Droga do nieba. Wszystkie oczy na Lizbonę

redakcja

Autor:redakcja

24 maja 2014, 11:56 • 4 min czytania

Role już dawno zostały przypisane. Real to ten największy, najbogatszy, wiecznie skazany na sukces. Atletico odwrotnie – to one w tej bajce przebiera się za żebraka. Mówią o piłkarzach Simeone: to zaraz się skończy, jadą na pustym baku. Zaraz jednak przychodzą kolejne zwycięstwa i kolejny raz mówimy, że w tym sezonie piękniejszej historii futbol nie napisał. Teraz ostatnia prosta. Droga do nieba, jak pisze Marca. Dwie madryckie drużyny spotykają się w finale Ligi Mistrzów i choć faworytem jest Real, to Atletico jest mistrzem Hiszpanii i drużyną, która ostatnio dokonuje cudów.
Na Estadio da Luz wszystko jest już gotowe. Pomnik słynnego trenera z lat 60. Beli Guttmanna przypomina o klątwie Benfiki, ale dziś żadnych złych nowin nie ma. Z kolan wstał nawet Diego Costa – facet, na którego w tym sezonie spadły już wszystkie możliwe plagi. Mówiono: nie pojedzie na mundial, spójrzcie na jego ranę. Płacze, nie może grać – dodawano podczas ostatniego meczu z Barceloną. A on nagle wybiega na trening i przez większość dzienników awizowany jest w pierwszym składzie.

Droga do nieba. Wszystkie oczy na Lizbonę
Reklama

To już naprawdę są wszystkie ręce na pokład. Najważniejszy mecz sezonu i demonstracja siły hiszpańskiego futbolu. Atletico i Real zakpiły z tiki-taki. Zdemolowały autobusy. Pierwsi na finał czekali od 40 lat, drudzy od 12. Obaj jadą już na oparach, ale – jak mówi Ancelotti – ten mecz mamy w głowie, odkąd tylko zaczęliśmy sezon. Nie ma więc odwrotu. Dzisiaj – zamiast oddychania rękawami – mamy zobaczyć ostatnie wielkie tchnienie piłkarskich robotów. Jak w tej kapitalnej okładce „Marki”, gdzie zawodnikami nie są ludzie, tylko figurki na stole piłkarzyków. Te figurki teraz zagrają naprawdę.

W trudniejszej sytuacji jest Real – chyba nie musimy dodawać, dlaczego. Na ulicach Lizbony wszędzie widać koszulki z napisem „La Decima”. Dziesiąty, historyczny triumf w Europie przewija się w każdej gazecie. Real niczego w tym sezonie jeszcze nie wygrał. Gra pięknie – zgoda, wyprowadza kontry najlepiej na świecie, ale w lidze był dopiero trzeci. Wszędzie mówi się o tym, jakie błędy popełniał przez ostatnią dekadę, dlaczego tak długo czekał na tę finał. Nawet z Cristiano Ronaldo nigdy nie przekroczył tej granicy, choć ten zarzeka się, że żarty się skończyły i czas na wielki triumf w mieście, z którego tak naprawdę ruszał na głębokie wody.

Reklama

Ronaldo nie ma najlepszych wspomnień z Atletico. Gdy w Copa Del Rey, jeszcze za czasów Mourinho, piłkarze z Calderon ograli Mourinho-team, boisko opuszczał w furii, mając na koncie czerwoną kartkę. To tylko pokazuje gamę emocji, jakie zazwyczaj towarzyszą tym spotkaniom. Szamotanina wisi w powietrzu – powiedziałby klasyk, chociaż Ancelotti pokazał, że nawet najgorętsze madryckie głowy potrafi w odpowiednim momencie wytonować.

Piłkarzy ma lepszych – to nie ulega wątpliwości. Nie będziemy po raz setny przypominać, co Królewscy zrobili z – wydawało się niezniszczalnym – Bayernem. Ale to właśnie w takie wieczory wszystkie teorie idą w łeb. Za każdym razem, gdy patrzymy na Atletico Simeone nie możemy się nadziwić, jak mocna psychicznie jest ta drużyna. Czym on ich terroryzuje? Jak wygląda motywacja? To, jak Atletico wyszło na drugą połowę ligowego meczu z Barceloną to przecież jakieś szaleństwo.

Tysiące tekstów o tym powstało. Słowo rewolucja zostało odmienione przez wszystkie przypadki, a dorabianych teorii jest tyle, że dziennikarze pisząc o fenomenie madryckiej bandy, już dawno wyszli poza piłkę. Robin Hood, Leonidas, Don Corleone. Coraz więcej znanych postaci pojawia się w tych wszystkich relacjach, a Simeone dalej ten sam. – Mecz nie jest bajką Disneya – powiedział przed meczem z Chelsea, a potem było jak zwykle. Pot i cierpienie. Hartowanie psychiki jak stal. فzy szczęścia pod fontanną Neptuna.

Pięknie byłoby być dzisiaj w Madrycie, gdzie na ratuszu wywieszono dwie gigantyczne koszulki i napis „Miasto Mistrzów”. Jeszcze piękniej byłoby zobaczyć to z bliska w Lizbonie. Myślimy o tym meczu po raz setny i za każdym razem przychodzi nam do głowy jedno: sceneria. Real obsesyjnie marzący o Decimie. Atletico chcące z przytupem zakończyć swoją futbolową rebelię. Dwa światy w jednym mieście. Dwie zupełnie inne filozofie. Umówmy się – drugi taki mecz prędko się nie powtórzy. Dlatego dziś wszystkie oczy na Lizbonę. Zakończmy ten sezon z przytupem.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama