Weszło del Mundo. Argentyna, dwadzieścia osiem lat oczekiwań

redakcja

Autor:redakcja

03 czerwca 2014, 15:52 • 9 min czytania

Nie można patrzeć na dzisiejszą reprezentację Argentyny, nie wspominając jej wielkich sukcesów z czasów Diego Armando Maradony i Mario Kempesa. Nie można także patrzeć na dzisiejszą reprezentację Argentyny inaczej, niż przez pryzmat Leo Messiego. Gra toczy się zresztą o podwójną stawkę – wszyscy Argentyńczycy czekają na powrót swojej kadry na piłkarski szczyt, as Barcelony dopiero marzy o zdobyciu tego szczytu i zajęciu miejsca Maradony w sercach wszystkich rodaków.
Od czasów „boskiego” Diego i ostatniego mistrzostwa świata minęło 28 długich lat, a od czasów ostatniego finału MŚ aż 24 lata (przegrana z RFN 0:1 w 1990 roku). Na barkach Messiego ciąży wielka presja i sam piłkarz zdaje się o tym wiedzieć. Leo jest być może najwybitniejszym piłkarzem w historii klubowego futbolu, ale jeśli nie poprowadzi Argentyny do mistrzostwa świata, na zawsze pozostanie w swojej ojczyźnie „tym drugim”.

Reklama

Zanim jednak skupimy się na przyszłości, cofnijmy się o całe 36 lat, przypominając wielkie momenty w historii „Albicelestes”.

Super Mario niszczy Mechaniczną Pomarańczę

Reklama

Mundial Anno Domini 1978 był wyjątkowym świętem piłki nożnej. Wyjątkowym z wielu względów, ale tym najważniejszym, który od razu nasuwa się na myśl, było miejsce i czas rozgrywania mistrzostw. Samo przyznanie Argentynie roli gospodarza wywołało falę sprzeciwu zarówno światowej opinii publicznej, jak i samych piłkarzy. Argentyna pozostawała wtedy pod rządami junty generała Videli, a w kraju masowo łamano prawa człowieka i dochodziło do dziesiątek zabójstw. W walkach pomiędzy oddziałami Videli i partyzantami zginęło wielu ludzi, w tym przewodniczący komitetu organizacji mundialu w Argentynie, Omar Actis. Taki stan rzeczy spowodował mały bojkot i wiele gwiazd futbolu nie pojechało na mistrzostwa. Przyczyny były różne, m. in. strach (Johan Cruyff), protest ze względu na okoliczności (Franz Beckenbauer) czy wyrazy solidarności z lewicową partyzantką (Paul Breitner).

Sama impreza przyniosła za to wiele dobrego gospodarzom, przede wszystkim rozejm w wojnie domowej na czas mistrzostw. Ludzie zrozumieli, że patrzy na nich cały świat i do ugrania mają więcej, niż sądzili. To był dopiero początek. Gospodarze trafili do trudnej grupy, ale dzięki zwycięstwom po 2:1 z Węgrami oraz Francją awansowali dalej. Tam wygrali z Polską 2:0 (karnego nie strzelił Deyna), zremisowali z Brazylią 0:0, ale żeby awansować do finału, musieli wygrać z Peru różnicą co najmniej czterech goli. Wygrali 6:0, a w finale czekała już na nich „Mechaniczna Pomarańcza”, czyli Holandia.

Image and video hosting by TinyPic

Drużyna grająca pod wodzą Ernsta Happela była zdecydowanym faworytem tego pojedynku. Argentyna wygrała jednak niespodziewanie po dogrywce 3:1, a królem strzelców został zawodnik gospodarzy Mario Kempes, zwany „Super Mario”. Kraj oszalał. Gdy kapitan „Albicelestes”, Daniel Pasarella, podniósł Puchar Świata, Argentyna była jednością. Nie liczyła się junta, partyzantka. Liczył się tylko sukces kraju. Kempes rozstrzelał Holendrów, ale zjednoczył własny naród.

Ręka Boga i Malwiny, a pośrodku Maradona show

Junta rządziła jeszcze w kraju przez cztery lata, a do upadku jej władzy przyczyniła się wojna Argentyny z Wielką Brytanią o Falklandy-Malwiny. W wyniku konfliktu wyspy pozostały pod protektoratem Wielkiej Brytanii, a junta przestała rządzić. Zmienił się władze, ale Argentyńczycy byli rozgoryczeni po utracie wysp. Rewanż nadarzył się cztery lata później, w roku 1986. Rodacy Maradony od zawsze czuli oddech Anglików na swoim karku. W czasach wiktoriańskiej Anglii Imperium Brytyjskie miało niemały wpływ na losy Argentyny. Anglicy zbudowali tam kolej, zbijali krocie na handlu. Przywieźli też futbol. W wykonaniu Argentyńczyków brytyjską siłę i toporność zastąpiła jednak wirtuozeria i latynoski drybling.

„Albicelestes” wygrali cały mundial (w finale pokonując RFN 3:2), ale to mecz o półfinał mistrzostw świata roku 1986 jest jednym z najczęściej komentowanych do dziś spotkań piłkarskich. Padły w nim dwie mające najmniej wspólnego ze sobą bramki w historii futbolu, obie dla Argentyny, obie autorstwa Diego Maradony. Drugi gol – uznawany za najpiękniejszy w historii mundialu, kiedy boski Diego przedrylował prawie całe boisko i pół drużyny angielskiej, posyłając na koniec piłkę do siatki obok bezradnego golkipera dumnych synów Albionu. Pierwsza bramka – czyste kuriozum i… nieczysty symbol oszustwa. Ręka Maradony. Ręka Boga.

Te obie bramki były uosobieniem natury Diego. Z jednej strony geniusza, za nic mającego obronę rywali, wchodzącego z piłką w pole karne przeciwników niczym nóż w kostkę masła. Z drugiej strony geniusza upadłego – oszukującego zarówno na murawie, jak i poza nią, do tego uzależnionego od używek. Niejednoznaczność Maradony fascynowała tłumy, nikt nie pozostawał wobec niego obojętny. Jedni go kochali, inni przeklinali, tak zresztą jest do dziś, oprócz Argentyny. Tam Diego jest bogiem i jeśli kiedykolwiek Messi chce zająć jego miejsce, musi poprowadzić Argentyńczyków do mistrzostwa świata. Choćby strzelał po 80 goli co sezon w La Liga, to nie wystarczy. Droga na tron prowadzi jedynie poprzez podniesienie w geście triumfu Pucharu Świata FIFA, nagrody wyrzeźbionej przez Silvio Gazzanigę.

Image and video hosting by TinyPic

Ok, ale Argentyna to nie tylko Messi, chociaż „Messidependencia” jest oczywista. Samemu piłkarzowi bardzo pomógł fakt, że Alejandro Sabella uczynił go kapitanem. Od tamtej pory Leo taśmowo zaczął strzelać także w reprezentacji (18 goli w ostatnich 17 meczach kadry), a trener nie ma wątpliwości: „Opaska kapitana oraz dojrzałość dobrze mu zrobiły”. Mario Kempes zastrzega jednak, że gra nie może być oparta wyłącznie na Messim, ponieważ tak nie da się wygrać całego mundialu. „Super Mario” powiedział w wywiadzie: „cała drużyna nie może liczyć jedynie na Leo”. Król strzelców mundialu z 1978 roku ma oczywiście rację – odpowiedzialność za sukces nie może spoczywać tylko na barkach jednej osoby.

Kto zatem poniesie fortepian?

Bill Shankly, legendarny szkoleniowiec Liverpoolu powiedział kiedyś, że „drużyna piłkarska jest jak fortepian: Potrzebujesz ośmiu, żeby go nieśli i trzech, którzy na tym cholerstwie zagrają”. Wiemy już, ze głównym solistą będzie Messi, ale kto będzie mu akompaniował, a kto znów poniesie ciężki instrument?

Prasa zwraca uwagę, że akcję zespołu zależeć będą przede wszystkim od kwartetu Messi – Higuain – DI Maria – Aguero. Nie może zresztą być inaczej, skoro to właśnie wspomniana wyżej czwórka strzeliła najwięcej goli dla kadry, licząc od zeszłego mundialu (Messi 24, Higuain i Aguero po 14, Di Maria osiem). Za środek pomocy i odbieranie piłek ma odpowiadać przede wszystkim Javier Mascherano, uzupełniać go będą Di Maria i ktoś z dwójki Fernando Gago/Lucas Biglia. Większe szanse na grę ma raczej Gago, który swoimi podaniami szuka często na boisku Messiego.

Selekcjoner Alejandro Sabella będzie grał ustawieniem 4-3-3, ale nie zawaha się użyć także bardziej agresywnego 5-3-2 w razie potrzeby. Siłą kadry mają być szybkie bezpośrednie ataki i kontry. W eliminacjach do MŚ „Albicelestes” strzelili najwięcej goli (35), tracąc ledwie 15 (tylko Kolumbia straciła mniej – 13). Popisali się także największą średnią celnych podań (85.3 procent). Cytując „FourFourTwo”: „Największa siła Argentyny? Zawsze jest w stanie strzelić o jednego gola więcej od przeciwnika”.

Image and video hosting by TinyPic

Ł»eby nie było tak całkiem cudownie i różowo, Argentyna także ma swoje wady i braki. Prasa krytykowała przede wszystkim niektóre wybory selekcjonera Sabelli. Tutaj jednak musimy znów cofnąć się do przeszłości i przeanalizować poprzednie mundiale, na których zawsze działo się coś w argentyńskim obozie. Lista jest długa, m. in.: 1994 – doping, 1998 – wewnętrzne dyskusje i konflikty, 2002 – reżim treningowy Marcelo Bielsy, 2006, 2010 – dalsze dyskusje i podziały pomiędzy różnymi grupami zawodników. Sabella postawił na spójny kolektyw, chociaż niektóre jego wybory są mocno kontrowersyjne.

Trener zrezygnował z Teveza czy Cambiasso, w obronie postawił na mniej znanych piłkarzy, zamiast – jak to określił jeden z angielskich dziennikarzy – „warczących generałów”. Największym problemem wydaje się być jednak pozycja bramkarza. Mariano Andujar grał w tym sezonie słabo (spadł z Serie A wraz z Catanią), Sergio Romero nie grał prawie w ogóle, a jak już grał to wpuszczał szmaty. Regularnie bronił tylko… trzeci bramkarz kadry Augustin Orion. Wszyscy domagali się, aby do reprezentacji został włączony rewelacyjny Willy Caballero, ale Sabella był nieubłagany. Wytypował swoich faworytów i sztywno trzyma się raz obranej koncepcji.

Argentyńczycy mają także problemy z bronieniem stałych fragmentów gry, dlatego na lewej flance defensywy występuje mogący grać także jako stoper wysoki Marcos Rojo. Spotkaliśmy wiele ciekawych opinii na jego temat, ale chyba najbardziej spodobała nam się ta, że „jest tak drewniany, iż poci się wiórami”. Silne plusy obrony? Zabaleta i Garay. Niepewne – Federico Fernandez, jego zmiennik (a może i podstawowy stoper) Martin Demichelis i wspomniany przed chwilą Rojo. Selekcjoner sprawił wielką niespodziankę powołując zwłaszcza Demichelisa z Manchesteru City, który ostatni raz w kadrze zagrał trzy lata temu. Złośliwi mówią, że Martin został powołany tylko dlatego, iż gra w jednej drużynie z Zabaletą

Prawdziwą siłą Argentyny jest przede wszystkim atak – to ofensywa leży w mentalności spadkobierców Maradony i to na niej będzie bazować Sabella. W obwodzie są także Palacio i Lavezzi. Ten ostatni może nawet wskoczyć do pierwszej jedenastki w razie jakichś problemów zdrowotnych „Kuna” Aguero, który w ostatnim sezonie często łapał urazy. Będzie z czego wybierać w razie potrzeby, niektórzy dziennikarze piszą wręcz o „morderczym ataku”.

Jednym z asystentów selekcjonera będzie były playmaker „Albicelestes”, Juan Sebastian Veron. Jedną z jego ról ma być jeszcze lepsza komunikacja pomiędzy drużyną, a sztabem szkoleniowym. Trener „Albicelestes” poszedł swoją własną drogą – nie powołał wszystkich nazwisk, które dyktowała mu prasa, ale tych, którzy wydawali mu się idealni do jego koncepcji. Stąd brak takich kolosów futbolu jak chociażby Carlos Tevez, najlepszy piłkarz Juventusu w niedawno zakończonym mistrzowskim sezonie Serie A.

Image and video hosting by TinyPic

Z Tevezem był jednak taki problem, że rozbijał drużynę od środka. Nie bał się mówić co myśli, ale wpływało to często negatywnie na drużynę. Carlos to taki „czempion z ludu” – kochany przez masy, ale robiący dużo fermentu. Dlatego Sabella mu podziękował i jest to decyzja słuszna, mając w pamięci wewnętrzne problemy z poprzednich wielkich imprez. Zabrakło także miejsca dla wspomnianego już wcześniej Estebana Cambiasso, jednego z piłkarzy, który stanowił od lat o sile Interu i właśnie reprezentacji Argentyny.

Szanse i oczekiwania

Wielkie turnieje rządzą się swoimi prawami, ale „Albicelestes” mają stosunkowo łatwą grupę. Oprócz Messiego & co. w grupie F występują Bośnia i Hercegowina, Iran oraz Nigeria. Prasa argentyńska była zachwycona losowaniem: „Najważniejsze jest to, że żaden z tych zespołów nie jest skomplikowanym rywalem (…) Mieliśmy szczęście”. Radości nie krył także sam Sabella: „To bardzo dobre losowanie (…) Znamy dobrze Bośniaków, trochę mniej wiemy o Irańczykach i Nigeryjczykach, ale graliśmy już z nimi – wiem, że są silni fizycznie”.

Oczekiwania w kraju są wielkie. Wszyscy Argentyńczycy chcą odzyskać tytuł mistrzów świata i dodatkowo dokonać tego w Brazylii, kraju odwiecznych futbolowych rywali. Były selekcjoner „Albicelestes” Carlos Bilardo powiedział nawet: „Nie możemy czekać już dłużej na następny tytuł”. Argentyńczycy nie byliby jednak sobą, gdyby nie odwołali się do boskiej interwencji i nie mówimy tym razem o Diego i jego wyznawcach. Jedna ze sportowych telewizji emitowała zapowiedź mundialu, ukazującą Ojca Świętego Franciszka przemawiającego podczas swojej wizyty w Rio de Janeiro do ponad trzech milionów wiernych. Komentarz w reklamie był wymowny: „Jeśli jeden Argentyńczyk dokonał tego w Brazylii, wyobraźcie sobie, czego może dokonać dwudziestu trzech”.

Image and video hosting by TinyPic

KUBA MACHOWINA

Najnowsze

Polecane

OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie

redakcja
1
OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama