Parafrazując cytat z Forresta Gumpa, ten mundial jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz co ci się trafi. No bo kto się spodziewał, że Australia, ekipa obok Iranu kadrowo najsłabsza na imprezie, przyszpili Holendrów do lin? Zmusi ich do największego wysiłku? I gdyby nie miała tak chaotycznej, niezgranej obrony to mogłaby dzisiaj wygrać z tymi, którzy przed chwilą rozbili 5:1 mistrzów świata? Niepojęte co tu się działo. Od przecierania oczu ze zdumienia jeszcze bolą nas oczy.
Pierwsza połowa, dominacja jednej ze stron jeśli chodzi o pressing, jeśli chodzi o posiadanie piłki. Tak, tego się spodziewaliśmy, ale to Socceroos, z dziadkiem Cahillem jako gwiazdą, przejęli inicjatywę – nie, tak nie miało być. Miliony osób nerwowo zerkały na kupony od pierwszej do ostatniej minuty. Szczególnie zapadną nam w pamięć z tego meczu błyskawiczne odpowiedzi. Wielu pewnie myślało, że jak tylko padła bramka dla Holandii, jest już pozamiatane, zacznie się wyrachowane kontrolowanie wyniku. A tu cyk, bombeczka, Cahill z kandydaturą do bramki turnieju – wszystko wraca do punktu zero. Potem karny dla Australii (problematyczny, już tradycyjnie) i znowu sami czuliśmy, że Socceroos właśnie złapali wiatr w żagle, mogą to dowieźć. No i dowieźli tak kilkadziesiąt sekund, a potem wszystko od nowa. Idealnie do tego meczu pasowało długimi minutami powiedzenie: wykorzystane sytuacje się mszczą.
Krzyk “nabita!” ciągnąłby się przez cały Orlik
Ale wreszcie Leckie, mając czystą sytuację, będąc tuż przed bramkarzem, wybitnie przekombinował. Może to i było zaskakujące, ale i dla samego Cahilla. Oddał niezły strzał, ale Leckie powinien to kończyć. Tym razem wszystko wróciło do normy i ponownie królowała zasada o niewykorzystanych sytuacjach, a zabójczy cios zadał Depay. W tym momencie już żadnych przewidywań nie artykułowaliśmy, nauczeni tym, że jedyne co można osiągnąć na tym mundialu próbując cokolwiek przewidzieć, to się ośmieszyć. Skończyło się jednak na 3:2, choć Holandia jeszcze mogła podwyższyć.
No właśnie, Holandia. Czy należy uznać, że poprzedni mecz wyjątkowo jej wyszedł, a tutaj pokazała swoje prawdziwe, słabsze oblicze? Niekoniecznie. Owszem, nie tego po nich oczekiwano. Ale z drugiej strony – była w trudnej sytuacji i wybrnęła, pokazując charakter. Jeśli uznacie zresztą, że karny Australii się nie należał, ich zwycięstwo wygląda na wcale nie takie znowu nieprzekonujące. Podtrzymujemy wysoką opinię o nich, a Chile będzie doskonałym papierkiem lakmusowym. Już ostrzymy sobie zęby na ten mecz.
Australia? Pożegna się z turniejem. Ale biorąc pod uwagę jakie były przed nimi cele i do jakiej grupy trafili – oni już swoje tu wygrali. Mogą przegrać tu wszystko, a i tak zapamiętamy ich pozytywnie. Ciekawi jesteśmy też co by zdziałali w takiej grupie “belgijskiej”.