Reklama

258 minut w Maladze? To tyle co dwa-trzy lata w Polsce

redakcja

Autor:redakcja

26 czerwca 2014, 15:09 • 3 min czytania 0 komentarzy

Wielu polskich kopaczy wciąż myśli, że ich szeroko pojęta klasa piłkarska nie zależy wyłącznie od boiskowych poczynań, ale też od sposobu, w jaki o nich opowiadają. I nie chodzi tutaj o lekkie przekłamywanie rzeczywistości, ale o kompletne zaprzeczanie faktom. Taki Seweryn Michalski wyjechał przed rokiem do Mechelen, gdzie – nie da się tego inaczej określić – zrobił wielką kupę. Wydawało się, że do Polski wróci z podkulonym ogonem, ale nic z tych rzeczy. Przeciwnie – wypiął klatę i oświadczył, że:

258 minut w Maladze? To tyle co dwa-trzy lata w Polsce

– Wyjazd był dobrą decyzją.
– To nie było stracone pół roku.
– Wiele się nauczył.
– Pobyt w Mechelen powinien zaprocentować.

Czas pięknie rozliczył Michalskiego, który po powrocie do Polski wystąpił tylko w jednym meczu i przegrał rywalizację z takimi tuzami jak Martin Baran i Ugochukwu Ukah. Zastanawiamy się, czy nie lepiej by było od razu uderzyć się w pierś i wziąć się za nadrabianie zaległości?

Dziś podobną drogą kroczy Bartłomiej Pawłowski, który na łamach Gazety Wyborczej z dużym polotem opowiedział o swojej hiszpańskiej przygodzie. Każdy średnio interesujący się piłką kibic wie, że wyjazd do Malagi był dla blondwłosego pomocnika kompletną porażką. Dość napisać, że w dwóch lipcowych meczach w Widzewie zaliczył porównywalną liczbę minut, co w całym, liczącym 38 kolejek sezonie Primera Division. Pawłowski całą sytuację widzi nieco inaczej, a my mamy wrażenie, że gdzieś już to słyszeliśmy:

– To był rok, który dał mi tyle, ile dałyby mi dwa czy trzy lata w Polsce.
– Dojrzałem piłkarsko.
– Udało mi się zrobić dobre wrażenie.
– Gdybym miał jakąkolwiek możliwość udowodnienia trenerowi, że zasługuję na grę, to pokazałbym jeszcze więcej.

Reklama

Wiadomo, Pawłowski ma papiery na granie na wysokim poziomie – nawet nie próbujemy temu zaprzeczać. Nie zmienia to faktu, że to całe dorabianie filozofii do pobytu w Maladze jest po prostu śmieszne. Jeżeli nowy lechista będzie grał lepiej, niż w czasach Widzewa, to nie dzięki hiszpańskiemu epizodowi, ale pomimo niego.

I jeszcze ten fragment o 258 minutach w Maladze, które dały mu tyle co dwa czy trzy lata w Polsce. Bartek, naprawdę? Stosując tę arytmetykę można dojść do wniosku, że pełny sezon w Primera Division daje tyle, co 40 lat kopania na naszych boiskach.

Pawłowski wytłumaczył też dlaczego Malaga z niego zrezygnowała – „Sprawa jest oczywista: poszło o finanse”. Z gracją Vincenta-Rostowskiego objaśnił sytuację ekonomiczną klubu i zapewnił, że żądane przez Widzew kilkaset tysięcy euro byłoby zbyt dużym wysiłkiem dla budżetu. W całym swoim wywodzie zapomniał tylko, że kwoty transferowe są ściśle powiązane z klasą piłkarską. Malagi faktycznie nie było stać na wydanie więcej niż 300 tysięcy euro na takiego zawodnika jak Pawłowski. Płacenie okrągłych sum za piłkarzy głębokiej rezerwy to luksus znacznie bogatszych klubów.

Pawłowskiego w Lechii czeka trudne zadanie, bo po roku niegrania ciężko z miejsca wskoczyć na odpowiedni poziom. Życzymy mu, żeby na boisku udowodnił, że przesiadywanie na ławce w Maladze specjalnie nie wyhamowało jego rozwoju.

Bartek, graj z taką fantazją, z jaką wypowiadasz się w mediach!

Fot.FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...