Mundial, największa piłkarska scena. Wykreuje nowych bohaterów, rzuci światło na żółtodziobów, którzy potem pójdą podbić świat. Ale panuje tu ruch obustronny. Niektórzy wchodzą i zostają. Inni przemykają niezauważeni. A są też tacy, którzy bawili się długo, a teraz spektakularnie schodzą. Albo nawet zlatują na pysk.
Iker Casillas
„From Hero to Zero”. Pamiętacie finał Ligi Mistrzów i płaczącego ze szczęścia Casillasa? Pewnie, że pamiętacie. Ale przypomnijcie sobie też jak beznadziejnie wtedy zagrał. Jak całował Ramosa w czoło z wdzięczności, że ten golem uratował mu dupę. No cóż, tutaj Iker dał sobie załadować wagon goli i jakiekolwiek odratowanie było fizycznie niemożliwe. Nie upraszczamy wcale, że taki a nie inny wynik mistrzostw to jego wina, nie posądzajcie nas o takie bzdury. Ale fakt faktem, Casillas może śmiało uchodzić za symbol końca tej wielkiej hiszpańskiej drużyny. U niego najdobitniej było widać brak tego, co dawniej decydowało o jego sukcesach. O ułamek sekundy za wolny, o centymetr źle ustawiony – niby nic, ale na tym poziomie takie detale decydują o wszystkim.
Pepe
Dla Pepe to już tradycja. Nawyk. Hobby. Można śmiało ukuć powiedzenie „zrobić Pepe” i wygłaszać je za każdym razem, gdy któremuś piłkarzowi po prostu odłączy się prąd w mózgu, co Portugalczykowi zdarza się notorycznie. Czerwona kartka, rzucenie za Portugalię białego ręcznika na ring w meczu z Niemcami, z którymi dostali w łeb czwarty raz z rzędu na wielkiej imprezie. I pomyśleć, że przed mundialem wielu wskazywało Pepe jako potencjalnie jeden z najmocniejszych punktów tej ekipy.
Wayne Rooney
Nie próbujcie nas nawet przekonywać, że Rooney zagrał całkiem nieźle, bo słyszeliśmy taki głosy. Otóż Rooney najbardziej spodobał nam się, gdy wykonał rzut rożny w trybuny. To akurat detal, może zdarzyć się najlepszemu podczas meczu życia, prawda. Ale tak nie było z Wazzą, on miał dość doskonałych sytuacji, by samemu wprowadzić Anglię do kolejnej rundy. Pudłował jednak na potęgę, nawet główka do pustaka z pół metra wylądowała na poprzeczce. Wreszcie jednak trafił. Z metra. W meczu, który posłał Anglików do domu. Wyprzedził Sibika i Matyska na liście mundialowych strzelców i to jedyny jego sukces z Brazylii, wielkie gratulacje. W Manchesterze jedna z restauracji właśnie zaczęła nawet sprzedawać Rooney Burgera, hasło reklamujące to danie za 18 funtów: „nic specjalnego i przepłacone”.
Diego Costa
Byli u Hiszpanów gorsi niż Diego Costa. Ale tutaj śmieszy nas cały kontekst. Costa, Brazylijczyk, zrezygnował z grania dla swoich rodaków, choć mógł reprezentować Brazylię podczas mundialu w ojczyźnie, za co wielu dałoby się pokroić. Wybrał Hiszpanię, ale nie możemy oglądając go nie dojść do wniosku, że cały czas nie może się odnaleźć. Że tu nie zajebiście nie pasuje. Dziwnie się patrzy na Costę w kadrze, zagubiony, niczym nie przypominający siebie z Atletico. Na co można znaleźć taką teorię, że La Roja charakterologicznie to zupełnie inna drużyna niż Rojiblancos, co bardzo go temperuje i przycina mu skrzydła. Tak czy inaczej w Brazylii najpierw traktowano go jako zdrajcę, a teraz jako obiekt żartów. A najgorsze w tym wszystkim, że Scolariemu przydałby się, a wtedy wszystko mogłoby potoczyć się dla niego zupełnie inaczej.
Alex Song
Tego sezonu Song nie będzie wspominał po latach. Rozbudzone oczekiwania, podarowana wielka szansa, a potem spektakularnie w ryj, a winnym tylko on. Wymarzony transfer do Barcy? Był. I co? I gra taka, że jest pierwszym do wykopania. Teraz mistrzostwa świata z Kamerunem, grupa do powalczenia o awans, a tymczasem zapamiętamy tę drużynę jako bodaj najgorszą ze wszystkich, które tu przyjechały. Inne potrafiły chociaż powalczyć, mieć jakiś przebłysk. Kamerun? Zaprezentował światu przede wszystkim chamski faul Songa, wyraz frustracji całego zespołu.
Wilson Palacios
Palacios miał być najmocniejszym punktem Hondurasu. Oto gracz, który z powodzeniem gra w Premiership, podczas gdy koledzy często tłuką się po plażach i pastwiskach. Tymczasem to on, kapitan, najbardziej znany zawodnik, nawalił nieprawdopodobnie. Honduras całkiem nieźle murował z Francją dopóki Palacios zapomniał pomyśleć i podarował trzy punkty Tricolores. Dodatkowo tym samym bardzo osłabił zespół na kluczowe starcie z Ekwadorem. Nie dało się już bardziej spartaczyć, perfekcyjny sabotaż. Anglicy jego faul skomentowali dobitnie: możesz wyciągnąć piłkarza na kilka tysięcy od Stoke, ale nie wyciągniesz Stoke z piłkarza.
Fred
Sami zobaczcie jak chętnie wykorzystują koledzy Freda. Albo też jak umie się on znaleźć na boisku, pokazać do gry. Ten zawodnik zostawił reprezentacyjną formę na Pucharze Konfederacji, a teraz plażuje. Jest bezproduktywny, nieprzydatny, daje tyle samo co rozgrzewający się przy linii bocznej gracz. Jedyne co póki co wniósł do mistrzostw, to swoje żałosne wymuszenie karnego z Chorwacją, za które – jak wiemy z wywiadu Tomka Ćwiąkały z brazylijskim dziennikarzem – jego rodacy po prostu się wstydzą. Taki się trafił turniej, że prawie każda drużyna ma lepszych napastników niż Brazylia. Carlo Costly pokazał więcej niż duet Fred – Jo.
Źródło danych: Opta, Squawka.com
Igor Akinfiejew
Przed mistrzostwami Rosjanie najbardziej liczyli w swojej reprezentacji na dwóch panów. Po pierwsze, na Capello, najlepiej opłacanego trenera turnieju, który miał znaleźć receptę na każdy zespół. Po drugie, na Akinfiejewa, który w opinii Rosjan jest jednym z najlepszych golkiperów świata, a niedocenianym na kontynencie tylko dlatego, że gra w lidze rosyjskiej. No i póki co na wschodzie mocno muszą przecierać oczy ze zdumienia, bowiem ci, którzy mieli być opoką, na razie sabotują Sborną. Capello zachowawczą taktyką i dziwnymi decyzjami personalnymi, a Akinfiejew cóż, odebrał swoim kolegom dwa punkty z Rosją przez maślane ręce. Odebrał wymęczony, ale jednak awans? To się dopiero okaże, ale póki co to faworyt do miana najgorszej „interwencji” turnieju.
Zvjezdan Misimović
Zvjezdan to mało zdolny uczeń. Mieć możliwość codziennych treningów z Mączyńskim i grać w ten sposób? Wydawało się niemożliwe, a tu proszę. A tak serio, dawniej Misimović to była klasyczna bałkańska dziesiątka. Może i przechadzająca się po boisku, może i czasem potrafiąca włożyć łokieć rywalowi pod żebro, ale i bajeczna technicznie, widząca więcej niż inni. Dzisiaj niestety już wiemy dlaczego Misimović wyemigrował do Chin, to już ten etap. Na mistrzostwach świata drużyna z takim rozgrywającym ma małe szanse na zaskoczenie rywala. Futbol coraz mniej toleruje piłkarzy grających tak wolno, a zwróćmy uwagę, że i to był częsty zarzut wobec Bośniaków – zbyt statyczna gra. Nieprzypadkowo najlepiej w Bośni wygląda Pjanić, świetny technicznie, mający doskonałe podania, ale i bardzo wybiegany i ostro pracujący.
Kostas Katsouranis
Czy Katsouranis nie jest już czasem po drugiej stronie rzeki? Czy nie lepszym miejscem dla niego byłoby muzeum a nie boisko? Te pytania zadawali sobie przed turniejem wszyscy, pewnie nawet rodzina Kostasa i sam Kostas. Cóż, nie oszukujmy się, teraz już znamy odpowiedzi. Katsouranis złapał dwie głupie żółte kartki i wyleciał z boiska w kluczowym momencie meczu z Japonią, który był do wygrania. Tak osłabić zespół może żółtodziób, uczniak, ale taka lekkomyślność u jednego z weteranów zespołu? Powód może być tylko jeden – złoty medalista Euro 2004 po prostu już nie nadąża.