy bramki do przerwy, nie pozwolenie rywalom na oddanie strzału – nie było innej połówki, w której rywal bardziej zdominowałby przeciwnika. Na koniec zwycięski remis z Rosją, a przecież tu musieli odrabiać straty… Mądrze ktoś powiedział, że Algieria przegrała mecz z Belgią, bo schowała się, zapomniała, że potrafi grać w piłkę. To potwierdziła w kolejnych dwóch starciach i dzięki temu gra dalej. W nagrodę zmierzenie się z duchami historii, czyli mecz z Niemcami. Będzie się działo.
Rosja – 2
Capello, czyli najgorzej wydane dziesięć milionów euro w tym roku. Rosja była jedną z najbrzydziej grających drużyn na turnieju. Niektórzy odpadali, ale z klasą. Inni mieli chociaż jeden fajny mecz na swoim koncie. Jeszcze ktoś po prostu nie miał potencjału, by powalczyć (np. Honduras). Sborna na papierze miała wszystko, by wyjść z tej grupy. A na koniec smród, wielki smród, poczynając od samej góry, czyli wspomnianego Fabio. Wielu znajdziemy takich, którzy będą przekonywać, że sabotował swój zespół zachowawczym ustawieniem, dziwnym zestawieniem graczy, a na koniec zbyt późnymi zmianami. Trudno nie znaleźć w tym sporo racji. Rosjan ostatecznie zapamiętamy tylko za wielbłąd Akinfiejewa. Nie jest to rewelacyjny bilans.
Korea – 3-
Korea kadrowo wyglądała bardzo słabo, nawet jak na tle tej niezbyt wyszukanej grupy. W porównaniu do Japonii – o klasę gorzej. Na koniec jednak choćby z tego powodu, czyli wypadnięcia lepiej od “Niebieskich Samurajów”, mogą sobie pogratulować. Kończą turniej z zaledwie jednym punktem, ale w każdym meczu pokazali ambitnę walkę. Nawet, gdy przegrywali z Algierią 0:3 do przerwy, potrafili się podnieść. Nie załamali się. Nie płaczemy, że nie grają dalej, ale i tak szanujemy to, co zrobili na mundialu.