Czas rozliczeń, czyli anatomia upadku Widzewa

redakcja

Autor:redakcja

29 maja 2014, 10:42 • 6 min czytania

Pamiętam, jak tata zabrał mnie na pierwszy mecz na stadionie. Widzew – Eintracht Frankfurt. Momentalnie zakochałem się w atmosferze boiska przy ul. Piłsudskiego. Oglądałem jak zahipnotyzowany wspaniałych piłkarzy i dopingujących kibiców „spod zegara”. Później byłem już praktycznie na każdym meczu. Wtedy Widzew to był wielki klub. Miał wielką drużynę, w której grali wielcy piłkarze. Był wizytówką piłkarskiej Polski. Marzyłem, aby któregoś dnia stać się jego częścią. Dzisiaj nie jestem już mały, a Widzew nie jest już tamtym Widzewem.
Dzisiaj po spadku do pierwszej ligi klub pisze niechlubny rozdziałÂ  swojej historii.

Czas rozliczeń, czyli anatomia upadku Widzewa
Reklama

Nie jest to pierwszy spadek z Ekstraklasy w ostatnich latach. Jednak ten akurat może okazać się wyjątkowo dramatyczny.

Widzew jest w upadłości układowej. Bez pieniędzy z Canal+ gwarantowanych przy występach w najwyższej klasie rozgrywkowej może nie sprostać spłacie zobowiązań. Wtedy upadłość układowa zamieni się w likwidacyjną. Klub zwyczajnie zbankrutuje. Jakiś syndyk rozprzeda wątpliwy majątek i na długo zgasi światło na Widzewie. Miejmy nadzieję, że tak się jednak nie stanie. Miejmy nadzieję, że właściciel nie dopuści do upadku tak zasłużonego przecież dla naszej piłki klubu.

Reklama

Jak to się stało, że zespół, który jeszcze niedawno chciał bić się o Ligę Mistrzów, dziś stoi nad przepaścią?
 
W korytarzu budynku klubowego do tej pory wisi w honorowym miejscu motto klubu wymyślone po przyjściu pana Cacka: „Być liderem w biznesie sportowym”.

Jakże komicznie brzmi ono dzisiaj. Jeśli Widzew przez ostatnie lata stał się w czymkolwiek liderem, to z pewnością nie w biznesie ani nie w sporcie. Dzisiaj Widzew to idealny przykład złego zarządzania. To lider, jeśli chodzi o złe wybory, złe decyzje, złą organizację, zły dobór ludzi. Chyba nie o takim liderze myślał prezes Cacek wymyślając  klubowe motto.
 
Wszystko zaczęło się tak pięknie… Jeszcze 4 lata temu w klubie były pieniądze na wszystko. Na konferencji przed podpisaniem kontraktu przedstawiciel firmy PR instruował mnie, co należy mówić, a czego nie.

Ta sama urocza pani była z drużyną na obozie w Tunezji. Uczyła piłkarzy udzielać wywiadów i dobrze prezentować się w mediach. Klub miał opracowaną instrukcję wymagań dla długości trawy na boisku i jakości maszyn ją konserwujących. W pierwszej lidze płacono kontrakty miesięczne w wysokości nawet 50-60 tys. zł miesięcznie. Do tego dochodziły wejściówki, nawet 8 tys. za mecz i premie za wygrane spotkania. 3-4 tys. netto. Niektórzy zawodnicy wyciągali miesięcznie 70-80 tys. w pierwszej lidze. Nigdzie nie zarabiało się pieniędzy tak łatwo jak w Widzewie. Taka krążyła opinia wśród piłkarzy.
 
Sielanka trwała jednak bardzo krótko. Wkrótce dały o sobie znać niskie kompetencje ludzi rządzących w klubie. Mateusz Cacek nie sprostał nadziejom ojca. Droga zabawka podarowana synowi okazała się trudna w obsłudze i bardzo kosztowna. Jeszcze nie tak dawno na tablicy ogłoszeń wisiała kartka przysłana do klubu przez Mateusza z wakacji w Dubaju: „Jest super.Opalamy się, jeździmy na wielbłądach. Pozdrawiamy wszystkich” – pisał Cacek junior. Nie ma co się dziwić. Chłopak miał wtedy 24 czy 25 lat. Nic dziwnego również, że nie podołał zarządzaniu klubem sportowym.
 
W wywiadzie dla portalu Widzewiak.pl z lutego 2013 roku, Mateusz Cacek opowiada o swojej roli w klubie:
 
– Tak, podjąłem się odpowiedzialności za sport po odejściu Marka Zuba. To był czas pozytywistycznej pracy u podstaw. Myślę, że udało się dużo osiągnąć jak na tak krótki czas. Od zera powstał bardzo skuteczny scouting, dzięki któremu do klubu trafił choćby Mariusz Stępiński. Niektórzy mogą się z tego scoutingu naśmiewać, ale on się broni efektami i to jest niepodważalne. Rozpoczęliśmy proces zmiany stylu gry zespołu z prymitywnego”kopnij i biegnij”, na grę opartą na operowaniu piłką, przekonaniu o swojej sile i na logicznej taktyce. Zaczęliśmy pisać system informatyczny do wiarygodnej oceny zawodników pod różnymi względami. I wreszcie to, z czego mogę być najbardziej zadowolony, czyli stworzenie sztabu szkoleniowego z prawdziwego zdarzenia. Opartego na zaangażowaniu i nieprzeciętnej wiedzy. To wszystko są osiągnięcia, które będą procentowały w Widzewie jeszcze bardzo długo”.
 
Część wywiadu o pozyskiwaniu nowych piłkarzy kwituje słowami: „Efekt, efekt i jeszcze raz efekt”.
 
Jaki jest efekt wizji kreślonej przez Mateusza i resztę działaczy, widzimy dokładnie dzisiaj. Widzew posiada w swoich szeregach największą liczbę obcokrajowców w lidze. Większość z nich to kompletne nieporozumienia. Dość wspomnieć o zawodniku nazwiskiem Straton. Chłopak wyciągnięty z Youtube. Jego najmocniejszą stroną było chyba to, że za jego agenta podawał się syn prezesa akademii sportowej Widzewa. Kiedy poproszono ówczesnego trenera zespołu, aby dał mu szansę gry, trener skwitował to krótko: Oczywiście, mogę go wystawić. Na kasie w Tesco.
 
Nietrafne decyzje systematycznie obniżały wartość sportową zespołu i powodowały straty finansowe. Praktycznie żadnego zawodnika oprócz Robaka nie udało się korzystnie sprzedać. Piłkarze, za których klub żądał astronomicznych kwot, w końcu odchodzili za darmo. Ukah, Dudu, Panka, Bieniuk czy Sernas. Pierwsi czterej odeszli za porozumieniem stron, za Sernasa Widzew otrzymał od Zagłębia dużo mniej niż mógłby dostać pół roku wcześniej z innych klubów.
 
Dziś zarząd Widzewa tworzą panowie Młynarczyk, Kulesza i Wlaźlik. Nie ma co się pastwić nad nimi. Z pewnością ich działania nie były spowodowane złą wolą. Oni po prostu znaleźli się w miejscu, w którym nie powinno ich nigdy być.

Do historii klubowych anegdot przeszła sytuacja z Ben Radhią, który czekał pod drzwiami prezesa Młynarczyka na wyjaśnienie tematu niewypłaconych zaległości. Prezes siedział w zamknięty w gabinecie, udając, że go nie ma. Ben nie dał się nabrać i cierpliwie czekał. Próbę sił wygrał jednak prezes Młynarczyk. Wyszedł dopiero, kiedy Radhii już nie było.

Piłkarze szybko stracili zaufanie i szacunek do włodarzy klubu, co doprowadzało do coraz częstszych spięć i konfliktów. „Miglanc”, „kłamca, kłamca”, „oszust”, „jogurt” – to najdelikatniejsze sformułowania, jakich używali zawodnicy i niektórzy pracownicy w odniesieniu do wymienionych prezesów i członków zarządu.

Niewątpliwie wina za to, co działo się przez ostatnie lata w Widzewie, spoczywa na właścicielu. Jak w każdym przypadku, tak i w tym, właściciel odpowiedzialny jest za działanie swojego biznesu. On finalnie odpowiada za efekt końcowy.

Poznałem Sylwestra Cacka po podpisaniu kontraktu z Widzewem. Wydał mi się bardzo przyzwoitym, inteligentnym facetem. Nie zadzierał nosa, nie tworzył w okół siebie atmosfery towarzyszącej spotkaniom z bardzo bogatymi ludźmi. Można było pogadać z nim o wielu sprawach. Normalny gość. Miałem o nim bardzo dobre zdanie. Dlatego tak bardzo dziwi mnie to, co stało się z klubem w ostatnich latach. Nie może być dla niego usprawiedliwieniem fakt oddania klubu w ręce nieodpowiednich ludzi. Przecież to pan Cacek dobierał ich i powierzał im poszczególne obowiązki. To on zawsze miał decydujący głos.
 
Smutne to wszystko. Legia, z którą Widzew przez długie lata rywalizował o tytuł mistrza kraju i z którą tworzył hegemonię naszej ligi, jest na zupełnie innym biegunie. Widzew – ostatni polski klub występujący w upragnionej Lidze Mistrzów zmierza prostą drogą w kierunku przepaści. Przepaści, z której może nie wydostać się przez długie lata.
 
Dzisiaj nadchodzi czas rozliczeń. Nie wyobrażam sobie, aby ludzie, którzy odpowiedzialni są za obecną sytuację klubu, dalej pełnili w nim jakieś funkcje. Nie wiem, jaki plan ma pan Cacek, ale pewne jest, że bez jego pomocy i zaangażowania klub czeka nieciekawy los. Dzisiaj właściciel musi wziąć na siebie odpowiedzialność za przyszłość Widzewa. Klubu z ogromnymi tradycjami i wspaniałą historią. Klubu, który mimo podpisanych dokumentów, nie należy tylko do pana Cacka. Jest również własnością tysięcy kibiców. Tysięcy łodzian. Ludzi dla których jest obiektem wspaniałych wspomnień i wielkich marzeń. Takich choćby jak te moje, kiedy byłem małym chłopcem.
 
RADOSفAW MATUSIAK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama