„Bo gdy się milczy, milczy, milczy… to apetyt rośnie wilczy na poezję, co być może drzemie w nas” – pisał przed laty Jonasz Kofta. Kibic piłki nożnej mógłby powiedzieć, że gdy się milczy, to można usłyszeć poezję, która na pewno drzemie w innych: w piłkarzach, w trenerach, dziennikarzach i ekspertach. Poezję, która czasem wywołuje niemy podziw i osłupienie, a czasem przeciwnie – podziw bardzo głośny i bardzo wiele ruchów: od klepania się po udach, przez uderzanie otwartą dłonią w czoło, aż po wycieranie biurka, klawiatury i monitora, bo niektórzy nie pamiętają, że śledząc rozgrywki ligowe, można się czasem zakrztusić „przysłowiowymi płynami”.
– Aż dziw bierze, że nie wzorują się na zagranicznych – dziwił się polskim klubom inżynier Mamoń.
Ależ wzorują się.
– Ł»eby zobaczyć Ligę Mistrzów nie trzeba jeździć do Madrytu, wystarczy przyjść na stadion w Białymstoku – zachęcał trener Piotr Stokowiec, gdy był jeszcze trenerem Jagiellonii. Gdy został trenerem Zagłębia, szybko mu przeszło i nie tylko nikogo nie zachęcał, ale nawet sam wyraźnie się zniechęcił.
– Podbeskidzie zagrało dziś jak Chelsea – Richard Zajac też nie grzeszył skromnością, a Remigiusz Jezierski dodawał z offu – Dobry występ Malinowskiego. Może chciałoby się więcej bramek polskiego Owena…
– Manchester United jest trochę jak Lech – pisał Mateusz Juroszek z firmy STS, ale zanim kibice zdążyli wyjść ze stuporu, wywołanego porównaniem „Czerwonych Diabłów” do Lecha, a nie odwrotnie, wyjaśniał prędko – Niby zawodnicy nieźli, ale trener do dupy.
– Dzisiaj gramy w polskiej Ekstraklasie – schodzimy na ziemię – zamykał dyskusję trener Stawowy.
Zeszliśmy więc na ziemię i zaczęliśmy odwiedzać stadiony ekstraklasowe. Czasami nie mogliśmy trafić, bo mecze rozgrywano w dziwnych miejscach.
– Spotkanie na krakowskich Błoniach prowadzi pan Paweł Gil – powiedział telewizor głosem Cezarego Olbrychta, co chyba zmyliło miejscowych i stadion Wisły świecił pustkami, za to na Błoniach ruch był większy niż zwykle.
Założenia taktyczne to podstawa sukcesu w życiu osobistym i pracy zawodowej.
– Dzisiaj właśnie mamy pomysł na grę – ostrzegał trener Ryszard Wieczorek.
Kibice Górnika ucieszyli się bardzo, ale miny zrzedły im nieco, gdy trener wyjawił szczegóły swego pomysłu:
– Mam nadzieję, że dojdą do nas kontuzjowani zawodnicy i będzie wtedy łatwiej.
Dlaczego uzupełnienie składu zawodnikami z kontuzją miałoby przełożyć się na dobrą grę – trener nie wyjaśnił, a kibice woleli nie pytać.
Taktyczne zastosowanie nadziei zdarzało się i innym trenerom:
– Jak zatrzymać Marcina Robaka? – pytał Mariusz Wróblewski trenera Dudka i słyszał w odpowiedzi – Yyyy… Mam nadzieję, że Marcin nie strzeli.
– Nie zwracamy uwag na pojedynczych zawodników, tylko na każdego pojedynczego – tłumaczył niuanse krakowskiej tiki-taki Sebastian Steblecki.
– Najważniejsze dla Pasów to szybkie przejście z ofensywy do defensywy i z defensywy do ofensywy – uszczegółowił Krzysztof Przytuła.
– Zamierzam wprowadzić pewną innowację czyli rozpoznanie przeciwnika – pochwalił się trener Skowronek, a jego piłkarze przez kolejne dwa tygodnie uczyli się odróżniać Piotra Stawarczyka od Saidiego Ntibazonkizy i Eduardsa ViŁ¡niakovsa od Herolda Goulona.
– Chcemy zaskoczyć Ruch dobrą grą – zdradzał tajniki taktyczne trener Warzycha. Fakt, że Górnik zagrał dobrze tak bardzo zaskoczył chorzowian, że przegrali Wielkie Derby Śląska. Niestety, inni trenerzy Ekstraklasy nie poszli śladami trenera Warzychy i zamiast zaskakiwać dobrą grą, bawili się przestawianie zawodników z lewa na prawo z prawa na środek.
– Ruch będzie nas dzisiaj zmuszał, żebyśmy grali w piłkę – ostrzegł trener Skowronek, z miną sugerującą, że jego zawodnicy do niczego zmusić się nie dadzą. I rzeczywiście…
– Białe czy niebieskie? – zapytał przed losowaniem pan sędzia Borski i podrzucił monetę – Jest żółte. Wygrywa białe.
