Olkiewicz: Hiszpania – Reszta Świata 1:7

redakcja

Autor:redakcja

19 czerwca 2014, 09:52 • 4 min czytania

Hiszpańskie dzienniki sportowe przed mistrzostwami świata błyszczały okładkami z krzykliwymi hasłami: „Hiszpania – Reszta Świata”, „cały świat przeciw nam”, „Hiszpania, sami przeciw wszystkim”. Zazwyczaj śmieszy mnie patos, w jaki madryckie i katalońskie gazety potrafią wpadać przy okazji całkowicie banalnych sytuacji, tu jednak musiałem się zgodzić – gdy wygrywasz trzy wielkie turnieje z rzędu, stajesz się wrogiem publicznym. Obrona mistrzostwa Europy. Pomiędzy dwoma turniejami na kontynencie, rozklepane mistrzostwa świata. Dominacja nie tyle drużyny, co stylu, pewnej – wyjątkowo specyficznej – wizji futbolu, co znajdowało zresztą potwierdzenie w piłce klubowej. 

Dziś „Marca” ma na okładce schodzącego z boiska Andresa Iniestę z krótkim: „THE END”. Koniec. Po dwóch meczach obrońcy tytułu bukują bilety powrotne na najdłuższą podróż w ich życiu, podzcas której żaden z nich nie będzie miał ochoty na żarty. Chyba powinienem się cieszyć, jako gorący przeciwnik filozofii opartej na milionie podań i dwóch strzałach, jako dumny „nienawistnik” (ładniejsze, niż „hejter”) katalońskich gwiazd, jako fan różnorodności na piłkarskim szczycie, dla którego już obrona tytułu przez dowolny klub jest podejrzanym początkiem monopolu, który trzeba jak najszybciej zdetronizować. 

I faktycznie, cieszyłem się z każdego gola Holendrów, cieszyłem się po każdym udanym zagraniu Chilijczyków, nie wspominając o końcowym gwizdku sędziego, który definitywnie zakończył marzenia Hiszpanów. Gdy jednak patrzę na to dziś, patrzę jak schodzą z murawy zrezygnowani Iniesta czy Xavi, jak opuszcza ją zdołowany Sergio Ramos, zdezorientowany i słusznie obwiniający się Casillas… Jest mi jednak trochę żal. 

Trochę tak, jak ze starszym gościem, który mieszka w moim bloku. Za dzieciaka groził, że powyrywa nam nogi z dupy, poprzetrąca „kulochy”, tak że nie będziemy grać w tę piłkę, że nas wszystkich wreszcie podreguluje. Wtedy obiecywałem sobie, że kiedyś się boleśnie odwinę i „jeszcze zobaczymy”, ale dzisiaj, gdy mieszka przez ścianę i wali do mnie o 22.05, że przerywam ciszę nocną, czuję raczej rozbawienie, niż złość. Największy wróg stał się taką karykaturą samego siebie, że wzbudza raczej żal i litość, niż satysfakcję z jego porażek.

Hiszpania przegrywa w stylu, który nie oznacza detronizacji dumnego króla, ale dewastację całego królestwa. Królestwa, które okazało się lipą (trochę jak Polska, ale o tym w ostatnim akapicie). Hiszpania jechała walczyć z całym światem i przegrała już po dwóch pierwszych walkach. Sześć lat. Najpierw „tiki-taka”, potem coraz głośniejsze „tik-tak” wskazówek zegara odmierzających nieubłagany czas. Dziś już tylko cisza.

Koniec.

KpODWsE

Na drugim froncie „czi czi czi le le le”, jak podśpiewywał wczoraj Dariusz Szpakowski. Triumf Chilijczyków cieszy podwójnie – nie tylko dlatego, że oficjalnie zakończyli dominację Hiszpanów (detronizacja… Może hiszpański król, który abdykował kilka tygodni temu wyczuł pismo nosem?), ale dlatego że to kompletne świry. Wariaci, albo nawet „wariaty”. Pasja wylewa im się z ust przy każdej przyśpiewce. 

Zresztą, spójrzmy jak wyglądał wczoraj dzień przeciętnego Chilijczyka w Brazylii.

Zbiórka na Copacabanie.

Olkiewicz: Hiszpania – Reszta Świata 1:7
Reklama

Pod względem kibicowskim Chile to jakiś zupełnie inny poziom. Słyszałem dwie opinie: Chilijczycy to południowoamerykańscy Serbowie oraz Chilijczycy to południowoamerykańscy Polacy. W tym kontekście – jedna bardziej pochlebna od drugiej. Gdy dodamy do tego latynoską melodyjność… Co za asy. A na murawie wjechali w Hiszpanów wcale nie gorzej, niż kibice w namioty, a cały naród w wykonanie hymnu przed meczem.

*

Reklama

Chętnie napisałbym coś jeszcze o kaście Cahilla, zdeterminowanej Holandii, może nawet zwycięstwie „moich” Chorwatów (nie jaram się, na bank odpadną, za mocno im kibicuję, żeby ograli Meksyk), ale na koniec zostawiłem coś innego.

Już wczoraj podczas relacji LIVE i oglądania kolejnych trzech meczów (też macie komplet? U mnie 20/20) musiałem działać na trzy fronty – w telewizji Chile zamiata Hiszpanów, Tomek Ćwiąkała przesyła kolejne meldunki z wjazdu Chilijczyków do biura prasowego, a w moim ukochanym kraju ABW wchodzi do siedziby redakcji publikującej kompromitujące władzę materiały.

Wszystko na ten temat już napisano, ale… nie dziś i nie wczoraj. Nie podczas histerii, w którą wpadło całe środowisko dziennikarskie, słusznie oburzone naruszaniem wolności słowa. Nie w momencie, gdy Olejnik wygłaszała swoją tyradę przeciw Donaldowi Tuskowi. Wszystko na ten temat napisano na kibicowskich sektorówkach, na transparentach rozwieszanych na płocie, na koszulkach oraz szalikach. Wszystko to, co dziś wykrzykują dziennikarze, od kilku lat jest stałym elementem trybun.

Miałem napisać tekst o tym wszystkim, ale lepiej zostawić fotkę. Tysiąc słów. Serbski piłkarz kilka lat temu wiedział to, o czym dziś dowiadują się dziennikarze, kolejna grupa, która na własnej skórze czuje dotyk „ręki władzy”. Szkoda, że gdy ta sama ręka okładała kibiców, większość z nich biła brawo…

Fot.Anna Gebler/Lechnews.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”

redakcja
0
Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”
Ekstraklasa

Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji

redakcja
2
Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama