Ograć Arkę i Bełchatów, by dostać od ROW-u oraz Kolejarza. Dolcan znów bez Ekstraklasy

redakcja

Autor:redakcja

29 maja 2014, 10:21 • 3 min czytania

Przyznajemy się bez bicia, że często zerkaliśmy, jak radzi sobie Dolcan Ząbki. Mało tego, widzieliśmy praktycznie każdy wiosenny mecz tej wesołej gromadki. Awansują? Nie, no chyba nie… A może jednak? Kiedy już zaczynaliśmy wątpić, nagle znów kolekcjonowali zwycięstwa. Kilka kolejek do końca sezonu, tymczasem pytanie-klucz brzmi: czy Dolcan będzie chciał awansować? „Będzie chciał”, nie zaś „czy im się uda”, a to niekoniecznie subtelna różnica. Dlatego teraz, jako że już wiemy, że Ekstraklasa w Ząbkach to nie tym razem – co prawda matematycznie cały czas mogą wyprzedzić GKS Bełchatów, lecz bądźmy poważni – postanowiliśmy znaleźć właściwą odpowiedź.
Jak można wygrać w Gdyni z Arką i u siebie z Bełchatowem, natomiast w międzyczasie przerżnąć z ROW Rybnik oraz Kolejarzem Stróże? Gdyby te dwa mecze udało się wygrać, awans wciąż byłby na wyciągnięcie ręki. Przypadek? Złośliwość losu? Brak zimnej krwi? A może premedytacja, jakiś misterny plan?

Ograć Arkę i Bełchatów, by dostać od ROW-u oraz Kolejarza. Dolcan znów bez Ekstraklasy
Reklama

Najprościej byłoby za pewnik przyjąć to ostatnie rozwiązanie, po czym odgórnie orzec: odpuściły lenie. I nawet znalazłoby się ku temu, na potwierdzenie tezy, kilka sensownych argumentów. Wyobrażacie sobie Klepczarka, zwanego tu i ówdzie Świętym Mikołajem, na najwyższym szczeblu? Zarówno jemu, jak i kilku następnym, awans nie był na rękę. Przeprowadzka i szukanie kogoś, kto ich przygarnie, a tutaj przecież całkiem wygodnie, Warszawa obok. Bo naprawdę wyjątkowy szarlatan musiałby sprawić, by tak uprzejmy dla rywali kapitan Dolcanu radził sobie z Paixao czy Robakiem. I analogicznie paru kolejnych. A stadion? A budżet? Ale takie postawienie sprawy byłoby dużym uproszczeniem. Krzywdzącym, mimo wszystko.

Jak wyglądał mecz z outsiderem z Rybnika? Cóż, jak bardzo byśmy się starali, kulisy najlepiej przybliży wam niezastąpiony w takich sprawach Paweł Mogielnicki z 90minut.pl.

Reklama

Absurd. 0:2, mimo że przez cały mecz to gospodarze mieli więcej z gry. A zresztą – jakie więcej? Mega więcej! Podanie, podanie, podanie. Z kolei tamci: wybicie, leżakowanie, wybicie. Niezbadane są wyroki boskie. Obie bramki zupełnie przypadkowe, raczej nie ma co doszukiwać się drugiego dna. Najzwyczajniej w świecie – pokazali im ROW. Ł»eby było śmieszniej, w Stróżach scenariusz niemal identyczny, z tą jednak różnicą, że doprowadzili do remisu, na chwilę dosłownie, ponieważ wkrótce później stracili gola, a jakże – niechcący. Przez głupotę, niekoniecznie premedytację. Jeżeli do tego całego zamieszania dodamy, że kolejny już raz kluczową postacią w Kolejarzu był urlopowany (?) / pijany (?) – no, w każdym razie nieobecny – greenkeeper / ogrodnik / pan Mietek, który nie skrócił trawnika, to… Tak widocznie musiało być.

Nie oszukujmy się: Dolcan w skali całego sezonu wykręcił świetny wynik – jakkolwiek by patrzeć – głównie za sprawą trzech postaci. Trenera z otwartą głową, skrajnie efektywnego Piesia oraz zaskakującego samego siebie Zjawińskiego. Podoliński poukładał puzzle, dzięki czemu latem najpewniej dostanie w końcu robotę w Ekstraklasie i pewnie kogoś tam ze sobą zabierze – być może właśnie powyższą dwójkę. A wtedy? Nie chcielibyśmy stać się złymi prorokami, aczkolwiek nie zdziwimy się, gdyby po sukcesie z tego roku, za dwanaście miesięcy Ząbki spadły z pierwszej ligi. Z hukiem, jak parę lat wstecz – Znicz Pruszków.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama