Już wczoraj, w tekście po meczu Legii Warszawa z Lechem Poznań, wyraźnie określiliśmy, kogo należy nazwać największym bohaterem tego spotkania. Nie Vrdoljak, nie Bereszyński, żaden z piłkarzy Lecha, ale trzydzieści tysięcy gardeł zgromadzonych na Łazienkowskiej, tak na trybunach gospodarzy, jak i w „klatce” gości. Gdyby nie oni, historie związane z nimi, motyw „zdrady” Bereszyńskiego, kłopotliwego szpaleru, oprawy z obu stron, mecz nie różniłby się szczególnie od starcia Piasta Gliwice z Podbeskidziem. To właśnie atmosfera, klimat, rywalizacja dwóch miast i dwóch potężnych ekip, opierających swoją renomę na oddanych i fanatycznych kibicach, sprawiły, że flesze z wczorajszego spotkania obiegają Europę.
I – co znamienne – nie obiegają wcale serwisów sportowych. Skróty z meczu można byłoby zamknąć w odtworzeniu bramek, może jeszcze kilku akcji Lecha, z rajdem Pawłowskiego na czele. Emocji boiskowych – jak na lekarstwo. Sytuacji podbramkowych – podobnie.
Na trybunach za to starcie dwóch klasowych firm. Trzy oprawy, tony pirotechniki, głośny doping, świetne oflagowanie… Zresztą, zobaczcie sami skrót wszystkich najciekawszych akcji tego spotkania wykonany przez Radka Rzeźnikiewicza z kartofliska.pl. Ujął wszystko to, co sprawia, że mecz Legii z Lechem, nawet kiepski i nudnawy, staje się widowiskiem wspominanym miesiącami.
Tego typu wydarzenia, połączone z atmosferą na Wiśle czy Zawiszy, połączone z atmosferą spotkań kibolskich klubów organizowanych w niższych ligach, doskonale pokazują, że tak jak nie ma kibiców bez choćby najsłabszych piłkarzy, tak nie ma monumentalnych widowisk bez fanatycznych kibiców.
Wypada cieszyć się, że „finał sezonu” był właśnie tego typu widowiskiem, bez względu na grę obu jedenastek. I pozostaje życzyć wszystkim fanom Ekstraklasy, by tego typu starć było jak najwięcej.
Fot.FotoPyK