Reklama

O dwóch takich, którzy mogą oszukać świat

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

26 czerwca 2014, 10:23 • 17 min czytania 0 komentarzy

– To może być zarówno najłatwiejszy, jak i najtrudniejszy mecz w szkoleniowej karierze dwóch trenerów: Joachima Loewa i Juergena Klinsmanna. Selekcjonerzy reprezentacji Niemiec i Stanów Zjednoczonych potrzebują dzisiaj remisu, żeby zapewnić sobie awans do 1/8 finału. Problem w tym, że cały świat będzie ich zespoły wyjątkowo uważnie obserwować. Zwolennicy spiskowych teorii są przekonani, że spotkanie Niemcy – USA zakończy się podziałem punktów – czytamy dziś w Fakcie. I trudno o lepszą zapowiedź wieczornych meczów i lepszy wstęp do dzisiejszego przeglądu prasy.

O dwóch takich, którzy mogą oszukać świat

FAKT

No tak, wszystkie serwisy internetowe zdążyły już przerobić temat Luisa Suareza na sto różnych sposobów, a w prasie – on wciąż żyje. Tyczy się to oczywiście nie tylko polskich gazet.

Image and video hosting by TinyPic

Ale chyba nie ma sensu czytać znowu o tym samym, co? Spójrzmy więc na tekst, jak USA i Niemcy mogą oszukać świat.

Reklama

To może być zarówno najłatwiejszy, jak i najtrudniejszy mecz w szkoleniowej karierze dwóch trenerów: Joachima Loewa i Juergena Klinsmanna. Selekcjonerzy reprezentacji Niemiec i Stanów Zjednoczonych potrzebują dzisiaj remisu, żeby zapewnić sobie awans do 1/8 finału. Problem w tym, że cały świat będzie ich zespoły wyjątkowo uważnie obserwować. Zwolennicy spiskowych teorii są przekonani, że spotkanie Niemcy – USA zakończy się podziałem punktów. Czy będzie to remis bezbramkowy, czy wysoki – to nie ma znaczenia. Tak jak znaczenie dla wielu nie mają zapewnienia obu szkoleniowców, że interesuje ich tylko wygrana. – Nie będziemy kalkulować, gramy o trzy punkty – zapowiedział Löw. – Nie byłbym w stanie wytłumaczyć moim piłkarzom, że mają nie grać o zwycięstwo. To nie leży w naturze Amerykanów. Oni i ja zawsze chcemy wygrywać – stwierdził Klinsmann. Ale im bardziej obaj się zarzekają, że nie ma między nimi porozumienia co do wyniku, tym bardziej będą musieli się tłumaczyć, jeśli rzeczywiście do podziału punktów dojdzie. Wiadomo, że obojętnie w jakich dramatycznych okolicznościach miałoby dojść do remisu, to i tak podejrzenia będą olbrzymie. Trudno też uwierzyć, żeby obaj trenerzy się nie dogadali, skoro od dekady się przyjaźnią, razem prowadzili reprezentację Niemiec i regularnie się odwiedzają. Co prawda w ostatnich miesiącach kontakt między innymi nie był już tak intensywny, ale trudno sobie wyobrazić, żeby w ogóle się w ostatnich tygodniach nie kontaktowali.

Cristiano rozpętał burzę – piłkarz Realu ostry jak nigdy.

Portugalia ma tylko matematyczne szanse na awans do 1/8 finałów mistrzostw świata. Cristiano Ronaldo (29 l.) jest mocno rozczarowany grą swojej reprezentacji. Tak mocno, że po raz pierwszy otwarcie przyznał, że kadra prowadzona przez Paulo Bento (45 l.), to co najwyżej średniak. – Skłamałbym, gdybym powiedział, że jesteśmy zespołem, który należy do czołówki. Nawet przez sekundę nie pomyślałem, że możemy wygrać ten mundial. Cudów nie ma. W tej grupie, grają zespoły prezentujące podobny, a może nawet wyższy poziom niż my – stwierdził Ronaldo. Trudno się Portugalczykowi dziwić, skoro CR7 strzelił na mistrzostwach świata tyle samo goli co wszyscy pozostali gracze razem wzięci. Pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że gwiazdor Realu zdobył do tej pory na mundialach tylko dwie bramki. – Mimo wszystko Ronaldo chyba trochę przesadził. Przecież w kadrze Portugalii gra kilku piłkarzy, którzy prezentują solidny poziom. Może kadra Bento ma kłopoty na bokach obrony i w środku pola, ale na pozostałych pozycjach nie wygląda to najgorzej – uważa Andrzej Juskowiak (44 l.) były piłkarz m.in. Sportingu Lizbona. – Może problemem jest postawa pozostałych graczy, którzy wychodzą z założenia, że skoro Ronaldo jest największą gwiazdą, to też najwięcej musi dać drużynie – dodaje Juskowiak.

Image and video hosting by TinyPic

Andrzej Iwan zabiera głos w sprawie Suareza: gościa nie powinno być już na mundialu.

Suarez znów gryzie. Zachowanie Urugwajczyka jest oczywiście karygodne, ale jeżeli ktoś myśli, że to jest ewenement w świecie futbolu, to się grubo myli. Prowokacje od zawsze były i pewnie na zawsze pozostaną częścią piłki. Pamiętam Leszka Ćmikiewicza, który był mistrzem w tych sprawach. To, co on robił w meczach z Walią i Anglią w eliminacjach do mundiali w 1974 roku było, jeśli można w tym kontekście użyć takiego sformułowania, majstersztykiem. Duże „umiejętności” w tym temacie miał też Zbyszek Boniek. Jak trzeba było kogoś niepostrzeżenie opluć, to opluł. Kiedy ktoś zaszedł mu za skórę, dyskretnie ciągnął za włosy. Ale to i tak nic przy tym, jak Zbyszek przepraszał swoich rywali po tym, jak sfaulował. Boniek podchodził do takiego delikwenta, podawał rękę, pomagał wstać z murawy, a nogą stawał mu na stopie. Taki trik. Podobnych historii było za moich czasów więcej, ale wykrywalność była mniejsza, bo nie było tylu kamer i wiele rzeczy uchodziło piłkarzom na sucho. Teraz, na szczęście, każde takie zachowanie jest szybko wyłapywane i napiętnowane. Nie inaczej powinno być z Suarezem, którego udział w mistrzostwach, po tym co zrobił, powinien się już skończyć.

Reklama

No, całkiem sympatyczne dziś tematy w Fakcie.

RZECZPOSPOLITA

„Gryzący problem”. Czyli niezły tekst Piotra Żelaznego wiadomo o czym. A właściwie, o kim.

Urugwajczyk Luis Suarez to piłkarz, który świetnie sobie radzi z przeciwnikami, 
ale przegrywa ze sobą. Człowiek pogryzł psa – to tytuł pseudodokumentalnego filmu z 1992 roku, opowiadającego o seryjnym mordercy zabijającym z wyjątkowym okrucieństwem listonoszy i emerytów, zwykłych szarych ludzi. Niedbale nakręcony, specjalnie źle zmontowany i z błędami dźwiękowymi, został nagrodzony m.in. Złotą Palmą na festiwalu w Cannes. Film ten w zamyśle reżysera Remy’ego Belvauxa miał prowokować do zastanowienia się nad przemocą i okrucieństwem, tymczasem zbyt często i przez zbyt wielu odbierany był jako groteska, a nawet komedia.Na to, że Luis Suarez pogryzł Giorgio Chielliniego, internet zareagował w typowy dla siebie sposób. Natychmiast pojawiły się produkowane wręcz taśmowo memy (zdjęcia opatrzone prześmiewczym – w założeniu autora – komentarzem) przedstawiające Suareza w masce Hannibala Lectera z „Milczenia owiec” czy urugwajskiego napastnika ucharakteryzowanego na Draculę. Tymczasem ten zwierzęcy i głęboko atawistyczny akt Suareza pokazuje znacznie poważniejszy problem. Jakie bowiem emocje musiały targać piłkarzem, jak bardzo musiał się w tym meczu zatracić, by dopuścić się czegoś takiego? Innymi słowy, co profesjonalny futbol może zrobić z człowiekiem? Chociaż oczywiście sprowadzenie wszystkiego do stwierdzenia „Suarez jest wariatem” jest aż nazbyt kuszące. Szczególnie że Urugwajczyk jest recydywistą. Jeszcze grając w Ajaksie Amsterdam, w trakcie meczu z PSV Eindhoven ugryzł w szyję Otmana Bakaliego, który specjalnie nastąpił mu korkiem na stopę. Dostał wówczas zakaz występów w siedmiu meczach ligi holenderskiej. Gdy rok temu, już w Anglii, w czasie meczu z Chelsea pogryzł Branislava Ivanovicia, władze ligi ukarały go olbrzymią grzywną finansową, zawiesiły na dziesięć meczów, a w angielskich mediach rozpętało się piekło. To wtedy przepytywany przez BBC psycholog doktor Thomas Fawcett powiedział: „Takie zachowania siedzą w człowieku. Uważam, że w ciągu kolejnych pięciu lat w podobnej sytuacji Suarez zrobi to samo”.

Korespondencja z Brasilii Michała Kołodziejczyka – o strajku Ghańczyków i ratującym dumę Cristiano.

Inne problemy ma reprezentacja Ghany. Są to problemy typowo afrykańskie, dające odpowiedź na pytanie, dlaczego żadnej z drużyn z tego kontynentu nigdy nie było nawet w półfinale mundialu. Piłkarze zagrozili strajkiem, bo ciągle nie otrzymali 100 tysięcy dolarów startowego. Zapowiedzieli, że jeśli zaległości nie zostaną uregulowane przed czwartkiem, nie pojadą do Brasilii na mecz z Portugalią. Według afrykańskich mediów piłkarze osobiście skontaktowali się z prezydentem kraju, który zareagował natychmiast – nie będzie żadnych przelewów, pieniądze zostaną dostarczone w afrykańskim stylu – samolotem, w walizkach. Wypłata ma nastąpić jeszcze przed czwartkowym meczem. Prezydent John Dramani Mahama tłumaczył, że nie chce, by wina za ewentualne niepowodzenie została zrzucona na władze. Minister sportu Josep Yamin szczegółowo opisuje w gazetach, w jaki sposób gotówka dotrze do piłkarzy. – Zarówno w Akrze, jak i Brasilii samochody z pieniędzmi będą opancerzone, zapewniliśmy także specjalną opiekę służb bezpieczeństwa – mówi. Specjalnej opieki opatrzności będą także potrzebować piłkarze Ghany na boisku. Dotychczas nie mieli szczęścia. W pierwszym meczu ze Stanami Zjednoczonymi stracili gola w ostatnich minutach i przegrali 1:2, w spotkaniu z Niemcami zremisowali 2:2, mimo że na 20 minut przed końcem prowadzili i byli bliscy zwycięstwa. W Brazylii ten mecz uznawany jest za najlepszy z dotychczasowych na mundialu, sytuacji było tyle, że końcowy wynik równie dobrze mógł brzmieć 5:5.

I tekst przed spotkaniem Niemców z Amerykanami.

