Zdyskwalifikować na lata! Wyrzucić z reprezentacji! Przegonić z Liverpoolu! Założyć na pysk kaganiec i nigdy nie zdejmować go w miejscach publicznych.
Po wczorajszym wybryku Luisa Suareza tego typu sugestii pod jego adresem pojawiło się miliony. Oburzeni Urugwajczykiem byli wszyscy: począwszy od dziennikarzy sportowych, przez matki z dziećmi, zapewne na zakonnikach skończywszy.
Jak on mógł ugryźć rywala?! I to znowu?! Skandal! – czytam te wszystkie żale i coś zaczyna się we mnie gotować. Dlatego w tym miejscu uczynię rzecz szalenie niepopularną, mianowicie stanę w obronie gryzonia z Ameryki Południowej.
Wszyscy ci, którzy z taką łatwością jadą po Urugwajczyku, powinni na chwilę postawić się w jego położeniu. Facet dźwiga na swoich barkach marzenia kilku milionów ludzi patrzących tęsknie w jego stronę w oczekiwaniu na kolejne efektowne gole. Tej świadomości nie da się wyrzucić z głowy, ona musi wzbudzać w człowieku nerwy. Podobnie jak gra włoskich rzeźników, którzy od pierwszych minut meczu nie pierdolili się w tańcu i nie przebierali w środkach byle tylko zatrzymać Luisa i jego pobratymców.
W efekcie chłop nie wytrzymał i zachował się tak a nie inaczej. Nie pochwalam jego czynu, ale go rozumiem. Wy też powinniście spróbować, a jednocześnie zastanowić się, czy ja udźwignąłbym tak olbrzymią presję bez żadnych efektów ubocznych? Jestem przekonany, że prawie nikt nie odpowie na to pytanie bez wahania “tak”.
W sumie to uważam, że Suarez wybrał… delikatniejszą opcję. Urugwajczyk nie wjechał bowiem rywalowi chamsko w nogi w stylu Axela Witsela, a tylko lekko go dziabnął. Nie jest grzechotnikiem diamentowym ani Mikem Tysonem, więc było wiadomo, że Włoch przeżyje to ukąszenie bez większego uszczerbku na zdrowiu. Co więcej, ów czyn nie jest dla mnie jakoś specjalnie ostrzejszym zagraniem niż podszczypywanie rywala czy też wyzywanie go od najgorszych – co zdarza się w piłce często chociażby podczas rożnych – jest po prostu ŁATWIEJSZY do wychwycenia dla kamer.
I za takie coś Suarez miałby być zdyskwalifikowany na wiele miesięcy? Bądźmy poważni, w każdym meczu spokojnie można odnaleźć pięć ostrzejszych fauli, których autorzy powinni zostać zawieszeni.
– Ale to recydywa, przecież nie zrobił tego pierwszy raz! – zakrzykną przeciwnicy Urugwajczyka.
Odpowiadam: Luis Suarez to piłkarz wybitny, najpewniej jeden z pięciu najlepszych na świecie. Jeśli ceną za podziwianie jego fantastycznych zagrań i bramek ma być to, że raz na jakiś czas kogoś lekko dziabnie, to ja jestem w stanie się na to zgodzić. Gdyby Urugwajczyk łamał rywalom gnaty jak Jurgen Kohler albo rozdziewiczał ich analnie w stylu Manuela Arboledy, powiedziałbym stop, to musi się skończyć. A tak? Mnie dziwactwo Luisa nie przeszkadza, każdy geniusz miewał swoje fanaberie. Albert Einstein nie nosił skarpetek, a Pablo Picasso robił w kieszeni spodni… dziury, żeby wpuścić w nie zegarek na sznurku.
Teoretycznie kaprys Urugwajczyka jest nieco bardziej wyszukany, ponieważ inaczej niż w przypadku wspomnianych tyczy się drugiego człowieka, ale też bez przesady, powtarzam raz jeszcze: zdrowie Giorgio Chielliniego ani przez chwilę nie było zagrożone. Co więcej, jestem przekonany, że za jakiś rok Włoch… podziękuje Suarezowi. Dzięki Luisowi jego rozpoznawalność poza światem piłki wzrośnie, co zapewne będzie mieć przełożenie na kontrakty reklamowe, a także liczbę fanek, która zacznie się wokół niego kręcić.
Poza tym kto wie, może za jakiś czas zawodnik Juventusu Turyn zechce wydać autobiografię? Jeśli tak, książka pt. “Jak chapnął mnie latynoski gryzoń” sprzeda się dużo lepiej niż dzieło w stylu “Jak zdobyłem ze Starą Damą mistrzostwo Włoch”.
Psioczącym na Suareza chciałem zwrócić uwagę na jeszcze jedno: wam też zdarza się zachowywać w swojej pracy głupawo. Czasem włączycie koledze na komputerze tapetę z porno, czasem naplujecie nielubianemu szefowi do kawy, czasem złożycie na kogoś ohydny donos. Różnica między wami a Luisem jest jednak taka, że podczas wykonywania tych czynności nie macie wokół siebie kilkudziesięciu kamer, które w pół sekundy poślą człowieka na publiczne ukamienowanie.
KAMIL GAPIŃSKI