Nie od dziś wiadomo, że większość transferowych newsów w angielskich gazetach jest warta jeszcze mniej niż hity z polskich brukowców. Jeśli czytamy o tysięcznym potencjalnym zakupie danego klubu to możemy być pewni, iż bardziej prawdopodobne jest już to, że skauci Chelsea obserwują Rymaniaka i Małeckiego. Anglicy lubują się w tzw. „rumours” (plotki), które od lat są nieodłącznym elementem sezonu ogórkowego w Premier League. W gąszczu absurdów spróbujemy jednak wybrać co bardziej wartościowe informacje, a także zajrzymy co słychać u Bobby’ego Zamory i jego QPR.
Zacznijmy od newsa numer jeden, którego bohater jest częstym gościem tego typu doniesień, ale niczego nie można wykluczyć właśnie ze względu na osobę delikwenta. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że do Premier League wróci „Zgniłe Jabłko”, czyli Mario Balotelli. „Balo” dorasta wolniej niż wszyscy, a ostatnio ponoć doszedł do wniosku, że życie w Anglii nie było wcale takie złe. Jak donoszą włoskie media, Mario ma dość rasistowskich obelg i z chęcią pokopałby znów na Wyspach. Zainteresowane są ponoć Liverpool i Arsenal. Dlaczego akurat oni?
„The Reds” mają za sobą wspaniały sezon, a czerwona część Merseyside marzy o odzyskaniu mistrzowskiego tytułu. W klubie wszyscy mają jednak świadomość tego, że Luis Suarez jest wielkim i niezastąpionym piłkarzem, ale jako człowiek jest niestety wyłącznie Luisem Suarezem. Z Urugwajczykiem nigdy do końca nic nie wiadomo – trochę podobnie jak z Balotellim – i podobno na Anfield martwią się, że „El Pistolero” może w końcu się skusić i po mundialu odejdzie do Realu lub Barcelony. W przypadku tego czarnego scenariusza alternatywą miałby być właśnie szalony Mario. Liverpool bardzo chce także u siebie Adama Lallanę, który podobno marzy o przeprowadzce do większego klubu. Z kolei Arsene Wenger szuka nowego napastnika, który wprowadziłby nieco więcej jakości i polotu niż drewniany Olivier Giroud. Francuski menedżer „Kanonierów” oprócz „Balo” myśli także o Karimie Benzemie, ale cytując Daily Mail „najpierw porozmawia z ludźmi Balotellego”. Anglia musi się mieć na baczności – nadjeżdża najsłynniejszy pizzer świata ze swoją świtą, czyli super agent Mino Raiola.
Największe zmiany szykują się za to w Manchesterze United, gdzie stery objęła nowa miotła, czyli Louis van Gaal. Dotychczas z Old Trafford łączono osoby Marco Reusa i Toniego Kroosa, którzy mają wspólnego agenta – Volkera Strutha. Niemca widziano pod koniec sezonu, kiedy zasiadał na trybunach oglądając jedno ze spotkań United. Wiemy jednak na pewno, że na razie odpada Kroos, który zostanie w Bayernie co najmniej do 2015 roku. Nie wiadomo nadal co z Reusem – sam zainteresowany mówił niedawno, że „na pewno będzie grał w przyszłym sezonie w Dortmundzie”, ale jeśli do gry wejdą duże sumy to nigdy nic nie wiadomo. Póki co Van Gaal skupił się za to na kompletowaniu swojego sztabu szkoleniowego. Wiadomo, że ponownie zmniejszona zostanie rola sławnej „Klasy 92”, czyli Scholesa, Butta i Phila Neville’a.
Co prawda vice prezydent United Ed Woodward zapowiada, że całej trójce powierzone zostaną jakieś role, najprawdopodobniej jednak w klubie pozostanie jedynie Nicky Butt jako trener zespołu U-21. Najlepiej na zatrudnieniu LvG wyszedł Ryan Giggs, który został nowym asystentem Holendra. Pewne są natomiast dwa cele transferowe „Czerwonych Diabłów” – praktycznie już podpisany Luke Shaw oraz Mats Hummels, któremu Van Gaal chciałby powierzyć rolę lidera defensywy. Mówi się także o sporym zainteresowaniu Louisa Kevinem Strootmanem z Romy, ale tutaj jest jeden problem – holenderski pomocnik od dłuższego czasu leczy zerwane więzadła w kolanie. W przypadku kontuzji ACL rehabilitacja jest długa i potencjalna forma Strootmana jest jedną wielką niewiadomą. W obwodzie pojawiają się także kolejne nazwiska, z Arjenem Robbenem na czele.
