Wszystkich tych, którzy od kilku tygodni przewidują koniec Widzewa i start od najniższego poziomu rozgrywek, uspokajamy – klub nie upada. A przynajmniej nie teraz. Łodzianie po spadku z Ekstraklasy ubiegają się o licencję na grę w pierwszej lidze i, jak powtarzają w nieoficjalnych rozmowach, powinni ją otrzymać. Przyszłość w dużej mierze wciąż jednak zależy od transferów Bartłomieja Pawłowskiego i Eduardsa Visnakovsa.
Sytuacja finansowa Widzewa jest bardzo trudna. Upadłość układowa, owszem, pozwala przetrwać, ale stanowi też długotrwałe obciążenie budżetu. Klub, chociaż mocno ucierpiał w aspekcie pieniężnym przez spadek, musi w tym roku spłacić kilka milionów złotych. Wspomnianego już układu dotyczy jednak tylko część tej kwoty, bo są jeszcze inne zobowiązania.
Ale w Łodzi twierdzą, że sobie poradzą – i z zaległościami, i z uzyskaniem licencji. Przepustkę na grę w Ekstraklasie od Komisji Licencyjnej już przecież utrzymali.
– Ponieważ trzeba skorygować przychody, które w dużym stopniu stanowiły transze z Canal Plus, a także część wpływów z dni meczowych, poprosiliśmy Widzew o korektę prognozy finansowej. Ale ta korekta będzie zapewne też dotyczyła strony kosztowej, czyli m.in. utrzymania zespołu i wynagrodzeń – mówi Krzysztof Sachs, szef Komisji Licencyjnej PZPN.
Plan Widzewa, by przetrwać, jest dziś prosty: sprzedaż Visnakovsa i Pawłowskiego. Pieniądze, jakie klub zarobi na ich transferach, pozwolą na dalsze funkcjonowanie. Po pierwsze, utrzymanie zespołu przez cały sezon w pierwszej lidze. Po drugie, terminowe spłacanie wierzycieli przez pewien czas, zgodnie z układem. Właśnie potencjalne zyski z transferów zostały uwzględnione również w prognozie finansowej na pierwszą ligę i jest to spora część planowanego budżetu.
Zainteresowanie dwójką piłkarzy, którzy łodzian mają utrzymać przy życiu, jest spore. Malaga miała możliwość wykupienia Pawłowskiego za 800 tysięcy euro, ale z niej nie skorzystała – wciąż chce pozyskać zawodnika, jednak za mniejszą kwotę. A Widzew zejść z ceny nie zamierza, nawet „stówy”. No to Hiszpanie czekają, bo są świadomi, że jeśli ktoś w tej chwili musi, to nie oni, tylko druga strona. W pierwszej lidze, na którą klub jeszcze nie ma licencji, na pewno nie będzie grał przecież ani Pawłowski, ani też Visnakovs. Tego drugiego chętnie widzą w Bundeslidze, m.in. Freiburg, ale dla Niemców nie jest to transakcja priorytetowa. Pojawił się natomiast chętny z Turcji, gotów wyłożyć ok. pół miliona euro. Tutaj Widzew reaguje podobnie: liczy na większy zarobek. W klubie zdają sobie sprawę, że to, co wynegocjują na transferach latem, będzie stanowiło fundament na przyszłość.
Fot.FotoPyk