Cały świat żyje Mundialem – codzienne transmisje, retransmisje, studia, bloki reklamowe, cuda-wianki i zachwyty. Impreza za grube miliardy, stadiony za grube setki milionów, gwiazdy za grube dziesiątki, wywiady za grube tysiące. Grubo, bogato i widowiskowo. W tym samym czasie na naszych bardzo-nisko-ligowych boiskach rozstrzygały się losy tytułu Najsłabszej Drużyny Sezonu 2013/2014.
– Ale, facet, kogo to obchodzi? Mundial, rozumiesz, Messi bramki strzela, Anglia do domu jedzie, a ty nam tu wyjeżdżasz z jakimiś ogórkami, z najgorszą drużyną…
Najsłabszą – to różnica. Tego, że się jest słabym wstydzić się nie trzeba, bo pewnych rzeczy się nie przeskoczy, zwłaszcza w ligach oznaczanych literkami, gdzie nawet trawa ma czasem dość i chce zejść z boiska przed czasem.
Jest coś imponującego w tych naszych A-B-C-klasach. Gdzieś tam, hen, w Ekstraklasie płacą pięciocyfrowe kontrakty, leczą, opierają, masują, wożą i obiady podstawiają pod nos, w pierwszej (czyli drugiej) czy drugiej (czyli trzeciej) lidze też spokojnie można wyżyć, w trzeciej (czyli czwartej) może nie płacą za dużo, ale za to burmistrz dorzuci się czasem do remontu szatni, miejscowy hurtownik dostarczy wagon mineralnej, prezes załatwi napastnikowi pół etatu u znajomego przedsiębiorcy, a czasem nawet człowieka na ulicy rozpoznają i ślubna z dumy puchnie. No, dobra – ślubna może niekoniecznie (zwłaszcza po wizycie u mamusi), ale za to dzieciaki się cieszą, że mają sławnego tatę.
A w Bąbelkach Dolnych?
W Bąbelkach Dolnych bida z nędzą i ogólna C-klasa – boisko od dziesięciu lat wygląda jak po nalocie, bo las blisko, a dziki dobrze wiedzą, że myśliwi z powiatowego Koła Łowieckiego wolą jeździć do Pompek Górnych. Bramki, co prawda, stoją, ale jedna na słowo honoru, a druga tylko z przyzwyczajenia. Ławka rezerwowych… no, formalnie niby jest, ale na Miecka Halinioka nie bez powodu od dwóch lat wołają „Azja Tuhaj-bejowicz”. Są także chorągiewki, dwa razy w miesiącu prane przez żonę prezesa, a Zenek obiecał, że wystruga do nich nowe maszty, bo stare zużyła dzieciarnia, gdy bawiła się w trzystu Spartan.
Pieniądze w klubie? Bywają, ale tak trochę odwrotnie – po wypłacie w macierzystym zakładzie pracy albo w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych (czytaj: renta babci przyszła) każdy z zawodników odpala trochę do wspólnej kasy, bo przecież klub trzeba zgłosić do rozgrywek, sędziom zapłacić, piłki kupić… Ale żeby nie prezes i jego szklarnie, to i na to by nie starczyło. Sponsorzy? Na tym zadupiu? Dla dwunastej drużyny C-klasy? Jedyny sponsoring to pani Zosia ze sklepu, która po wygranym meczu otwiera sklep i piłkarze mogą sobie browara kupić bez kolejki. Tylko kiedy pani Zosia ostatnio otwierała po meczu? To chyba było gdzieś przed Wielkanocą, co nie, chłopaki? Dwa lata temu…
Mineralna – za własne, plaster czy zamrażacz – za własne, wyjazd – składka na benzynę albo zapychamy do sąsiedniej gminy na rowerach. Szatnia? Pod chmurką i niech się ksiądz proboszcz pomodli, żeby nie padało. Kibice drwią (obaj), żony się wściekają, że im co weekend chłop znika na parę godzin, zamiast jak przyzwoity człowiek posiedzieć z dziećmi, „Familiadę” z mamusią pooglądać. I jeszcze potem pokopany przychodzi… A oni tymczasem twardo za piłką biegają – po tych klepiskach-kartofliskach, w deszczu czy śniegu, za darmo i co tydzień od -nastu lat. Nie wiadomo, po co właściwie – profitów żadnych, sława sięga najwyżej za miedzę, o karierze nikt nie marzy, bo jaka kariera może czekać trzydziestoczteroletniego gracza z B czy C klasy? A jednak wychodzą na trawę i grają… czasem nawet w dziewięciu, bo Władek musiał jechać z teściową do szpitala, a Adam nadziabał się wczoraj jak szpadel i na boisko trzeba by go było wciągać traktorem… Pamiętają kiedy wygrali ostatni mecz, bo to było święto klubowe na miarę pucharu UEFA, każdy remis celebrują przez dwa dni (w ostatnim pięcioleciu celebrowali siedem razy), co tydzień dostają po sześć-osiem-dziesięć bramek w plecy – a jednak nie pękają, wychodzą, grają… Bo lubią. Prawdziwy, bezinteresowny sport.
Są najgorsi? Nie, są najsłabsi – wytrwałości i pasji na pewno im nie brakuje; licho wie, co osiągnęliby, gdyby od trampkarza czy juniora mieli normalną szatnię, odżywki, lekarza, równe boisko, nowe buty, o comiesięcznych wypłatach nie wspominając. Zdecydowanie gorsze od nich są wyższo-ligowe gwiazdki, które mają i warunki, i możliwości, i pieniądze, ale mają też to wszystko w nosie i ograniczają się do odwalania boiskowej pańszczyzny, zakończonej spektakularnym spadkiem z ligi. LZS Bąbelki Dolne i Zagłębie Lubin…. Kto jest słabszy – wiadomo i bezpośrednie starcie byłoby dość dramatycznym widowiskiem. Ale kto jest gorszy? Ten, kto za darmo gra na klepisku, choć co tydzień bierze po grzbiecie – nie poddaje się i w następnym tygodniu desperacko walczy o drugi w sezonie remis, czy może jednak gromadka ekstraklasowych pieszczoszków, która ma wszystko podetkane pod nos, a miesięcznie kosztuje tyle, ile wszystkie grupy bąbelkowej B-klasy, ale na boisku snuje się jak muchy w smole, bo tak naprawdę piłkę ma w sempiternie – ważne, żeby się stan konta zgadzał? Wrzucić tych nieszczęsnych bąbelkowców do Ekstraklasy, obłożyć infrastrukturą, oblepić komfortem, obsypać kasą – pewnie braliby po plecach od każdego i przegrywali tak, jak przegrywają w swojej C-klasie, ale przynajmniej ambitnie. A gdyby wrzucić piłkarzy Zagłębia Lubin w bąbelkowe realia? Nawet jeśli wyszliby na pierwszy mecz – w przerwie uciekliby, gdzie pieprz rośnie, płacząc, piszcząc i labidząc, że biednie, że zimno, że mokro, że po nerkach wieje i takie wielkie krety chciały ich ugryźć.
Najsłabsza drużyna. Nie najgorsza. Jednak.
Zabawa w szukanie Najsłabszej Drużyny Sezonu ma już parę lat – zaczęła się w roku 2009, a pierwsze rozstrzygnięcie nie zapadło na boisku – pewny faworyt do zwycięstwa, Amator Jesionka, w ostatniej kolejce otrzymał zwycięstwo walkowerem i wyleciał z pierwszej dziesiątki. Niektórych zwycięzców nie ma już na piłkarskiej mapie: o Sokole Janiszkowice słuch zaginął, LZS Gierałtowice nie przystąpił do rozgrywek w sezonie 2013/2014… Inni odbili się od dna i nie są już łatwymi kąskami dla rywali – KS Lesznowola wygrał w zakończonym sezonie aż dziesięciokrotnie, a LKS Chrząstawa zajął co prawda ostatnie miejsce w swojej grupie, ale za to z dumnym dorobkiem 8 punktów (choć 3 z nich klub zainkasował w ostatniej kolejce walkowerem, bo drużyna Interu Woźniki nie dojechała na mecz). Ba! klub z Chrząstawy doczekał się nawet filmu dokumentalnego na swój temat, a artykułów nawet nie będę próbował policzyć.
Metodologia jest prosta – wybieramy spośród drużyn z najniższych klas rozgrywkowych w krajowych WZPN-ach. Oczywiście, może się zdarzyć, że w klasie A czy w okręgówce trafi się większy Jonasz o równie zerowym dorobku punktowym i bilansie bramkowym „minus bez kozery pincet”, ale po pierwsze – pamiętajmy, że na co dzień gra ów Jonasz przeciw o wiele lepszym rywalom, a po drugie – ze sporym prawdopodobieństwem można przyjąć, że gdyby stanął przeciwko drużynie z klasy B czy C – wkopałby jej tyle, ile sam zbierał od lepszych, bo nie bez powodu jest te parę klas wyżej. Tłumacząc na przykładzie: Hiszpania przegrała z Holandią 1:5, a Litwa z Polską tylko 1:2, ale fakt, że Hiszpania straciła więcej bramek nie oznacza, iż jest słabsza od Litwy.
Yyy… to chyba nie był dobry przykład.
Najniższe ligi zatem. Decyduje liczba punktów – im mniej, tym drużyna wyżej w rankingu. Przy równej liczbie punktów decyduje bilans bramkowy, a ponieważ szukamy Najsłabszej Drużyny, decyduje gorszy bilans. Gdy trzy lata temu tytuł zdobywała drużyna LKS Chrząstawa, kończyła sezon z imponującym wynikiem 9-261 – 261 bramek straconych w dwudziestu meczach… Robi wrażenie, prawda?
– A dlaczego nie ma w zestawieniu Balatonu Klasztorek? – krzyknie, oglądając tabelę, oburzony kibic spod Malborka.
– Albo Wodnika Siemień! – dołączy kibic z Podlasia – Żadnego punktu, bilans bramowy fatalny…
– Rozwój Bełsznica też na zero… – zauważy kibic z okolic Raciborza.
Bierzemy pod uwagę tylko drużyny, które rozegrały cały sezon – trudno porównywać dorobek klubu, grającego od sierpnia do czerwca, czasem w dziewięciu, czasem oddającego mecze walkowerem, bo Staszkowi opona strzeliła, ale jednak ambitnie grające do samego końca z dorobkiem drużyny, którą ciężkie warunki zmusiły do wycofania się z rozgrywek po paru/parunastu kolejkach. Szukamy najsłabszej drużyny – nie najbardziej nieszczęśliwej.
Walka o tytuł toczyła się do samego końca – czołówka była wyraźna i o końcowym kształcie tabeli mógł decydować jeden mecz. Huragan Nowe Polaszki (pomorska klasa B) początkowo mógł marzyć nawet o miejscu na podium, ale w przedostatniej kolejce zremisował z Potęgą Węsiory i spadł na miejsce siódme. Podobny los mógł spotkać każdą z drużyn: przypadkowo strzelona bramka – i remis, siedem strzelonych (oczywiście także przypadkowo) goli – i trzy punkty za zwycięstwo… Nieszczęścia chodzą nie tylko po ludziach – wystarczyłaby poważniejsza awaria busa przewożącego drużynę przeciwnika, by punkty zostały przyznane walkowerem, a marzenia o tytule rozwiały się na wietrze buszującym w jęczmieniu.
Tradycyjnie już nawet jeden punkt eliminował z walki o podium – rywalizowały wyłącznie drużyny z zerowym dorobkiem, początkowo idąc łeb w łeb, ale rychło na prowadzenie wysunął się klub z Opolszczyzny LZS Nasale. Nic dziwnego, piłkarze znad Pratwy dostawali ciężkie bęcki od każdego, a dwucyfrowe porażki zdarzały się częściej niż często (m.in. 0:18 z LZS Bąków, 0:14 LZS Bogacica). W ostatnim spotkaniu sezonu LZS Nasale przegrał z LZS Kujakowice 0:8, uzyskując ostatecznie smutny bilans bramkowy 15-171, ale za to wyraźnie zdobywając tytuł Najsłabszej Drużyny Sezonu 2013/2014.
Fanfary.
O drugie miejsce walczyły zacięcie LKS Komorniki z łódzkiego OZPN i Victoria Bydgoszcz. Bydgoszczanie przegrali rywalizację zaledwie pięcioma bramkami – tymi, które udało im się strzelić Tarpanowi Mrocza w pasjonującym pojedynku ostatniej kolejki bydgoskiej klasy B, zakończonym wynikiem 16:5. Z zerowym dorobkiem zakończyły także sezon Znicz Suraż i Laskar Laski, ale ich zdobycz bramkowa nie była już tak efektowna – czymże wobec -156 goli LZS Nasale jest wynik Znicza Suraż -84? Z drugiej strony warto zapisać, że surażanie w całym sezonie tylko 6 razy zdołali trafić do bramki przeciwnika, bo to już wynik ze ścisłej czołówki wszystkich lig polskich.
Oficjalne wyniki szóstej edycji konkursu na Najsłabszą Drużynę Sezonu przedstawiają się następująco:
Gratulacje dla zwycięzców, oklaski dla pozostałych drużyn…
– Zwariowałeś? Oklaski? Gratulacje? Dla takich słabiaków?
A tak – gratulacje i oklaski. Za wytrwałość. Za to, że bez względu na wyniki tydzień w tydzień piłkarze wychodzili na boisko i dograli sezon do końca. Bez fochów, bez „A smolę to wszystko!”, bez „Za darmo?” – z czystej radochy grania w piłkę nożną. I za to, że to nie pierwszy taki sezon, bo przecież co roku piłkarski wiatr wieje im w oczy. Ostatni pewnie także nie… Oby w sezonie 2014/2015 wszystkie drużyny przystąpiły do rozgrywek, oby żadna nie musiała wycofać się w trakcie, oby kozy starej Paciorkowej nadal godne pełniły rolę boiskowej kosiarki, a przyszłoroczne wyniki były jednak lepsze niż ostatnio. Zdrowia, szczęścia i sponsorów życzy kominiarz „Poligon”.
A teraz ponownie łączymy się Brazylią, w której piłkę kopią odrobinę silniejsi.
Andrzej Kałwa
Fot. AJK