Enopaniesędzio! Poligon bierze pod lupę sędziów

redakcja

Autor:redakcja

07 czerwca 2014, 09:41 • 9 min czytania

Jeden sędzia ocenia według wytycznych, drugi także, ale według zupełnie innych, trzeci według „feelingu”, dla czwartego każde zagranie na boisku jest „paradą obronną”, a piąty zasłania się sformułowaniem „wait and see”, gdzie „see” odnosi się do sytuacji boiskowych, a „wait” do próśb o pokazanie mitycznego rankingu polskich arbitrów. Bo podobno takowy istnieje i są nawet ludzie, którzy go widzieli. Ponieważ jednak obaj milczą i udają, że to nie o nich mowa – na „Poligonie” urodził się niezależny, samorządny ranking arbitrów, który każdy może przeczytać, dotknąć, skrytykować, zlekceważyć itd.
Stali czytelnicy „Poligonu” kojarzą, o co w rankingu biega, reszcie przypomnę w dużym skrócie. Od paru sezonów po każdej ligowej kolejce wystawiam arbitrom oceny za ich ciężką pracę i gwizdkowy trud. Wychodząc z idealistycznego założenia, że normą powinno być porządne sędziowanie, skupiam się wyłączne na błędach i za takowe przyznaję minusowe dioptrie – za błąd wpływający znacząco na wynik meczu (gol niesłusznie uznany/nieuznany bądź słuszną/niesłuszną czerwoną kartkę w kluczowej sytuacji) – minus pięć dioptrii, za błąd przy faulu, mogącym zagrażać zdrowiu zawodnika (czyli np. wjazd Donalda Guerriera w 15 minucie meczu Wisły z Górnikiem, za który sędzia Tojo nie pokazał wiślakowi nawet żółtej kartki) – minus trzy dioptrie, i tak dalej i tak dalej…
A plusowe dioptrie za dobre decyzje w trudnych sytuacjach?
Był taki pomysł, ale upadł już w pierwszej kolejce objętej dioptrio-ocenami – wystawiający oceny rozpłakał się przy obliczeniach, potem zaczął piszczeć i błyskać, a na koniec zaśpiewał „Z dymem pożarów” i zawiesił się na kwadrans. Wygrała wersja prostsza i bezpieczniejsza. Zresztą za dobre decyzję sędziowie dostają pieniądze i to niemałe, więc…

Reklama

Minusowe dioptrie zatem. Które po zakończeniu rundy i sezony sumuję, dzielę, wyciągam średnią, obliczam medianę, a czasem nawet pierwiastek, układam w kolejności i… i dziwię się bardzo, bo wydawało mi się, że arbiter z miejsca czwartego był lepszy od tego z miejsca drugiego, ale szybki zerk w notatki udowadnia mi, że cyferki nie kłamią, a arbiter z czwartego konkursowo wręcz zawalił parę spotkań.

Ale jakim prawem oceniasz polskich arbitrów, którzy krwiom-i-bliznom i kartkami...

Reklama

Jestem zwykłym kibicem I oceniam prawem kaduka czyli mówiąc prościej „Bo tak!” Pokolejkowe oceny są jawne (czy Kolegium Sędziów to słyszy?), poddawane także jawnej weryfikacji i krytyce, a czasem nawet uwzględniane są reklamacje, bo obraz telewizyjny kłamie oszukuje wprowadza w błąd nie daje pełnego przeglądu i dopiero zdjęcia z trybun pozwalają rozstrzygnąć jak było naprawdę. I żeby nie było wątpliwości – „poligonowy” ranking jest jedynie zabawą i nie rości sobie pretensji do bycia och-jakże-miarodajnym materiałem, przed którym klękajcie narody i ligowi sędziowie, więc jeśli ktoś miałby ochotę polecieć „amatorami, którzy się nie znają, a się bawią w jakieś durne oceny, do czego to podobne w ogóle [tu dowolne epitety i wyrazy]”, to z satysfakcją informuję, że się spóźnił, bo ja byłem pierwszy i bardziej krytyczny.

Jak może niektórzy pamiętają rundę jesienną sezonu 2013/2014 wygrał Szymon Marciniak przed Krzysztofem Jakubikiem i Bartoszem Frankowskim… Wiosną Kolegium Sędziów postanowiło przewietrzyć sędziowski kolektyw – do Ekstraklasy trafiło kilku ciekawych arbitrów i okazało się, że wcale nie są gorsi od doświadczonych sędziów ekstraklasowych, a od wielu są nawet lepsi. Wyniki obejmujące tylko rundę wiosenną są ciekawe i zastanawiające.

Sędzia Kwiatkowski to dla mnie wydarzenie wiosny – opanowany, uważny, świetnie wykorzystujący warunki fizyczne (znakomicie pracuje łokciami, tworząc dyskretną barierę między co bardziej rozmownymi piłkarzami, a że wzrost ma słuszny, połowa pretensji kończy się, zanim się zacznie, bo zawodnikom głupio stać z zadartą głową przed arbitrem, który wystarczy, że podniesie wzrok i już sobie „znika” pyskującego). Kartkami nie szasta niepotrzebnie, grać pozwala, ale pilnuje granic fair play i zdrowego rozsądku. Warto zerknąć na pracę tego arbitra, naprawdę…
A dlaczego niektórzy sędziowie nie byli klasyfikowani? – zapytała Opinia Publiczna, choć doskonale wiedziała, czemu, bo „poligonowy” ranking arbitrów śledzi od paru lat, postanowiła jednak uprzedzić nerwowe pytania PT Czytelników.

Prowadzili za mało spotkań – ciężko porównać kogoś, kto gwizdał w -nastu meczach, z kimś, kto wyszedł na boisko raz bądź dwa i mógł mieć po prostu szczęście do spokojnych spotkań, w których piłkarze nie kopali się po nerkach, nie łapali się na spalone itd. Bywają bowiem w naszej lidze takie mecze, gdy sędzia ziewa i żałuje, że nie zabrał krzesełka czy książki. Może też się zdarzyć, że arbiter – jak wielu ligowych piłkarzy – ma „dzień konia” i nawet trudny mecz prowadzi wzorowo… ale tylko ten jeden mecz.

Wiosną liga rozegrała 16 kolejek – dwa mecze to zaledwie 12,5 %, trzy mecze to 18,75%. Nawet nie jedna czwarta… Naprawdę, trudno na takiej podstawie wyciągać jakiekolwiek sensowne wnioski.

Część arbitrów prowadziła spotkania tylko wiosną (np. Kwiatkowski, Przybył, Tojo, Złotek), część tylko jesienią (Yamamoto). Spora grupa gwizdała w obu rundach – i czasem różnica między arbitrem „jesiennym” i „wiosennym” była widoczna gołym okiem oraz uzbrojonym kalkulatorem.

Różnice niby niewielkie – ot, jakiś puszczony spalony, jakiś niewyłapany wolny, ale np. zjazd formy pana sędziego Jakubika był wyraźny, widoczny, oscylujący między spalonym w naprawdę groźnej sytuacji, a wykopaniem dziury w łydce przeciwnika.
Ale, że co „spalony”! Spalony to wina liniowego!
Trudno – „sztuka jest sztuka”, a główny jest główny i na jego konto idą błędy całej sędziowskiej ekipy. Przynajmniej dopóki „Poligonu” nie będzie stać na zatrudnienie co najmniej dwóch stażystów, którzy będą się skupiać na pracy liniowych i rozstrzyganiu, ile winy leży po stronie sędziów bocznych, a ile po stronie głównego.
Ale nie skupiajmy się wyłącznie na negatywach. Niektórzy sędziowie solidnie „przepracowali okres przygotowawczy” i wyraźnie zwiększyli wydajność z sędziowskiego hektara:

Tu także różnice są niewielkie, ale czyż sama świadomość, że pan Marcin Borski sędziuje lepiej niż poprzednio nie jest wystarczająco krzepiąca? Czyż praca nad sobą pana Pawła Gila nie napawa optymizmem i nie stanowi wzoru dla młodzieży?
Nie?… To ja przepraszam.

Zerknijmy jak pracowali sędziowie w sezonie 2013/2014. Zacznijmy od podstawowego narzędzia pracy czyli…
Gwizdka!
…żółtej kartki. Która pokazana w odpowiednim momencie może uspokoić grę, ustawić „próg bólu” i dać piłkarzom sygnał, czego w dniu dzisiejszym na boisku robić absolutnie nie wolno.

Jak widać, bardzo złagodniał pan Tomasz Wajda – kiedyś jeden z najbardziej „kolorowych” arbitrów ligi, dziś mieszczący się w dole stawki, ze średnią poniżej czterech żółtych kartek na mecz. Oczywiście, pozycja pana Tomasza Musiała nie dziwi nikogo – to chodzący boiskowy liberalizm i póki ścięgna trzymają, a kończyny i zęby nie walają się po murawie, nie lubi sięgać po „środku przymusu bezpośredniego”

Dla jednych czerwone kartki są świadectwem surowości i pryncypialności arbitra, inni wolą je traktować jako objaw bezradności sędziego, który nie potrafił sobie meczu ustawić żółtymi i musi korzystać ze środków radykalnych. Gdy się jednak ogląda mecze Ekstraklasy trudno się czasem oprzeć wrażeniu, że czerwonych kartek pokazuje się u nas za mało – te wszystkie szarże korkami w kości, stawy i narządy, te celowe uderzenia przeciwnika… Czy z „czerwonej tabelki” można wyciągnąć jakiekolwiek wnioski o arbitrach? Pewnie tak, ale bez odnoszenia konkretnych kartek do konkretnych sytuacji, będą to wnioski czysto matematyczne. Podobnie rzecz się ma z rzutami karnymi:

Nawet pięciolatki na pytanie „Kto najczęściej wskazywał na wapno?”, odpowiedzą chórem: „Pan sędzia Szymon Marciniak!”. Zwany Mister Penalty lub „Sędzia Dwa Karne” taki ma styl sędziowania i jedynym sposobem na ów styl jest – tak, jak z molami – polubić. Pan sędzia jeszcze parę lat w lidze pogwiżdże i trzeba po prostu przywyknąć. Ciekawie wyglądają wyniki pana Marcina Borskiego – tylko cztery karne w 30 meczach…
Ciekawie, bo tak złagodniał, czy ciekawie, bo powinien odgwizdać więcej, ale z niewiadomych powodów tego nie zrobił?
Zostawmy to w lekkim niedopowiedzeniu…