USA – Niemcy to mecz z podtekstami. Obu drużynom do awansu wystarczy remis, a to rodzi podejrzenia. To był ciepły czerwcowy dzień. Algierczycy już powoli szykowali się do świętowania awansu do kolejnej fazy mistrzostw świata w Hiszpanii (1982). To miał być wielki dzień afrykańskiego futbolu. Po wygranych 2:1 z RFN i 3:2 z Chile nikt nie miał wątpliwości, że Algieria na mundialu sprawi jeszcze niejedną niespodziankę. Do szczęścia brakowało jednego – wysokiego zwycięstwa Niemców nad Austriakami. Ale o to się nie martwiono. Tylko wyjątkowo złe zrządzenie losu mogłoby pozbawić Algierię marzeń o kolejnej fazie mundialu. Jak się okazało, był jeszcze jeden scenariusz, którego nikt nie przewidział. Niemcy wygrali 1:0. Taki wynik dawał awans im i Austriakom. Algieria została za burtą. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że po strzeleniu gola już w dziesiątej minucie, Niemcy przestali grać. Po meczu cały piłkarski świat grzmiał. Wszyscy byli zgodni, że Austriacy i Niemcy wynik ustalili wcześniej. Sprawę nazwano „Paktem o nieagresji z Gijon”, a trener Włochów Enzo Bearzot zaproponował, aby obydwu drużynom przyznać Pokojową Nagrodę Nobla. Ale na oburzeniu się skończyło. Nikt nie umiał poprzeć oskarżeń dowodami. Nic dziwnego, że przed dzisiejszym spotkaniem grupy G Niemcy – USA odżywają wspomnienia sprzed 32 lat. Obu drużynom do awansu wystarczy remis. Obie mają też ze sobą sporo wspólnego, więc gdyby chciały, dogadałyby się bez większych problemów.

GAZETA WYBORCZA

Jarosław Bińczyk przekonuje, że pieniądze niszczą rosyjską piłkę.

Z roku na rok w Rosji więcej pieniędzy przeznacza się na futbol, a reprezentacja osiąga mniej. – W Brazylii gorszy od nas jest tylko Honduras – uważają tamtejsi eksperci przed meczem o awans do 1/8 finału z Algierią. Rosja musi wygrać i patrzeć, czy aby Korea nie pokonała wystarczająco wysoko pewną awansu Belgię. Przed brazylijskim mundialem w Rosji nie łudzono się, że reprezentacja będzie w stanie zagrozić najlepszym. Nieśmiało wspominano tylko mistrzostwa Europy z Austrii i Szwajcarii, gdzie prowadzona przez Guusa Hiddinka drużyna w rewelacyjnym stylu dotarła do półfinału. Świat usłyszał wtedy o Andrieju Arszawinie, Juriju Żyrkowie, Igorze Akinfiejewie, Pawle Pogriebniaku, Siergieju Ignaszewiczu. Od tego czasu „Sborna” przegrała wszystko, co mogła. Do poprzednich mistrzostw nie zdołała się zakwalifikować, za co Holender zapłacił posadą. Jego następca Dick Advocaat został zwolniony po nieudanym Euro 2012, kiedy Rosja nie zdołała wyjść z grupy. Władze rosyjskiego sportu, wspierane przez oligarchów, sięgnęły po jeszcze większą sławę trenerską – Fabia Capello. Do mistrzostw udało się zakwalifikować bez większych problemów. Kiedy przed rozpoczęciem turnieju Gary Lineker stwierdził, że Rosjan stać na awans do półfinału, podchwyciły to wszystkie media. Szybko jednak zapomniano o prognozach Anglika. Więcej emocji wywoływały powołania. Dopominano się o zabranie na mundial Artioma Dziuby, króla strzelców ligi, pomijanego przez selekcjonerów z powodów wychowawczych.

Szczerze? Baaardzo przeciętny tekst.

Image and video hosting by TinyPic

Jeszcze raz spójrzmy na potyczkę Loewa z Klinsmannem. Tutaj Dariusz Wołowski zabiera głos.

W 2004 r. Löw, zdolny 44-letni szkoleniowiec Austrii Wiedeń, został asystentem Klinsmanna, nowego selekcjonera reprezentacji Niemiec. Misja nie była banalna, trzeba było przygotować drużynę do roli gospodarza mistrzostw świata. Zespół niemiecki był w kompletnej rozsypce, Rudi Völler odszedł po klęsce w portugalskim Euro, gdzie Niemcy nie wyszli z grupy. Nie wygrali nawet meczu. Z punktu widzenia Niemców był to upadek na dno. Przyszłość miała być jeszcze gorsza. Wieszczono, że w kraju dobrobytu wygasł zapał młodych do uprawiania piłki. Niemcy znów zakasali rękawy i jęli odbudowywać system szkolenia w klubach z jeszcze większą determinacją niż po Euro 2000 w Belgii i Holandii, gdzie broniący tytułu „Mannschaft” zajął ostatnie miejsce w grupie. Klinsmann z Löwem mieli więc zbudować coś z niczego. Poza Michaelem Ballackiem Niemcy nie mieli wtedy gwiazd pierwszej jasności. Ale, jak wiadomo, przeszkadza im to mniej niż innym. Trener najlepszej drużyny z Euro w 1996 roku Berti Vogts zawsze powtarzał, że w jego kraju gwiazdą jest drużyna. Według tej filozofii budowali Klinsmann z Löwem. Postawili na młodych: Philippa Lahma, Pera Mertesackera, Bastiana Schweinsteigera, Lukasa Podolskiego. Stworzyli zespół grający odważnie, ofensywnie, który otarł się o finał. Do 119. minuty półfinału z późniejszymi mistrzami z Włoch był bezbramkowy remis. Niemcy zdobyli brązowe medale, ale mimo że ich styl gry został powszechnie doceniony, Klinsmann podał się do dymisji. Chciał prowadzić Bayern Monachium. Zakończyło się klęską po zaledwie dziewięciu miesiącach. W lipcu 2011 r. został selekcjonerem USA.

Anioły Angela Di Marii? Spójrzmy, o co chodzi, bo warto – Paweł Wilkowicz na poziomie.

Podliczamy im bramki, asysty, podania, odbiory, straty, euro, dolary. Czasem nie wiedząc, że ich życie kręci się akurat wokół zupełnie innej liczby. W jego przypadku to było: 30. Tyle procent szans na przeżycie miała Mia di Maria, gdy się urodziła 14 miesięcy temu. Urodziła się aż o trzy miesiące za wcześnie. Pierwsze trzy doby w madryckim szpitalu Monteprincipe minęły Angelowi i jego żonie Jorgelinie Cardoso jak jedna. Potem było jeszcze kilkanaście dni czuwania przy walczącej Mii. Wizyty w dzień i drugi raz w nocy, żeby jej życzyć dobrych snów. Zastrzyki, transfuzje, coraz lepsze przewidywania. Aż do 13 lipca 2013 roku, gdy lekarze uznali, że można ją już wypisać ze szpitala. Dla nich ten 13 to jak drugi dzień urodzin Mii. Dzień kolejnego ciosu też, bo tego samego dnia zmarł ojciec Jorgeliny – German. Gdy przez te dwa miesiące oni nie mogli akurat dojechać do szpitala, on zawsze był. Pierwszą rocznicę 13 Angel di Maria obchodził na mundialu. Dzień po meczu otwarcia, dwa dni przed pierwszym spotkaniem Argentyny. Obchodził jako jeden z najlepszych piłkarzy ostatniego sezonu, jeden z bohaterów Realu w finale Ligi Mistrzów i jedna z największych nadziei reprezentacji przed mundialem. Ale przede wszystkim jako ojciec zdrowej już Mii. – Nauczyła mnie wszystkiego: jak trudne zamieniać w łatwe, jak cierpieć i być mocniejszym, że za wysiłek dostaje się nagrodę. Wszystko, co mi się ostatnio udało, zawdzięczam jej i żonie – mówił po wygranym finale Ligi Mistrzów, po m.in. rajdzie i asyście przy golu na 2:1 dla Realu.

Są jeszcze z dwa, trzy teksty do zacytowania, ale… to już innym razem. Lecimy dalej.

SPORT

Katowicki Sport daje do zrozumienia, że na mundialu pada wiele bramek.

Image and video hosting by TinyPic

Znów do zacytowania w trakcie mundialu nadają się tylko rozmówki. Tutaj Sylwester Czereszewski.

Jak wiele brakuje dzisiaj Nigeryjczykom do fantastycznego poziomu, jaki prezentuje Ghana?
– Zaryzykuję tezę, że to dwie równorzędne drużyny. Nigeryjczycy wcale nie muszą się czuć gorsi po tym, co pokazali w środowy wieczór. Graja bardzo szybką piłkę, bazując na świetnym przygotowaniu fizycznym. Podoba mi się taki futbol.

Najbardziej pokrzywdzonym zespołem grupy – a może nawet całego turnieju – może się czuć Bośnia i Hercegowina, jedyny tegoroczny debiutant…
– Ten nieuznany gol zdobyty w spotkaniu z Nigerią odbił się głośnym echem, ale to echo szybko ucichnie ze względu na liczbę bramek i skalę emocji, jakich doświadczamy podczas tych mistrzostw. Faktycznie – Bośniaków trochę szkoda. Już w meczu z Argentyną, mimo porażki, zaprezentowali się bardzo korzystnie, momentami urządzając prawdziwe zadymy w polu karnym rywala. Mam jednak nadzieję, że Nigeria godnie zastąpi debiutanta w dalszej fazie rozgrywek.

A kawałek dalej odkopany Krzysztof Zięcik, m.in. były asystent selekcjonera reprezentacji Gwinei.

Z Vahidem Halilhodziciem, selekcjonerem Algierii, dobrze się pan zna. Razem robiliście licencję UEFA Pro przed dziesięcioma laty.
– Zgadza się .byliśmy w tej samej grupie, pod okiem Raymonda Domenecha. Pamiętam Vahida jako bardzo sympatycznego gościa. Wtedy był trenerem PSG, czyli wielkiego klubu, ale absolutnie się nie wywyższał. Na przestrzeni roku spotykaliśmy się wiele razy. Vahid zawsze był świetnie przygotowany i do wszystkiego podchodził z olbrzymim pietyzmem.

OdmieniłAlgierię, ale po mundialu ma się z nią pożegnać.
– I mam nadzieję, że pozostawi po sobie dobre wrażenie. Pamiętam, że po zeszłorocznych, nieudanych mistrzostwach Afryki chciał zrezygnować. Ale zatrzymano go na siłę, chociaż do dziś jest w konflikcie z tamtejszą federacją. Po mundialu odchodzi, chociaż myślę, że w roli człowieka, który oblicze algierskiego zespołu odmienił na zawsze.

Image and video hosting by TinyPic

Jest też kilka tematów ligowych ze Śląska:
– Na obóz z Piastem nie pojechali Król i Cicman (odchodzą), ale jest paru testowanych piłkarzy, wśród nich Dawid Janczyk
– Z Ruchu odszedł już do Wisły Sadlok, a odejść do Pogoni może też Dziwniel. Kwota odstępnego tego drugiego to ponoć 300 tysięcy euro
– W Zabrzu wciąż sprawdzają różne opcje personalne, ale nadchodzi czas decyzji
– Podbeskidzie chce wypożyczyć Demjana

PRZEGLĄD SPORTOWY

Z Super Expressem mieliśmy pewne problemy techniczne, więc zostaje jeszcze PS. Na dzień dobry Messi, który czuje się w Brazylii jak w domu.

Były reprezentant Argentyny Diego Maradona grzmiał na łamach brazylijskiej prasy, aby Lionel Messi został takim liderem drużyny, jakim dla Brazylii jest Neymar. Długo nie musiał czekać na odpowiedź. (…) Jeszcze przed drugą bramką Messiego Argentyna mogła prowadzić. W 20. minucie po dośrodkowaniu Messiego Jon Obi Mikel interweniował tak niefortunnie, że niezłym strzałem głową mógł dać prowadzenie rywalom. Na szczęście Enyama był na posterunku. Gdyby nie stał tam, gdzie powinien, z pewnością na Nigeryjczyków spadłby podejrzenia. Drużyna Keshiego to dla organów badających „mecze podwyższonego ryzyka” najbardziej podejrzany zespół turnieju. Zresztą sam sobie na to zapracowała. W niedawnym sparingu ze Szkocją (2:2) bramkarz Austin Ejide próbował w ewidentny sposób wrzucić sobie podczas jednej z interwencji piłkę do siatki. Po meczu wybuchł skandal, nigeryjska federacja wszczęła śledztwo. Nic chyba z niego nie wynikło, bo Ejide na mundial pojechał. Dodatkowo niedawno jeden z szefów singapurskiego syndykatu ustawiającego mecze stwierdził w swojej biografii, że dzięki jego pomocy Nigeria awansowała do mistrzostw świata w 2010 roku. W meczu z Argentyną drużyna z Afryki, choć poniosła porażkę, zasłużenia przeszła do fazy pucharowej. Bez pomocy osób trzecich.

Image and video hosting by TinyPic

Toby Alderweireld w rozmowie z Tomaszem Włodarczykiem.

Belgia jest uważanego za czarnego konia mistrzostw. Pewnie nie raz to słyszeliście. Odczuwacie presję?
– Wszyscy dookoła mówią o nas: Belgia jest mocna, Belgia ma wielkich piłkarzy. Belgia może dokonać wielkich rzeczy na mistrzostwach świata. Rzeczywiście jest wokół naszego zespołu poruszenie. Ale musimy zachować chłodne głowy. Zbytnio nie uwierzyć w to, co sądzą na temat naszej kadry inni. Umiejętności weryfikuje boisko. Nastawiliśmy się, aby ten turniej brać małymi kawałkami. Misja po misji. Najpierw awans z grupy, teraz pierwsze miejsce, a potem mecz po meczu w fazie pucharowej. Wszystko może się wydarzyć. Zobaczymy. Możemy wygrać, możemy przegrać. Taki jest futbol. Czasem najmniejszy przypadek rujnuje cały twój wysiłek. Dlatego byłoby głupio założyć sobie przed turniejem, że naszym sukcesem będzie na przykład ćwierćfinał. Nie. Nic nie zakładamy z góry. Gramy na maksimum i zobaczymy, co nam to przyniesie.

Dla Was mundial to zupełnie nowe doświadczenie. Jak się podobają panu mistrzostwa w Brazylii?
– Tu jest po prostu wspaniale. Ludzie obdarzyli nas niesamowitym ciepłem i gościnnością. Czujemy się tu jak w domu i właściwie każdy dzień możemy jak na razie zaliczyć do udanych. Jestem pierwszy raz na tak dużym turnieju, podobnie jak reszta zespołu i myślę, że podobne uczucie już się w moim życiu nie powtórzy. To ciekawe doświadczenie nie tylko od strony sportowej, ale też kulturowej. Jestem szczęśliwy, że mogę być częścią takiego wydarzenia. Oczywiście to jak się tu czujemy jest mocno powiązane z naszymi wynikami. Gdybyśmy przegrywali, nie byłoby tak wspaniale.

Jest kilka tekstów, które cytowaliśmy przy okazji Faktu, a także duży reportaż z Brazylii o nowej dyscyplinie sportu zwanej futsac.

Co ciekawego w Polsce?

Wczoraj czytaliśmy, że Celeban może trafić do Lechii, dziś – raczej do niej nie trafi. Skomplikowana jest też sprawa przeprowadzki Meliksona do Legii.

W tym tygodniu Melikson podpisze kontrakt z Legią – informują izraelskie media. – Nie – odpiera Dudu Dahan, menedżer zawodnika. – Nic nowego się nie wydarzyło – mówi prezes legionistów Bogusław Leśnodorski. Wokół zatrudnienia byłego gracza Wisły Kraków odbywa się tradycyjna gra, w której każdy chce coś wyrwać dla siebie. Legia czeka, nie ma zamiaru się licytować. Z kilku powodów. Ten najważniejszy, to opinia trenera. Henning Berg nie był na 100 procent przekonany do Meliksona. Czekał także na inne propozycje, bo Norweg wie, że może liczyć jeszcze na jedno wzmocnienie w ofensywie. Więcej transferów Legia nie ma zamiaru przeprowadzać. Inny, to stan finansów obecnego klubu piłkarza, Valenciennes. Spadkowicz z Ligue 1 został właśnie zdegradowany do trzeciej ligi, a to sprawia, że nie powinno być problemów z wynegocjowaniem niskiej kwoty odstępnego. Jeszcze niedawno Francuzi żądali 600 tys. euro.

Image and video hosting by TinyPic

Duże problemy ma natomiast Zawisza.

Niespełna miesiąc przed debiutem w europejskich pucharach Zawisza Bydgoszcz wydaje się coraz słabszy, odchodzą czołowi piłkarze, kluczowi doznają kontuzji. (…) – Nie muszę ratować budżetu sprzedawaniem najlepszych piłkarzy – mówił po sezonie na łamach Gazety Wyborczej Osuch, precyzując, że nie przewiduje odejścia ani Igora Lewczuka, ani Michała Masłowskiego. Szybko się jednak okazało, że Tarasiewicz dopiero zapoczątkował rozsypkę zespołu, który z niepozornego beniaminka w jeden sezon przeistoczył się w pucharowe objawienie. 200 tysięcy euro wystarczyło, by Legia pozyskała prawego obrońcę, szykuje się też do przejęcia Masłowskiego. – Pytają mnie koledzy z najlepszych i najbogatszych klubów w Polsce o niego, ale im odpowiadam, że ich na Masłowskiego nie stać. Kilkaset tysięcy euro to nie jest cena odpowiednia za naszego pomocnika – zapewniał Osuch. Przy Łazienkowskiej, mimo oficjalnych zapewnień właściciela Zawiszy są jednak przekonani, że pozyskają i tego gracza. Wyprzedaż być może na tym się zakończy, jednak do niej dochodzi cała lista piłkarzy z problemami zdrowotnymi. Wciąż do treningów nie wrócił po operacji kręgosłupa Herold Goulon. Długa przerwa w grze czeka bramkarza Wojciecha Kaczmarka, u którego zachodzi podejrzenie zerwania więzadeł krzyżowych, natomiast Łukasz Nawotczyński leczy kontuzję ręki.

I jeszcze felietony – zacytujmy Grzegorza Mielcarskiego.

Jeśli cokolwiek denerwuje mnie, czy przeszkadza mi w brazylijskim mundialu, to winna jest temu FIFA. Chodzi oczywiście o błędy sędziowskie. Te mistrzostwa są porażką federacji w tym właśnie względzie, ponieważ mogliśmy być świadkami turnieju, który nie tylko stoi na bardzo wysokim poziomie sportowym, ale też po raz pierwszy arbiter nie musi czuć się osamotniony, nie dyktuje karnych, kiedy nie powinien tego robić, na przykład. To mógłby być dużo ładniejszy mundial. Wystarczyło przyjąć do wiadomości, że piłka jest dzisiaj bardzo szybka, a ludzie omylni i przestać mówić o tym, że futbol wszędzie musi być taki sam, bo nie jest. Tyle lat rozmawia się o wspomaganiu technologią, która jest zresztą obecna niemal na każdej płaszczyźnie tej dyscypliny, ale dopiero teraz Sepp Blatter coś przebąkiwał o tym, ze może, że wkrótce, że kiedyś. Za późno. Dlaczego nie teraz? Technologia goal-line jest potrzebna, ale, jak się okazuje, niezwykle rzadko i bywa przerostem formy nad treścią, czyli pokazują nam, jak piłka przekroczyła linię w absurdalnych okolicznościach – gdy wiadomo, że przekroczyła. Tak naprawdę przydatna była tylko raz.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...