Stare przysłowie pszczół mówi, że „mowa jest srebrem, a milczenie owiec” – na szczęście owiec w Ekstraklasie jest niewiele, więc o milczeniu mowy nie ma i dlatego co tydzień, gdy zdumione oczy widzów śledzą groźne strzały we własne plecy i zaskakujące podania do narożnych chorągiewek, zdumione uszy słuchaczy karmione są słownymi koktajlami, lingwistycznymi sałatkami i grillowaną logiką. Pamiętajmy jednak, że często tylko dzięki tej radośnie tworzonej na żywo emocjonalnej twórczości byliśmy w stanie dotrwać do końca słabego meczu, czy boleśnie nudnej kolejki.
Skauting – wiadomo – podstawa. Wyszukanie dobrych zawodników to 20% sukcesu, kupienie ich, zanim zrobi to konkurencja, to kolejne 20%…
– Skauting w Polsce jest na wysokim poziomie, kluby zbierają najlepszych młodych piłkarzy – informował zainteresowanych Tomasz Wieszczycki.
– Za czasów prezesa Cupiała przez klub przewinęło się kilkuset zawodników, a wpadki można policzyć na palcach jednej ręki – sławił tradycję Tomasz Frankowski, a kibice wspominali, liczyli i wychodziło im, że rzeczywiście na placach jednej ręki, tyle że jednej ręki własnej, jednej ręki brata, jednej ręki sąsiada, jednej ręki brata sąsiada, jednej ręki sąsiada brata sąsiada…
– Do transferów na poziomie 5 milionów euro nie trzeba skautingu, wystarczy telewizor – twierdził prezes Leśnodorski. Jeszcze dalej poszła Wisła Kraków, do wyszukiwania zawodników używając telefonu komórkowego z dostępem do Internetu. Gdyby bowiem używała laptopa, to zauważyłaby, że Rumun na Youtube nie jest Rumunem na zdjęciu i odwrotnie.
– Ale to nie jest tak, że to nie jest piłkarz, tylko jakiś murarz albo piekarz – Franciszek Smuda bronił Sorina Oproiescu, a Opinia Publiczna przyznała mu rację – Oproiescu bardziej wyglądał na zduna.
– Sprawdzę każdego, kogo ktoś mi poleci – zadeklarował trener Smuda i przez następny tydzień w okolicach stadionu Wisły nie można było znaleźć wolnego miejsca parkingowego.
– Skauting Wisły jest na poziomie B-klasy – zżymał się Łukasz Preiss – Z tą różnicą, że u nas przynajmniej „testowani” przynosili flaszkę.
Taktyka i strategia są ciekawe, ale największe emocje wywołując zawsze rozmowy o personaliach. „– Świetny piłkarz! – Nieprawda, drwal! – Sam jesteś drwal! – A ty to nawet drwalem nie jesteś! – Co, ja nie jestem?…” Znamy to przecież od przedszkola. W sezonie 2013/2014 oceny piłkarzy i trenerów bywały barwne łamane przez krwiste łamane przez przenikliwe.
– Arek Głowacki nie kalkuluje, gdyby ktoś mu rzucił cegłę lub kamień, to on zagłówkuje – Franciszek Smuda wysoko cenił odruchy bezwarunkowe swojego kapitana.
– Szkoleniowiec… Hmm, trener?… Selekcjoner? Może tak – selekcjoner reprezentacji Polski na trybunach – Przemysław Pełka starał się być uprzejmy precyzyjny w opisie roli Waldemara Fornalika.
– Nie znam tego człowieka, jakiś nowicjusz chyba – trener Smuda nerwowo reagował na zaczepki prezesa Leśnodorskiego – Co on pajacuje, dobry Boże…. Jak grałem w Lidze Mistrzów, to on pod szafę z nocnikiem wjeżdżał.
– To jest szczekanie małego pieska, który przegrał rywalizację z nami – Marek Saganowski na odgrażanie się Łukasza Teodorczyka reagował z dystansem, doprawionym zimną brutalnością.
– Trener Skowronek jest za dobry na pierwszą ligę – oceniał Krzysztof Przytuła trenera za słabego na Ekstraklasę – Potrafi nauczyć piłkarza gry w piłkę.
Brutalnie szczerzy bywali także trenerzy
– To nie są jacyś tytani futbolu – mówił o swoich piłkarzach trener Tarasiewicz, a trener Orest Lenczyk szedł o krok dalej. A może nawet o kilkanaście kroków:
– Mówię do swoich piłkarzy: znaleźliście się na uniwersytecie, bo ekstraklasa to jest piłkarski uniwersytet, ale mogę się zapytać, jakim cudem kilku z was się tutaj dostało. Bo po drodze przecież jeszcze szkoła średnia powinna być. A wy trafiliście tutaj prosto z drugiej klasy zawodówki. Nie ma się co obrażać, bo prawdę mówię.
Klasą samą dla siebie był doktor Leszek Melibruda, analizujący profile psychologiczne ekstraklasowych aktorów.
– Paweł Brożek zrobił na mnie wrażenie emocjonalnego walca – opisywał napastnika Wisły i dodawał ważną z piłkarskiego punktu widzenia obserwację – Ma skłonność do marszczenia czoła.
– Nie potrzebuje tuby – sam jest wielką tubą – tak mówił o trenerze Piotrze Stokowcu, pozwalając sobie także na komplement, który w pierwszym momencie wywołał na twarzy trenera grymas typu „Na plasterki!” i dobrze, że pan doktor zdążył wyjaśnić, co miał na myśli – Taki Monty Python polskiego futbolu.
Na boiskach ligowych można było spotkać także prawdziwych filozofów
– Mamy Ł»yro, którego nie ma – Kamil Kosowski czerpał z dziedzictwa Platona.
– Trenerów zatrudnia się po to, by ich zwalniać – trener Robert Warzycha prezentował coś pośredniego między chłodnym stoicyzmem, a zrezygnowanym zen.
– Po meczu będziemy wiedzieli, jakim rezultatem się zakończy – Leszek Ojrzyński wystąpił w roli Kubusia Fatalisty.
– Lepiej przegrać jeden mecz 0:3 niż później pięć zremisować – próbował podążać śladem szkoły warszawsko-lwowskiej Kazimierz Węgrzyn
– To są sprawy istotne, ale marginalne – Piotr Stokowiec stosował rozproszone praktyki dyskursywne Michela Foucault.
– Wczoraj, a właściwe jutro… – teoria względności w wykonaniu Rafała Nahornego wymagała precyzyjnej synchronizacji zegarków kalendarzy.
– Czasem się zastanawiam, o co w tej piłce chodzi – rozkładał bezradnie ręce Patryk Tuszyński.
Szatnia była, boisko było – zajrzyjmy do kuchni.
– Opisz, jak smakuje takie zwycięstwo – prosił Grzegorz Milko.
– Dla mnie piłka – palce lizać – opisywał Kamil Kosowski.
– Ja muszę się posilić notatkami – Filip Adamus przyzwyczajony był do obiadów dwudaniowych,
– Widzimy jak połyka przestrzeń Nakoulma – analizował apetyt „Prezesa” Maciej Murawski.
– Po obu stronach widzieliśmy tłuściutkie zerka – mówił Wojciech Jagoda, a tłuściutkie zerka wkrótce także padały ofiarą niepohamowanego apetytu piłkarzy.
– No i wzięliśmy się za kraby – Damian Zbozień opowiadał o deserze .
Samoocena i samopoczucie piłkarzy ekstraklasowych zazwyczaj oscylowały wokół 8-9 w dziesięciostopniowej skali, choć zdarzały się im momenty kokieterii szczerości.
– W Ekstraklasie żadne zawodnik nie jest przypadkowo – puszył się ekstraklasowy (wtedy jeszcze) Bartosz Rymaniak, ale ponieważ kibice trochę się zirytowali, dodawał prędko – Ciężkie jest życie piłkarza, zawsze to powtarzam. Zapraszam każdego, kto chce spróbować, na nasz trening i mecz, to wtedy może zobaczą, że to nie jest wcale takie łatwe.
– Mamy naprawdę dobrych piłkarzy, nie mamy się kogo bać – Kamil Kosowski po losowaniu grup eliminacyjnych do Mistrzostw Europy próbował uspokoić kibiców, ale chyba mu się to nie udało.
– Mamy już sześć punktów – cieszył się Ryszard Kłusek, asystent trenera Michniewicza w Podbeskidziu po 6 kolejce – więc możemy odpoczywać do stycznia.
– …w kontekście jakiejś tam walki o 4 miejsce czy tam może trzecie… – u Patryka Tuszyńskiego luz zdecydowanie wygrywał z ambicją
– Tę ligę niemiecką z jedną z telewizji zakładałem – Tomasz Hajto budził podziw historyków Bundesligi długowiecznością i koneksjami.
– Taka tendencja jest, że większość piłkarzy to lenie – Marcin Baszczyński był brutalnie szczery.
– Rudolfa kupiłem 8 lat temu od Czecha, a transakcji dokonaliśmy na polsko-czeskiej granicy – wspominał kupno psa Sebastian Mila i dodawał realistycznie – Kosztował 350 euro, co oznacza, że jest równie przepłacony jak ja.
Czasem jednak nie wszystko szło po myśli piłkarzy oraz kibiców i trzeba się było tłumaczyć.
– Niefart nas nie opuszcza, bo ciągle na naszych meczach pada deszcz. Po raz kolejny ciągle lało – trener Probierz był specjalistą od tłumaczenia przegranych – Moją koncepcję gry zmieniła kontuzja bramkarza w pierwszej połowie.
– Ale to było moją porażką, a nie, że mi nie wyszło – dodawał od razu, żeby ktoś nie pomyślał, że mu nie wyszło.
– Śląsk Wrocław byłby liderem, gdyby nie bezsensowne remisy i porażki – wyjaśniał Jakub Guder w „Gazecie Wrocławskiej”.
– Gdybyśmy dzisiaj zremisowali, gdybyśmy wygrali z Mołdawiąâ€¦ – podobną metodę stosował trener Fornalik po przegranej z Anglią – …i gdybyśmy wygrali z Czarnogórą, to dzisiaj bylibyśmy w innym miejscu.
– To jest największy problem Cracovii – jedno złe podanie – wyjaśniał Krzysztof Przytuła, a klubowi analitycy przeglądali nagrania z meczów, by wśród 700 podań, jakie „Pasy” wymieniały w czasie meczu, odnaleźć to jedno złe.
– Coś nam cały czas przeszkadza – trener Skowronek nie wiedział, co.
– Na pewno pogoda przeszkadza, żeby był dobry spektakl – Paweł Abbott wiedział, a Maciej Sadlok wiedział jeszcze dokładniej – Widzimy, że warunki są ciężkie do grania… Słońce mocno świeci.
– Graliśmy trzy dni temu, niektórzy zawodnicy mogą być przemęczeni – tłumaczył trener Dariusz Dudek.
– Oczekiwania wobec kadry są za duże – janowiczował Wojciech Szczęsny.
– Póki gramy między sobą, nie wygląda to źle – pocieszał kibiców Ekstraklasy prezes Boniek.
Piłkarze, trenerzy i działacze mieli także problemy z mediami.
– Musimy sie odcinać od wszystkiego, od was również – denerwował się trener Skowronek – Bo równacie nas z ziemią, a niektórzy nawet z błotem i mułem.
– Dywanowe naloty pogardy i krytykanctwa – Janusz Basałaj określał te praktyki z imponującym rozmachem.
– Media mają tendencję do takiego krytycznego oceniania po słabszych meczach – tłumaczył spokojnie Remigiusz Jezierski.
– Ja jestem dziennikarzem – ja mówię reguły – Roman Kołtoń prezentował kolejną regułę.
– W momencie, gdy strzeliliśmy drugą bramkę… – Krzysztofowi Marciniakowi czasem myliły się role.
– A co ma piłkarz do eksperta? – sprowadzał go na ziemię Kazimierz Węgrzyn.
– Wkurzyłem się, dziękuję wam – zamykał dyskusję trener Urban.
Gdyby ktoś chciał wyobrazić sobie postać piłkarza na podstawie relacji i wywiadów… wyszłoby mu pewnie coś między Picassem a Pollockiem.
– Kucharczyk schował głowę jak żółw – Kazimierz Węgrzyn zaczynał opis od głowy.
– Piłkarz złapał się za głowę, więc to na pewno nie była ręka – precyzował Tomasz Wieszczycki.
– Wypadł ząb mądrości czyli Łukasz Surma, siekacz czyli Grzegorz Kuświk także… – w stomatologiczne niuanse wdawał się Robert Skrzyński.
– Niestety, teraz trzeba przygryźć trochę ucho – trenerowi Smudzie jak zwykle coś nie pasowało.
– Uchylone nogi, ugięte kolana… Te głowy powinny spaść, powinny być ścięte przez Słowika – domagał się Wojciech Jagoda, choć doceniał niuanse – Zawiodły dłonie, ale dłonie asekurowane były przez uda.
– Czasami umysł nie podąża za nogami – tłumaczył Wojciech Grzyb, z którym zgadzał się Remigiusz Jezierski – Nogi mają niejaki problem z realizacją założeń głowy.
– Jak wy drugą połowę jebiecie im, kurwa, to im nogi też, kurwa, nie odpowiadają – wyjaśniał Patryk Wolański
– Jak on sobie poradzi z rozegraniem piłki z dołu dołem od tyłu? – martwił się Remigiusz Jezierski.
– Jarek to piękny chłopak. Taki trochę, elfik ze względu na uszy – uspokajał Mateusz Bąk.
– W razie czego pomagam sobie mimiką rąk, nóg. Z komunikacją nie mam żadnego problemu – Fabian Burdenski próbował przelicytować „zdolności manualne nóg” Jana Tomaszewskiego.
Czasem ciało piłkarza wykorzystywane było w sposób niepokojący, a realizatorzy zastanawiali się, czy nie przenieść transmisji na godzinę 23:00…
– Wymieniłby pan swoją żonę na sąsiada? – pytał Czesław Michniewicz.
– Ciężko się gra przeciwko chłopakom – Aleksander Jagiełło chyba by nie wymienił.
– Pompowanie balonów mnie przeraża – Remigusz Jezierski nie był zwolennikiem operacji plastycznych.
– Trzeba się wziąć do roboty, podwiązać jaja i ruszyć do przodu – Antoni Łukasiewicz był bardziej otwarty na nowości.
– Chcesz zatrzymać Nakoulmę – złącz nogi – doradzał Marcin Baszczyński.
– Mariusz Pawelec – Mister Wślizg – Remigiusz Jezierski sugerował, że obrońcy Śląska nic nie powstrzyma i relacjonował dalszy bieg wydarzeń – Cofanie się pupami we własną szesnastkę…
– Popchadze jechał, brzydko mówiąc, po swoich pośladkach – kontynuował Filip Adamus.
– Ł»yro skanalizował Dżinicia! – alarmował Cezary Olbrycht.
– Jak tam się czujesz z tyłu, bo odbiłeś się od Sadajewa jak od ściany? – troszczył się Mariusz Wróblewski.
– Spokojnie to tylko lekkie macanko – uspokajał Arkadiusz Piech.
– Przy Marcinie Robaku trzeba się sporo napracować, bo jest kawał zwierza – skarżył się Marcin Malinowski.
– Malina jest niezaspokojony! Malina jest nienasycony! – zachwycał się doktor Leszek Melibruda.
– Dobrze popracował organizmem Bunoza! – chwalił Wojciech Jagoda
– Sobolewski wykorzystał ciało LazdinŁ¡a – relacjonował Krzysztof Przytuła.
– Ile ma materiału krawiec, tyle mu staje – oceniał Remigiusz Jezierski
– Dobrze grał Jonatan Straus. Widzisz siebie w nim? – wypytywał zakłopotanego Marka Wasiluka Tomasz Lipiński.
– Marcin, ja miałem dzisiaj obawę, bo byłem dzisiaj z wami – dzielił się obawami Filip Adamus i chyba trudno mu się dziwić.
Wśród nocnej ciszy Wojciech Jagoda tłumaczył, że „Nie chodzi o to, by na każdym kroku całować hymn klubu” .
O co więc chodzi?
– Oni, jak takie dwa wiersze, muszą zmieniać się, muszą przenosić swoje głowy na drugą stronę – wyjaśnił Filip Surma.
Zapadła kłopotliwa cisza.
– Myślę, że polska piłka będzie grała lepiej – zapowiedział Adam Nawałka.
Kibice mieli nadzieję, że piłkarze także.
Andrzej Kałwa
Fot. AJK