Przy sporządzaniu rankingu arbitrów obejmującego cały sezon pojawił się dość poważy problem. O sędziach, którzy gwizdali okazjonalnie i ich oceny nie są zbyt miarodajne, już pisaliśmy, ale w 37 kolejkach ligowych ułożyły się nam właściwie dwie grupy arbitrów: grupa sędziów zawodowych, prowadzących ponad 20, a w niektórych przypadkach ponad 30 spotkań i grupa sędziów, którzy szansę gwizdania meczu w Ekstraklasie dostali zaledwie parę razy. Ten podział pokrywał się z podziałem dokonanym przez Kolegium Sędziów – grupę na „Pro” i na grupę „Top Amator”. Wyjątkiem był sędzia Krzysztof Jakubik, formalnie z grupy „amatorskiej”, ale prowadzący aż 20 spotkań ligowych, podczas gdy jego koledzy dostawali taka okazję tylko 6-9 razy.

No i dylemat – czy można zestawić sędziego Marciniaka, który aż 33 razy musiał rozstrzygać boiskowe spory i kontrowersje z sędzią Kwiatkowskim, który robił to zaledwie sześciokrotnie? A jeśli można – na ile takie porównania mają sens, na ile są w jakikolwiek sposób miarodajne? Z pomocą przyszła reforma rozgrywek Ekstraklasy – skoro na dwie grupy można było podzielić ligę, to zróbmy to samo z sędziami podzielmy ich na tych, którzy prowadzili kilka spotkań i na tych, którzy pracowali parę razy częściej (sędzia Krzysztof Jakubik, że względu na liczbę gwizdanych spotkań awansowany został do grupy „mistrzowskiej”).
Panie, panowie – oto wyniki w grupie „amatorskiej”

Jak widać, pan sędzia Kwiatkowski gwizdał dość bezpiecznie, w granicach zwykłego sędziowskiego zestawu obowiązkowego plus frytki, plus cola, a pan sędzia Jarzębak wyraźnie wyjechał poza pułap „to sędzia mógł zdecydować o wyniku”. Ciekawie wygląda też wynik sędziego Rynkiewicza, choć opinie o nim są podzielone i zwłaszcza kibice pierwszoligowi nie przepadają za tym arbitrem. Rozrzut pan sędzia miał spory – w sezonie 2013/2014 gwizdał i mecze Ekstraklasy, i Pucharu Polski, i pierwszej ligi, i trzeciej… Ja tam się nie znam, ale w tak zmiennych piłkarsko warunkach chyba trudno o stabilizację spojrzenia i formy? Najważniejsze, że w Ekstraklasie pan Rynkiewicz nie zawodził, a raz – w meczu Zagłębie-Legia – gdy kibice i eksperci „jechali po nim” dość ostro, okazało się, że to on miał rację i decyzja, którą podjął była idealna.

A teraz wielki finał. Fanfary grają, publiczność zrywa się z miejsc, Kolegium Sędziów nabiera wody w usta, Opinia Publiczna ma nadzieję, że to rzeczywiście tylko woda, Głos Wewnętrzny uprzedza, że zwolennicy kunsztu sędziego Tomasza Musiała mogą być zawiedzeni… a na telebimie pojawiają się wyniki „poligonowego” rankingu za sezon 2013/2014 w grupie mistrzowskiej.

Zaskoczeni? Bo ja – nie ukrywam – bardzo. Noty wystawiałem i wpisywałem na bieżąco, zsumowałem je dopiero po zakończeniu sezonu, a gdy zobaczyłem, że na drugim miejscu jest pan sędzia Bartosz Frankowski, przeliczyłem wszytko jeszcze trzy razy. Gdy zobaczyłem, że pan sędzia Musiał jest niżej niż pan sędzia Borski – podobnie. Przewertowałem notatki mecze, sprawdziłem oceny, spis błędów… No, jak nie stanę – nerki z tyłu, numerki z przodu a sędzia Jakubik ma taką samą średnią jak sędzia Raczkowski… Co nie zmienia faktu, że mam ochotę oficjalnie zaprotestować przeciwko tym wynikom, a nawet złożyć oficjalną reklamację ze znaczkami opłaty skarbowej.

Oklaski i gratulacje dla pana sędziego Marciniaka, życzenia wszystkiego najlepszego dla pozostałych arbitrów.
Spocznij, wolno się nie zgadzać, wolno krytykować, wolno twierdzić, że autor rankingu nie zna się na niczym, a na sędziowaniu w szczególności i wolno przedstawiać własne rankingi, przygotowywane według dowolnej metodologii – tym się różnimy od Kolegium Sędziów, że w naszym klubie szczerość to rzeczywiście norma.

Andrzej Kałwa
Fot. AJK

Najnowsze

Anglia

Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze

redakcja
0
Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama