– Pracuję tak, jakbym miał być trenerem Lecha przez następnych dziesięć lat. Absurdem byłoby, gdybym miał plan tylko do września. Trener nigdy nie ma komfortu pracy, ale ja nigdy nie dostałem w Lechu ultimatum. Nikt mi nie powiedział: „Nie wygrasz kolejnego meczu to odchodzisz” – mówi na łamach Faktu i Przeglądu Sportowego Mariusz Rumak. Trener Lecha nie wie, co czeka go po ewentualnej wpadce w eliminacjach Ligi Europy i życzy Legii awansu do Champions League. Zapraszamy na nasz świeżutki przegląd prasy.
FAKT
Jako że mamy piątek, powinniśmy znaleźć w Fakcie kilka godnych uwagi tekstów. Ekstraklasa daje ekstrakasę – pisze na wstępie Antoni Bugajski. Kluby z ligowego podium dostaną dodatkowe miliony.
To będzie deszcz pieniędzy. 2,5 miliona złotych za pierwsze miejsce, 1,55 miliona za drugie i 950 tys. za trzecie – tyle wynoszą dodatkowe nagrody Ekstraklasy SA dla drużyn, które zajmą miejsca na ligowym podium. W regulaminie, który zaakceptowały wszystkie kluby, jest też istotna adnotacja: Płatne w terminie 30 dni od dnia zakończenia rozgrywek. A to oznacza, że pieniądze będzie można przekazać na nowe kontrakty albo na premię dla drużyny. Tak sprawę traktuje szef Legii Warszawa Bogusław Leśnodorski. – Podoba mi się ten pomysł, niezależnie, kto wygrywa, bo trzeba nagradzać najlepszych. Ale w naszym przypadku te pieniądze przecież nie idą do klubowej kasy, tylko będą przekazane piłkarzom jako premia za tytuł – wyjaśnia prezes. I tak wystarczy to tylko na część nagrody dla zespołu, któremu klub w sumie ma przecież przekazać 4 mln złotych. To również pokazuje, że przed ostatnią kolejką szczególnie dwa kluby mają jeszcze o co walczyć, bo choć już wiadomo, kto zajmie 1. i 2. miejsce oraz kto jako trzeci z ligi zagra w europejskich pucharach, to wciąż nie jest przesądzone, kto będzie na najniższym stopniu podium. O 3. lokatę walczą Ruch Chorzów i Górnik Zabrze (który nie dostał licencji na start w Europie). I nie chodzi tylko o prestiż, ale właśnie o dodatkowy blisko milion nagrody. Dla obu śląskich klubów to bardzo istotna motywacja.
Mariusz Rumak życzy Legii Ligi Mistrzów. Tutaj fragment, reszta w PS.
Był moment w tym sezonie, w którym czuł pan, że tytuł jest na wyciągnięcie ręki?
– Wierzyłem, że w rundzie finałowej Legia nie wygra w Gdańsku. Strzeliła gola w wiadomo jakich okolicznościach (sędzia nie odgwizdał spalonego Bereszyńskiego w akcji, po której padła bramka). Pomyślałem „teraz będzie ciężko”. I już Legii nie dogoniliśmy.
Czy chciałby pan, żeby Legia zagrała w Lidze Mistrzów?
– Tak. Ł»yczę jej tego, bo to byłby sukces polskiej piłki. Nawet jeśli powiększy się dystans finansowy między Legią a resztą. Pewnie dziś w Poznaniu myślą „nie, niech oni nie wchodzą, bo nam uciekną”. Ja tak do tego nie podchodzę, ale zrobimy wszystko, żeby za rok to Lech był na miejscu Legii.
Kto jest najlepszym piłkarzem polskiej ligi?
– Największy wpływ na zespół miał Radović. Kiedy Legii nie szło, podawali mu piłkę i on zapewniał punkty.
Władze Lechii Gdańsk są tymczasem poważnie zainteresowane Arielem Borysiukiem. Pomocnik miałby być wypożyczony do Polski z Kaiserslautern. Gdańscy działacze chcieli go kupić, ale transfer definitywny nie wchodzi w grę. Koniec informacji z ramki. Jurij Szatałow, który właśnie awansował do Ekstraklasy z Łęczną, przekonuje z kolei, że Krym zawsze należał do Rosji, a on sam jest przeciwko ukraińskim oligarchom.
Na kolejnej stronie jeszcze trochę drobiazgów:
– Luis Suarez wystąpi na mundialu
– Biedronka będzie sponsorem kadry przez kolejne 4 lata
– Lewandowski załatwiał dom w Monachium i wyjechał na wakacje.
Zaś Łukasz Fabiański został „łabędziem”. Zagra w Swansea.
– To była łatwa decyzja. Jestem bardzo zadowolony z tego transferu – mówi Łukasz Fabiański, który właśnie przeniósł się z Arsenalu Londyn do Swansea City. Polski bramkarz podpisał czteroletni kontrakt. Fabiański był zawodnikiem Arsenalu przez siedem lat. Nie mógł jednak liczyć na miejsce w wyjściowym składzie. W zakończonym niedawno sezonie zaliczył tylko 10 występów w barwach Kanonierów. We wcześniejszym było to tylko pięć spotkań. I właśnie chęć regularnych występów skłoniła go do odrzucenia oferty londyńskiego klubu, który chciał przedłużyć z nim umowę. Zamiast tego nasz reprezentant zdecydował się na podpisanie kontraktu ze Swansea. – Jeśli mam być szczery, to głównym powodem przejścia z Arsenalu do Swansea jest chęć bycia w zespole bramkarzem numer jeden. Chcę grać co tydzień. Czeka mnie prawdziwa walka o miejsce w bramce, ale nie boję się wyzwania. Rywalizacja zawsze jest dobra, więc myślę, że każdy na tym skorzysta – twierdzi Fabiański. Polski bramkarz jest pierwszym zawodnikiem ściągniętym do Swansea po zakończeniu ostatniego sezonu. Fabiański zapowiada, że już nie może doczekać się rozpoczęcia pracy…
Mamy tu również tekst o wyższości Kucharczyka nad Ojamą o prowokacyjnym tytule: „Kucharczyk ośmiesza Ojamę”, ale zacytujemy go z Przeglądu Sportowego. W Fakcie dość zdawkowo.
GAZETA WYBORCZA
Zanim do Wyborczej, zajrzeliśmy na łamy Rzeczpospolitej, ale w niej dziś tylko króciuteńka zapowiedź weekendowych meczów w Ekstraklasie. „Wszystko jasne, ale grać trzeba”. Dosłownie parę słów, nie ma niczego do zacytowania. W GW też dość skromnie, wyłącznie tekst o niezwykłym casusie Diego Costy.
Czy Vicente del Bosque za wszelką cenę powinien zabrać na brazylijski mundial kontuzjowanego Diego Costę? Podjąć ryzyko, którego odradza mu niemal połowa hiszpańskich kibiców. Już za 15 dni na Arena Fonte Nova w Salvadorze Hiszpanie rozpoczynają batalię w obronie tytułu mistrzów świata. „La Roja” zacznie tak, jak skończyła mistrzostwa w RPA, czyli meczem z Holendrami, srebrnymi medalistami sprzed czterech lat. W składzie drużyny Vicente del Bosque jest jedna fundamentalna niewiadoma. Czy zagra napastnik Atletico Madryt Diego Costa, który w 8. minucie finału Champions League zszedł z boiska z odnowioną kontuzją uda? Pochodzący z Brazylii naturalizowany gracz ma wyleczyć mięsień za dwa tygodnie, a więc wróciłby do treningów tuż przed startem mistrzostw. W Hiszpanii trwa debata czy selekcjoner powinien ryzykować zabierając na mundial napastnika, który nie weźmie udziału w przygotowaniach? W internetowej ankiecie dziennika „Marca” zdania kibiców są podzielone. 48 proc z nich uważa, że to się nie opłaci. – Jeśli chodzi o Costę jestem umiarkowanym optymistą – odpowiedział Del Bosque, który już za trzy dni musi ogłosić ostateczną, 23-osobową kadrę na mundial. – Decyzję w jego sprawie podejmę w ostatniej chwili – dodał. Sytuacja selekcjonera Hiszpanów nie jest łatwa. Z jednej strony zabiera do Brazylii drużynę, która wygrała trzy ostatnie wielkie turnieje (Euro 2008, MŚ 2010 i Euro 2012). Z drugiej obrona tytułu nazywana jest, nawet w Hiszpanii, misją niemożliwą. Ł»adna drużyna z Europy nie wygrała mistrzostw świata rozgrywanych na amerykańskiej ziemi. „La Roja” była pierwszą, która dokonała tego poza Starym Kontynentem. 12 miesięcy temu w finale Pucharu Konfederacji Brazylia pokonała Hiszpanów 3:0. Wtedy zaczęła się debata, że mistrzowska drużyna jest wypalona. Nawoływano Del Bosque by dokonał w niej istotnych zmian, ale hiszpański selekcjoner uchodzi za konserwatystę. Kiedy po Euro 2008 przejmował zespół od Luisa Aragonesa stwierdził, że jest on właściwie dziełem skończonym i trzeba go raczej utrzymać, niż myśleć o korektach. To podejście okazało się słuszne w RPA oraz na mistrzostwach Europy w Polsce i na Ukrainie.
Gazeta stołeczna przedstawia z kolei losy Konrada Jałochy, który z Puznówki niespodziewanie trafił do jedenastki kolejki Ekstraklasy. Kim jest i skąd się wziął? Zaraz się dowiemy…
Jałocha grać w piłkę zaczynał w małym klubie Puznówka 1996 z gminy Pilawa. To 55 km od stolicy w stronę Lublina. To stamtąd pochodzi, choć urodził się w Warszawie. – Nie ma w tym żadnej tajemnicy, nie kryje się za tym żadna rodzinna migracja – opowiada prezes Puznówki Cezary Jedynak. – Konrad mieszkał tu z rodzicami. A jako że jesteśmy powiatem położnym blisko Warszawy, a najlepsze warunki do narodzin oferuje właśnie stolica, to tam przyszedł na świat. Jak zresztą wielu naszych mieszkańców. Jedynak nie pamięta, w jakim wieku Jałocha zaczął treningi. – To był jeszcze dzieciak – mówi prezes, ale dodaje, że Jałocha od razu wiedział, na jakiej pozycji chce występować. Bronił w zespole rocznika 1991 pod okiem nieżyjącego już trenera Bogdana Wójcika. – To był prawdziwy pasjonat, a piłka nożna, zwłaszcza dziecięca, była całym jego życiem – wspomina kolegę Jedynak. – Zarówno on, jak i cały rocznik, pod okiem Bogdana w krótkim czasie zrobił niesamowity postęp. W tym samym zespole trenował też jego brat bliźniak Kuba. On był napastnikiem i głównym dostarczycielem goli dla drużyny – dziś już w piłkę gra amatorsko, dla przyjemności. Jedyne, co odróżniało tę dwójkę, to wzrost – wspomina Jedynak. Konrad zawsze był duży, urósł do 200 cm. Mimo przepaści, jaka dzieliła klub z małej miejscowości od innych zespołów, Puznówka odnosiła bardzo dobre wyniki w rozgrywkach trampkarzy. To właśnie w nich błysnął talent Jałochy. – Na mecze do stolicy nie jeździliśmy tylko po to, by stracić kilka bramek – opowiada Jedynak. – Podejmowaliśmy twardą walkę, choć od innych dzieliło nas wiele. – Doskonale pamiętam jedno spotkanie. Graliśmy na wyjeździe z Deltą Warszawa i zupełnie nieoczekiwanie wygraliśmy 1:0. Cały zespół był wtedy wspaniały, ale Konrad przeszedł samego siebie. Bronił absolutnie wszystko. Mimo że był średnio o dwie głowy wyższy od rówieśników, imponował wspaniałym refleksem, a ze swojego wzrostu uczynił największy atut – wspomina prezes.
Nic więcej nie znajdziemy. Ubogo.
SPORT
A oto i okładka dzisiejszego Sportu.
Katowicki dziennik przypomina, że w ekstraklasie pozostała już tylko jedna niewiadoma. Hitowym meczem będzie ten między Legią i Lechem, ale korespondencyjne starcie o najniższy stopień podium czeka Górnika i Ruch. Pojedynek kolejki? Uwaga, waga ciężka – Wojciech Kędziora kontra Krzyszof Chrapek.
Na kolejkę zaprasza Marcin Sasal. Okropna nuda.
– I na górze, i na dole tabeli nic się w zasadzie nie zmieniło po 30. kolejce. Wielkie ciśnienie mieliśmy może tylko przez 1-2 tygodnie, potem wszystko wróciło do normy. Teraz bój toczy się w sumie o te 200 tysięcy – dodatkowy wpływ do klubowego budżetu za każde miejsce w tabeli wyżej. Ale taki Zawisza, kiedy tylko zdobył Puchar Polski i zapewnił sobie start na arenie międzynarodowej, to w zasadzie zakończył ligę krajową. Formuła się trochę rozmydliła.
Co wróży pan ekipom prowadzonym przez trenerów tymczasowych?
– Myślę, że bez względu na ostatnie wyniki Mirosław Hajdo ustąpi miejsca komuś innemu. A Piast? Samo zatrudnienie Angela Pereza Garcii było dla mnie posunięciem science fiction. Dlatego nie zdziwię się, jeśli współpraca z tym szkoleniowcem zostanie prolongowana. Hiszpan będzie musiał jednak zespół mocno przebudować, bo wypaleniu uległ tam nie tylko poprzedni trener, ale również zawodnicy. Naprawdę niewiele brakowało, by gliwiczanie nie zdołali uniknąć degradacji. Mieli mnóstwo szczęścia.
Sport pisze o deszczu pieniędzy na zakończenie rozgrywek. 2,5 miliona za pierwsze miejsce, 1,55 mln za drugie i 950 tysięcy za trzecie – tyle wynoszą nagrody dodatkowe Ekstraklasy SA dla drużyn z ligowego podium. Płatne w terminie 30 dni od zakończenia rozgrywek. – Podoba mi się ten pomysł, niezależnie kto wygrywa, bo trzeba nagradzać najlepszych. Ale w naszym przypadku te pieniądze nie idą do klubowej kasy, tylko będą przekazane piłkarzom jako premia za tytuł – wyjaśnia Bogusław Leśnodorski. I tak wystarczy to tylko na część nagrody dla zespołu, któremu stołeczny klub w sumie ma przekazać przecież 4 miliony złotych.
W ligowych zapowiedziach Sport bezsensownie powtarza powszechnie znane już informacje – że Chrapka chce Catania, że Wisła nie jedzie na letni obóz, że liczy na sprowadzenie Plizgi i Jankowskiego. Kolejny raz czytamy też o warunkach, jakie Podbeskidziu stawia Leszek Ojrzyński.
– Trener chciałby, aby w naszym zespole funkcjonował system premiowania za zdobywane punkty. Takiego systemu obecnie nie ma, bo nas nie stać na wypłacanie dodatkowych bonusów. Płacimy premie tylko za osiągnięcie wyniku sportowego, czyli – tak jak w tym sezonie – za utrzymanie – tłumaczy Borecki, który nie ukrywa, że z tej sytuacji będzie wybrnąć bardzo trudno. – Mierzymy siły na zamiary. Ja jestem szczęśliwy z tego powodu, że z wszystkimi zobowiązaniami jesteśmy na bieżąco. Szanse na to, by płacić zawodnikom premie za wygrane mecze są jednak praktycznie zerowe – dodaje. Borecki podkreśla, że nie podpisze się pod niczym, z czego później nie będzie mógł się wywiązać. W najbliższym czasie z Leszkiem Ojrzyńskim ma spotkać się prezydent Bielska-Białej. Szans na porozumienie za bardzo nie widać.
Tymczasem wszystko wskazuje na to, że nową umowę w Kielcach w przyszłym tygodniu podpisze Hiszpan Pacheta. Z klubu z pewnością odejdą Daniel Gołębiewski i Artur Lenartowski.
SUPER EXPRESS
Super Express poświęcił dziś tematom piłkarskim nieco więcej miejsca niż w kilku ostatnich dniach. Dla polskiego tabloidu wypowiada się trener Iwaiło Petew, który na Cyprze współpracował z Orlando Sa. Oczywiście jest przekonany, że Portugalczyk odnajdzie się w naszej lidze, tylko potrzebuje czasu.
Na Cyprze dopiero po roku stał się gwiazdą ligi. W Legii może nie dostać tyle czasu…
– Fernando Torres po transferze do Chelsea nie od razu zaczął strzelać, a za Hiszpana zapłacono majątek. W końcu się przełamał. Podobnie będzie z Orlando. Zacznie zdobywać bramki, bo umie to robić.
Na razie trafił tylko raz…
– Spokojnie. Orlando posiada cechy, dzięki którym będzie występować w coraz lepszych klubach. Bóg dał mu szybkość, technikę, wyskok, ogromne możliwości… Wszystko zależy od niego, czy w pełni wykorzysta talent. Jego piłkarskie losy mogą być interesujące.
Jak zareagował pan na wiadomość, że Sa odchodzi do Legii, a pan traci najlepszego strzelca zespołu?
– To była decyzja piłkarza, który chciał przenieść się do mistrza Polski. Z nim w składzie byłoby nam łatwiej walczyć o tytuł mistrza Cypru, ale nie mam do niego pretensji. Jestem mu wdzięczny za to, co zrobił dla klubu z Limassol. A AEL nieźle zarobił na jego sprzedaży.
Super Express pisze również o piłkarzach Zagłębia i Widzewa, którzy są do wzięcia. Ze szczególnym naciskiem na Visnakovsa, Wolańskiego, Piecha, Abwo i Przybeckiego.
O ile odejście Piecha jest możliwe, choć nieprzesądzone, o tyle Zagłębie pożegna jeden z najbardziej błyskotliwych, ale i chimerycznych piłkarzy – Dawid Abwo, któremu kończy się kontrakt. Afrykańczyk już może szukać pracy i niewykluczone, że znajdzie ją w naszej Ekstraklasie. Zainteresowanie wzbudza też Miłosz Przybecki, który był ligową rewelacją w barwach Polonii Warszawa. W Lubinie przygasł, ale ze względu na wiek i talent chętnych na jego usługi nie braknie. W Zagłębiu nie do końca wiedzą, co z nim zrobić i jaką podyktować cenę. Trener Stokowiec, który zna go z „Czarnych Koszul”, chce, żeby piłkarz został, ale w takim przypadku działacze chcieliby renegocjować jego umowę (ważną przez dwa lata), bo teraz zarabia 50 tysięcy zł miesięcznie, a to na pierwszą ligę za dużo. W Widzewie najlepszym kąskiem jest Łotysz Visniakovs, który w tym sezonie zagrał 35 meczów i zdobył 12 goli. – Eduards nie zostanie w Widzewie – mówi nam jego menedżer Michaił Lebiediew. – Mamy wstępne oferty z Włoch, Niemiec i Szwajcarii. Poza tym z Lecha i Legii. Priorytetem jest wyjazd do mocniejszej ligi, ale jeśli to się nie uda, to wrócimy do rozmów z polskimi klubami – mówi agent piłkarza. Rewelacją ligi był też inny widzewiak – bramkarz Patryk Wolański, ale jego łodzianie chcą zatrzymać, bo nie obciąża budżetu, zarabiając 5 tys. miesięcznie. No, chyba że trafi się superoferta.
50 tysięcy miesięcznie dla Przybeckiego. Zbrodnia.
Na koniec zostaje nam tekst z wypowiedziami ulubionego pierwszoligowca Adama Nawałki, czyli Macieja Wilusza. Niebawem mecze z Kolejarzem zamieni na mecze Kolejorza. Taka drobna różnica.
Na dwie kolejki przed końcem Bełchatów zajmuje 2. miejsce. W przedostatniej serii zagra wyjazdowy mecz z Kolejarzem Stróże, który ostatnio pokonał na własnym stadionie dwie czołowe ekipy pierwszej ligi: Arkę i Dolcan. – Kolejarz będzie chciał podtrzymać dobrą passę – ocenia obrońca wicelidera. – Jest to bardzo ważne spotkanie dla obu klubów. Oni walczą o utrzymanie. My potrzebujemy wygranej, aby przypieczętować awans. W Stróżach chcemy zgarnąć całą pulę. Ekstraklasa jest już na wyciągnięcie ręki, ale jednak wciąż daleka do niej droga – twierdzi reprezentant Polski. W nowym sezonie Bełchatów będzie musiał sobie radzić już bez kadrowicza selekcjonera Adama Nawałki. Wilusz podpisał trzyletnią umowę z Lechem Poznań, do którego trafił na zasadzie wolnego transferu. – Lech nie musiał mnie długo przekonywać. To solidny klub, spodobało mi się zachodnie myślenie, które w nim panuje, a które poznałem podczas pobytu w Holandii. Chcę być ważną postacią zespołu, zrobić krok do przodu w karierze. Ale teraz najważniejszy jest dla mnie Bełchatów…
PRZEGLĄD SPORTOWY
Łukasz Fabiański na okładce Przeglądu.
I o jego nowej erze traktuje również pierwszy z tekstów.
W ostatnich tygodniach mówiło się o zainteresowaniu reprezentantem Polski ze strony m.in. West Ham United, a także szkockiego Celticu Glasgow czy szwajcarskiego FC Basel. Fabiański postawił jednak na niewielkie walijskie Swansea, które zaledwie od trzech sezonów gra na najwyższym poziomie rozgrywkowym. – Oczywiście Łukasz mógł pójść do topowego klubu, bo taki bramkarz, dostępny za darmo, jest łakomym kąskiem. To by jednak nic nie zmieniło w jego sytuacji. Zastąpiłby jedną ławkę rezerwowych inną. W Swansea może liczyć na regularną grę – zapewnia Dawidziuk. Doskonale znający lokalne realia Stephen Ward, dziennikarz South Wales Evening Post, jest przekonany, że Polak musiał dostać gwarancję występów w pierwszym składzie. – Inaczej tej klasy bramkarz na pewno nie podpisałby umowy ze Swansea. Dużo mówi się o odejściu do Liverpoolu Michela Vorma, czyli dotychczasowego numeru jeden. Podejrzewam, że Polak usłyszał od władz klubu, że Holender zostanie oddany – dodaje Ward. Dla Fabiańskiego ten transfer to ostatni dzwonek do wielkiej kariery. Do Arsenalu przychodził w 2007 roku pełen nadziei. Przeżył tam piękne chwile, jednak większość czasu spędzał na ławce lub na leczeniu kontuzji. W siedem lat rozegrał mniej spotkań niż Vorm w trzy lata w Swansea. Walijski klub – ze względu na swoją historię – wydaje się właściwym miejscem dla piłkarza, który chce się odbudować i udowodnić wszystkim, że powinien częściej grać. Swansea przeważnie pałętała się po peryferiach poważnego futbolu. Jeszcze jedenaście lat temu klub był na skraju upadku. Łabędzie – taki nazywa się też drużynę – grały na czwartym poziomie rozgrywkowym i broniły się przed spadkiem. Menedżerem był wówczas Bryan Flynn, który tak wspominał te czasy w rozmowie z Daily Mail: – Urodziłem się 10 kilometrów od Swansea, więc doskonale rozumiałem, jak ważną misję miałem przed sobą. Spadek byłby krokiem w przepaść, pogrążyłby klub w niebycie.
Dodatek „ligowy weekend” rozpoczyna artykuł o dodatkowych pieniądzach dla trzech najlepszych drużyn w Ekstraklasie, cytowaliśmy go z Faktu. Pora więc na nieszczęsnych Kucharczyka i Ojamę. Notowania tego pierwszego rosną. Do niedawna przesądzano, że będzie musiał odejść.
Norweg postawił na Henrika Ojamę jako lewoskrzydłowego i długo nie zamierzał swojej decyzji zmieniać. W końcu musiał, bo Estończyk nie tylko irytował swoją postawą, ale coraz mniej dawał drużynie. I Michał Kucharczyk wykorzystał swoją szansę. W czterech ostatnich spotkaniach strzelił trzy gole, ostatnio z Pogonią (1:0) po pięknej, indywidualnej akcji. – To był fantastyczny show. Michał wszedł na boisko, zdobył przepiękną bramkę. Uwielbiam oglądać takie akcje. Na koniec sezonu osiągnął świetną formę. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby rozgrywki trwały jeszcze dłużej – słodził 23-latkowi szkoleniowiec, który rzadko pozwala sobie na publiczne oceny swoich zawodników. W przypadku Kucharczyka powinien przyznać się do błędnej oceny. Zimą zakomunikował mu, że nie będzie graczem pierwszego wyboru i jeśli ma taką możliwość, to może odejść. Ten zacisnął zęby, postanowił zostać i walczyć. – Letnia przerwa jest krótka i wierzę, że Michał utrzyma dyspozycję – dodał Berg, wysyłając sygnał, że liczy na tego gracza w przyszłym sezonie. Wyższość Polaka nad Ojamą jasno pokazują też statystyki. Kucharczyk spędził na ligowych boiskach prawie 700 minut mniej, a zdobył siedem bramek więcej (9, przy 2 Estończyka). Ma dużo lepszy procent celnych strzałów (52 – 24 proc.), a jedyne, w czym jest gorszy, to asysty (2 do 6).
Na łamach PS mamy również znacznie obszerniejszą wersję wywiadu z Mariuszem Rumakiem. Utrzymuje, że obecny Lech jest lepszy od tego sprzed roku, a trener nie obawia się o swoją przyszłość.
Gdyby właściciel zaproponował panu jednego ligowca, żeby sprowadzić go do Lecha, to kogo by pan wybrał?
– Para Trałka – Linetty jest jedną z lepszych w Polsce, ale nie mam zmiennika w środku pomocy. Zaraz odejdzie Łukasz Teodorczyk, więc będziemy potrzebować napastnika. Jednej ligowej gwiazdy, którą koniecznie chciałbym w Lechu, nie ma. Jest grupa niezłych zawodników, jak Michał Masłowski, Marco Paixao czy Mariusz Zachara albo Marcin Robak. Dani Quintana jest niezły, ale nie pasowałby do naszego systemu. Potrzebujemy raczej szybkich skrzydeł.
Pracuje pan w Lechu 2,5 roku. Nie ma dziś w lidze szkoleniowca, który prowadziłby jeden klub dłużej.
– To nienormalna sytuacja. Utrzymujemy powtarzalność i wiemy jak rozwiązywać problemy. To zasługa właściciela i zarządu klubu. Mam postawiony cel, ale np. we wrześniu ktoś może we mnie zwątpić, że jestem w stanie zrealizować zadanie. Nie będę się teraz zamartwiał, co będzie za trzy miesiące. Muszę wygrywać, a zawodnicy mają się rozwijać indywidualnie i tworzyć coraz lepszy zespół. Efektem pracy ma być wynik. Chcę pracować w Lechu jak najdłużej, za chwilę po raz trzeci zagramy w Europie. Ale gwarancji sukcesu nie mam, bo nie na wszystko mam wpływ.
Puchary będą weryfikacją?
– Pracuję tak, jakbym miał być trenerem Lecha przez następnych dziesięć lat. Absurdem byłoby, gdybym miał plan tylko do września. Trener nigdy nie ma komfortu pracy, ale ja nigdy nie dostałem w Lechu ultimatum. Nikt mi nie powiedział: „Nie wygrasz kolejnego meczu to odchodzisz”. Zdaję sobie sprawę, że muszę wygrywać, bo to jest najważniejsze kryterium oceny pracy trenera. Dziś myślę o tym, jak w niedzielę wygrać na Łazienkowskiej, a potem przygotowujemy się na 16 czerwca, wtedy rozpoczynamy przygotowania do nowego sezonu.
Dalej dwie strony o krakowskich klubach. Wisła, co oczywiste, traci na konflikcie z kibicami.
Moment jest jednak fatalny, bo klub zmaga się z poważnym kryzysem finansowym, który pogłębia coraz mniejsza frekwencja na trybunach. Przed meczem z Górnikiem kilku fanów przez podstawioną agencję wykupiło jeden ze skyboksów. W trakcie spotkania siedzieli tyłem do boiska, prezentując koszulki z hasłem domagającym się odejścia Bednarza. Nie ma szans, żeby odpuścili. Przed wybuchem konfliktu średnia frekwencja przy Roosevelta wynosiła 15 tysięcy widzów. Niedawne efektowne zwycięstwo 5:0 nad Pogonią zobaczyło zaledwie 4 tysiące osób. – Kibice powinni nam pomagać, aby ratować ten klub – powtarza trener Franciszek Smuda. Wisła wprowadził pewne akcje promocyjne, skierowane głównie do młodzieży, ale w obecnej sytuacji, trudno o przyciągnięcie widzów. W 2011 na biletach i karnetach krakowianie zarobili 10,8 mln zł. Rok później 6,7 mln, bo zespół nie grał w pucharach i przestał liczyć się w walce o tytuł mistrzowski. Jeśli konflikt nie zostanie szybko zażegnany, tegoroczny dochód z biletów będzie dużo niższy. Klub może stracić około 3 miliony złotych, co tylko pogłębi dziurę w budżecie.
Z kolei z Cracovią żegna się Saidi Ntibazonkiza. Spotkał się z właścicielem klubu Januszem Filipiakiem. Miał negocjować nowy kontrakt, ale postawił bardzo wygórowane warunki finansowe.
Burundyjczyk Saidi Ntibazonkiza jest najlepiej zarabiającym piłkarzem Pasów, otrzymuje około 60 tysięcy złotych miesięcznie i zażądał podwyżki. Klub nie mógł na to przystać. Obecnie średnia zarobków w drużynie kształtuje się na poziomie około 18 tysięcy netto za miesiąc. Wymagania finansowe nieadekwatne do prezentowanej formy to nie jedyny problem Ntibazonkizy. Skrzydłowy, pomimo czterech lat pobytu w Polsce, nie przystosował się do życia w naszym kraju. Zarówno jemu, jak i żonie wraz z trójką dzieci nie podoba się życie w Krakowie. Do tego wciąż nie nauczył się dostatecznie dobrze mówić po polsku. Pomocnik nie zagra w ostatniej kolejce z Jagiellonią. Wyjechał do Burundi na mecz reprezentacji. W klubie otrzymał na to zezwolenie już dawno temu. Dowiedział się, że otrzyma zgodę na wyjazd, jeżeli Pasy wcześniej zapewnią sobie utrzymanie w ekstraklasie. Na odejściu Ntibazonkizy Cracovia może z jednej strony stracić blisko 500 tysięcy euro. Tyle właśnie w 2010 roku zapłacono za niego holenderskiemu NEC Nijmegen. Z drugiej jednak strony, nie jest w interesie klubu przedłużyć kontraktu z piłkarzem na jego warunkach, aby później go sprzedać. Nie ma gwarancji, że znajdzie się ktoś, kto za Burundyjczyka zapłaci godne pieniądze. Menedżerowie szukają mu już nowego pracodawcy za granicą, głównie na wschodzie i w Niemczech.
Piłkarską karierę zakończył Jarosław Bieniuk. Jest tu trochę fajnych historyjek z przeszłości tego zawodnika, ale my skupimy się na aktualnościach. Oto fragment:
W sposób przemyślany, bo decyzję podjął już na początku sezonu. – Przez cały okres piłkarskiej przygody starałem się nie wykonywać pochopnych ruchów, tylko wszystko w miarę skrupulatnie zaplanować. Tak było również w tym przypadku. Nadszedł po prostu czas na poświęcenie się w większym stopniu rodzinie, która tego potrzebuje. Mamy przecież z Anią trójkę ślicznych dzieci. Od sportu jednak nie odchodzę, bo tylko na nim się tak naprawdę znam. Założyłem ze wspólnikami firmę IQ Sport Advisory Group, zajmującą się marketingiem i wykorzystywaniem nowych technologii w sporcie. To kierunek, mający przed sobą dużą przyszłość, a pierwszym efektem naszej działalności jest mój kontrakt reklamowy z Avonem – tłumaczy Bieniuk, któremu Lechia zorganizuje oficjalne pożegnanie w następnym sezonie, przed jednym z meczów.
Co jeszcze?
– Widzew oczywiście deklaruje grę młodymi Polakami. Standard
– Wojciech Pawłowski po 26 miesiącach zagra w lidze.
Pawłowski po raz ostatni łapał strzały i dośrodkowania w miarę poważnych rywali 22 kwietnia 2012 roku, jeszcze będąc piłkarzem Lechii Gdańsk. Od tamtej pory siedział wyłącznie na ławce – po Lechii był kolejno w Udinese, Latinie i wreszcie w Śląsku. Przez cały ten czas jeśli bronił, to wyłącznie w sparingach albo w meczach rezerw. – Nawet przychodząc do obecnego klubu nie spodziewałem się, że aż tak długo będę czekał w nim na swój oficjalny debiut. Mam nadzieję, że od nowego sezonu będę już we Wrocławiu numerem jeden – mówi bramkarz, który w Kielcach pójdzie między słupki zamiast Mariana Kelemena. Zasłużony dla klubu Słowak praktycznie siedzi już na walizkach. Wie, że nie przedłuży kontraktu ze Śląskiem, dlatego w ostatnim meczu sezonu trener Tadeusz Pawłowski postanowił dać szansę dotychczasowemu dublerowi. – Chciałbym, żeby mój debiut z Koroną był początkiem dłuższej serii. Chodzi mi o to, żeby regularnie pobronić przynajmniej przez rok. Obecna umowa przewiduje mój pobyt we Wrocławiu do grudnia 2014, ale ponieważ już pół wypożyczenia przesiedziałem na ławce, poproszę władze Śląska o przedłużenie mojego transferu czasowego do końca wiosny 2015 roku. Inne rozwiązanie w moim przypadku raczej nie ma sensu. Skończyłem w styczniu 21 lat. Powinienem już regularnie występować w meczach o stawkę.
Z nieco większych materiałów polecamy również rozmowę z Jurijem Szatałowem.

ANGLIA: Lambert w Liverpoolu?
Co za zwrot w karierze Lamberta. Nie tylko zdąży pojechać na mundial, ale i zagrać w wielkim klubie, bo właśnie po gracza zgłaszają się „The Reds”. Poza tym sporo pisze się o Negredo, na którego ochotę ma Atletico. Miałby on zastąpić u „Rojiblancos” Diego Costę. W prasie też Hodgson, który przekonuje, że Rooney nie będzie w jego reprezentacji świętą krową i w razie czego nie zawaha się usadzić gracza United na ławce.
HISZPANIA: Bitwa o Koke
Atletico może nie mieć za wiele do powiedzenia w przypadku Koke. Jego wydawało się w swoim czasie astronomiczna klauzula odstępnego teraz może zostać aktywowana. 60 milionów euro – aż tyle są gotowi wydać na Old Trafford i Camp Nou. Byłby to klubowy rekord, bijąc tym samym sumę za którą poszedł do Liverpoolu Torres (58 milionów). Del Bosque przekonuje z kolei, że Hiszpania stoi przed wielkim wyzwaniem, a ten turniej może być najtrudniejszym ze wszystkich, które ostatnio grała „La Roja”. Wszyscy najważniejsi gracze są po zabójczo długich, wycieńczających sezonach.
WŁOCHY: Immobile w BVB
Apelacja Parmy została odrzucona, dzięki temu Torino znajdzie się w pucharach. Sprawa dotyczy – a przynajmniej tak się oficjalnie mówi – zaniedbań podatkowych Gialloblu. Z kolei Borussia ma właśnie kupować za około dwadzieścia milionów Immobile. „La Gazetta” jest pewna, że transfer dojdzie do skutku, umieszcza tę informację na czołówce. Poza tym jak zwykle o tej porze nieco plotek transferowych, Inzaghi chciałby chociażby mieć do dyspozycji Negredo.






