Nie milkną za to echa urodzinowych perypetii pewnego Iworyjczyka, któremu marzy się tygodniówka rzędu 300 tysięcy funtów, czyli na równi z Wayne’em Rooneyem. Tutaj pojawiają się jednak sprzeczne informacje i do końca nie wiadomo jak potoczą się losy Yaya Toure. Z jednej strony Manchester City nie chce tracić swojego kluczowego piłkarza, którego forma w niedawno zakończonym sezonie dosłownie eksplodowała. Ewolucja, jaka dokonała się kosztem Toure jest niesamowita – parę lat temu myśleliśmy o nim w kategoriach wyrobnika środka pola, jednak transfer do City pozwolił mu rozwinąć się piłkarsko i ukazać swoją bardziej ofensywną twarz. Pewne źródła donoszą jednak, że 300 tysięcy funtów tygodniowo dla 31-letniego już piłkarza to za dużo nawet jak na warunki klubu z Etihad Stadium i City nie zaoferuje Iworyjczykowi podwyżki. Barcelona ponoć nadstawia uszu, a przynajmniej tak myśli sam Yaya Toure. Na wylocie z Etihad stadium na pewno jest za to Micah Richards. Chętny jest Liverpool.
Zmiany zajdą także w Chelsea. Jeszcze przed mundialem mają rozstrzygnąć się losy Franka Lamparda, a w następnym tygodniu ma zostać sfinalizowany transfer Diego Costy z Atletico. Nie ma już Davida Luiza, PSG kusi także Edena Hazarda. Na brak ofert nie może narzekać za to Ashley Cole, któremu kończy się kontrakt i na pewno opuści on Stamford Bridge. Anglik przebiera w ofertach i może praktycznie zagrać, gdzie zechce. Nie ma sensu wymieniać potencjalnych pracodawców, bo „Ca$hleya” chcą właściwie wszyscy – od Liverpoolu, przez Tottenham aż po Inter Mediolan. Miejmy nadzieję, że kluby złożą mu hojną propozycję – już raz nieomal Cole nie rozbił się jadąc swoim Bentleyem, kiedy dowiedział się, że Arsenal zaoferował mu „tylko” 50 tysięcy funtów tygodniowo. Współczujemy, ciężkie jest życie Ashleya Cole’a. Pisząc o bocznych defensorach z kończącymi się kontraktami nie można nie wspomnieć o Bacarym Sagny, który dołączył do gwiazdozbioru Manchesteru City. Mniej gry, więcej trofeów i zer na kontrakcie. Następcą Francuza zostanie najprawdopodobniej objawienie Ligue 1, czyli Serge Aurier z Tuluzy.
Do elity Premier League wraca za to Queens Park Rangers. Podopieczni Harry’ego Redknappa pokonali w playoffach Derby, a zwycięskiego gola zdobył niezatapialny i nieśmiertelny Bobby Zamora w 90. minucie spotkania. Właściciel drużyny Tony Fernandes niemalże wychodził z siebie z nerwów, a kluczowe trafienie Zamory już zostało ochrzczone golem wartym 134 miliony funtów, tyle bowiem jest wart awans dla QPR. Fernandes mógł odetchnąć z ulgą – promocja do PL praktycznie uratowała QPR od bankructwa. „Arry” Redknapp tymczasem już szaleje. Menedżer zespołu zapowiedział, że interesuje go sprowadzenie kilku nowych piłkarzy. Nazwiska? Proszę bardzo: Ashley i Joe Cole, Frank Lampard, Rio Ferdinand, Gareth Barry. Nierealne? Dzisiaj w futbolu nic nie jest nierealne, jeśli poparte jest odpowiednią ilością zer na kontraktach. Właścicielowi drużyny życzylibyśmy jednak więcej rozwagi, pamiętając jak skończyły się ostatnie mocarstwowe plany QPR. Nowy sezon pokaże, czy na Loftus Road uczą się na błędach.