– Wszystko jest takie… takie… Chaotyczne takie – skrzywił się Ryszard Tarasiewcz – Brak koncentracji w tym jest… Takie, takie… wiesz…
– W ogóle brak akcji jest. Nic się nie dzieje, proszę pana… – wtrącił się znowu inżynier Mamoń.
– Powiedziałbym, że tak troszkę może ten… – sprecyzował Tomasz Wieszczycki.
– Trudna taka jakby sytuacja – Grzegorz Mielcarski z braku czystych sytuacji zajął się omawianiem wyrobów sytuacjopodobnych.
– 13 sekunda, stracona bramka i trudno już było sobie ten mecz ułożyć – tak trener Marcin Broniszewski tłumaczył, dlaczego jego drużyna grała słabo przez 96 minut.
– Pawela teraz próbował niecodziennego rozwiązania – strzału z dystansu – ucieszył się Piotr Laboga, a Fabian Pawela wytłumaczył odwagę, z jaką podjął to niesamowite i niecodzienne wyzwanie – Łatwiej się gra niż się patrzy na to z boku.
Publiczność potakiwała energicznie.
– Piłka prosiła, płakała, błagała, żeby Balaj wbił ją do bramki – psychoanalizował postawę piłki Wojciech Jagoda.
– Trudna pozycja Boljevicia, natomiast trafił w piłkę – Krzysztof Przytuła jak zwykle widział jasne strony meczu, a ligowi piłkarze, którzy też czasem trafiali w piłkę, doceniali jasną stronę komentarza.
– Piłka przy nodze mu nie przeszkadza i to jest piękne – Robert Skrzyński potrafił cieszyć się wszystkim.
– Może nie jesteśmy dumni, ale na pewno zadowoleni z postępu w operowaniu piłką – ze zdaniem trenera Tarasiewicza kibice zgadzali się w połowie: również nie byli dumni, ale nie byli także zadowoleni.
Czasem jednak zdarzało się, że ktoś operował piłką na tyle dobrze, że strzelał gola i zaczynały się rozważana, czy bramkarz mógł coś zrobić.
– Gra Janukiewicza zaowocowała powołaniem do reprezentacji, Kaczmarek też dostał powołanie. Obaj nie zagrali. Nawałka dał im impuls do pracy – usprawiedliwiał bramkarzy Tomasz Wieszczycki.
– Ta piłka była do wyjęcia… ale jedynie z siatki – rozstrzygnął Marcin Rosłoń.
– Szlakotin uspokaja nieco grę – podkreślał Krzysztof Marciniak i rzeczywiście, był to jeden z dwóch momentów, gdy Szlakotin rzeczywiście uspokajał. Drugim był moment, gdy bramkarz Korony puszczał czwartego gola i kibice uznali, że nie ma się czym emocjonować, bo jest już po meczu.
– Nie zapominajmy, że to dopiero pierwsza polowa, a jest jeszcze druga – zagroził kibicom Rafał Kosznik.
– Jak ocenisz tę pierwszą połowę? – zapytał po raz tysiąc pięćset szesnasty Filip Surma.
– Pierwsza połowa pokazała, że drzemią w nich możliwości – odpowiedział z budki komentatora Krzysztof Przytuła. Możliwości rzeczywiście drzemały. Połowa kibiców również.
– Mało futbolu, ale jesteśmy zadowoleni – podsumował minimalistycznie Wojciech Jagoda.
– Dobre 30 minut, takie spokojne, bez klarownych sytuacji – zgodził się Bartosz Gleń.
– Zagrali ofensywnie dlatego, że zagrali ofensywnie – Remigiusz Jezierski rozbierał grę prowadzącej drużyny na czynniki pierwsze.
– Grajmy beznadziejnie – wygrajmy mecz – zaapelował trener Lenczyk.
– Powinno być więcej leżenia na tyłkach – podpowiadał rozwiązania Wojciech Grzyb.
– Na pewno trzeba skupić się na moralach – trener Skowronek uprawiał łysenkizm, krzyżując morale z morelami.
Druga połowa bywała zazwyczaj ciekawsza.
– Rakelsa nie można spuścić z pola widzenia, bo może zrobić drużynie kuku – ostrzegał Remigiusz Jezierski, nie precyzując jednak czy ma na myśli drużynę przeciwną, czy też te, w której grał Rakels.
– On powinien zaczynać akcję, depcząc linie boczną piętami – wtedy jest najgroźniejszy – zdradził tajniki piłkarskiego warsztatu Wojciech Jagoda.
– Malarczyk! Malarczyk! Indywidualnie Malarczyk!… – krzyczał Krzysztof Marciniak, a ładunek mimowolnego absurdu całej sytuacji był tak wielki, że do jego rozbrojenia trzeba było wzywać saperów, zaś zdziwionym obcokrajowcom tłumacze wyjaśniali całą sytuację klasycznym zwrotem: „nieprzetłumaczalna gra słów”.
– Lechia gra trochę nietypowo, bo w linię ataku wchodzi jeden pomocników – podkreślił Mateusz Lewandowski, a kibice zastanawiali się, czy dla piłkarza Pogoni bardziej typowe byłoby wejście w linię ataku bramkarza czy może kierownika drużyny.
– Wiemy, że to się musi zazębić malutką łyżeczką – tłumaczył styl gry Lechii Sebastian Madera. Ktokolwiek wiedziałby o co chodziło gdańskiemu obrońcy, proszony jest o kontakt z najbliższą poradnią zdrowia, szczęścia i pomyślności.
– Trzeba wystrzegać się zagrań nieczystych – pouczał ewangelicznie Robert Skrzyński.
– Panie sędzio, kiedy będzie faul? – zapytał trener Michniewicz.
Sędzia spojrzał na zegarek i zagwizdał, ale nie podyktował rzutu karnego.
– Skoro sędzia nie podyktował, a jest to sędzia międzynarodowy, to chyba miał rację – wiara Łukasza Skrzyńskiego w polskich arbitrów była doprawdy rozczulająca.
– Kurwa, założy się pan ze mną, że był karny? – zaproponował sędziemu trener Probierz, nie pamiętając, że zawodowym sędziom nie wolno zawierać zakładów.
– Jeśli zawodnik może biec dalej, to dlaczego tego nie robi? – zapytał podchwytliwie Sławomir Stempniewski.
– Ja się przewróciłem, kiedy poczułem kontakt – wyjaśnił Filip Modelski, a właściciele sklepów z artykułami elektrycznymi wywiesili zdjęcie piłkarza na tablicę z napisem „Tych klientów nie obsługujemy”.
– Niech teraz zdrowi zapieprzają – utykał w kierunku linii bocznej Marek Zieńczuk.
– Piłka jest grą zespołową, o wynikach decyduje suma umiejętności wszystkich zawodników z domieszką farta. Im więcej dobrych, dobrze wyszkolonych piłkarzy w składzie, tym lepiej dla trenera, który – mając taki komfort. może się położyć na leżance i klaskać uszami – asekurował się trener Smuda i dodawał – Jeśli kontuzje będą nas szanować…
Kontuzje szanowały piłkarzy Wisły bardzo często. Zresztą nie tylko piłkarzy Wisły.
– Ja jestem od tego, żeby odbijać wszystko, co leci w światło bramki – ostrzegał swoich kolegów Radosław Janukiewicz. DuŁ¡an Kuciak wyznawał podobną teorię i poza piłką odbijał także lecących w światło bramki kolegów, czasem pomagając sobie nelsonem, a czasem głośnym wykładem.
– Bramkarz jest od bronienia, a nie pouczania, jak się gra – jakby umiał grać, to by nie stał na bramce – skomentował Aleksandar Vuković.
– I miałem nadzieję, że jak tak strzelą, strzeląâ€¦ nie strzeląâ€¦ to już nie strzelą – Maciej Iwański nie mógł się zdecydować
– Gdyby piłka optymalnie leciała w światło bramki, to może by i wpadła – Rafał Wolski wyjaśniał, czemu jednak nie strzelili.
I wreszcie sędzia kończył mecz…
– Trawa była krucha jak dzisiaj Lech, wystarczyło przerysować i się sypała – podsumował Kazimierz Węgrzyn.
– Granie co trzy dni zdecydowanie różni się od grania co tydzień – odkrywał Amerykę trener Rumak.
– Pomimo dwóch błędów sędzia zostawił pozytywne wrażenie – ocenił pracę arbitra pan Sławomir Stempniewski, choć pierwszym błędem było uznanie gola (decydującego o wyniku) ze spalonego, a drugim – niewyrzucenie z boiska agresywnego obrońcy i to nawet dwa razy.
– Nikt nie jest omylny – wtrącił się do rozmowy Marek Sokołowski, wywołując sporą konsternację i długą ciszę.
– Mamy jakieś miejsce w tabeli i punktów ileś – orientacja trenera Adama Buczka w ekstraklasowym terenie pozostawiała trochę do życzenia.
– Odra Opole to krasnoludy i trolle! – kibice Chemika Kędzierzyn byli dowodem, że dopingować można z fantazją i erudycją.
– Wiemy, czemu Marcin Malinowski mógł nie wygrać naszego plebiscytu – Rafał Wolski wyjaśnił sekrety plebiscytu na „Plusa meczu” – Bo wielu na niego nie głosowało.
O bandy reklamowe opierał się Tomasz Wróbel, zadumanym wzrokiem spoglądając na wszystkie polskie boiska i wygłaszając morał, który mógłby stać się idealnym motto dla całej polskiej piłki:
– Skoro gramy tak dobrze, a wszystko do tyłu, to ja chciałbym raz – za przeproszeniem – chujowo, byle do przodu…”
Andrzej Kałwa
Fot. AJK, FotoPyk


