Korona była dzisiaj tak zmotywowana do grania, jak uczeń do nauki gdy pozostała minuta do końca lekcji. Definicyjny przykład wczasowej formy. Nie zdziwimy się, gdyby okazało się, że piłkarze z Kielc przyszli na ten mecz prosto z leżaków albo z biesiady u tłumacza Antka (oczywiście z tańcami). Dziś Kielczan pokonałby każdy, może nawet – a co tam! – Zagłębie. Obowiązek stuknąć jedenastkę Pachety miałyby nawet drużyny takie jak „Krzysztof Ibisz i przyjaciele”.
Grała tylko jedna drużyna, i tak się złożyło, że pod obiema bramkami, bo gola dla Korony też strzelił gracz Śląska. Pechowa interwencja, nie wieszalibyśmy psów na młodym Zielińskim, choć prawdą jest, że nie była to jego jedyna średnio udana interwencja. W Śląsku imponował dziś Mila, który przecież przez wielu był uznany za rozczarowanie sezonu. Za gracza, który najbardziej obniżył loty w tym roku, dlatego nawet całkiem miło było popatrzeć na Sebastiana wreszcie grającego na poziomie. Dzięki niemu, Paixao, Dudu oraz pomocy kolegów Śląsk urządził dziś sobie mały konkurs strzelecki. Bramki Paixao i Dudu – stadiony świata. Kosiorowski tych piłek nawet nie widział, tylko słyszał jak mu przelatują koło ucha.
Mieliśmy dziś na boisku trzech debiutantów. Kosiorowski, cóż, aż nam trochę żal faceta. Wchodzi na ostatni mecz sezonu i dostaje piątkę w plecy. Nie popisał się przy pierwszej bramce, gdzie w gruncie rzeczy można mu zapisać asystę. Raz też nawalił, gdy Trytko wybijał z pustej bramki (oddajmy Przemkowi, że sekundę wcześniej prawie by wtłukł malowniczego samobója). Ale jak kiedyś mówił Wójcik „gramy bez bramkarza!” tak Kosiorowski mógł powiedzieć „gram bez drużyny”. Przyłożył rękę do porażki, ale to koledzy wsadzili go na konia.
Śląskowi nie musiał dzisiaj pomagać debiutujący w Ekstraklasie sędzia, ale to zrobił. Stano dostał żółtą kartę za to, że przyjął piłkę na twarz. Jeśli obiła się jeszcze o jego rękę, to przepraszamy, specjalnie nie mógł tego uniknąć. Intencjonalne to raczej nie było – zamiaru dostawać futbolówką w mordę raczej Słowak nie miał. Wreszcie trzeci debiutant, Wojtek Pawłowski. Wiadomość jest krótka i treściwa: nie zardzewiał. Dwa razy obronił trudne strzały, szczególnie na linii wyglądał dobrze.
Tak jak dobrze wyglądał cały Śląsk, który wygrywa grupę spadkową, potwierdzając, że miał największy potencjał ze wszystkich drużyn, które tutaj się znalazły. Tadeuszowi Pawłowskiemu, czyli popularnemu „The Naked One”, należą się gratulacje. Jego przykład pokazuje też niejako, że Staszek Levy był jednym z najbardziej przereklamowanych trenerów jacy przewinęli się przez naszą ligę.

Fot.FotoPyK